"Czym jest Anarchia?" - Erico Malatesta. Część I
Erico Malatesta |
~ Część I ~
Wyraz anarchia pochodzi z greckiego i oznacza: bez rządu, stan narodu, który swym życiem społecznym kieruje sam, bez ustanowionej władzy, bez rządu. Zanim cały szereg myślicieli i uczonych uznał podobną organizację za możliwą i pożądaną, zanim takowa organizacja została przyjęta za cel przez stronnictwo społeczne, które stało się jednym z najważniejszych czynników w obecnej walce o oswobodzenie ludzkości - wyraz anarchia był powszechnie używany w znaczeniu nieporządku, zamieszania; nawet dziś jeszcze jest on często używany w tym znaczeniu przez ludzi nieuświadomionych, a także przez naszych przeciwników, którzy są zainteresowani ukryciem prawdy. Nie będziemy się wdawali w rozprawy filologiczne, ponieważ kwestia ta nie jest bynajmniej kwestią filologiczną, lecz historyczną. W pospolitym znaczeniu wyrazu anarchia nie można nie uznać i jego prawdziwego objaśnienia etymologicznego: pochodzenie jego zawdzięczamy temu przesądowi, że rząd jest niezbędnym organem życia społecznego i że przeto społeczeństwo bez rządu musi stać się ofiarą nieładu, chwiejąc się miedzy wszechwładztwem jednych i ślepą zemstą drugich. Istnienie tego przesądu i jego wpływ na znaczenie, jakie masy nadały wyrazowi anarchia - jest łatwe do wytłumaczenia.
Jak wszystkie zwierzęta człowiek się przystosowuje z przyzwyczajenia do warunków, wśród których żyje i nabyte przyzwyczajenia przekazuje potomstwu przez dziedziczność. Urodzony i żyjący w poddaństwie, potomek całych pokoleń niewolników człowiek, gdy zaczął myśleć, wierzył że poddaństwo jest niezbędnym warunkiem życia: swoboda wydawała mu się niemożliwą. Takim sposobem robotnik, którego płaca czyli zarobek w ciągu bardzo długiego czasu była zależna od dobrej lub złej woli swego "pana" - pracodawcy, który przyzwyczaja go uważać siebie za zależnego od "łaski" tych, którzy posiadają ziemię i kapitał - zaczynał wierzyć w końcu, że pracodawca daje mu jeść; taki robotnik nieświadomy mówił naiwnie: jakbym ja mógł żyć, gdyby panowie i bogacze wcale nie istnieli? Coś podobnego musiałby odczuwać człowiek, któremu od urodzenia krępowano nogi, w taki jednak sposób, żeby się mógł trochę poruszać; mógłby on zacząć przypisywać zdolność poruszania się tym właśnie więzom, które tylko zmniejszają i paraliżują energię mięśni jego nóg.
Jeżeli do naturalnych skutków przyzwyczajenia dodamy wychowanie otrzymywane od panów, księży, nauczycieli itd., którzy mają swój interes w tym, żeby nauczać, iż istnienie rządu i panów jest konieczne, jeśli dodamy jeszcze wpływ sędziego i policjanta, którzy usiłują zmusić do milczenia każdego, kto inaczej myśli i kto by chciał myśl swoją upowszechnić, łatwo zrozumiemy wtedy, jakim sposobem w mało rozwiniętym umyśle mas zakorzeniło się przekonanie o konieczności istnienia pana i rządu. Wyobraźmy sobie, że człowiekowi o skrępowanych nogach, o którym mówiliśmy wyżej, lekarz wykłada całą teorię i daje tysiące zręcznie ułożonych przykładów, żeby go przekonać, iż nie mógłby on ani się poruszać ani żyć, gdyby miał nogi wolne; - wtedy człowiek taki zacząłby ze wściekłością bronić swych więzów i uważałby za wrogów tych ludzi, którzy by chcieli je rozciąć. Tak więc ponieważ uwierzono w konieczność istnienia rządu, ponieważ przypuszczano, że bez rządu może być jedynie tylko nieład i zamieszanie, naturalnym jest, że wyraz anarchia, który oznacza nieobecność rządu jest rozumiany przez wielu także jako brak porządku. W historii wyrazów znajdujemy niejeden przykład takiego faktu.
W czasach i państwach, kiedy naród uznawał za niezbędne istnienie władzy w ręku - jednej osoby (monarchii), wyraz republika, który oznacza władzę większości, używany był w znaczeniu nieładu i zamętu; dziś jeszcze spotykamy takie tłumaczenie tego wyrazu w gminnej mowie prawie wszystkich krajów. Zmieńmy ogólne przekonanie, przekonajmy społeczeństwo, że rząd nie tylko nie jest potrzebny, lecz przeciwnie, niebezpieczny i szkodliwy, wtedy wyraz anarchia dlatego właśnie iż oznacza nieobecność rządu, będzie dobrze zrozumiany przez wszystkich jako porządek naturalny, zupełna harmonia potrzeb i interesów, zupełna wolność przy zupełnej solidarności.
Jak wszystkie zwierzęta człowiek się przystosowuje z przyzwyczajenia do warunków, wśród których żyje i nabyte przyzwyczajenia przekazuje potomstwu przez dziedziczność. Urodzony i żyjący w poddaństwie, potomek całych pokoleń niewolników człowiek, gdy zaczął myśleć, wierzył że poddaństwo jest niezbędnym warunkiem życia: swoboda wydawała mu się niemożliwą. Takim sposobem robotnik, którego płaca czyli zarobek w ciągu bardzo długiego czasu była zależna od dobrej lub złej woli swego "pana" - pracodawcy, który przyzwyczaja go uważać siebie za zależnego od "łaski" tych, którzy posiadają ziemię i kapitał - zaczynał wierzyć w końcu, że pracodawca daje mu jeść; taki robotnik nieświadomy mówił naiwnie: jakbym ja mógł żyć, gdyby panowie i bogacze wcale nie istnieli? Coś podobnego musiałby odczuwać człowiek, któremu od urodzenia krępowano nogi, w taki jednak sposób, żeby się mógł trochę poruszać; mógłby on zacząć przypisywać zdolność poruszania się tym właśnie więzom, które tylko zmniejszają i paraliżują energię mięśni jego nóg.
Jeżeli do naturalnych skutków przyzwyczajenia dodamy wychowanie otrzymywane od panów, księży, nauczycieli itd., którzy mają swój interes w tym, żeby nauczać, iż istnienie rządu i panów jest konieczne, jeśli dodamy jeszcze wpływ sędziego i policjanta, którzy usiłują zmusić do milczenia każdego, kto inaczej myśli i kto by chciał myśl swoją upowszechnić, łatwo zrozumiemy wtedy, jakim sposobem w mało rozwiniętym umyśle mas zakorzeniło się przekonanie o konieczności istnienia pana i rządu. Wyobraźmy sobie, że człowiekowi o skrępowanych nogach, o którym mówiliśmy wyżej, lekarz wykłada całą teorię i daje tysiące zręcznie ułożonych przykładów, żeby go przekonać, iż nie mógłby on ani się poruszać ani żyć, gdyby miał nogi wolne; - wtedy człowiek taki zacząłby ze wściekłością bronić swych więzów i uważałby za wrogów tych ludzi, którzy by chcieli je rozciąć. Tak więc ponieważ uwierzono w konieczność istnienia rządu, ponieważ przypuszczano, że bez rządu może być jedynie tylko nieład i zamieszanie, naturalnym jest, że wyraz anarchia, który oznacza nieobecność rządu jest rozumiany przez wielu także jako brak porządku. W historii wyrazów znajdujemy niejeden przykład takiego faktu.
W czasach i państwach, kiedy naród uznawał za niezbędne istnienie władzy w ręku - jednej osoby (monarchii), wyraz republika, który oznacza władzę większości, używany był w znaczeniu nieładu i zamętu; dziś jeszcze spotykamy takie tłumaczenie tego wyrazu w gminnej mowie prawie wszystkich krajów. Zmieńmy ogólne przekonanie, przekonajmy społeczeństwo, że rząd nie tylko nie jest potrzebny, lecz przeciwnie, niebezpieczny i szkodliwy, wtedy wyraz anarchia dlatego właśnie iż oznacza nieobecność rządu, będzie dobrze zrozumiany przez wszystkich jako porządek naturalny, zupełna harmonia potrzeb i interesów, zupełna wolność przy zupełnej solidarności.
Mylnym jest przekonanie, że anarchiści złą nazwę sobie obrali, ponieważ nazwa ta źle jest rozumiana przez masy i podatna na fałszywe rozumienie. Błąd leży nie w wyrażeniu, ale w samej rzeczy i trudność jaką napotykają anarchiści w propagowaniu swej idei nie zależy od nazwy, jaką oni sobie nadali, lecz od faktu, że pojęcia ich naruszają zastarzałe przesądy o znaczeniu rządu, a raczej, jak się zwykle mówi, państwa. Zanim pójdziemy dalej, musimy dobrze sobie objaśnić ten ostatni wyraz, który według mojego zdania jest przyczyną wielu nieporozumień.
I. JAK NALEŻY POJMOWAĆ WYRAZY: PAŃSTWO I RZĄD
Anarchiści posługują się zwykle wyrazem: państwo, chcąc oznaczyć zbiór instytucji politycznych, prawodawczych, sądowych, wojennych, finansowych itd., za pomocą których odbiera się narodowi prawo rządzenia własnymi sprawami, kierowania własnym postępowaniem, dbania o własne bezpieczeństwo i oddaje się to prawo w ręce garstki ludzi, którzy czy to jako przywłaszczyciele-uzurpatorzy, czy to jako wydelegowani, otrzymują moc zmuszania narodu do stosowania się według nich, posługując się w tym celu przemocą. W tym razie słowo: państwo oznacza rząd lub też pojęcie oderwane, niezależne od stanu rzeczy których uosobieniem jest państwo: wyrażenia obalić państwo; społeczeństwo bez państwa itd. odpowiadają w zupełności tej myśli, jaką anarchiści chcą wyrazić, kiedy mówią o zburzeniu wszelkiej organizacji politycznej ugruntowanej na władzy i wytworzeniu społeczeństwa z ludzi zupełnie wolnych i równych, społeczeństwa opartego na harmonii interesów i na dobrowolnym współdziałaniu wszystkich dla zaspokojenia potrzeb społecznych.
Tymczasem wyraz państwo używa się w wielu innych wypadkach i pociąga za sobą pewne nieporozumienia, szczególnie gdy się ma do czynienia z ludźmi, którzy dzięki smutnemu stanowisku społecznemu nie mieli czasu przyzwyczaić się do subtelności języka naukowego lub też, co gorsza, z ludźmi złej woli, którym zależy na powikłaniu sprawy lub złym zrozumieniu. Tak na przykład wyraz państwo używa się w znaczeniu takiego społeczeństwa, takiego zbiorowiska ludzi, złączonych na danym terytorium i stanowiących tak zwaną całość moralną, niezależnie od sposobu ugrupowania jego członków i niezależnie od stosunków, jakie między nimi panują; wyraz ten używa się jeszcze jako równoznacznik wyrazu społeczeństwo. Z powodu różnorodności w objaśnianiu wyrazu państwo, przeciwnicy anarchizmu wierzą lub też udają, że wierzą iż anarchiści chcą obalenia każdego związku społecznego, każdej zbiorowej pracy i starają się doprowadzić ludzi do odosobnienia lub do stanu gorszego niż stan dzikości.
Pod wyrazem państwo rozumie się też wyższą administrację kraju, zarząd centralny różniący się od zarządów prowincji i gmin; z tego też powodu niektórzy myślą, że anarchiści chcą tylko decentralizacji terytorialnej, zostawiając nienaruszonym pierwiastek rządowy i tym sposobem mieszają anarchizm z kantonalizmem i komunizmem. Dla tych powodów myślimy, że lepiej jest jak najrzadziej używać wyrażenia: zniesienie państwa i zamienić go innym wyraźniejszym i dokładniejszym: obalenie, zniesienie rządu. Powiedzieliśmy, że anarchia jest stanem społeczeństwa bez rządu. Lecz czy usunięcie rządów jest możliwe? Czy ono jest pożądane? Czy możemy je przewidzieć? Zastanówmy się nad tym, co to jest rząd.
Tymczasem wyraz państwo używa się w wielu innych wypadkach i pociąga za sobą pewne nieporozumienia, szczególnie gdy się ma do czynienia z ludźmi, którzy dzięki smutnemu stanowisku społecznemu nie mieli czasu przyzwyczaić się do subtelności języka naukowego lub też, co gorsza, z ludźmi złej woli, którym zależy na powikłaniu sprawy lub złym zrozumieniu. Tak na przykład wyraz państwo używa się w znaczeniu takiego społeczeństwa, takiego zbiorowiska ludzi, złączonych na danym terytorium i stanowiących tak zwaną całość moralną, niezależnie od sposobu ugrupowania jego członków i niezależnie od stosunków, jakie między nimi panują; wyraz ten używa się jeszcze jako równoznacznik wyrazu społeczeństwo. Z powodu różnorodności w objaśnianiu wyrazu państwo, przeciwnicy anarchizmu wierzą lub też udają, że wierzą iż anarchiści chcą obalenia każdego związku społecznego, każdej zbiorowej pracy i starają się doprowadzić ludzi do odosobnienia lub do stanu gorszego niż stan dzikości.
Pod wyrazem państwo rozumie się też wyższą administrację kraju, zarząd centralny różniący się od zarządów prowincji i gmin; z tego też powodu niektórzy myślą, że anarchiści chcą tylko decentralizacji terytorialnej, zostawiając nienaruszonym pierwiastek rządowy i tym sposobem mieszają anarchizm z kantonalizmem i komunizmem. Dla tych powodów myślimy, że lepiej jest jak najrzadziej używać wyrażenia: zniesienie państwa i zamienić go innym wyraźniejszym i dokładniejszym: obalenie, zniesienie rządu. Powiedzieliśmy, że anarchia jest stanem społeczeństwa bez rządu. Lecz czy usunięcie rządów jest możliwe? Czy ono jest pożądane? Czy możemy je przewidzieć? Zastanówmy się nad tym, co to jest rząd.
II. CO TO JEST RZĄD, JAK ON POWSTAŁ I ROZWIJAŁ SIĘ. DLA KOGO I DO CZEGO JEST POTRZEBNY
Skłonność do metafizyki, która nie zważając na ciosy zadawane jej przez nauki pozytywne jest jeszcze głęboko zakorzenioną w umysłach większości ludzi współczesnych, sprawia że wiele osób pojmuje rząd jako istotę moralną, posiadającą pewne przymioty rozsądku, sprawiedliwości, słuszności, niezależnie od jednostek, wchodzących w skład rządu. Dla nich rząd, a raczej państwo jest uosobieniem władzy społecznej, jest to przedstawiciel interesów ogółu, jest to wyraz praw całego narodu, wynikających z ograniczenia praw każdej jednostki. Ten sposób pojmowania rządu cieszy się poparciem osób, którym chodzi o uratowanie zasady władzy i o to aby ona przetrwała pomimo błędów i wad tych, którzy kolejno ją piastują.
Według nas rząd jest to zbiór rządzących; rządzący tj. królowie, prezydenci, ministrowie, deputowani itd. Mają władzę ustanawiania praw, regulujących stosunki pomiędzy ludźmi oraz czuwania nad ich wypełnianiem, wyznaczania i ściągania podatków, zmuszania do służby wojskowej, sądzenia i karania wykraczających przeciw prawu, kontrolowania i zatwierdzania umów prywatnych, obejmowania monopoli niektórych gałęzi produkcji,jako też i niektórych urzędów publicznych, popierania lub wzbraniania wymiany produktów, do wypowiadania wojny lub zawierania pokoju z rządami innych krajów, do nadawania lub odbierania praw itd. Rządzący jednym słowem są to ci, którzy mają moc w większym lub mniejszym stopniu posługiwania się siłą społeczną czyli innymi słowy siłą fizyczną, umysłową i ekonomiczną ogółu dla zmuszenia wszystkich do wykonywania ich woli. Moc ta stanowi podług naszego mniemania zasadę rządu, zasadę władzy. Czy rząd ma jakąś rację bytu? Po co zrzekać się władzy rozstrzygania o naszej osobistej swobodzie, naszej własnej inicjatywy na rzecz kilku osobników? Po co dawać im możliwość owładnięcia-zgodnie lub przeciw woli naszej - siłą ogółu i rozporządzania się nią podług ich upodobania? Czy są oni wyjątkowo uzdolnieni, tak iż mogą słusznie na pozór zastąpić masy i myśleć o interesach ludzi lepiej niż to potrafiliby sami zainteresowani? Czy oni są nieomylni i nieprzekupni do tego stopnia, że można w ich ręce złożyć z zupełnym zaufaniem los każdego z osobna i wszystkich razem? A gdyby nawet egzystowali ludzie nieograniczonej dobroci i wiedzy, gdyby przypuścić można (co zresztą nigdy się nie sprawdziło w historii), że władza rządzenia należałaby do najzdolniejszych i najlepszych ludzi - posiadanie władzy nie zwiększyłoby ich dobroczynnej mocy, przeciwnie skrępowałoby ją a nawet zniweczyło wskutek tego, że byliby zmuszani zajmować się wielu sprawami, których nie rozumieją, a co ważniejsze, zużywaliby wtedy większą część swej energii dla utrzymania się przy władzy, dla zadowolenia swoich przyjaciół, dla utrzymania w karbach niezadowolonych i poskramiania buntujących się.
Zresztą, czym są wszelkie rządy dobre czy złe, oświecone czy ciemne? Przez kogo są one mianowane? Czy może powstały one przez wojnę, zdobycie lub rewolucję? W takim razie lud nie może mieć żadnej pewności, że rząd taki będzie miał na względzie jedynie pożytek ogółu. Powstał taki rząd tylko drogą przywłaszczenia (uzurpacji) i poddani, o ile są niezadowoleni, muszą użyć także przemocy aby zrzucić jarzmo. Może rząd jest wybrany przez jakąś klasę lub stronnictwo? W takim razie wezmą górę interesy i idee tego właśnie stronnictwa, gdy tymczasem interesy i wola innych zejdą na plan ostatni. A jeśli rząd jest wybrany powszechnym głosowaniem? W takim razie jedynym jego uzasadnieniem jest liczba, która przecież nie może być dowodem ani słuszności ani sprawiedliwości ani uzdolnienia. Wybranymi będąc i, którzy lepiej potrafią oszukać masy, a mniejszość głosujących, która o jeden tylko głos może być mniejszą od większości, będzie musiała ustąpić. A trzeba jeszcze mieć na względzie, że jak doświadczenie wykazało, niemożliwym jest obmyślenie ta.kiego mechanizmu wyborczego, w którym wybrani byliby rzeczywistymi przedstawicielami większości.
Teorie, które starają się tłumaczyć i usprawiedliwiać istnienie rządu są liczne i rozmaite. Wszystkie razem są osnute na pojęciu, że ludzie mają interesy wprost przeciwne i żeby zmusić jednych do szanowania interesów drugich potrzebna jest siła zewnętrzna, wyższa, która ustanawia i nakazuje pewne prawidła postępowania mogące ustanowić pewną harmonię pomiędzy przeciwnymi sobie interesami, siła, która by dawała każdemu najwięcej zadowolenia, przy jak najmniejszych ofiarach. Jeżeli, mówią zwolennicy władzy, interesy, dążenia, życzenia jednego osobnika są przeciwne interesom drugiego lub nawet interesom całego społeczeństwa, to kto ma posiadać prawo i moc zmusić jednych do szanowania interesów drugich ludzi; kto będzie mógł zabronić jednemu obywatelowi pogwałcić wolę ogółu? Swoboda każdej jednostki, mówią oni, ogranicza się swobodą innych, lecz kto ustanowi te granice i kto zapewni ich poszanowanie? Naturalny antagonizm interesów i namiętności powoduje konieczność istnienia rządu, jest on więc istotną racją bytu władzy, która stawia sobie za zadanie uspokajać walczących i wyznaczać granice praw i obowiązków każdego członka społeczeństwa. Taką jest teoria, lecz teorie mogą być słusznymi jedynie wtedy, gdy są oparte na faktach i gdy dają ich wyjaśnienie, wiadomym jest jednak, że w ekonomi społecznej teorie często bywają tworzone dla usprawiedliwienia pewnych faktów, a mianowicie dla obrony przywilejów i ich uzasadnienia wobec tych, którzy właśnie są ofiarami tychże przywilejów.
Przyjrzyjmy się tedy faktom. W ciągu całego biegu historii - tak jak i w chwili obecnej - rząd jest albo brutalną przemocą, gwałtem, samowolą kilku jednostek nad masą lub też narzędziem ustanowionym dla zapewnienia przewagi i przywilejów tych którzy za pomocą siły, przebiegłości lub dziedzictwa zawładnęli wszystkimi środkami do życia, a w szczególności ziemią i korzystają z takowych, żeby trzymać lud w niewoli i zmusić go do pracowania na nich. Są dwa sposoby ciemiężenia ludzi: bezpośredni za pomocą gwałtu, siły fizycznej, lub też pośredni pozbawiając ich środków utrzymania i doprowadzając ich tym sposobem do bezsilności. Pierwszy sposób jest pierwiastkiem władzy - przywilejem politycznym, drugi jest pierwiastkiem przywileju ekonomicznego. Można jeszcze uciskać ludzi działając na ich umysły lub uczucia, co stanowi władzę religijną lub szkolną, lecz ponieważ rozum jest wytworem sił materialnych, kłamstwo i instytucje ustanowione dla rozpowszechniania tego kłamstwa mają rację bytu o tyle tylko, o ile są wynikiem przywilejów ekonomicznych i politycznych, środkiem do ich obrony i utrwalenia. W społeczeństwach pierwotnych, gdy ludność była nieliczną , a ustrój społeczny nieskomplikowany, jeżeli jakaś okoliczność stawała na przeszkodzie wprowadzeniu. w życie obyczajów i solidarności lub burzyła istniejące ustanawiając przewagę człowieka nad człowiekiem, wtedy dwie władze, polityczna i ekonomiczna bywały złączone niekiedy nawet w rękach jednego człowieka.
Ci, którzy przy pomocy siły zwyciężyli, rozporządzają się osobą i mieniem zwyciężonych, zmuszają ich do służenia, do pracowania i do spełniania swej woli. Ludzie ci są jednocześnie właścicielami, pracodawcami, królami, sędziami i katami. Lecz w miarę rozwoju społeczeństwa, w miarę wzrostu jego potrzeb i coraz większego powikłania stosunków społecznych, dłuższe trwanie takiego despotyzmu staje się niemożliwe. Aby zapewnić bezpieczeństwo własne panujący zmuszeni są z jednej strony do popierania klasy uprzywilejowanych lub też pewnej ilości osobników wspólnie zainteresowanych w ich panowaniu, z drugiej zaś strony do pozostawienia każdemu trudów znalezienia sobie środków do życia, zachowując sobie władzę wyższą, tj. prawo jak największego wyzyskiwania ludności i możność zaspokajania władczej próżności. W taki to sposób pod ochroną władzy, pod jej protekcji i do spółki z nią, a często nawet bez jej wiedzy rozwija się własność prywatna, lub mówiąc inaczej klasa posiadaczy. Ci ostatni powoli skupiają środki produkcji, prawdziwe źródła życia - rolnictwo, przemysł, handel, itd., w końcu tworzą taką władzę, która w skutek wyższości swoich środków i rozmaitości interesów, jakie obejmuje, zdobywa przewagę nad władzą polityczną, nad rządem z którego robi powoli swojego żandarma.
Zjawisko takie spotyka się nie raz w historii. Ile razy w czasie najazdu, czy też jakiegoś wojennego przedsięwzięcia siłą fizyczną, gwałt brał górę nad społeczeństwem, zwycięzcy zawsze dążyli do skupieniu w swoim ręku władzy i własności. Lecz zawsze dla rządów konieczność zapewnienia sobie poparcia klasy mającej potęgę, jak też wymagania produkcji, niemożliwość kontroli i kierownictwa nad wszystkim, na nowo przywracały własność prywatną, niezgodę dwu władz, a zarazem rzeczywistą zależność tych, co kiedyś posiadali władzę względem tych którzy posiadają źródła władzy , to jest posiadaczy.
Według nas rząd jest to zbiór rządzących; rządzący tj. królowie, prezydenci, ministrowie, deputowani itd. Mają władzę ustanawiania praw, regulujących stosunki pomiędzy ludźmi oraz czuwania nad ich wypełnianiem, wyznaczania i ściągania podatków, zmuszania do służby wojskowej, sądzenia i karania wykraczających przeciw prawu, kontrolowania i zatwierdzania umów prywatnych, obejmowania monopoli niektórych gałęzi produkcji,jako też i niektórych urzędów publicznych, popierania lub wzbraniania wymiany produktów, do wypowiadania wojny lub zawierania pokoju z rządami innych krajów, do nadawania lub odbierania praw itd. Rządzący jednym słowem są to ci, którzy mają moc w większym lub mniejszym stopniu posługiwania się siłą społeczną czyli innymi słowy siłą fizyczną, umysłową i ekonomiczną ogółu dla zmuszenia wszystkich do wykonywania ich woli. Moc ta stanowi podług naszego mniemania zasadę rządu, zasadę władzy. Czy rząd ma jakąś rację bytu? Po co zrzekać się władzy rozstrzygania o naszej osobistej swobodzie, naszej własnej inicjatywy na rzecz kilku osobników? Po co dawać im możliwość owładnięcia-zgodnie lub przeciw woli naszej - siłą ogółu i rozporządzania się nią podług ich upodobania? Czy są oni wyjątkowo uzdolnieni, tak iż mogą słusznie na pozór zastąpić masy i myśleć o interesach ludzi lepiej niż to potrafiliby sami zainteresowani? Czy oni są nieomylni i nieprzekupni do tego stopnia, że można w ich ręce złożyć z zupełnym zaufaniem los każdego z osobna i wszystkich razem? A gdyby nawet egzystowali ludzie nieograniczonej dobroci i wiedzy, gdyby przypuścić można (co zresztą nigdy się nie sprawdziło w historii), że władza rządzenia należałaby do najzdolniejszych i najlepszych ludzi - posiadanie władzy nie zwiększyłoby ich dobroczynnej mocy, przeciwnie skrępowałoby ją a nawet zniweczyło wskutek tego, że byliby zmuszani zajmować się wielu sprawami, których nie rozumieją, a co ważniejsze, zużywaliby wtedy większą część swej energii dla utrzymania się przy władzy, dla zadowolenia swoich przyjaciół, dla utrzymania w karbach niezadowolonych i poskramiania buntujących się.
Zresztą, czym są wszelkie rządy dobre czy złe, oświecone czy ciemne? Przez kogo są one mianowane? Czy może powstały one przez wojnę, zdobycie lub rewolucję? W takim razie lud nie może mieć żadnej pewności, że rząd taki będzie miał na względzie jedynie pożytek ogółu. Powstał taki rząd tylko drogą przywłaszczenia (uzurpacji) i poddani, o ile są niezadowoleni, muszą użyć także przemocy aby zrzucić jarzmo. Może rząd jest wybrany przez jakąś klasę lub stronnictwo? W takim razie wezmą górę interesy i idee tego właśnie stronnictwa, gdy tymczasem interesy i wola innych zejdą na plan ostatni. A jeśli rząd jest wybrany powszechnym głosowaniem? W takim razie jedynym jego uzasadnieniem jest liczba, która przecież nie może być dowodem ani słuszności ani sprawiedliwości ani uzdolnienia. Wybranymi będąc i, którzy lepiej potrafią oszukać masy, a mniejszość głosujących, która o jeden tylko głos może być mniejszą od większości, będzie musiała ustąpić. A trzeba jeszcze mieć na względzie, że jak doświadczenie wykazało, niemożliwym jest obmyślenie ta.kiego mechanizmu wyborczego, w którym wybrani byliby rzeczywistymi przedstawicielami większości.
Teorie, które starają się tłumaczyć i usprawiedliwiać istnienie rządu są liczne i rozmaite. Wszystkie razem są osnute na pojęciu, że ludzie mają interesy wprost przeciwne i żeby zmusić jednych do szanowania interesów drugich potrzebna jest siła zewnętrzna, wyższa, która ustanawia i nakazuje pewne prawidła postępowania mogące ustanowić pewną harmonię pomiędzy przeciwnymi sobie interesami, siła, która by dawała każdemu najwięcej zadowolenia, przy jak najmniejszych ofiarach. Jeżeli, mówią zwolennicy władzy, interesy, dążenia, życzenia jednego osobnika są przeciwne interesom drugiego lub nawet interesom całego społeczeństwa, to kto ma posiadać prawo i moc zmusić jednych do szanowania interesów drugich ludzi; kto będzie mógł zabronić jednemu obywatelowi pogwałcić wolę ogółu? Swoboda każdej jednostki, mówią oni, ogranicza się swobodą innych, lecz kto ustanowi te granice i kto zapewni ich poszanowanie? Naturalny antagonizm interesów i namiętności powoduje konieczność istnienia rządu, jest on więc istotną racją bytu władzy, która stawia sobie za zadanie uspokajać walczących i wyznaczać granice praw i obowiązków każdego członka społeczeństwa. Taką jest teoria, lecz teorie mogą być słusznymi jedynie wtedy, gdy są oparte na faktach i gdy dają ich wyjaśnienie, wiadomym jest jednak, że w ekonomi społecznej teorie często bywają tworzone dla usprawiedliwienia pewnych faktów, a mianowicie dla obrony przywilejów i ich uzasadnienia wobec tych, którzy właśnie są ofiarami tychże przywilejów.
Przyjrzyjmy się tedy faktom. W ciągu całego biegu historii - tak jak i w chwili obecnej - rząd jest albo brutalną przemocą, gwałtem, samowolą kilku jednostek nad masą lub też narzędziem ustanowionym dla zapewnienia przewagi i przywilejów tych którzy za pomocą siły, przebiegłości lub dziedzictwa zawładnęli wszystkimi środkami do życia, a w szczególności ziemią i korzystają z takowych, żeby trzymać lud w niewoli i zmusić go do pracowania na nich. Są dwa sposoby ciemiężenia ludzi: bezpośredni za pomocą gwałtu, siły fizycznej, lub też pośredni pozbawiając ich środków utrzymania i doprowadzając ich tym sposobem do bezsilności. Pierwszy sposób jest pierwiastkiem władzy - przywilejem politycznym, drugi jest pierwiastkiem przywileju ekonomicznego. Można jeszcze uciskać ludzi działając na ich umysły lub uczucia, co stanowi władzę religijną lub szkolną, lecz ponieważ rozum jest wytworem sił materialnych, kłamstwo i instytucje ustanowione dla rozpowszechniania tego kłamstwa mają rację bytu o tyle tylko, o ile są wynikiem przywilejów ekonomicznych i politycznych, środkiem do ich obrony i utrwalenia. W społeczeństwach pierwotnych, gdy ludność była nieliczną , a ustrój społeczny nieskomplikowany, jeżeli jakaś okoliczność stawała na przeszkodzie wprowadzeniu. w życie obyczajów i solidarności lub burzyła istniejące ustanawiając przewagę człowieka nad człowiekiem, wtedy dwie władze, polityczna i ekonomiczna bywały złączone niekiedy nawet w rękach jednego człowieka.
Ci, którzy przy pomocy siły zwyciężyli, rozporządzają się osobą i mieniem zwyciężonych, zmuszają ich do służenia, do pracowania i do spełniania swej woli. Ludzie ci są jednocześnie właścicielami, pracodawcami, królami, sędziami i katami. Lecz w miarę rozwoju społeczeństwa, w miarę wzrostu jego potrzeb i coraz większego powikłania stosunków społecznych, dłuższe trwanie takiego despotyzmu staje się niemożliwe. Aby zapewnić bezpieczeństwo własne panujący zmuszeni są z jednej strony do popierania klasy uprzywilejowanych lub też pewnej ilości osobników wspólnie zainteresowanych w ich panowaniu, z drugiej zaś strony do pozostawienia każdemu trudów znalezienia sobie środków do życia, zachowując sobie władzę wyższą, tj. prawo jak największego wyzyskiwania ludności i możność zaspokajania władczej próżności. W taki to sposób pod ochroną władzy, pod jej protekcji i do spółki z nią, a często nawet bez jej wiedzy rozwija się własność prywatna, lub mówiąc inaczej klasa posiadaczy. Ci ostatni powoli skupiają środki produkcji, prawdziwe źródła życia - rolnictwo, przemysł, handel, itd., w końcu tworzą taką władzę, która w skutek wyższości swoich środków i rozmaitości interesów, jakie obejmuje, zdobywa przewagę nad władzą polityczną, nad rządem z którego robi powoli swojego żandarma.
Zjawisko takie spotyka się nie raz w historii. Ile razy w czasie najazdu, czy też jakiegoś wojennego przedsięwzięcia siłą fizyczną, gwałt brał górę nad społeczeństwem, zwycięzcy zawsze dążyli do skupieniu w swoim ręku władzy i własności. Lecz zawsze dla rządów konieczność zapewnienia sobie poparcia klasy mającej potęgę, jak też wymagania produkcji, niemożliwość kontroli i kierownictwa nad wszystkim, na nowo przywracały własność prywatną, niezgodę dwu władz, a zarazem rzeczywistą zależność tych, co kiedyś posiadali władzę względem tych którzy posiadają źródła władzy , to jest posiadaczy.
Rząd staje się zawsze i nieodzownie stróżem posiadaczy. Lecz nigdy to zjawisko tak wyraźnie się nie zaznaczyło jak za naszych czasów. Rozwój produkcji, ogromny rozrost handlu, nadmierna potęga, jaką pozyskał pieniądz oraz wszystkie zmiany spowodowane przez odkrycie Ameryki, wynalezienie maszyny itp., zapewniły taką przewagę kapitalistom, że ci nie zadowalając się poparciem rządu, zapragnęli by rząd wywodził się z ich własnego łona. Rząd, który wywodził swoje pochodzenie od prawa zwycięstwa (od prawa boskiego, jak mówią monarchowie i ich kapłani) o ile okoliczności czynią go zależnym od klasy kapitalistów, okazywał zwykle pewną wyniosłość i pogardę dla swych dawnych wzbogaconych niewolników oraz dążenie do niepodległości i przewagi. Chociaż rząd taki był rzeczywiście obrońcą i 2andarmem posiadaczy, lecz żandarmem, który ma się za coś wyższego i jest aroganckim, jeżeli nie może ich obedrzeć i udusić przy pierwszej lepszej okazji. Klasa kapitalistów pozbywa się tego rządu w sposób mniej lub bardziej gwałtowny, aby go zastąpić przez rząd wybrany przez nią samą, ze swego łona podlegający jej kontroli i zorganizowany specjalnie w celu obrony przeciw możliwym wymaganiom wydziedziczonych. Stąd powstaje obecny system parlamentarny. Dziś rząd, składający się z posiadaczy oraz ludzi im oddanych istnieje wyłącznie na usługi posiadaczy i to do takiego stopnia, że najbogatsi z nich nie raczą nawet brać w nim udziału. Rotszyld nie potrzebuje być ani ministrem ani deputowanym, wystarcza mu mieć na swe usługi deputowanych i ministrów.
W wielu krajach proletariat jest dopuszczony w zasadzie w większym lub mniejszym zakresie do udziału w wyborze rządu. Jest to ustępstwo ze strony burżuazji mające na celu pozyskanie proletariatu dla walki przeciw władzy królewskiej lub arystokratycznej, lub też dla odwiedzenia go od myśli wyzwolenia się, przez nadanie mu pozorów panowania. Czy burżuazja to przewidziała czy nie, dając ludowi prawo głosowania, pewnym jest, że prawo to okazało się zwodniczym, mogącym jedynie utrwalić władzę burżuazji przez wzbudzenie w najenergiczniejszej części proletariatu ułudnej nadziei dojścia do władzy. Nawet przy powszechnym głosowaniu, powiedzmy raczej, zwłaszcza przy powszechnym głosowaniu, rząd pozostał niewolnikiem i żandarmem burżuazji. Gdyby było inaczej, gdyby rząd okazał się nieprzyjazny, gdyby "demokracja" mogła być czymś innym niż sposobem oszukiwania ludu, burżuazja zagrożona w swych interesach przygotowałaby się do powstania i użyłaby całej siły i całego wpływu, jaki jej daje posiadanie bogactw, żeby zmusić rząd do pełnienia jedynie obowiązków sługi i żandarma. Wszędzie i zawsze, niezależnie od nazwy, jaką przybiera rząd, niezależnie od tego, jakie jest jego pochodzenie i organizacja- zasadniczą jego czynnością jest gnębienie i wyzyskiwanie mas, bronienie ciemięzców i przywłaszczycieli, jego głównymi narzędziami charakterystycznymi i niezbędnymi są żandarm i poborca podatkowy, żołnierz i dozorca więzienny, do szeregu których dołącza się handlarz obłudy i kłamstwa: ksiądz lub nauczyciel, opłacani i protegowani przez rząd celem ujarzmiania umysłów i robienia ich uległymi. Naturalnie z biegiem czasu do tych funkcji pierwotnych, do tych głównych organów rządu przyłączyły się inne.
Dodajmy jeszcze, że nawet w najmniej cywilizowanym kraju nigdy lub prawie nigdy nie egzystował rząd który by prócz swych czynności ciemięzcy i łupieżcy przyznał sobie prawa inne, użyteczne lub niezbędne w życiu społecznym. Ale to wcale nie zmienia faktu, że rząd jest z natury rzeczy ciemięzcą i łupieżcą, że dzięki swemu pochodzeniu i stanowisku zmuszony jest do bronienia i wspierania klasy panującej; fakt ten nie tylko potwierdza, ale zwiększa znaczenie tego cośmy powiedzieli wyżej. Rzeczywiście rząd bierze na siebie obowiązek bronienia mniej lub bardziej życia obywateli od bezpośrednich i gwałtownych napadów. On uznaje i nadaje moc pewnej ilości praw i obowiązków zasadniczych oraz obyczajów i zwyczajów, bez których niemożliwe jest życie społeczne; on organizuje niektóre instytucje publiczne i nimi kieruje, jak np. poczty, drogi, higiena społeczna, ochrona lasów itd., on zakłada przytułki i szpitale, stara się grać rolę, co jest łatwe do zrozumienia, opiekuna i dobroczyńcy biednych i słabych.
Lecz dość jest zwrócić uwagę, w jaki sposób i dlaczego spełnia on to zadanie, żeby się dowolnie przekonać, że wszystko, co rząd robi wynika z chęci przewodniczenia i ma na celu obronę, powiększenie i utrwalenie własnych przywilejów lub przywilejów tej klasy, której jest przedstawicielem i obrońcą. Rząd nie może długo istnieć nie przybierając pozorów użyteczności publicznej, nie może strzec życia uprzywilejowanych, jeżeli nie okazuje się równym obrońcą życia wszystkich; nie może zmusić do uznania przywilejów dla jednych nie udając chęci bronienia praw zarówno wszystkich obywateli. "Prawo" powiada Kropotkin, mając na myśli tych co ustanowili prawo, a więc rząd, "prawo zużytkowało uczucia społeczne człowieka, żeby jednocześnie z zasadami moralności już uznanymi wprowadzić przepisy, korzystne dla mniejszości łupieżców, przeciwko którym człowiek mógłby się zbuntować". Rząd nie może pragnąć ruiny społeczeństwa, gdyż wtedy znikłby dla niego i dla klasy uprzywilejowanych materiał do wyzyskiwania. Nie może też pozwolić na to, żeby społeczeństwo rządziło się samo, bezpośrednio, ponieważ wtedy naród łatwo by się spostrzegł, że rząd nie jest wcale potrzebny, tylko chyba dla bronienia posiadaczy, którzy go głodzą i postarałby się uwolnić od rządów i posiadaczy. Dziś, wobec groźnych i natarczywych żądań proletariatu, rządy okazują dążność do pośredniczenia między pracodawcami i robotnikami. Tym sposobem starają się wykoleić ruch robotniczy i za pomocą pewnych oszukańczych reform nie dopuścić, ażeby biedni brali sobie sami to, co jest im potrzebne do dobrobytu w równej dla wszystkich części.
Trzeba przy tym mieć na uwadze, że burżuazja czyli właściciele sami są w ciągłej walce pomiędzy sobą i wzajemnie się pożerają, z drugiej zaś strony, że rząd chociaż jest dzieckiem, niewolnikiem i obrońcą burżuazji, dąży do wyzwolenia się jak każdy niewolnik i do rządzenia protegowanym jak każdy obrońca. Stąd ta gra wahadła, to szarpanie, to nadawanie i odbieranie ulg, to wyszukiwanie sprzymierzeńców pomiędzy wstecznikami, gra przeciwko ludowi, która jest mądrością rządzących i która tworzy złudzenia dla naiwnych i leniwych, oczekujących zawsze zbawienia z góry. Z tym wszystkim jednak rząd nie zmienia swych właściwości; jeżeli staje się rękojmią i kierownikiem, który reguluje prawa i obowiązki każdego, wtedy wypacza poczucie sprawiedliwości, uznaje za przestępstwo i karze każdy postępek, który zagraża lub obraża przywileje rządzących i posiadaczy; uznaje za sprawiedliwe i legalne najokropniejszy wyzysk nędzarzy, powolne i ciągłe zabójstwo moralne i materialne, popełniane przez posiadających na szkodę wydziedziczonych. Stając się administratorem instytucji publicznych będzie zawsze miał na widoku interesy rządzących i posiadaczy i będzie się zajmował interesami mas pracujących o tyle tylko, o ile to jest potrzebne, aby je skłonić do płacenia.
W roli wychowawcy nie dopuszcza do rozpowszechnienia prawdy, dąży do urobienia umysłu i serca młodych tak, by uczynić z nich albo nieubłaganych tyranów, albo posłusznych niewolników, zależnie od warstwy do jakiej należą. Wszystko w ręku rządu staje się sposobem wyzysku, a każda instytucja nosi charakter urzędu policyjnego, aby lud utrzymać w okowach. I tak być powinno. Jeżeli życie ludzi jest walką wzajemną, muszą być naturalnie zwycięzcy i zwyciężeni, a władza, która jest nagrodą walki, lub też środkiem zapewnienia zwycięzcom owoców zwycięstwa - nie będzie nigdy w ręku zwyciężonych, czy walka będzie natury fizycznej, umysłowej, czy też ekonomicznej. Ci co walczyli, aby zwyciężyć, żeby zapewnić sobie lepsze warunki, zdobyć przywileje, władzą i prawo rządzenia raz zwyciężywszy, na pewno nie pomyślą o obronie praw zwyciężonych lub ograniczeniu własnej woli jak też swych przyjaciół i stronników. Rząd strzegący sprawiedliwości, uśmierzający walki społeczne, bezstronny obrońca interesów ogółu, jest legendą, fałszem, utopią nigdy nie ziszczoną i nie mogącą się ziścić.
W wielu krajach proletariat jest dopuszczony w zasadzie w większym lub mniejszym zakresie do udziału w wyborze rządu. Jest to ustępstwo ze strony burżuazji mające na celu pozyskanie proletariatu dla walki przeciw władzy królewskiej lub arystokratycznej, lub też dla odwiedzenia go od myśli wyzwolenia się, przez nadanie mu pozorów panowania. Czy burżuazja to przewidziała czy nie, dając ludowi prawo głosowania, pewnym jest, że prawo to okazało się zwodniczym, mogącym jedynie utrwalić władzę burżuazji przez wzbudzenie w najenergiczniejszej części proletariatu ułudnej nadziei dojścia do władzy. Nawet przy powszechnym głosowaniu, powiedzmy raczej, zwłaszcza przy powszechnym głosowaniu, rząd pozostał niewolnikiem i żandarmem burżuazji. Gdyby było inaczej, gdyby rząd okazał się nieprzyjazny, gdyby "demokracja" mogła być czymś innym niż sposobem oszukiwania ludu, burżuazja zagrożona w swych interesach przygotowałaby się do powstania i użyłaby całej siły i całego wpływu, jaki jej daje posiadanie bogactw, żeby zmusić rząd do pełnienia jedynie obowiązków sługi i żandarma. Wszędzie i zawsze, niezależnie od nazwy, jaką przybiera rząd, niezależnie od tego, jakie jest jego pochodzenie i organizacja- zasadniczą jego czynnością jest gnębienie i wyzyskiwanie mas, bronienie ciemięzców i przywłaszczycieli, jego głównymi narzędziami charakterystycznymi i niezbędnymi są żandarm i poborca podatkowy, żołnierz i dozorca więzienny, do szeregu których dołącza się handlarz obłudy i kłamstwa: ksiądz lub nauczyciel, opłacani i protegowani przez rząd celem ujarzmiania umysłów i robienia ich uległymi. Naturalnie z biegiem czasu do tych funkcji pierwotnych, do tych głównych organów rządu przyłączyły się inne.
Dodajmy jeszcze, że nawet w najmniej cywilizowanym kraju nigdy lub prawie nigdy nie egzystował rząd który by prócz swych czynności ciemięzcy i łupieżcy przyznał sobie prawa inne, użyteczne lub niezbędne w życiu społecznym. Ale to wcale nie zmienia faktu, że rząd jest z natury rzeczy ciemięzcą i łupieżcą, że dzięki swemu pochodzeniu i stanowisku zmuszony jest do bronienia i wspierania klasy panującej; fakt ten nie tylko potwierdza, ale zwiększa znaczenie tego cośmy powiedzieli wyżej. Rzeczywiście rząd bierze na siebie obowiązek bronienia mniej lub bardziej życia obywateli od bezpośrednich i gwałtownych napadów. On uznaje i nadaje moc pewnej ilości praw i obowiązków zasadniczych oraz obyczajów i zwyczajów, bez których niemożliwe jest życie społeczne; on organizuje niektóre instytucje publiczne i nimi kieruje, jak np. poczty, drogi, higiena społeczna, ochrona lasów itd., on zakłada przytułki i szpitale, stara się grać rolę, co jest łatwe do zrozumienia, opiekuna i dobroczyńcy biednych i słabych.
Lecz dość jest zwrócić uwagę, w jaki sposób i dlaczego spełnia on to zadanie, żeby się dowolnie przekonać, że wszystko, co rząd robi wynika z chęci przewodniczenia i ma na celu obronę, powiększenie i utrwalenie własnych przywilejów lub przywilejów tej klasy, której jest przedstawicielem i obrońcą. Rząd nie może długo istnieć nie przybierając pozorów użyteczności publicznej, nie może strzec życia uprzywilejowanych, jeżeli nie okazuje się równym obrońcą życia wszystkich; nie może zmusić do uznania przywilejów dla jednych nie udając chęci bronienia praw zarówno wszystkich obywateli. "Prawo" powiada Kropotkin, mając na myśli tych co ustanowili prawo, a więc rząd, "prawo zużytkowało uczucia społeczne człowieka, żeby jednocześnie z zasadami moralności już uznanymi wprowadzić przepisy, korzystne dla mniejszości łupieżców, przeciwko którym człowiek mógłby się zbuntować". Rząd nie może pragnąć ruiny społeczeństwa, gdyż wtedy znikłby dla niego i dla klasy uprzywilejowanych materiał do wyzyskiwania. Nie może też pozwolić na to, żeby społeczeństwo rządziło się samo, bezpośrednio, ponieważ wtedy naród łatwo by się spostrzegł, że rząd nie jest wcale potrzebny, tylko chyba dla bronienia posiadaczy, którzy go głodzą i postarałby się uwolnić od rządów i posiadaczy. Dziś, wobec groźnych i natarczywych żądań proletariatu, rządy okazują dążność do pośredniczenia między pracodawcami i robotnikami. Tym sposobem starają się wykoleić ruch robotniczy i za pomocą pewnych oszukańczych reform nie dopuścić, ażeby biedni brali sobie sami to, co jest im potrzebne do dobrobytu w równej dla wszystkich części.
Trzeba przy tym mieć na uwadze, że burżuazja czyli właściciele sami są w ciągłej walce pomiędzy sobą i wzajemnie się pożerają, z drugiej zaś strony, że rząd chociaż jest dzieckiem, niewolnikiem i obrońcą burżuazji, dąży do wyzwolenia się jak każdy niewolnik i do rządzenia protegowanym jak każdy obrońca. Stąd ta gra wahadła, to szarpanie, to nadawanie i odbieranie ulg, to wyszukiwanie sprzymierzeńców pomiędzy wstecznikami, gra przeciwko ludowi, która jest mądrością rządzących i która tworzy złudzenia dla naiwnych i leniwych, oczekujących zawsze zbawienia z góry. Z tym wszystkim jednak rząd nie zmienia swych właściwości; jeżeli staje się rękojmią i kierownikiem, który reguluje prawa i obowiązki każdego, wtedy wypacza poczucie sprawiedliwości, uznaje za przestępstwo i karze każdy postępek, który zagraża lub obraża przywileje rządzących i posiadaczy; uznaje za sprawiedliwe i legalne najokropniejszy wyzysk nędzarzy, powolne i ciągłe zabójstwo moralne i materialne, popełniane przez posiadających na szkodę wydziedziczonych. Stając się administratorem instytucji publicznych będzie zawsze miał na widoku interesy rządzących i posiadaczy i będzie się zajmował interesami mas pracujących o tyle tylko, o ile to jest potrzebne, aby je skłonić do płacenia.
W roli wychowawcy nie dopuszcza do rozpowszechnienia prawdy, dąży do urobienia umysłu i serca młodych tak, by uczynić z nich albo nieubłaganych tyranów, albo posłusznych niewolników, zależnie od warstwy do jakiej należą. Wszystko w ręku rządu staje się sposobem wyzysku, a każda instytucja nosi charakter urzędu policyjnego, aby lud utrzymać w okowach. I tak być powinno. Jeżeli życie ludzi jest walką wzajemną, muszą być naturalnie zwycięzcy i zwyciężeni, a władza, która jest nagrodą walki, lub też środkiem zapewnienia zwycięzcom owoców zwycięstwa - nie będzie nigdy w ręku zwyciężonych, czy walka będzie natury fizycznej, umysłowej, czy też ekonomicznej. Ci co walczyli, aby zwyciężyć, żeby zapewnić sobie lepsze warunki, zdobyć przywileje, władzą i prawo rządzenia raz zwyciężywszy, na pewno nie pomyślą o obronie praw zwyciężonych lub ograniczeniu własnej woli jak też swych przyjaciół i stronników. Rząd strzegący sprawiedliwości, uśmierzający walki społeczne, bezstronny obrońca interesów ogółu, jest legendą, fałszem, utopią nigdy nie ziszczoną i nie mogącą się ziścić.