"Czciciele Gwiazd" ~ Miloslav Stingl. Część II
Alexey Paramonov © |
Część II
(Część I - Tutaj*)
Tekst przeniesiony z mojego starego bloga, z datą: 28.12.2013)
(Część I - Tutaj*)
Tekst przeniesiony z mojego starego bloga, z datą: 28.12.2013)
~ Odpowiednim słowom dać znaczenie:
Co mają ze sobą wspólnego: Synowie Jaguara i Qhas Qut Suñi - Mieszkańcy Jeziora? ~
Co mają ze sobą wspólnego: Synowie Jaguara i Qhas Qut Suñi - Mieszkańcy Jeziora? ~
Jak pisałam w części I, wojujący kult Jaguara, przybył do Ameryki Środkowej i Południowej wraz z
nastaniem panowania militarnego ludu Chavín. Kult ten zmienił
perspektywę duchową i społeczną rdzennych mieszkańców nie do poznania,
wypierając kult agrarny związany z wodą i Wielką Macierzą, na peryferie
myślenia i podobnie jak w przypadku innych ośrodków cywilizacyjnych
świata, w tym samym czasie wprowadził kult Boga Słońca oraz konstelacji
Oriona.
Do dzisiaj toczą się spory o prawdziwe datowanie tej kultury, lecz nie sposób odrzucić skojarzenia, że Przemiana
na świecie, tak gwałtowna, często okrutna i pokrętna, zacierająca
wiedzę poprzedniego kultu i Cywilizacji, nie mogła zaistnieć "sama z siebie", bez
wyraźnego (tylko czyjego?) kierownictwa. Kult matrylinearny, a więc
nastawiony na cześć oddawaną Ziemi (Terra), jako Wielkiej Matce, w tym samym
czasie został strącony z piedestału, wyszydzony, zdemonizowany, tak iż
do dzisiaj świeccy słudzy patriarchalnego kapłaństwa na akademiach i
ośrodkach badawczych, szerzą obraźliwe kłamstwa, jakoby "wszelkie ofiary
z ludzi", kiedykolwiek istniejące, zachodziły wyłącznie pod panowaniem
kultu Bogini.
Ci sami, rzekomo rzetelni naukowcy, milczą jednak, że wzmianki o
ludzkich ofiarach pojawiają się w zbiorowej pamięci (poprzez mity) dopiero
wraz z nastaniem "kultu Słońca". Przykład z Ameryki Środkowej (Cyw.
Majów) - świadczy dobitnie o słuszności tej tezy. Po obaleniu przez
"obcych" przybyszów z gwiazd (jak Majowie zwali swych bogów-patriarchów)
- cokolwiek to znaczy - kultu Bogini Ziemi: Coatlicue, do głosu doszedł jej wojujący syn - Huitzilopochtli. Według legendy Coatlicue, urodziła Go jako dziewica po przyjęciu w
siebie spadającej z nieba pierzastej piłki - Księżyca (?). Patriarchalny porządek, który nastał po
okresie jej
panowania (ergo = panowania Wielkich Mędrców ze Wschodu, z nieznanego
lądu - jak podają Majowie, a byli Oni biali*), zapoczątkował krwawą erę
"składania ludzkich ofiar", a to dlatego, iż w pewnym momencie, ok. 6-5.
tyś. lat temu, "bogowie z gwiazd" jak przybyli, tak odeszli, ale co
najważniejsze, obiecali powrócić (ten zapis pojawia się także w NT i nie jest niczym nowym).
Aztecki rytuał składania ludzkiej ofiary ku czci Boga Słońca |
Pal licho, że inne zapisy mitologiczne ze Starego Świata głoszą, że odeszli, ponieważ ktoś ich do tego zmusił,
walczyli dzielnie w obronie ludzi, lecz tę "bitwę w Niebie" przegrali a
ich miejsce zajął... ktoś Inny (??). To jednak należy do sfery studiów
interdyscyplinarnych, do których odsyłam zainteresowanych, jednak sama,
powracam do Ameryki Pd, co by uniknąć niepotrzebnych dygresji.
Kim byli bogowie Chavín? (Wielka Głowa, średnica 3,5 m) |
Skąd podobieństwa kultu solarnego (w symbolice) na całym świecie? |
Fotografia Miasta Synów Jaguara, zrobione z Pd-Wschodu |
Komputerowa symulacja, jak wyglądały fundamenty tego miasta (z Muzeum kultury Chavín w Peru) |
Brama do "Miasta.." |
Raz jeszcze "Obelisk Tello" (w ultrafiolecie), hm... |
"Obelisk Tello" (rozpis zawartych nań symboli w powiększeniu*- klik ), Z czym Wam "na pierwszy rzut oka" kojarzy się powyższy obelisk? |
Ale na tym nie kończą się osiągnięcia ludu Chavín. Nieopodal położonego ok. 3 tyś. m n.p.m miasta w północno-zachodnim Peru, znajduje się ogromny akwedukt wykuty w skale, zajmujący łącznie ponad 2,5 ha. Zaś w dolinie Nepeña
(dokładnie między dwoma górami), tkwi zapora skalna na wodę o
szerokości 24 m u podstawy. Odchodzą od niej specjalne kanały. Wg.
współczesnych pomiarów, tylko jeden z nich miał długość 20 km. Jest
także świątynia w kształcie gigantycznej głowy (jej średnica 3,5 m, parę
zdjęć wyżej*).
Ale Uwaga! Na jednej z internetowych stron natknęłam się na tezę, że "kultura Chavín"
jest celowo stworzoną w XX w. mistyfikacją, mającą na celu
udowodnienie, że dopiero za "jaśnie wielmożnych bożków Słońca", a więc w
dobie patriarchatu narodziła się Cywilizacja i wszelkie znane nam
Prawa. Przyznaję, że jest to dość mocna teza, i jak zawsze - wychodzi
ona z ust nikogo innego, jak rosyjskich archeologów - a chociaż mam
ambiwalentny stosunek do powyższego, to jednak gdy wezmę pod uwagę
współczesne rekonstrukcje Jeana Philippe Lauera
(francuskiego architekta), który zbudował w XX w. fałszywe struktury
architektoniczne na terenie np. Piramidy Schodkowej w Sakkarze (Egipt) o
czym do dzisiaj nie wie wielu turystów, pstrykając sobie fotki, budzą
się i we mnie lekkie podejrzenia:
w.w budowla IMITUJĄCA dzieło rąk Starożytnych Egipcjan w Sakkarze, dzieła szalonego budowniczego z Francji na usługach UNESCO! |
Więcej nt. tej bulwersującej sprawy (o której wspominałam w poprzedniej części) w linku poniżej! |
Nt. innych tez p. Kijewskiego, nie będę zabierać głosu, bo nie jestem ekspertem. Biorąc jednak pod uwagę innego tego rodzaju tezy, np. "teorię" Immanuiła Wielikowskiego (Immanuel Velikovsky oraz Davida N. Talbotta),
znając nie upublicznione na Zachodzie zdjęcia astronomiczne z sond
radzieckich, posiłkując się wiedzą zapisaną w zachowanych tekstach
Starożytności (mam na myśli pseudo święte księgi znanych kultur oraz mity z
czterech stron świata), jak i interesując się już od czasów szkoły
średniej, poprzez studia, nie-pasującymi do odgórnej dogmy
ewolucjonistycznej, znaleziskami archeo' ... biorąc to wszystko i
mieszając w jednym kotle, jestem skłonna uwierzyć w powyższe (nt. mistyfikacji i dewastacji przez UNESCO), ponieważ
pewne fakty pokrywają się z wiedzą znaną mi z innych źródeł. Prawdę tę
ponadto przekazują poszukiwacze zaginionej mądrości wielcy tego świata
od setek lat, nie raz za to ginęli... dlaczego miałabym wierzyć Władzy a
nie Im?
Jeśliby jednak ktoś był zainteresowany tezami p. Kijewskiego, podaję linki: Archeo-Patologia czy Księżycowa-Hipoteza.
Niemniej... co mogłoby być możliwe w przypadku jednego stanowiska
archeo' czy dwóch... nie sądzę, aby było możliwe na masową skalę. Czyż
nie? (a co jeśli..?). Choć oczywistym jest, że patriarchalni najeźdźcy, czciciele Słońca (tylko którego, tak naprawdę?),
wiele po-ukrywali, zniszczyli, pozmieniali, nadal to czynią - jak widać z
doniesień pana Kijewskiego, który sam onegdaj był pracownikiem naukowym
i jak przyznaje, jego samego - przez lata - zwodziła światowa
propaganda. Nie dziwię się zatem, że pan Kijewski nie potrafi milczeć,
ryzykując wyśmianie, wykluczenie, gdyż jeśli (a przychylam się ku tej
tezie, opierając na własnych badaniach) to wszystko prawda (to o zacieraniu przeszłości przez najw. ośrodki naukowe świata), należy o tym
mówić głośno. Ktoś znowu próbuje cofnąć Nas w samorozwoju a w tym celu,
niszczy dowody, które w przyszłości znów mogłyby zbudzić lawinę pytań.
Przecież gdyby nie było tych wszystkich "cudactw" na świecie, żaden Erich
von Däniken nie miałby po co snuć swe teorie z kosmosu, prawda? Bez względu na
to, który siewca teorii ma rację, fakt pozostaje faktem, że gdzie panuje
zmowa milczenia i celowe tuszowanie niewygodnych faktów, tam zawsze
rodzą się podejrzenia i czasem najbardziej przejaskrawione hipotezy.
Prawda, moi koffani, nie posługuje się kłamstwem. Nigdy! Prawda nie
potrzebuje kamuflażu, nie potrzebuje takich zabiegów i nie boi się
ostrza krytyki. Czy nie tego uczy "patriarchalizm" w całej swej wielotysięcznej
obłudzie?
Jesus Helquera © |
Jesus Helquera © |
Jesus Helquera © |
Bez względu na to czy kultura Chavín
jest prawdziwa, czy nie, jedno pozostaje niezmienne. Kiedy jedni
"bogowie z gwiazd" byli zmuszeni odejść, pozostawiając swe ziemskie
dzieci na pastwę "zwycięzców", kult Bogini Matki a także sama pozycja
kobiet w społeczeństwie, została zmieniona. Z niegdyś bardzo szanowanych
"matek założycielek rodu, klanu", kapłanek/szamanek i Wiedzących, których
słuchali się męscy władcy plemienni (władza wszak jest tak stara jak sam rodzaj
ludzki - to nasze piętno*), stały się jedynie "inkubatorami" dla męskich
potomków, kucharkami, służącymi a nawet "towarem" przetargowym w młodej
dyplomacji. Tak jak bydło w wielu prymitywnych kulturach, chociażby w kulturze muzułmańskiej.
Ileż to wojen udało się uniknąć, tylko dlatego, że córki "nowych królów" oddawane były w obce ręce? ST ukazuje nam jak Lot aby oszczędzić przed zakusami rozszalałego tłumu Sodomy swych "tajemniczych" gości z gwiazd, wydaje na pastwę zbereźników własną córkę i żonę. Przypadek? Ileż to mądrości pogrzebano na wieki, odmawiając kobietom prawa do "pisania i czytania", do zajmowania się nocnym niebem, czy leczeniem? Czy to nie z tego powodu palono stosy? A królowie naszych czasów przez wieki kupczyli swymi córkami nawiązując polityczne sojusze?Dużo ten nasz Zachód (zwłaszcza dzisiaj) mówi o "wolności i równouprawnieniu", jednakże kobieta w społeczeństwie patriarchalnym nie posiada nawet własnego nazwiska, jeśli nie odziedziczy go jak część inwentarza po swym ojcu a potem - po mężu. No cóż... Gdy zna się nauczanie Opus Dei, powołując się na godne szacunku, to fakt, przykazanie IV, tj. "Ojciec - jest przedstawicielem Boga na Ziemi" (ojciec-pedofil czy alkoholik-damski-bokser - też?) a więc należy się mu bezwzględne posłuszeństwo... A także "Władzy - każdej legalnej - tzn. takiej, która jest słuszna w oczach ... Kościoła, gdyż wtedy pochodzi od Boga" (Shitlera też wybrał naród i KK). Czy można zatem liczyć, że "głos ludu" będzie miał jakiekolwiek znaczenie? Bo jeśli tylko dany rząd, król, etc, będzie miły Kościołowi, to "wygra tak czy siak".
Za to wszystko - również - należy się podziękowanie organizacji przestępczej, którą jest kapłaństwo patriarchalne (wszystkich religii, nie tylko KK), wszak to w.w. Instytucja,
doprowadziła do śmierci wiele milionów ludzi na całym świecie, przez
ost. parę tyś. lat (nie licząc wieków przed) rzekomo w imię dobrego
Boga. Tylko którego? - pytam się na poważnie. Tego "sprzed" czy "po" przybyciu "bogów z gwiazd"?
Ceramika kultury Chavín |
Ceramika kultury Chavín (2) |
Ceramika kultury Chavín (3) |
Ceramika kultury Chavín (4) |
Ale żeby nie było..., że sama demonizuję, popadam w spekulacje. Osobiście nie wyznaję tezy, że kultura Chavín jest mistyfikacją. Samo założenie, że skoro w końcówce lat 60' XX w. inżynierowie (pod kierownictwem polskiego archeologa Kazimierza Michałowskiego),
potrafili przenieść świątynię z Abu Simbel na wyżej położony teren,
"rzekomo" chroniąc w.w. świątynię przed zalaniem podczas budowy Wysokiej
Tamy Asuańskiej, a na marginesie: operacja ta została
sfinansowana przez rząd Egiptu i UNESCO, jeszcze - przecież - nie
dowodzi, że komuś by się chciało przewozić bloki skały "o niewiadomym
pochodzeniu" w Andy, ażeby po dekadach, można było twierdzić na forum
publicum, że patriarchat jest pierwszą i najwspanialszą Cywilizacją,
przed którą tylko kiła i włochate małpoludy z dzidami. Ja naprawdę
powyższego nie sugeruję, ależ skąd!
"Wszystko, co niesie z sobą kultura Chavín, jest tak zdumiewające i nowe, że od czasu kiedy stwierdzono jej istnienie (tj. lata 40' XX w.), uczeni i laicy do znudzenia zadają sobie podstawowe, wciąż to samo pytanie: Skąd ta kultura się wzięła? Skąd właściwie przybyła? Wyłoniła się bowiem z głębin historii Peru, jak gdyby w jednej chwili. Od razu dojrzała, ukształtowana w ostatecznej postaci. Nie znamy jej wczesnych form. Nie wiemy jak wyglądała, zanim zaczęto wznosić Cerro Sechín. A ponieważ nie znamy i nie wiemy, jest więc naturalne, że odpowiedzi na pytanie o pochodzenie Indian Chavín i ich kultury bywają bardzo różne" - "Czciciele gwiazd", str. 39.
Jakże dziwne jest podobieństwo tych słów (chodzi mi o ich sens), do słów Ernesta Renana
(francuski pisarz, historyk, filolog i filozof, orientalista, znany
semitolog i badacz historii religii, zwłaszcza chrześcijaństwa):
"Egipt od początku wydaje się dojrzały, stary i całkowicie pozbawiony wieków mitycznych i wieku bohaterów, tak jak gdyby kraj ten nigdy nie był młody. Jego cywilizacja nie posiadała stadium dziecięcego (tak jak nasza!), a jego sztuka nie wykazuje cech sztuki archaicznej. Nie wydaje się, żeby cywilizacja Starego Państwa miała kiedyś okres niemowlęcy; ona była już dojrzała". ~ Podobieństwo wprost uderzające ... co do konkluzji, sami przyznacie. Ja naprawdę niczego nie sugeruję... dużo mądrzejsi, robią to za mnie. ;)-
Wg. mnie - powyższe tezy, odkrycia i sformułowania mogą dowodzić zarówno jednego, jak i drugiego. Tzn... Jeśli UNESCO dopuściło się raz szalbierstwa (patrz wcześniejszy opis archeologa J. Kijewskiego), mogło też spreparować dowody na poparcie "patriarchalnej wizji świata" w ogólności, ażeby w bardziej oświeconych czasach, czasach dostępności do wykopalisk, internetu, bibliotek, etc, móc szerzyć bzdety pt. jak to "rzekome ucieleśnienie Dobra" w zazdrosny sposób broni swoim dzieciom dostępu do prawdy o nich samych, paląc i grabiąc wszystko na swej drodze ogniem i mieczem. Wszak uczy się dzieci wiary, że wszelkie "nie-poprawne politycznie" tezy i teksty, z konieczności być muszą dziełem Szatana, sfingowanym dowodem, że jest inaczej niż uczą nas jaśnie oświeceni kapłani-szarlatani (Tymczasem - patrz: Film!). I komu tu wierzyć, skoro jedni drugim przypisują tę samą metodę manipulacji? To już wasz wybór, każdy podejmuje go w głębi swego serca i rozumu.
Albo też - druga wersja - powyższe stanowisko archeologiczne, jest
namacalnym dowodem na to, że przed tysiącami lat (p.n.e.) musiał
istnieć na Wschód od Peru, na Atlantyku (?), ląd który niczym wielka
"platforma kontynentalna" łączył ze sobą Amerykę Pd i Afrykę. Jak pewnie
się domyślacie, mam na myśli - Atlantydę.
Wg. mnie nie ma mowy o "bajeczce". Platon twierdzi, że ta "mityczna
wyspa" została zniszczona w wyniku wielkiego kataklizmu. I ma rację, nie
tylko dlatego, że w czasach "zatonięcia" Atlantydy, oś Ziemi była ciut
inna, tak że bieguny leżały w innych niż dzisiaj miejscach (np. Antarktyda była wolna od lodu a na dalekiej Północy kwitła cywilizacja Hyperborei, o którą wciąż biją się między sobą Słowianie i Germanie - ci biją się właściwie o wszystko, jak pies siusiający na kolejne drzewa).
Dostępne nam mity i artefakty uczą nas, że także "niebo" różniło się od
obecnego. Po pierwsze nie było nań Księżyca (a przynajmniej nie był
on widoczny), wiedza pana Kijewskiego (choć wg. mnie dotyczy czasów po
zatonięciu Atlantydy) ma pewne podstawy, choć nie uznawane przez
agendę patriarchalną - bez względu na to, jak wielu płatnych lub
oczadziałych przez system pożytecznych idiotów będzie zeń szydzić.
Ziemia znajdowała się dawniej o całe 5 dni bliżej Słońca, niż obecnie, o
czym świadczą podania wielu ludów od Azji po Amerykę. Dopiero zagłada
Atlantydy, czy w skutek działania przyrody, czy jako wynik "potyczek
bogów" - o czym traktuje Mahabharata czy ST chociażby, doprowadziły do
zmiany porządku na naszej planecie. Fakt faktem, że wg mitologii świata,
właśnie na wskutek owej zagłady Cywilizacji, po świecie rozlał się jak epidemia Nowy
Porządek (= patriarchat).
Chcąc zmienić oś zapatrywań żyjących w pokoju i czczących Wielką
Macierz ludów, należało nauczyć ich wszystkiego od nowa. Ale ... w
jednym i tym samym czasie, co by nigdzie nie przetrwało siedlisko
wywrotowe. Tak na logikę... Ostatnimi takimi miejscami (gdzie panował
matriarchat) była: Sparta, Troja a nawet... Kartagina. Wszyscy wiemy,
jak skończyły. To wszystko należy do Waszej historii, moi koffani, ale
źli - niebezpieczni "ludzie" walczą z tą prawdą, milczą lub wyśmiewają.
Zaś głupcy, nauczeni kłamstw, powtarzają z pokolenia na pokolenie jak
papugi. Są tacy, którzy chętnie wznieciliby nowe stosy, aby do końca
wyplenić "wątpliwości". I w pewien sposób, już to się dzieje. Przykład Göbekli Tepe jest znaczący, ale co najsmutniejsze, jest jednym z
wielu. Zajmujemy się gadżetami, podczas gdy ,Zło' (całkiem ludzkie) niszczy naszą historię,
zaciera ślady naszego pochodzenia i raczej mało kto wierzy, że kapłani
(ręką polityki i nauki) czynią to z innych pobudek, niż tylko w imię
mistycznego ,Dobra' (czy Dobro idzie w parze z kłamstwem?).
Ruiny mezoamerykańskiej Wyroczni w Pachacamac (kultura Paracas) Strona Ekspozycji w Limie - TUTAJ |
Kultura Paracas (szaty pogrzebowe) |
Lud Paracas jako kontynuator tradycji Chavín, przejął
takie tradycje solarne ze Starego Świata, jak: deformowanie i
wyrafinowane techniki "trepanacji" czaszki oraz mumifikacji zwłok.
Oczywiście - poza astronomią i budownictwem. Klimat w suchym, pustynnym
klimacie Peru jak znalazł, przemierzając Nekropolię tego ludu, nasuwa
skojarzenie z Doliną Królów w Egipcie. Owe "skojarzenia" nie są
wymuszone, gdyż autor zauważa, że jedna z odnalezionych w rejonie Ica
mumii, nie dość że była "biała" (= człowiek rasy białej), to jeszcze
rosła jej broda - co u Indian raczej się nie zdarza. Prof. Stingl dodaje
również, że niezwykle podobny do saharyjskiego klimat, sprawił, iż w
wielu grobach, budowanych na wzór "podziemnych piramidek", odnaleziono
ziarna kukurydzy sprzed tysięcy lat ... które wnet ponownie puściły - na
oczach odkrywców - kiełki (polecam zatem dwa posty z Minosa nt.
działania "piramidy" na produkty spożywcze: Tutaj i Tutaj, może kogoś zaciekawi).
Kultura Paracas jest mało znana a przecież to właśnie z niej - wg. obiegowej wiedzy - wyrosła kultura Nazca. Kultura ta narodziła się wraz z nastaniem Ery Ryb,
a więc kiedy na Bliskim Wschodzie rodziło się - ponoć - w mękach porodowych
Chrześcijaństwo. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ lud Paracas miał dziwny
obrządek. Z jednej strony - był kolejnym pokoleniem kultu
patriarchalnego (solarnego), niemniej niczym semickie ludy po drugiej
stronie Atlantyku, posiadał na styl znanego nam pre-chrześcijańskiego
pogaństwa w Europie, kalendarz księżycowy. Panteon bóstw tego ludu
skupiał się na centralnej postaci (symbolu) - Ryby! Przypadek? Czy może i w bliższych nam czasach istniało jakieś (?) połączenie ze Starym Światem?
Cahuachi (kultura Nazca) - stolica |
O geoglifach Nazca napisano już tony rozpraw, dodano drugie tyle teorii, które zdominowała głównie ta Dänikena.
Jak pisałam wiele razy, twierdzenia nt. nie-poprawnych politycznie
artefaktów popieram, jako iż nie wierzę w oficjalne datowanie narodzin
ziemskiej Cywilizacji, bzdety sztucznie skonstruowane w książkach z
historii raziły mnie na długo przed tym, zanim odeszłam od religijnej
psychozy kapłanów patriarchatu, dzisiaj mogę dodać drugie tyle zarzutów
względem ich globalnej manipulacji i zacierania prawdziwych źródeł
naszego pochodzenia.
Niemniej - nie zgadzam się z tezą, że "stworzyli" Nas (sztucznie) przybysze z gwiazd. Wg. mnie teoria Darwina (której nie popieram odnośnie wszystkich stworzeń rozumnych na tej planecie) przynajmniej częściowo przeczy założeniom, że My narodziliśmy się na Ziemi. Ziemia była zamieszkiwana przez wiele różnych istot (rozumnych i mniej) od milionów lat. Ale o tym innym razem, przy okazji postu o Darwinie.
Zaciekawiło mnie w Nazca coś innego. Zdjęcie powyżej przedstawia komputerową rekonstrukcję świątyni (w stolicy) Nazca - Cahuachi, która w istocie była "kilkustopniową" piramidą, budowaną na wzór mezopotamskiego Zigguratu. Liczyła ona dokładnie - 22 metry wysokości (czas, piasek i wiatr, uczyniły ją łagodnym stokiem. Także słynne "płaszcze pogrzebowe" Nazca składały się z dokładnie - 22 kolorów. Liczba ta była ważna dla pre-inkaskich ludów, gdyż właśnie 22 czerwca ma miejsce Zimowe Przesilenie w Peru (w PL w tym czasie ma miejsce Letnie Przesilenie, data 21 czerwca jest "fałszerstwem" patriarchatu!), co uwidacznia się (wg. odkrycia Paula Kosoka)
na dobrze znanych liniach płaskowyża Nazca. Kosok był tak podniecony
tym odkryciem, że z wrażenia napisał aż "Andyjską Rapsodię". ;)
Jestem pewna, że jeszcze mniej ludzi wie o tym, iż właśnie Nazca
stworzyło pierwowzór europejskiego Stonehenge złożone (z racji
pustynnego klimatu, który doskonale konserwuje) z 12 drewnianych kolumn (po 12 rzędów) w kształcie - kwadratu. Prof. Stingl skwitował w.w. miejsce następująco: "Dziwna, samotna, drewniana wyspa pośrodku oceanu piasku".
Wg. autora jest wręcz niepojęte, że jak na rzekomo prymitywny lud Peru,
który lubował się w ucinaniu głów (jak głosi mainstreamowa agenda), lud
Nazca posługiwał się w swej ceramice takimi wysublimowanymi symbolami
jak: "trójkąt", "kwadrat", czy.... "sfinks". Wg. ludzi takich jak Kosok,
płaskowyż Nazca jest "największą księgą astronomiczną świata" i właśnie
tak a nie jako lądowisko dla UFO, winien być traktowany. Zgadzam się z
tym opisem. Jednocześnie jednak cytuję prof Stingla:
"Jak to wszystko narysowano, jak zdołali zrobić to z tak niewiarygodną dokładnością ludzie, którzy - ponieważ oczywiście nie mogli latać (?) - nigdy nie mogli ujrzeć owoców swej pracy na własne oczy?" ~ Czciciele Gwiazd, str. 82. Błąd myślowy autora? Czy może zawoalowana ironia, która nie pozwalała mu z racji wysokiej pozycji w świecie naukowym, wypowiadać się bezpośrednio na korzyść "nie-poprawnych politycznie" teorii?
Ceramika kultury Mochica |
Ceramika kultury Mochica (2) |
Ceramika kultury Mochica (3) |
O ile ceramika w Mezoameryce była powszechnie ceniona,
nie od dziś wiadomo, że Indianie opanowali bardzo dobrze techniki
wypalania, o tyle kultura Indian Mochica wyróżnia się w szczególności,
gdyż dlań - tak jak dla ludu Paracas tkanina i kolory - ceramika była
swoistym językiem. Na cenionych już w czasach Karola III (Hiszpania,
XVIII w) naczyniach, Mochica zawarli niezwykły przekaz, który nijak ma
się do twierdzenia, iż pierwszym odkrywcą Ameryki był Kolumb. Pamiętając
iż (wg. datowania nam znanego) kultura Mochica pochodzi z przełomu I w.
p.n.e a VIII w. n.e, dziwi nieco widok białych ludzi z długimi brodami (zdjęcie powyżej, nr. 4),
często też ze skośnymi oczami a nawet ... na niektórych naczyniach,
postacie ciemnoskóre, co nasuwa skojarzenia z Olmekami, słynnym
stanowiskiem "La Venta", etc.
"Huaca de la Luna" ("Piramida Księżyca") na pampa de los Mochica |
Układ przestrzenny Piramidy Księżyca |
Wnętrze Piramidy Księżyca, jedna z bocznych ścian |
"Legenda o wojnie przedmiotów z ludźmi" (fryz ścienny, wątek mitologiczny, kultywowany także przez Majów i Inków) |
"Legenda o wojnie przedmiotów z ludźmi" (ilustracja książkowa) |
Na peruwiańskiej pampie znajdują się też dwie piramidy, które pełniły funkcję sanktuariów. Piramida Słońca i Księżyca. Jednak Huaca de la Luna (Piramida Księżyca) jest o tyle ciekawsza, iż
w jej środku, na bogato zdobionych ścianach, widnieje (co widać na
dwóch zdjęciach powyżej), intrygujący wątek mitologiczny. Jak daleko
sięga wstecz? I dlaczego właśnie w mniejszej, Piramidzie Księżyca, skoro
czcili Słońce? - tego się pewnie nigdy nie dowiemy.
Ktoś powie - "bajki" i zapewne każdy z nas ma rację; i
ten co doszukuje się czegoś więcej, i ten, który skupia się wyłącznie na
teraźniejszości. Jako pasjonatka mitologii i ludowych podań, frapuje
mnie niezwykle skąd może wypływać ów mit (nawet jeśli to tylko "bujna wyobraźnia" jego twórców),
gdzie jest jego źródło? Mity greckie znają ciekawe wątki o ludziach z
brązu, miedzi czy złota, którzy usługiwali bogu Hefajstosowi w jego
znojnej pracy w kuźni, kiedy tworzył oręż dla bogów. Znany jest
też arcy ciekawy wątek o Talosie z Argonautiki, którego zbudował rzekomo
Dedal, na którego często powołują się sympatycy teorii o "Starożytnych
Astronautach", tutaj zaś mamy opis jak to "człowiek z drewna", a więc
sprzed ery rolnictwa, zostaje z jakiegoś powodu unicestwiony przez
bogów.
Ci napuszczają przeciwko Nim ich własne narzędzia codziennej pracy. Dla lepszego zobrazowania... To tak jakby nagle kuchenny nóż odwrócił się przeciw nam i jako byt samoistny, zabił swego twórcę/właściciela. Albo samochód, którym każdego dnia jedziecie do pracy, zablokował drzwi, zacisnął wasze pasy z całej siły a potem wbrew wam ruszył prosto w stronę mostu, wprost do rzeki. Jakiekolwiek proste narzędzia miał pierwotny człowiek, w pamięci Indian Mezoameryki zachował się Dzień Sądu rodem z Terminatora czy Battlestar Galactica, który nie wiedzieć "po co?" zapisywali na ścianach swych świątyń. Takie legendy znają nawet Hopi z Ameryki Pn. Wg. nich, o czym już pisałam, wielkich Upadków Cywilizacji wskutek wielkiej wojny (z kim?) było przynajmniej 3 a wnet, czeka nas 4. Prawda to czy tylko "bajka"? Sami osądźcie.
Na pytanie Po co to zapisywali? - odpowiem innym pytaniem, dużo ważniejszym: Dlaczego My - jakże zadufana w sobie rasa, tego nie czynimy? Nawet ci z Nas, którzy przygotowują się na wszelki wypadek do globalnego Upadku, zapominają o jednej, prostej rzeczy. Jedna wojna nuklearna i żaden szałas w lesie, żadna chata w ogródku czy nawet piwnica, nam nie pomogą. Zapasy jedzenia zostaną skażone tak samo jak my sami. Może więc czas, jak nasi odlegli przodkowie, na powrót zapisywać naszą historię w kamieniu? Nośniki elektroniczne są super, ale na czas pokoju. W chwili kataklizmu, wojny jądrowej czy choćby głupiego wybuchu na Słońcu, mogą się usmażyć w try migi. A kamień? Ten trwa przez eony i nawet jeśli zakryje go piasek, obrośnie trawa i las... ślad wciąż istnieje, trzeba jedynie dobrej łopaty i kilofa. Może więc dlatego ci z UNESCO czy archeo' dewastują Wasze zabytki? Co zostanie po Was? Czy współczesnych Terranów (Ziemian) w ogóle to obchodzi?
Ale kultura Mochica ze swą niezwykłą architekturą, mitologią ścienną jak i ceramiczną, to jeszcze nie dowód na to, że kultura Indian Mezoameryki po okresie matrylinearnym, okazała się być czymś lepszym, dużo wznioślejszym. Ofiary z ludzi, o które tak często oskarża się "niesłusznie" matriarchat oraz skłonność do toczenia krwawych wojen, których ofiarą zawsze w pierwszej kolejności stawały się kobiety i dzieci a dla starców nie miano litości, to tylko jeden z aspektów nowych, pseudo-oświeconych rządów patriarchatu. W wielu publikacjach wciąż przytacza się przykład tzw. "prostytucji świątynnej" jaka rzekomo znamionowała kapłanki Bogini. Co jest KOMPLETNĄ BZDURĄ napisaną pod dyktando szarlatanów bożka z penisem. W końcu to Oni napisali współczesne św. teksty.
Zapominają jednak dodać, że proceder ów wszedł w życie już w czasach zespolenia starej tradycji z nową, pro-męską. W samym tylko Egipcie kult Apisa, świętego byka z Memfis, zapoczątkował niechlubną tradycję spłacania "ciałem swych córek" długów zaciągniętych na wojny i hulanki. Los świętych prostytutek nie ominął nawet wysoko urodzonych, za sprawą szerzącego się na Krecie a później na całym Peloponezie kultu Byka, kobieta - czy tego chciała, czy nie - stała się obiektem zabawy, usankcjonowanym przez Olimpijskich bożków, którzy nad wyraz chętnie gwałcili śmiertelniczki, za co potem - spadały nań rzekome klątwy Hery. Jakby tego było mało, dziatwa z takiego miotu zostawała wówczas uznana za "szlachetną", "błękitną krew" - skąd narodziła się znana nam Monarchia Europy (ale nawet wcześniej, w kulturze celtyckiej istniał taki zwyczaj). Czy może to dziwić, skoro przodkiem obecnej królowej Elżbiety był... zwykły ogrodnik?
Tak też zrodził się zwyczaj - gwałcenia kobiet a następnie karania ich za tzw. złe prowadzenie się. Przywędrował on z Mezopotamii czasów biblijnych. To pokłosie Kodeksu Hammurabiego, z którego wywodzi się zarówno Talmud jak i Koran. To za sprawą ludów pustyni mężczyźni nabrali wielkiej ochoty na znęcanie się nad kobietami, także własnymi córkami, by chwilę później kamienować je jako "nierządnice".
Najsłynniejszą z takich "nierządnic" była kapłanka kultu Serapisa (zhellenizowanego Apisa, powiązany również z kultem Izydy), dobrze wam znana - Maria z Magdali (Maria Magdalena), która porzucona przez męża, nie mając za co żyć, poszła na świątynną służbę, za co wnet chciano ją potraktować "jak to ortodoksi semiccy potrafią najlepiej" nawet dzisiaj, obrzucając kamieniami podczas szabatu poruszające się po mieście samochody. Wszyscy wiemy jednak, jak skończyła się historia Marii M. Za to niewielu wie, że Maria napisała własną Ewangelię, która do dzisiaj zdobi niczym perła w koronie Apokryfy NT. Więcej o kulcie byka - TUTAJ.
Tak więc odwołując się do twierdzeń patriarchalnej agendy, proszę o zwrócenie uwagi na poniższe przedstawienia innego rodzaju ceramiki Indian Mochica sprzed 2 tyś. lat. Na ich tle, przymusowe cudzołóstwo w świątyniach patriarchalnych Starego Świata, wydaje się błahe. Pamiętajcie tylko, że były to dzieła rąk męskich w służbie jedynej, słusznej wiary w Boga Słońce, którego tak wielu czci po dziś dzień, choć o tym nie wie. Nawet świętując - wg. obrządku gregoriańskiego - święto Bożego Narodzenia, Chrześcijanie obchodzą w istocie synkretycznie pożarte (co zabawne katoliccy kapłani twierdzą, że "synkretyzm" to samo Zło, mają na myśli kulty Dalekiego Wschodu, ale cóż... Co wolno Wojewodzie, to nie tobie Smrodzie!) = Saturnalia. Starorzymskie święto na cześć Kronosa, święto płodności a także Narodzin ... Słońca! (Więcej nt. temat - TUTAJ).
Teraz zatem ... uprasza się dzieci o ZASŁONIĘCIE OCZU! ^_^
Ależ to subtelne, nieprawdaż? Mochica (1) |
Dzbanek Mochica (2) I weź się z tego napij! o_O |
Mochica (3) |
Starożytne żelazko? Mochica (4) |
No ba! Wiecie co jest najbardziej perfidne i groteskowe zarazem? To iż etnografowie akademiccy śmią twierdzić, iż te naczynia-figurki w rzeczywistości nie miały NIC WSPÓLNEGO Z SEKSEM! Były za to częścią RELIGIJNEGO KODU. o_O (Więcej - TUTAJ). Jako iż tępaki nie znają widać dorobku naukowego prof. Stingla, pozwolę sobie przemilczeć powyższe.
Najprostszym wytłumaczeniem na to dlaczego w naszych wierzeniach (w
każdych czasach) jest ta dobra i ta zła strona (abstrahując od istnienia
uniwersalnego Dobra i Zła) jest fakt, iż Zwycięzca zgarnia wszystko! Dla
niego chwała, dla niego cześć i pamięć a wszystko, co przed nim z
konieczności musi być złe, zacofane, plugawe. Na zasadzie
deprecjonowania, nie stajemy się lepsi i wspanialsi przez fakt dokonań,
tego że mamy rację, tylko przez sam fakt, że zwyciężyliśmy siłowo. Ale
znając dobrze naturę człowieka, która jest "przewrotna", co znaczy że
jak mu się wiedzie, to cię lubi i szanuje, a jak nie - to zaczyna
opluwać, patriarchalizm poszedł po rozum do głowy - to trzeba mu
przyznać. Kapłani dobrze wiedzieli "jacy są, komu tak naprawdę służą i że raczej nigdy się nie zmienią".
Jedyne czego nie wiedzieli i czego obawiają się po dziś dzień, że
któregoś dnia ich własne posągi, spadną z piedestałów, tak jak te, które
Oni sami, w I w. n.e. strącali w Rzymie, gdyż jako jedyna religia
spośród setki innych, nie potrafili się pogodzić, że są "jedną z wielu" a
nie Jedyną!
Tak narodził się mit o męczeństwie, wbrew temu, czego Was uczą. Fakty
zapisane w waszych książkach dużo łatwiej zmyślić czy dopasować niż
kamienne hieroglify - A MIMO TO CZYNIĄ TO NA NASZYCH OCZACH! Tak
więc powoływanie się na księgi teologów, że tu czy siam, jakiegoś św.
Bartłomieja obdarto ze skóry (choć postać ta, jak twierdzi przekaz
koptyjski ma więcej wspólnego z egipskim Thotem niż semickim apostołem, o czym dobrze wiedzą Koptowie),
wydaje mi się śmieszne. Niemniej każdy sam decyduje, w co chce wierzyć.
Stąd też taka mnogość palców jednego świętego pomnożona przez sto w
całej Europie jak długa i szeroka. A przy tym, mnogość mitów pt. jak to
czysty jak łza święty Kościoła, walczył ze złym smokiem, ratując nadobną
dziewicę, albo też jak jawnogrzesznica, na klęczkach - jak tylko potrafią klękać bydlęta,
głoszą wasze kolędy - powracała do jedynej wiary, stając się wzorem
udręczonej gruźliczki, noszącej po 7 godzin dziennie włosiennicę za
dusze cierpiące w Czyśćcu. Chlubne to, ale czy zapomnieliśmy, że to
człowiek stworzył Czyściec, któremu na imię Terra-Teraz (Ziemia)?
O tym, iż teren na którym spoczywa Inti Huahuan Haque (Miejscowość Synów Słońca, ergo Wieczne Miasto), czyli: Tiahuanaco, dawniej należało do imperium Inków, wspominałam przy okazji notki (TUTAJ).
Jest wiele teorii co do "wieku" tego "tajemniczego miasta", Artur
Posnansky (odkrywca) twierdził, że wg. mitów miejscowych, z miasta tego
pochodził ... praszczur Adam (podoba mi się to określenie. Szczury to
ciekawe stworzenia, jak żaden inny gatunek, potrafią wyczuć zbliżające
się niebezpieczeństwo, np. kataklizm i dać drapaka, kiedy wszyscy inni
jeszcze śpią. Czy taki los spotkał Adama i Ewę?). Co ciekawe na
terenach, które dawniej zamieszkiwał lud Mochica, mieści się po dziś
dzień wieś o ciekawej nazwie: Eten.
Są teorie, które łączą to miejsce z częścią wielkiego Imperium
Atlantydy, jako iż wg. niektórych badaczy dawniej jezioro Titicaca
podchodziło pod same mury Puma Punku, portowe miasto było miejscem
pielgrzymek. Co ciekawe, miejscowi do dzisiaj twierdzą, że Tiahuanaco
zostało zbudowane przez Białych Nauczycieli. Hm....
Mnie jednak zaintrygowała wzmianka prof. Stingla o przeprawach Posnansky'ego z lokalną elitą badaczy, którzy jakby się zmówili, robili wszystko - tuż po odkryciu tego megalitycznego miasta - aby je zniszczyć. Posnansky walczył o zachowanie zabytków, które przez 450 lat obecności białego człowieka w Ameryce Pd, były sukcesywnie rozkradane. Nie pasujące do otoczenia drewniane bele, obeliski, służyły Indianom za opał, ale co gorsza, kiedy Posnansky zaczął ratować Tiahuanaco, nagle koledzy po fachu zaczęli się przeciw niemu burzyć. Jakby robił coś złego... Czy może być, aby w imię jakiejś "odgórnej" dogmy, celowo wystawiali to nie pasujące do współczesnego zapisu miasto, na pastwę rabusiów? (Patrz: działania UNESCO w Egipcie i Turcji). Ja naprawdę niczego nie sugeruję. ;)-
Wszystko, co Uru mówią o sobie ma głębszy sens, kiedy rozpatruje się ich słowa mitologicznie, ale także ... astronomicznie. Pominę już niezwykłość tego, iż Uru (poza nazwą: Ur / Uriana - co było przydomkiem zarówno Bogini Inanny jak i Afrodyty / Wenus), dzielą swoje wierzenia z Indianami Mandan z Pensylwanii, którzy to głoszą iż z ich rasy - czerwonej - wywodzi się pierwszy człowiek - "Nu-mokh-muck-a-nah" co znaczy "pierwszy", "jedyny człowiek". Jest to o tyle ciekawe, iż imię pierwszego człowieka, w j. sumeryjskim znaczy "Czerwony". Akademie głoszą, że odnosi się to do ziemi, gleby. Tzn. że co? Raj znajdował się w Australii? A może, zgodnie z przekazem Indian obu Ameryk, z ... ziemi ludu Tiahuanaco?
Wątek Bogini przytaczam z tego względu, że jak wynika ze słów Uru, ich lud narodził się "zanim Słońce zaczęło oświetlać Ziemię", kiedy Ziemia znajdowała się jeszcze w półmroku. Tutaj kłaniają się zarówno mity z czterech stron świata, jak i badania z dziedziny współczesnej astronomii. Po pierwsze, przekaz ten mówi nam o cywilizacji która nie znała kultu solarnego, a więc zanim zapanował u nich patriarchat. W połowie 1983 r. NASA opublikowało, że sonda Pioneer Venus Orbiter, dokonała odkrycia, iż dawno temu (jak dawno? Wg. NASA, jakieś 3 mld lat temu), na Wenus panowały zupełnie inne warunki niż teraz. Po pierwsze było znacznie chłodniej, atmosfera była wolna od siarki, był tam tlen oraz 3,5 więcej wody niż sądzono początkowo w ostrożnych hipotezach. Ilość wody na Wenus spokojnie mogłaby pokryć powierzchnię planety na grubość od 8 do 23 metrów.
Wg. dr Thomasa Donahue, w początkowej fazie istnienia naszego Słońca, było ono o wiele chłodniejsze niż dzisiaj. Czyż nie tak mówią Uru? A skoro na Wenus mogło kwitnąć życie, to i Ziemia musiała być nieco inna, zwłaszcza że... wg. przekazów licznych ludów od Polinezji po Afrykę, w tamtych czasach nie znano Księżyca. Może go nie było? A może na jego brak na niebie miał wpływ fakt, o którym wspominają Uru, jak i Platon piszący o Atlantydzie, w.w. mgielne, wilgotne warunki na Ziemi? W tamtych czasach większość planety była... zielonym Rajem tropikalnym. Od bieguna, do bieguna. Mówimy wszak o (najpóźniej) Plejstocenie. (chociaż ja osobiście mam na 80% pewność, że okres ten trzeba by grubo, grubo cofnąć... w przeszłość, to też kiedyś opiszę).
Dopiero jakieś gwałtowne wydarzenie wpłynęło na obrót naszej osi, tak iż zmieniła się cyrkulacja temperatur, prądów morskich, przybyło nawet dni tygodnia, co jak twierdzi wielu teoretyków, spowodowane było przesunięciem się Ziemi dalej od Słońca a w efekcie przyspieszyło - być może - nadejście Epoki Lodowcowej (ciekawych odsyłam do mitologii egipskiej o narodzinach Horusa). Dużo tego jest, ale dla wprawnego oka widać, że wszystkie te puzzle zaczynają do siebie pasować. Czy jednak współczesna wiedza ma się czego obawiać, trudno powiedzieć, ale wszystkie jej przekłamania, paradygmaty, mogłyby zostać zburzone - gdybyśmy tylko zwarli szeregi.
Cieszę się zatem, że dane mi było zapoznać siebie i Was z twórczością prof. Miloslava Stingla, który na tle innych naukowców, wydaje się rozsądnym człowiekiem a wiek i doświadczenie pozwalają mu snuć wolną nić spekulacji tak, iż nie wyklucza on słuszności tez tych z Nas, którzy mają odwagę mówić głośno, że historia rodzaju ludzkiego nie zaczęła się od małpoludów żyjących w jaskiniach, ani też Cywilizacja nie powstała w Mezopotamii. W PL ukazała się tylko ta jedna książka, ale mam nadzieję znaleźć inne jego prace w języku angielskim. Jak mi się uda, wstawię na Chomika. Tymczasem zachęcam gorąco do lektury, bardzo ciekawa publikacja, poruszająca o niebo więcej przykładów niż ja uczyniłam to w tych dwóch postach. :)
Mnie jednak zaintrygowała wzmianka prof. Stingla o przeprawach Posnansky'ego z lokalną elitą badaczy, którzy jakby się zmówili, robili wszystko - tuż po odkryciu tego megalitycznego miasta - aby je zniszczyć. Posnansky walczył o zachowanie zabytków, które przez 450 lat obecności białego człowieka w Ameryce Pd, były sukcesywnie rozkradane. Nie pasujące do otoczenia drewniane bele, obeliski, służyły Indianom za opał, ale co gorsza, kiedy Posnansky zaczął ratować Tiahuanaco, nagle koledzy po fachu zaczęli się przeciw niemu burzyć. Jakby robił coś złego... Czy może być, aby w imię jakiejś "odgórnej" dogmy, celowo wystawiali to nie pasujące do współczesnego zapisu miasto, na pastwę rabusiów? (Patrz: działania UNESCO w Egipcie i Turcji). Ja naprawdę niczego nie sugeruję. ;)-
Tym sposobem dotarłam wreszcie do jednego z najbardziej intrygujących
(mnie osobiście) ludów Ameryki Pd, wywodzących swe korzenie z tak
odległych czasów iż do dzisiaj badacze na próżno szukają powiązania.
Ciekawostką regionu Jeziora Titicaca jest to, iż miejsce to fascynowało
zarówno słynnego norweskiego żeglarza Thora Heyerdahla, który na swej
tratwie Kon-Tiki przepłynął Atlantyk z regionu Słupów Heraklesa
(Gibraltar) do Ameryki Pd i na której umieścił podobiznę największego bóstwa
solarnego Mezoameryki - Wirakoczy (przy okazji polecam dwa posty: Tutaj i Tutaj); jak i francuskiego oceanografa Jacquesa-Yves Cousteau.
Ten wysoko położony obszar przez stulecia zajmowały trzy grupy etniczne i zarazem trzy języki:
- keczua,
- ajmara,
- pukina.
Nas interesuje ta ostatnia grupa. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o
Indianach Uru, nie wiedzieć dlaczego, przeszły mnie ciarki. Dopiero po
przeczytaniu książki czeskiego badacza zrozumiałam w czym rzecz, bo nie o
wygląd tu chodzi, ani nawet nie o obyczaje. Ale o to, co Uru mówią o
samych sobie i w co wierzą, tak jak my w to, że na niebie świeci słońce.
Nazywają siebie - Qhas Qut Suñi (Kot-Suñ), czyli Mieszkańcami Jeziora.
Mieszkają wszak na tym jeziorze w specjalnie skonstruowanych,
plecionych chatach, unoszonych na łodziach, jak widać na dwóch zdjęciach
powyżej. Według wierzeń Indian Mezoameryki - to właśnie w tym miejscu
(na wys. 3812 m n.p.m)
narodziło się Słońce. Co wg. dostępnych mi informacji wskazywać może na
to, że Tiahuanaco rzeczywiście jest najstarszą budowlą Mezoameryki,
starszą niż dzieła rąk Majów, Azteków, Inków, etc. A dlaczego? Jeśli pod
"narodziny Słońca" podstawimy zwycięski pochód kultu solarnego (a więc
jakiegoś tajemniczego ludu, który zasiał tę wiarę w czerwonoskórych Terran),
logiczne się staje, że lud zamieszkujący Tiahuanaco musiał być o wiele
starszy niż Mochica czy Chavín? A co jeśli rzeczywiście
Tiahuanaco było portem, do którego przybyli Biali Nauczyciele z
zatopionego lądu, szerząc bzdety o Bogu Słońce? Inkowie wywodzili się
wszak z dynastii "amauta", co znaczy = "uczeni".
Lud Uru sam o sobie mówi, że nie ma ziemskiego pochodzenia. Brzmi
fantastycznie? Nie zamierzam się spierać z tym, kim są a kim nie są,
posłuchajcie jednak co głoszą ich wierzenia i sami wyróbcie sobie
zdanie:
"My Inni, my mieszkańcy jeziora, my Kot-Suñ, my nie jesteśmy ludźmi. Byliśmy tu wcześniej niż Inkowie, wcześniej niż Ojciec Nieba Tatiu stworzył ludzi Ajmara, Keczua, Białych. Byliśmy tu nawet zanim Słońce zaczęło oświetlać Ziemię ... Już w czasach, kiedy Ziemia była jeszcze w półmroku, gdy oświetlały ją tylko gwiazdy... Wtedy, gdy Titicaca było znacznie większe niż dziś ... Już wtedy żyli tu nasi Ojcowie. Nie, my nie jesteśmy ludźmi... Nasza krew jest czarna, dlatego nie czujemy chłodu nocy na jeziorze... Nie mówimy językiem ludzi i ludzie nie rozumieją tego, co my mówimy. Nasza głowa jest inna niż głowa innych Indian. Jesteśmy bardzo starzy, jesteśmy najstarsi. Jesteśmy Mieszkańcami Jeziora, Kot-Suñ. My nie jesteśmy ludźmi" ~ Czciciele Gwiazd, str. 170.
Wszystko, co Uru mówią o sobie ma głębszy sens, kiedy rozpatruje się ich słowa mitologicznie, ale także ... astronomicznie. Pominę już niezwykłość tego, iż Uru (poza nazwą: Ur / Uriana - co było przydomkiem zarówno Bogini Inanny jak i Afrodyty / Wenus), dzielą swoje wierzenia z Indianami Mandan z Pensylwanii, którzy to głoszą iż z ich rasy - czerwonej - wywodzi się pierwszy człowiek - "Nu-mokh-muck-a-nah" co znaczy "pierwszy", "jedyny człowiek". Jest to o tyle ciekawe, iż imię pierwszego człowieka, w j. sumeryjskim znaczy "Czerwony". Akademie głoszą, że odnosi się to do ziemi, gleby. Tzn. że co? Raj znajdował się w Australii? A może, zgodnie z przekazem Indian obu Ameryk, z ... ziemi ludu Tiahuanaco?
Wątek Bogini przytaczam z tego względu, że jak wynika ze słów Uru, ich lud narodził się "zanim Słońce zaczęło oświetlać Ziemię", kiedy Ziemia znajdowała się jeszcze w półmroku. Tutaj kłaniają się zarówno mity z czterech stron świata, jak i badania z dziedziny współczesnej astronomii. Po pierwsze, przekaz ten mówi nam o cywilizacji która nie znała kultu solarnego, a więc zanim zapanował u nich patriarchat. W połowie 1983 r. NASA opublikowało, że sonda Pioneer Venus Orbiter, dokonała odkrycia, iż dawno temu (jak dawno? Wg. NASA, jakieś 3 mld lat temu), na Wenus panowały zupełnie inne warunki niż teraz. Po pierwsze było znacznie chłodniej, atmosfera była wolna od siarki, był tam tlen oraz 3,5 więcej wody niż sądzono początkowo w ostrożnych hipotezach. Ilość wody na Wenus spokojnie mogłaby pokryć powierzchnię planety na grubość od 8 do 23 metrów.
Wg. dr Thomasa Donahue, w początkowej fazie istnienia naszego Słońca, było ono o wiele chłodniejsze niż dzisiaj. Czyż nie tak mówią Uru? A skoro na Wenus mogło kwitnąć życie, to i Ziemia musiała być nieco inna, zwłaszcza że... wg. przekazów licznych ludów od Polinezji po Afrykę, w tamtych czasach nie znano Księżyca. Może go nie było? A może na jego brak na niebie miał wpływ fakt, o którym wspominają Uru, jak i Platon piszący o Atlantydzie, w.w. mgielne, wilgotne warunki na Ziemi? W tamtych czasach większość planety była... zielonym Rajem tropikalnym. Od bieguna, do bieguna. Mówimy wszak o (najpóźniej) Plejstocenie. (chociaż ja osobiście mam na 80% pewność, że okres ten trzeba by grubo, grubo cofnąć... w przeszłość, to też kiedyś opiszę).
Dopiero jakieś gwałtowne wydarzenie wpłynęło na obrót naszej osi, tak iż zmieniła się cyrkulacja temperatur, prądów morskich, przybyło nawet dni tygodnia, co jak twierdzi wielu teoretyków, spowodowane było przesunięciem się Ziemi dalej od Słońca a w efekcie przyspieszyło - być może - nadejście Epoki Lodowcowej (ciekawych odsyłam do mitologii egipskiej o narodzinach Horusa). Dużo tego jest, ale dla wprawnego oka widać, że wszystkie te puzzle zaczynają do siebie pasować. Czy jednak współczesna wiedza ma się czego obawiać, trudno powiedzieć, ale wszystkie jej przekłamania, paradygmaty, mogłyby zostać zburzone - gdybyśmy tylko zwarli szeregi.
Cieszę się zatem, że dane mi było zapoznać siebie i Was z twórczością prof. Miloslava Stingla, który na tle innych naukowców, wydaje się rozsądnym człowiekiem a wiek i doświadczenie pozwalają mu snuć wolną nić spekulacji tak, iż nie wyklucza on słuszności tez tych z Nas, którzy mają odwagę mówić głośno, że historia rodzaju ludzkiego nie zaczęła się od małpoludów żyjących w jaskiniach, ani też Cywilizacja nie powstała w Mezopotamii. W PL ukazała się tylko ta jedna książka, ale mam nadzieję znaleźć inne jego prace w języku angielskim. Jak mi się uda, wstawię na Chomika. Tymczasem zachęcam gorąco do lektury, bardzo ciekawa publikacja, poruszająca o niebo więcej przykładów niż ja uczyniłam to w tych dwóch postach. :)
Koniec
Komentarze
Prześlij komentarz