Część VIII - Plejady: Opowieść o Hesperosie, "jabłku nieśmiertelności", wrotach Heliosa i głębi oceanu, gdzie snów żyje plemię. Część II


"Dance of the Pleiades" by Elihu Vedder (1836-1923)

Na przykładzie Plejad można - jeśli kierujecie się zdrowym rozsądkiem oczywiście - skojarzyć, że bogom nie potrzeba krów, owiec, etc, ani tym bardziej uganiania się za pannami w celu spółkowania. Nigdy nie uwierzę w cuda, że jakikolwiek bóg miałby sypiać z własnym dzieckiem (tworem), to takie ... w stylu współczesnych kapłanów, nie sądzicie (wszystkie te sprawy z wykorzystywanymi ministrantami, uczniami, czy np. śluby z dziećmi w islamie)? Jakie to ludzkie ... Kiedy zaś mówią mi, że jakaś kobieta, zaszła w ciążę bez aktu płciowego, od razu kojarzy mi się to z in vitro - więc może dlatego tak przeraźliwie boją się tej metody w.w. kapłani? Może kiedyś obiecali tym swoim "bożkom" (lub taki otrzymali od nich nakaz), że nie sięgną po ich akcesoria? 

Przykład Plejad uświadomił mi także, kim mogły być (bo są to tylko moje tezy ... a priori*) owe kapłanki-czarodziejki z dalekiej przeszłości. Wszędzie gdziekolwiek panowały, pojawiali się jacyś tajemniczy "bogowie" (najeźdźcy), którzy siłą lub podstępem zmuszali je do zamążpójścia, dziedzicząc dzięki temu prawo do korony i uwielbienia prostego ludu. A kapłanki owe, jako że były wierne Matce Ziemi, jak nikt inny znały się na jej sekretnej mowie. Były niczym żywe anteny, media odbierające przekaz z głębi Gai. Na pewno zatem znały niejedną tajemnicę, często tytułowano je "strażniczkami tajemnej wiedzy". Czy naprawdę trzeba więcej, aby przekonać was, że powód, dla którego ci wszyscy rzekomi bogowie z gwiazd ścigali owe kapłanki, dotyczył ich "wiedzy", "mocy" a nie samego ciała? 


Zagubiona Elektra (ciemna postać) = Symbol Atlantydy, która przepadła bez wieści

Jedną z córek rzekomego boga słońca - Heliosa, ze związku z arcykapłanką, Rode (córką Posejdona btw.), była - Elektra. Należy jednak pamiętać, że Plejady łączyły nie tyle geny, co siostrzana więź funkcji jakie pełniły. Z całą pewnością nie były ze sobą spokrewnione. Nazwa Plejady wzięła się od słowa "plei" (żeglować - gdyż widoczne na nocnym niebie, umożliwiały starożytnym Grekom dobre żeglowanie zimową porą. Także dzisiaj najlepiej widoczne są podczas "zimowego Przesilenia"). Imiona pozostałych tzw. "Córek Atlasa", to:
Tajgete (rzekoma nimfa z góry Tajget w Lakonii czyli Sparcie, "Władczyni Zwierząt", ponoć towarzyszka samej Artemis, bogini łowów; obecnie - księżyc Jowisza);
Alkione
(miała ponoć z Posejdonem kilkoro dzieci (?); nazywana czasami "morską boginią", jej posłańcem był ptak "zimorodek", zwana również "królową, która odpędza, ucisza burze" - panowała bowiem nad pogodą. Przydatna umiejętność - gdy zna się możliwości nazi-HAARPu. Najjaśniejsza wśród Plejad. Należała do kolegium kapłanek bogini Afrodyty - to ponoć za obrazę tej bogini, została po raz pierwszy zatopiona Rodos);
następnie - Asterope lub Sterope (zrodzona na górze Cyllene, obecnie Kyllini w Arkadii - gdzie miał rzekomo narodzić się Hermes*, zaślubiona Aresowi);
Kelajno
(ze związku z Posejdonem miała zrodzić np. Króla Cyreny w Pn Libii, opodal starożytnego portu Apollonia, mieściły się tam świątynie Demeter, Zeusa i Apollo, miasto Aleksandra Wielkiego i dynastii Ptolemeuszy; była także matką dwóch synów samego Prometeusza*),
Merope
(Królowa Koryntu, żona Syzyfa, jako że związała się ze śmiertelnikiem, świeci najsłabiej spośród 7 Sióstr, miała podążyć za swym mężem do Hadesu; mieszkała na wyspie Chios; Mgławica Merope w gromadzie Plejad),
Maja (matka samego Hermesa - Przewodnika Dusz, wynalazcy daru jasnowidzenia*; pochodziła z Cyllene w Arkadii; opiekunka boskich dzieci).

Elektra (jako siódma Plejada) - jako jedyna pochodziła z Rodos (krainy Talchinek). Cała reszta stanowiła zbieraninę kobiet z całej Grecji i wierząc podaniom, zabrano je w gwiazdy z Beocji (dosyć daleko od Rodos, za to jakże blisko - Delf, gdzie przepowiadała przyszłość - Pytia. Przypadek?). Ona jedna, nie odeszła wraz z tamtymi w nieznane, lecz ze związku z samym Zeusem, na świat przyszedł - Dardanos, protoplasta późniejszej - Troi (czy dlatego ją pozostawiono? a może taka była cena za niepodążenie śladem Sióstr?).

Ponoć kiedy upadła Troja, Elektrze pękło serce. Owidiusz nazwał ją wtedy - Atlantis (Atlantydą*, być może wyłącznie przez wzgląd na to, że Plejady miały być córkami tytana Atlasa, ale czy tylko dlatego?). Elektra uosabiała sobą całą rodzinę Plejad. Grecy uwzględnili jej zniknięcie, pogrążenie się w wielkim żalu na widok bratobójczej wojny "bogów", przez którą cierpieli bezbronni śmiertelnicy, cały ród Dardanosa - za tekstem Hyginusa "Fabulae", 192' (bitwa ta jako żywo kojarzy się z tymi opisywanymi w Mahabharacie), przez co okresowe zanikanie tego błękitnego podolbrzyma, jakim jest Elektra (jako gwiazda). To jest właśnie owa zagubiona - Królowa Plejad, zagubiona gwiazda, którą jakże pięknie namalował - William-Adolphe Bouguereau.

Jak pisał Hezjod, znajomość dokładnego położenia na niebie Plejad, całego gwiazdozbioru Byka, musiała być znana od co najmniej 4 tyś. lat przed nim, gdyż pisząc o niej zaznaczył przy tym, że w jego czasach (tzn. IX-VIII w. p.n.e.) były one już od dawna niewidoczne nad Beocją, z której pochodził on i legendarne Plejady. Jak zatem wytłumaczyć cudowne urządzenie "Mechanizm z Antykithiry"?

Atlas
Wiemy zatem kim były Plejady (zarówno wg. mitologii greckiej, współczesnej wykładni, jak i ze strzępów informacji, które ukazują je w nieco odmiennej roli - nie jako ofiary cielesnych chuci pseudo-bożków, lecz kobiety o wysokiej randze społecznej). Należałoby jednak wyjaśnić, dlaczego zatem, pomimo iż każda z nich była kapłanką innego bóstwa, nazywane były Córkami Atlasa? 

Atlas ma bardzo ciekawą przeszłość, oczywiście gdy założymy, również a priori, że był istotą z krwi i kości. Według mnie nie, to raczej "tytuł". Ale po kolei ...

Został zrodzony ze związku Okeanidy (pamiętacie co pisałam o Okeanosie w poprzednim poście?) - Klimene oraz (trzymajcie się) tytana Japetosa (który znany jest także w mitologii hebrajskiej jako - Jafet, jeden z synów Noego!, ST / Rdz). Tyle można dowiedzieć się z samej "Teogonii", Hezjoda. Japetos miał być protoplastą tzw. konfederacji ludzi morza, którzy uniknęli kataklizmu zwanego - Potopem. Czy dlatego, że ich "ostrzeżono"? Kłaniają się mity o "Potopie" z Czterech Stron Świata (patrz: pasek boczny kategorii na tym blogu - "Nieznana Historia Ludzkości").

W tym miejscu powinnam wyjaśnić zatem, jak obiecałam, czym był słynny Okeanos, a przynajmniej, jak teoretycznie postrzegali go ówcześni (Starożytni) i jak widzę go oczami wyobraźni "ja". Nazywano ów tajemniczy przestwór - rzeką otaczającą cały świat. Lecz nie chodziło ani o wodę, ani o Zaświaty. Jeśli bliski jest wam podział na żywioły, jeśli choć odrobinę orientujecie się w poszczególnych elementalach: woda, ogień, ziemia, powietrze ... z pewnością obiła się Wam o uszy również nazwa - Eter. Posiłkując się mitologią chińską oraz hinduską, w pewnym momencie, szukając w źródłach antycznych wzmianek o Okeanosie, naszła mnie pewna myśl, od której nie mogę się dotąd uwolnić. Iż za ową magiczno-mistyczno-enigmatyczną rzeką Okeanos (rzekomym bóstwem) kryje się ni mniej, ni więcej - przestwór znany obecnie jako - orbita. A więc pole (kolejne warstwy ziemskiej atmosfery) oddzielające Ziemię, świat istot żywych, od bezkresnej pustki Kosmosu, z którym przecież Atlas był bezpośrednio związany. Zaraz napiszę dlaczego ...

O Atlasie śpiewano liczne pieśni, pisano wiersze. Np taki: "ten, który poznał głębiny morza i włada wielkimi słupami, jakie są pomiędzy ziemią i niebem". Nic więc dziwnego, że kojarzono go wyłącznie z tym, który trzyma na swych barkach - rzekomo z rozkazu Zeusa - cały świat. A przecież nie o "świat" tutaj chodziło, lecz o cały - Wszechświat. Owe słupy, to Filary Stworzenia - znajdujące się w gwiazdozbiorze Orła chmury gazu i pyłu, oddalone od Ziemi o jakieś 7 tyś. lat świetlnych (zdjęcia zrobione przez teleskop Hubble'a w 1995 r.). Oczywiście owe kosmiczne kolumny nazwano tak na cześć mitu o Atlasie, niemniej ma to sens, jako iż dokładny opis Atlasa głosi, że trzymał on na swych plecach gwiazdy (= nieboskłon / nocne niebo / kosmos cały). To dzięki niemu cała ludzkość miała poznać Astronomię. Wiele można powiedzieć o mitycznym Atlasie, ale z całą pewnością nie to, co przypisali mu jurni Achajowie, iż był ociężały umysłowo. W ogóle mity z czasów Homera powinno się wrzucić do kosza na śmieci, gdyż uczyniły dla początków Grecji, jej korzeni, to samo, co Kościół Rzymskokatolicki dla wierzeń, tradycji - Słowian na terenie PL. 


Kim zatem był Atlas? = Wielkim Nauczycielem Universum!. Wg. Herodota (z czym się zgadzam, jak pisałam wyżej), nie był on jednak istotą z krwi i kości. W tym wypadku chodziło o konkretne miejsce na mapie naszego świata, być może (to tylko swobodny tok mojego rozumowania), to stamtąd rozeszła się po starożytnym świecie zadziwiająca, nawet nas samych, wiedza astronomiczna / kosmologiczna. Przy okazji afrykańskiego mitu o Potopie, wspomniałam (o ile dobrze pamiętam), że przed nastaniem wielkich faraonów, teren dzisiejszej Sahary zamieszkiwała znacznie starsza, lepiej zorganizowana i zapewne bardziej zaawansowana Cywilizacja Saharyjska. Wiążę ów detal (legendę zaledwie) z tym, co mawiano o Atlasie (zarówno co mówił Herodot, jak też postrzegali Afrykańczycy boga Oriszę), iż poza głębinami morza, władał on także "skalistymi wybrzeżami. Herodot upatrywał za jego ojczyznę Góry Atlasu (a więc tereny dzisiejszego Maroka); tuż przy miejscu, które zamieszkiwał jego lud, znajdowały się i "Słupy Heraklesa" (Cieśn. Gibraltarska), i nieco dalej - Atlantyda (wg. Platona, dialogi: "Timajos", 6 i "Krytiasz", 9-10). Dziw nad dziwy, że właśnie owe skalne wybrzeże wg. Herodota zamieszkiwał lud Atlantów (widać to na jednej z map tego historyka), mający - kolejna ciekawostka - jakieś powiązania z tzw. "Długowiecznymi Etiopami" (czy słyszeliście o Aksum i Królowej Saby? - zapamiętajcie więc ów szczegół, przyda się Wam pod koniec, przy Podsumowaniu).


"Hesperos jako personifikacja Wieczornej Gwiazdy" by Anton Raphael Mengs (1765)

Starożytni Grecy również, w stopniu nawet większym niż współcześni fani mitologii, upatrywali w Atlasie, jak i mitycznych Atlantach, rodzie nieznanego (?) pochodzenia, określone miejsce na mapie znanego im świata. Obiegowa wiedza akademików każe wierzyć, że o Atlantydzie pieprzył od rzeczy wyłącznie Platon, w formie niegroźnej, pouczającej zaledwie metafory, tymczasem w taki lub w inny sposób, pisali o niej także: w.w. Herodot, Apollonios z Rodos, Krantor z Soloj, Proklos Ateńczyk, Plutarch, Posejdonios, Cassius Longinus, Strabon, Tukidydes, Timagenes, Pliniusz Starszy, Diodor Sycylijski - a wszyscy oni byli zacnymi filozofami, geografami i historykami; jestem pewna, że istnieje znaczenie więcej źródeł, niż podają oparte na paradygmacie zaprzeczania, negacji i obojętności, teksty współczesnych twardogłowych akademików. Tłumaczenia że większość bibliotek starożytności albo została zniszczona albo zatracona, nie trafia do mnie i szczerze w to wątpię, aby tak cenne manuskrypty miały tak po prostu zniknąć. 

To o nich (akademikach) można powiedzieć śmiało, że są "wolnomyślicielami" = czyli, że WOLNO MYŚLĄ!. Ale na cóż zdziwienie, skoro a priori zakładamy, że tak im każe rządząca światem agenda? Oni po prostu nie mogą powiedzieć prawdy - chyba że chcą skończyć na bruku. Czytając także inne święte teksty ludzkości, można dowiedzieć się kolejnych ciekawych rzeczy, być może zatem, gdyby głębiej przewertować tekst Kebra Nagast (św. tekst Etiopczyków, opisujący dzieje Króla Salomona i Królowej Saby - wielkich miłośników nauki, astronomii i inżynierii nawiasem mówiąc), znaleźlibyśmy kolejną poszlakę wiodącą do Atlantydy (?). I dlaczego Herodot zwał ich "Długowiecznymi"? Ach ...


"Ogród Hesperyd" by Lord Frederick Leighton (1892)


W tym konkretnym miejscu, do którego dotarłam wreszcie po długiej w czasie i przestrzeni opowieści o Plejadach (zwanych także Rodem Atlantów), łączą się ze sobą losy wszystkich tych rzekomych bóstw, herosów, nimf i mieszańców, pół-ludzkich, pół- ... no właśnie. Łączą się też tutaj wątki wielkich religii (z których jedne uznaje się dzisiaj za bajki, mity, inne wciąż znajdują się w "plejadzie gwiazd"). Właściwie to właśnie od tego miejsca rozpoczęła się moja wędrówka po źródłach mitycznych wymienionych wcześniej. Obraz Leightona, "Ogród Hesperyd" - przedstawia bowiem ziemski ogród rozkoszy, to z niego - zapewne - wyrosły znane na cały świat legendy o Raju, w którym u zarania dziejów żyli ludzie w pokoju, ciesząc się nieśmiertelnością, lecz na wskutek ingerencji kogoś z zewnątrz, czytaj: węża przebrzydłego, zostali zeń wygnani i odtąd doznają jedynie zawodów, cierpienia, śmierci. Skądś to znamy, nieprawdaż? 

Na najwyższym szczycie Atlasu - Ibel Toubkal (Dżabal Tubkal) w Maroku, liczącym bodajże 4165 lub 67 m.n.p.m., od str. Oceanu Atlantyckiego, miał być ulokowany mityczny Ogród Hesperyd (trzech kolejnych Córek Atlasa - kolejnych kapłanek jak mniemam):
Ajgle = "Jasność", Eryteja = "Czerwona" oraz Aretuza (czy raczej Hespere/Hesperos) = tyle o niej (o nim) wiadomo, że pochodził(a) ze Sparty i miał(a) coś wspólnego z "wodą". Ogród ów ofiarowała Herze - Gaia, inaczej mówiąc - była to domena kultu Bogini Matki, kultu Ziemi, podobnież jak w przypadku kapłanek z Rodos, kultu księżycowego. Czyż strzegące rosnących w owym sadzie "magicznych" jabłek dających rzekomo nieśmiertelność, Hesperydy, nie zwano aby Córkami Wieczoru, Córkami Zachodu?
Tam bowiem, docierał po całym dniu znojnego przelotu nad starożytnym światem, zaprzęg Heliosa. A przynajmniej, jak wynika z tekstów, było to ważne dla niego miejsce postoju. Na wzgórzach Atlasu, okolicznych łąkach, pasło się bowiem jego bydełko. Kolejny z bogów, który przepadał za "bydłem". Tutaj odpoczywał przed drogą powrotną, którą miał pokonywać z kolei - Okeanosem.



Takie do niedawna zdobiło ów blog tło - Helios na rydwanie otoczony wianuszkiem Plejad oraz poprzedzająca go - Eos, jego różanopalca siostra Jutrzenka, Matka Gwiazd


Nie chcąc dłużej trzymać Was w niepewności, pragnę opisać Wam pewne prywatne, nie trzeba się ze mną zgadzać, ale jest ono dość ciekawe, sami przyznacie - spostrzeżenie. Dotyczy ono Heliosa i jego codziennej jazdy ognistym zaprzęgiem po niebie ze Wschodu na Zachód. Mówiłam, że do tego powrócę. Pisałam również, że to bardzo dziwne iż rzekome Słońce, wstawało nad Gruzją a zachodziło za Ogrodem Hesperyd, na najdalszym ponoć skrawku Ziemi. Przecież Starożytni Grecy dobrze wiedzieli, jeszcze do czasów Biblioteki Aleksandryjskiej, a więc pierwszych wieków n.e. że Ziemia jest okrągła i nie kończy się w Maroku, skoro utrzymywali stosunki handlowe nawet z tak odległymi krajami jak: Indie czy Chiny. A jednak tylko owa trasa była przypisana rzekomemu bogu Słońce.

Poszperałam więc nieco w mapach świata starożytnego, przeważnie na mapach w skali od 1: 46 600 000  do 1: 3 000 000 (wtedy bowiem nie musimy martwić się zanadto "krzywizną Ziemi"), co znacznie upraszcza obserwacje poszczególnych punktów (miast, regionów). Nie jest to zapewne idealne odwzorowanie, niemniej tak czy owak zdumiewa ono gdy weźmie się pod uwagę wszystkie poruszone w tym tekście jak i znane z mitologii miejsca, związane z tzw. bogami czy wielkimi zdarzeniami. Oto do czego doszłam, zupełnie przez przypadek. Helios miał wyruszać na swym ognistym rydwanie z Kolchidy na Wschodzie (dzisiejsza stolica Gruzji*) i kierując się na Zachód, w linii prostej, odwiedzać kolejno:

- miasto Trapezunt (dzisiejsza Turcja; czy pamiętacie bitwę bogów z Gigantami? (pisałam o tym TUTAJ); następnie zahaczał o okolice dzisiejszej Ankary; potem przelatywał nad - TROJĄ! (tą Troją jakby co...); nad morzem (dawniej Kreteńskim, obecnie Egejskim) gdzie leży mało znana turystom wysepka - Halonnesos, pierwotna nazwa od jej pierwszego władcy - Ikos Euonymos (obecnie zwana "Alonnisos"; może to wyłącznie miejsce przestankowe?); potem zaś (już nad Peloponezem) - nad Delfami (co nie dziwi nikogo, zważywszy jak "wiele dróg z całej Europy biegnie ku temu miejscu"), by następnie przelecieć dokładnie nad Sycylią, dokładniej nad Etną (pamiętacie jaką drugą z wysp po Rodos otrzymał w prezencie od Posejdona, Helios?); lećmy więc dalej za nim, kolejny punkt w linii prostej to - Kartagina (obecnie Tunis w Tunezji rzecz jasna; czy muszę przypominać, iż panował tam onegdaj kult matriarchalny, zanim podbili te ziemie patriarchalni najeźdźcy?) i w ten sposób, lecąc dalej po linii prostej na Zachód, Helios na swych niezmordowanych "konikach" docierał w końcu nad Atlas Tellski (mieszczący się na terenie dzisiejszego Algieru. Przelatywał dokładnie lub bardzo blisko nad obecnym miastem Algier, dziwnym zbiegiem okoliczności nad odsłoniętymi w naszych czasach, wykopaliskami z epoki magalitycznej (a wiecie jak zwą to miasto po arabsku? - Al-Dżaza'ir, mówi Wam coś ta nazwa?).

Pewnym ludkom w białych prześcieradłach od lat spędza sen z powiek pewien projekt pt. MAGHREB? Jako że nie chcę za bardzo się rozpisywać na ten temat, odsyłam do najprostszego wyjaśnienia na Wikipedii - TUTAJ. Projekt ów to w istocie to wszystko, co wielu z Was zna pod zbiorczą nazwą NWO (czyli: jeden kraj, jeden język, jedna wiara, jeden obyczaj! ergo = jeden Rząd Światowy). Kto nie wierzy, niech połączy zatem niteczki: Najsłynniejsza bodajże arabska-islamska TV, Al-Jazeera (= Al-Dżazira) chociaż mieści się w Katarze, nawiązuje do nazwy pierwotnej Algieru, która o dziwo także znaczy "Wyspa".

Ale lećmy dalej z tym Heliosem, bo to jeszcze nie koniec jego podróży. Ostatnim ważnym punktem na mapie starożytnego świata, jest właśnie Atlas Zachodni. Dziwi niezmiernie, że współczesna nauka kpi sobie z ważnych znalezisk archeologicznych sprzed tysięcy lat na terenie północno-zachodniego Maroka. Znajduje się tam bowiem kamienny krąg Mzora (Mezorah). Prawie 170 kamiennych monolitów tworzy wspaniałą aleję (niewiadomego pochodzenia), otoczoną wałem ziemnym. Krąg ów (bo tak go widać z lotu ptaka) zawiera w sobie, co jest najciekawsze - pięcioramienną gwiazdę! Podobne cuda można znaleźć np. w Danii (słyszeliście o Traelleborgu?). Zostawiam to ciekawym.

W ten sposób docieramy do najciekawszego punktu na mapie przelotu "ognistego rydwanu" Heliosa. A jest nią starożytne (ba, jeszcze wcześniejsze) miasto (?) czy raczej struktura, w Maroku, leżącym jakieś 100 km od Tangeru, znana przez starożytnych Fenicjan a potem Rzymian jako - Lixus ("wieczne"). Każdy kolejny lud zamieszkujący ten region, nadbudowywał na starych murach kolejne warstwy. Dlaczego?

Znajdują się w tym kompletnie zaniedbanym przyczółku - jakby komuś zależało, aby wędrujący samopas turyści zadeptali co się da - megalityczne dolmeny (kamienne bunkry) oraz bloki, tworzące kamienne molo z najprawdziwszym monumentalnym falochronem wiodącym wprost do oceanu. Na pierwszy więc rzut oka, turysta widzi coś co przypomina mu kamienny schron - jakby domiszcze olbrzyma, wielkie kloce ułożone niczym Lego, z zadaszeniem, potem jednak widzi iż kloce te prowadzą specjalnym, równiutkim traktem ... prosto do wody. Słynny podróżnik, Thor Heyerdahl (pamiętacie tratwę "Kon-Tiki"?), planując przeprawę przez Ocean Atlantycki, za punkt wypadowy wybrał sobie właśnie Lixus. A wiecie dlaczego? Ponieważ odkrył (na nowo po naszych przodkach zapewne), że stąd aż do Ameryki Południowej, płynie odnoga Prądu Kanaryjskiego. Czyli tylko rozwinąć żagle! ^ ^ 

Według Pliniusza, Lixus miało być u początków czasu, świątynią najstarszego znanego nam bóstwa, Herkulesa (znanego od Indii, Egipt aż po Grecję). Wokół tejże świątyni, w górach Atlas, leżał Ogród Hesperyd, gdzie ów słynny mocarz, na równi z Heliosem, zaznawał odpoczynku. Zarówno krąg Mzora, jak i samo Lixus z tajemniczymi kamiennymi szynami (traktem?) wiodącymi w głąb Atlantyku, do czegoś prowadziły, skoro znajdowały się na prostym szlaku wiodącym aż z Kolchidy. A może się mylę? Zakładając a priori, że Platon kłamać nie mógł, jako że ślubował "prawdzie", wniosek z tego jest taki, że chociaż Atlantydy od dawna już nie ma, ślady jej istnienia, w postaci prowadzących do niej dróg istnieją do dziś.

Ale to nie koniec. Fakt iż między 20 a 10 tyś. lat p.n.e. świat zalała wielka woda, przez co gro megalitycznych struktur pochłonęły morza i oceany, nie jest dzisiaj dla nas przeszkodą, ani tym bardziej powodem do sądzenia, że wszystkie "bajki" są wyłącznie fantazjami. Według mnie tezy o tym, że istnieje mnogość Wszechświatów w jakichś nadmuchanych bąblach (a takie podsuwają nam współcześni astrofizycy, wcale nie naiwne dzieci), są równie oszałamiające jak założenie, że nasi szacowni antenaci mogli dysponować wiedzą o jakiej nawet dzisiaj nie śniło się największym filozofom. Problem w tym, że jakaś mała garstka ludków stoi niczym MUR (tabu) na drodze naukowego wyjaśnienia tych spraw. Ze względu na strach, przed tym, że cała ich budowana od kilku tyś. lat szopka pt. "bogowie" runęłaby a Oni musieliby poszukać prawdziwej roboty.

Na marginesie: Czy muszę dodawać - a jest to potwierdzone - że owe kamienne tory (trakt) wchodzący w Ocean Atlantycki w Lixus, wyłaniają się z oceanu dokładnie po drugiej stronie na Bahama, na wyspie Bimini? Trzeba więc wyjątkowego ignoranta, aby wciąż podważał istnienie w odległej przeszłości, naznaczonej wieloma kataklizmami, trzęsieniami, erupcją wulkanów tudzież przesuwaniem się płyt tektonicznych, topnieniem lądolodów - krainy, gdzie najtęższe umysły tamtych czasów tworzyły naukę, dzięki której zbudowano np. piramidy, Stonehenge, wzniesiono Delfy, znano różne sekrety, o które stale toczyły się między władcami wojny, porywano posiadające klucze do tajemnic kapłanki, etc.

Doprawdy, czyż nie prościej opisać to wszystko szaraczkom jako bajki a owych Mędrców i Arcykapłanki nazwać - bogami? Według mnie - Nie. To po prostu infantylne i wredne, bo nie tak sobie wyobrażam Absolut, który stworzył cały Wszechświat. Takie jego pojmowanie - obraża Go, czy współcześni kapłani tego nie pojmują? A może wręcz przeciwnie i dlatego albo wyśmiewają, albo milczą, albo, jak kiedyś, palą na stosach ... lub kumają się z islamem, co by znowuż cofnąć Nas wszystkich do ery kamienia łupanego? Po drodze paląc książki, burząc piramidy, co by więcej nikt nie znalazł dziwnych okruszków z przeszłości ... 

Podwodna Droga "do" lub "z" Bimini ... ale droga do "czego"?

Co byście mieli porównanie, jak wielkie są tworzące tę podwodną drogę kamyczki ...

Czy tak wyglądała droga morska łącząca oba kontynenty z Atlantydą pośrodku?? Tak opisali to Grekom Egipcjanie, a Nam - Platon (obraz autorstwa Lee Krystek)

Nie będę dalej wchodzić w domenę megalitycznych odkryć, ponieważ nie tego dotyczy ów post. Ciekawych odsyłam po nazwach które wymieniłam do samodzielnych poszukiwań, bo tylko takie odkrywanie ma jakikolwiek sens. Parę pięterek wyżej, pisząc o Hesperydach, a więc Córach Atlasa, Zachodu, owych enigmatycznych kapłankach, które Starożytni ochrzcili: "z Rodu Atlantów", wspomniałam o jednej z nich - o ile mamy do czynienia z "nią". Hespere. Mity często podają różnych rodziców danych postaci, dlatego moim zdaniem lepiej od razu te bzdety pominąć. Tu nie o nazwy chodzi ale o konkretną postać, miejsce lub zdarzenie.

Jedna z legend zarówno tego regionu, jak i związana ze Starożytną Grecją, głosi, że żył sobie kiedyś pewien młodzieniec o imieniu - Hesperos. Czy był urodziwy? Nie mam pojęcia, w zasadzie nic mnie to nie obchodzi. Jako pierwszy miał wejść na najwyższy szczyt Atlasu Zachodniego, aby podziwiać "światła niebieskie" = gwiazdy. Nie był zatem narwanym dzikusem, pragnącym sobie lub komuś coś udowodnić. Był spragniony piękna i mądrości, być może także jak inni śmiertelnicy, obserwował z dołu dziwne światła na szczycie owej góry (skądinąd na trasie przelotu Heliosa od Kolchidy po Lixus pełno było zarówno idealnie płaskich, bądź wysokich i płaskich na szczycie punktów, ot taka dogodna cecha Pn-afrykańskich lub Bliskowschodnich gór), i chciał poznać ich źródło? Kto go tam wie? Legenda głosi, że w pewnym momencie, porwał go ze szczytu - wicher. Dokładnie tak. Nie ma mowy, aby spadł a jego truchło zeżarły szakale czy inne padalstwo syczące, po prostu - porwał go wicher. Ach, jakiż to oględny opis, tak wiele można pod to podpiąć, nie sądzicie? Ale pomyślmy trzeźwo. O ile nie była to trąba powietrzna - na szczycie góry? (sic!), cóż mógł sobie pomyśleć obserwujący to z oddalenia pasterz powiedzmy, prosty człek żyjący w szałasie? Grecy przeczuwali jednak, że wydarzyło się coś niezwykłego, bo chociaż Hesperos w niczym więcej - poza swym cudownym zniknięciem - nie zasłynął, przenieśli go na nocny firmament na równi z herosami i bogami. Pojawia się On odtąd po zachodzie słońca jako planeta Wenus (dwojakiej płci).

Wróćmy teraz do Hesperyd. Zakładając - czysto teorytycznie - że jednym z trzech strażników Rajskiego Ogrodu Hery, gdzie rosły sobie perfidnie cudowne jabłka dające nieśmiertelność, po które z kolei sam Herkules musiał nadylać, aby wypełnić jedną z 12 Prac*, przy okazji zahaczając o Atlasa i robiąc z niego głupca (?), był młodzieniec a nie niewiasta (albo jedno i drugie, taka starożytna wersja filozofii gender? "Jabłko Adama"? ech ta ułańska fantazja ^ ^), myśli same układają się w dziwnym porządeczku. Teraz nareszcie wiem, dlaczego nie znoszę - jabłek. Pomyślcie tylko... przez tysiące lat "jabłko" poza symbolem miłości (ach ta nieszczęsna Afrodyta, Parys i Helena), były także symbolem władzy królewskiej. A ile dla władzy jest w stanie zrobić homo sapiens, dobrze już wiemy. Z kolei władza duchowa, tym przeklętym jabłkiem wyciera sobie plugawe ryje, oczerniając wyłącznie kobietę o wszelkie nieszczęścia, jakie kiedykolwiek spadły na rodzaj ludzki, choć po prawdzie, to nie "ludzie" bili się dawno temu o władzę a kobieta była dlań wyłącznie środkiem do celu, aby ową władzę pozyskać. Mamy jednak i do czynienia z tezą, że istniały kiedyś - najprawdziwsze - owoce albo jakieś inne niezwykłe przedmioty, pokarm?, dające jeśli nie nieśmiertelność, to może chociaż nadzwyczajną długowieczność. Czyż nie o tym prawi Stary Testament, kiedy takim gostkom jak Noe, Abraham, Mojżesz, przypisuje od niemal 1000 po lekko 300 parę lat? I jak do tego w takim razie ma się twierdzenie Herodota, że onegdaj Etiopię (królestwo Saby) zamieszkiwali "Długowieczni"?


Fragment obrazu Fredericka Leightona. Czy zwrócił ktoś uwagę na tym obrazie (w całości, znacznie wyżej, proszę się cofnąć) na białego łabędzia u dołu? Łabędź = symbol Gai

A czy pamiętacie, co zrobił Mojżesz, gdy po zejściu z Synaju odkrył, że jego ziomale zaczęli czcić Złotego Cielca? O znaczeniu "byka" w starożytności i współczesności - napiszę osobną notkę. Ciekawe rzeczy można znaleźć w Watykanie. ;)

Oczywiście spadł na Nich "gniew boży", się pochorowali ... biedactwa. Co na to Mojżesz, bieluśko-brody i nad wyraz "sędziwy" Mędrzec-Mieszaniec? Kazał im "zagapić" się w węża. Hm ... Jakie to w stylu Jahwe, a może nie? Najpierw jednego węża wypieprzył z Edenu, przeklinając po wsze czasy, by następnie w jego łapy (tzn. ogon / ślepia - pardon) kłaść zdrowie swego ludu. Ale czyż ten sam wąż nie znajdował się w Ogrodzie Hesperyd? Nazywany był smokiem lub wężem, na imię mu było Ladon. I zupełnie jak w przypadku Delfickiej Wyroczni, Pytii, wąż ów pomagał owym kapłankom prawidłowo opiekować się cennym skarbem, może nawet je instruował na temat przyszłości? Czy na pewno był to wąż? Jeden z mitów głosi, że to coś, czymkolwiek było, było bardziej strażnikiem strażniczek jabłek, aniżeli opiekunem samych jabłek. I może jest w tym odrobinę racji, bo wersji, że mogłyby one skraść cenne owoce - nie kupuję.


"Atlantis" by Lloyd K. Townsend

Czy wspomniałam, że Hesperos (imię) wzięło się od słowa "hesperios" co znaczy = "młodość"? Jeśli jeszcze Was nie zanudziłam, odpowiedzcie sobie na pytanie: Co jest najcenniejsze w życiu? Dla czego wielcy tego świata byliby w stanie zrobić wszystko? Co jest kamieniem milowym czy wręcz Świętym Graalem całego rodzaju ludzkiego, co przyćmiewa w pewnym stopniu, zwłaszcza tym, co "u góry", co mają dużo władzy i pieniędzy, wszystko inne, choćby nawet cały Wszechświat? Jak to co? Odpowiedź jest banalna. Wieczność. Długowieczność.

Aby nigdy nie musieli odejść z tego świata, porzucić swoje trony i bogactwa. Wydaje mi się, że jeśli istnieją gdzieś w przestrzeni inne inteligentne rasy, one także trudzą się nad rozwikłaniem tej zagadki. Kto wie? Może już ją znalazły?
Może stąd narodziła się w umysłach ludzi idea "życia po życiu"? Jako nadzieja "nieśmiertelności"? Któż nią Nas zainfekował? Może przed tysiącami lat po to właśnie wyczyniali dzikie harce na naszej planecie owi "bogowie", przez co narodziły się wielkie religie, zdumione ich czynami, aby ów sekret posiąść, rozwikłać, choćby wykraść? Wiemy dobrze jak się skończyła taka próba dla Adama i Ewy, ale przecież to ma sens. Czy jest coś cenniejszego w życiu niż samo życie? Nie. To ostateczna granica, to znak stopu dla wszystkich tych, którzy rozpaczliwie bronią się, aby nie musieć podzielić losu całej tej bezimiennej masy, bydła, które hodują na wzór swoich pseudo-stwórców, golizny - plebsu. Nas = szaraczków. Po to stworzyli sobie "błękitną krew", ów denaturat, który jak wiemy z doświadczenia wypłukuje z mózgu resztki "yntelygencyi" a na pewno, współczucia i inszych odruchów ludzkich, stąd ci "u góry" nie mają złych snów, kiedy zmiatają dla zabawy całe miliony z powierzchni Ziemi. W końcu... czyż nie naśladują swych wspaniałych "bogów"? Potop udowodnił, jak bardzo ci Oni nas koffają.

W opowieści o Plejadach, Hesperydach, zarówno w dziejach Rodos, jak i Atlantydy samej, ponawia się jeden i ten sam wątek. Istnieje jakaś nacja czy też grupa ludzi (kto ich tam wie skąd naprawdę pochodzili?), która posiadła wielką tajemnicę (a może cały ich wór). Stąd "złote jabłka", stąd cudowne powozy fruwające nad głowami ówczesnych dzikusów, dopiero co wynurzonych z ciemnej platońskiej jaskini pozorów, ogniste pojazdy, stąd też ciągłe odnośniki do szczególnych kobiet z rodzaju ludzkiego, które posiadały klucze do wiedzy tajemnej i bez których błogosławieństwa, żaden, choćby największy Bóg, nie mógł zasiąść na tronie. O tak. To ich piekło. Że aby prosty lud uznał w Nich swoich Panów i Władców, wpierw musieli pochylić głowy przed Arcykapłankami, pochylić przed bóstwem chtonicznym, prawiecznym, żeńskim, by dopiero potem móc jeść z pańskiego stołu. A było o co walczyć, jak mniemam, jeśli "wieczna młodość" naprawdę była w zasięgu ręki. Stąd wielkie wojny "kreteńsko-minojskiej Grecji z resztkami księżycowych kultów a to Kolchidy, a to Troi... Jest li też mowa o licznych porwaniach (pamiętamy co spotkało Helenę?). Los Amfitryty która siłą została porwana z Atlantydy, którą następnie zmieciono (a może wcale nie, może po prostu Mędrcy wiedzieli że kataklizm nadejdzie?), czy los wyspy Rodos z krnąbrnymi Telchinkami? Posejdon wszak jako siła/moc potrafił wstrząsnąć posadami Ziemi a potem wzburzyć morze. O jednym z takich porwań, dla wiedzy i władzy, zapewne jednak nigdy nie słyszeliście. 

Czytając Gravesa jakiś czas temu, natknęłam się w jego źródłach na taką oto wzmiankę, a mianowicie, że razu pewnego sam Herkules, miał ratować z opresji Córki Atlasa, które niecnie porwali do siebie ... Egipcjanie. To naprawdę arcy-ciekawe, gdy po lekturze Herodota wie się już, że Herkules należał do protoplastów egipskiego panteonu. Nie był on greckim bóstwem i co najmniej 10 tyś.wcześniej stworzył podwaliny pod I Państwo.

Na cóż zatem były Egipcjanom potrzebne Hesperydy? Pff... Czy ja wiem? Może dlatego, że jako Córy Atlasa, posiadały wyjątkową na skalę całego ówczesnego świata wiedzę astronomiczną? To plus tajemnica zaklęta w owych "jabłuszkach", a jak pamiętacie, Egipcjanie (przynajmniej faraonowie) mieli małego hopla na punkcie nieśmiertelności, może skłaniać do nieśmiałej hipotezy, że Egipcjanie całą swoją wiedzę astronomiczną, o reszcie nie będę spekulować, zawdzięczają temu niezwykłemu ludowi zamieszkującymi skaliste wybrzeża przynależne Atlasowi (ergo - Atlantom?). 

Tak sobie tylko rozmyślam ... Zaczęłam od Plejad, więc należałoby spiąć klamrą jakoś tę dziwną opowieść rodem z Archiwum X, sami przyznacie. Wiele starożytnych ludów (i religii) spoglądało na nocne niebo upatrując pochodzenia swych bogów czy swoich własnych korzeni, gdzieś w odległej przestrzeni kosmicznej. Czynią tak nawet wyznawcy teorii o panspermii, czyli o swobodnym dryfowaniu nasienia życia, w postaci przenoszonych na kometach cząstek elementarnych. Czynili tak zarówno Celci z Wielkiej Brytanii (ale nie mam na myśli Druidów - Stonehenge zbudowano na co najmniej 2-4 tyś. lat wcześniej niż pojawili się owi Dziadkowie) po Irlandię czy Carnac we Francji. Także Słowianie znali Plejady i zwali je odpowiednio Dziećmi Wołosa. Jako ciekawostkę dorzucę, że także tzw. Mormoni z USA czy Kanady wierzą, że stamtąd pochodzi założyciel ich kultu. Hm...

Takie rzeczy zawsze są kwestią wiary. A ja tylko wiąże ze sobą różne zasłyszane / przeczytane anegdoty, detale, zastanawiając się - po ludzku - w imię "świętej ciekawości", która jest darem z nieba, jakkolwiek to rozumieć, czy wszystkie bajki naprawdę są tylko bajkami? Pewni ludzie chcieliby byśmy w to wierzyli, lecz z drugiej strony, choć twierdzą, że na świecie nie ma potworów, co rusz widzimy obrazy pełne grozy. Nad pogodą też nikt ponoć nie potrafi panować, a jednak nad takimi krajami jak USA czy Polska HAARP wyczynia "nie-boskie" esy-floresy. Ci sami ludkowie mówią potem, że 10 i więcej tyś. lat temu po świecie biegały najwyżej dzikusy za mamutami i nie było wśród nich żadnych geniuszy, a tym bardziej, nie wydarzył się żaden kataklizm... i mamy im wierzyć tak po prostu "na słowo"? A czy Oni, za którymi stoi Kapłaństwo (wszelakie) - nie mogą perfidnie kłamać?

Ja oceniam przeszłość po tym, co znajduję w ziemi, na jej powierzchni, w zwojach pisanych tak dawno temu, że trudno to sobie wyobrazić, lecz w moich oczach, gdy porównuje ich z dzisiejszym homo sapiens i jego bełkotem, znajduję więcej mądrości, i nie przydaję im znamion szaleństwa czy stetryczałego zdebilenia. To domena papieży, a nie ludzi, którzy podążają za "ciekawością". Świat wiele już razy udowodnił, że wiedza historyczna o naszych początkach jest celowo fałszowana. Przez kogo i po co? Chyba już zasugerowałam znacząco. Ale to nie powód, byśmy spali, szli na łatwiznę. Dawniej ludzie z uporem dążyli do obalenia twierdzeń o płaskiej Ziemi... i co? Udało im się. A zatem i ja mam nadzieję, że raz jeszcze Prawda zwycięży. Nie śpijcie, Koffani. Kto zasypia, kto pozwala aby jego umysł cofnął się w rozwoju, ten żyje krócej i nie widzi gwiazd. W mojej głowie ich tryliony, tak silną mam wyobraźnię i głód wiedzy, i niekoniecznie muszę patrzeć w teleskop. Jest czego zazdrościć :)

 __________________________________


Część I - TUTAJ

 Pozostałe 7 części tekstów o podobnej tematyce,
znajdziecie pod hasłem "Mity greckie - Robert Graves.


Komentarze

  1. "W ogóle mity z czasów Homera powinno się wrzucić do kosza na śmieci, gdyż uczyniły dla początków Grecji, jej korzeni, to samo, co Kościół Rzymskokatolicki dla wierzeń, tradycji - Słowian na terenie PL. " - oj tak, co prawda to prawda...

    Zawsze zastanawiało mnie, jak to możliwe, że nigdy nie wciągał mnie Parandowski, mimo, ze zaczytywałam się w przeróżnych zbiorach baśni i legend, próbując doszukiwać się w nich ziarenek prawdy. Z mitami było jednak inaczej - tu miałam wrażenie, ze mam do czynienia, nie z pojedynczymi ziarenkami, ale z całym spichlerzem. Nieustannie czegoś mi brakowało; jakiegoś drugiego dna. Brakowało mi związków między kolejnymi historiami. Parandowskiemu jednak zdawało się to zupełnie nie przeszkadzać - zawsze miałam wrażenie, że dla niego ta płaskość jest kojąca i wystarcza mu w zupełności. Nie szukał, nie interpretował, pięknym językiem wyłącznie spisywał. Dlaczego wtedy nic nie wiedziałam o Graves'ie ? :( Niestety w jego "Mitach Greckich" nadal tylko raczkuję... w dodatku przez ograniczony czas, dawkuję je sobie małymi łyczkami, choć tak naprawdę chciałabym się w nich pławić całymi dniami :)

    Aż sobie westchnęłam z tęsknoty za Prawdą, której już nikt nie ślubuje poza nieliczną garstką idealistów. Drogi do Atlantydy... Patrzą, ale nie widzą...

    "Aby nigdy nie musieli odejść z tego świata, porzucić swoje trony i bogactwa." A jeśli ta upragniona przez Władców nieśmiertelność to właśnie wędrówka dusz, tyle, że taka nad którą chcą panować pozyskując kolejne ciała...? Jeśli na tym polega cały ten program...? Jeśli płodzenie in vitro lub aborcja zakłócają ten rytm... Jeśli moc kobiet-kapłanek polegała właśnie na sprowadzaniu odpowiedniej duszy do poczętego przez nich życia...? Jeśli...?

    Pięknie poprowadziłaś to Archiwum X...

    Z Hesperydami i ich ogrodem w głowie dziś zasnę. Ale, ale... pomijając symbolikę władzy, jak można nie cierpieć jabłek ??? Czy są lepsze owoce ? ;) Przecież nie ma !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja ich nie znoszę. Sam ich zapach wywołuje we mnie niesmak. Cóż poradzić, taka już jestem. Cieszę się, że tekst przypadł do gustu. A co do Gravesa, o tak, nań trzeba mieć sporo czasu, ponieważ każdy jego rozdział odwołuje do mitów i historii innych ludów, a nie sposób czytać Gravesa nie mając pod nosem innych źródeł. Dopiero wtedy widać wszystkie powiązania i że Graves niczego nie wyssał z palca. On po prostu wszystko "poukładał" i w tym tkwi jego geniusz.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

Świat jest pełen symboli: K (Część II)