W Poszukiwaniu Utraconej Cywilizacji: "Poznaj Samego Siebie" (reprint)




"Filozofia zawarta jest w tej wielkiej księdze, którą mamy przed oczami -- mam na myśli wszechświat -- ale nie uda się nam jej zrozumieć, dopóki nie poznamy właściwego języka i symboli, jakimi ją napisano" — Galileo Galilei (Galileusz).



Wiele lat zajęło mi zrozumienie tych słów. Oczywiście symbole i ich znaczenia, poznałam stosunkowo szybko, czytając różne książki, słuchając różnych ludzi. Później, przyszedł czas na własne poszukiwania. Po to właśnie się kształciłam. Nie dlatego, że kazał mi tak System Edukacji w Polsce, bo gdyby był to jedyny przymus, pewnie wyemigrowalibyśmy z pape do jakiegoś cywilizowanego miejsca. Formalny tok nauczania zawsze traktowałam z przymrużeniem oka. Mnie interesowała nauka, sztuka i wszystko to, co kryje się pod powierzchnią ludzkich dociekań. Niestety jedynym ogranicznikiem w moim życiu okazało się samo wychowanie, rodzina i cały ten śmietnik, który odziedziczyłam w spadku, przez co, jak teraz widzę, sama podkopywałam pod sobą filary prawdy. Ilekroć zbliżałam się w swych poszukiwaniach do czegoś ważnego, pięknego, tylekroć popadałam w coś na wzór pokuty, która to kazała mi rugować z umysłu wszystko to, co przypadkowo odkryłam.


Jak myślicie, co łączy ze sobą: planetę Arrakis z książki Diuna (F. Herberta), znaki zodiaku, znane naszej niemowlęcej cywilizacji, posągi z Wyspy Wielkanocnej, Sfinksa w Egipcie, kompleks świątynny z Angkor czy pisarza H.P. Lovecrafta? Jeśli na to z pozoru trudne pytanie odpowiem: "precesja", jestem pewna, że nie każdy od razu pojmie w czym rzecz. A właśnie pod tym tajemniczym pojęciem, kryje się fascynujący fragment naszej przeszłości, który z bliżej nieokreślonego powodu, został odepchnięty, ukryty w labiryntach największych bibliotek, niektóre nawet z tego powodu swego czasu zostały zniszczone i aż do dzisiaj ludzie, którzy badają tę nieznaną szerszej populacji prawdę o naszych pra-przodkach, w najlepszym razie, określani są bluźniercami. Dawniej, z pewnością skończyłabym na stosie za to, co mam wam do przekazania, a co w sumie od jakiegoś czasu nie jest już żadną tajemnicą. Sieć aż roi się od wzmianek, ale ja, postanowiłam zebrać je w jednym miejscu; po swojemu.


Większość użytkowników internetu, trwoni całe dnie na: gadu-gadu i inne pierdoły, podczas gdy prawda (żywa wiedza) jest w mniejszości a ci, którzy ją głoszą, nie raz giną bez wieści. Ja osobiście, nie miałabym bladego pojęcia, o tym, co dzisiaj wam streszczę (a jest to temat bardzo szeroki, być może o niektórych sprawach z nim związanych jednak słyszeliście), gdyby po raz kolejny nie przyszedł mi z pomocą mój przyjaciel. Emanuel dotarł w swych podróżach do wielu odległych zakątków świata i tam też poznał ludzi, którzy pomogli mu swego czasu zrozumieć, że cała współczesna historia, wszystkie światowe systemy polityczne i religijne, to jedno wielkie kłamstwo, które stworzono wyłącznie po to, abyśmy nigdy się nie dowiedzieli, kim jesteśmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. Zdaję sobie sprawę, że część z was się obruszy, jeszcze parę miesięcy temu sama bym się obruszyła, ale jestem w tym szczęśliwym położeniu, że wiem odrobinę więcej niż wtedy i wciąż się kształcę. A wy? Czy szukacie odpowiedzi? Czy może wierzycie w hasła, że niebezpiecznie jest zadawać pytania? Bez wiedzy jesteście niczym (kiedy to wreszcie zrozumiecie?), wasz mózg obumiera. Stajecie się mięsem dla innych-mądrzejszych.



Tuż po tym, jak zaczęłam wyzwalać się z choroby, która mnie męczyła, przypomniałam sobie sen z przeszłości, bardzo sugestywny zresztą, pełen kolorów i wrażeń, który przyśnił mi się jak dotąd aż... trzy razy. W przeciwieństwie do innych snów, ten zawsze był przeze mnie tłumaczony dosłownie, bez doszukiwania się w nim jakiegokolwiek znaczenia. Pierwszy raz przyśnił mi się pod koniec podstawówki; drugi raz w szkole średniej; a trzeci na studiach. I właśnie ten trzeci raz, jak się okazuje, był kluczowy. Kilka dni temu, Emanuel odkrył w sieci w archiwum NASA, pewien zapis, który odnosi się do dnia, w którym trzeci raz, nawiedził mnie ów sen o ustawiających się w równym szeregu na nocnym niebie, tuż nad mym domem, planetach. Piałam o tym luźno po wielokroć na blogu. Dlaczego teraz do tego nawiązuję? Ano z prostej przyczyny, że bez względu na to, czy my -- współcześni -- wierzymy w oddziaływanie planet na nas, czy nie, nasi przodkowie wierzyli w to z całą pewnością. W tym miejscu bowiem zbiegają się ze sobą: nauka i wierzenia (zaznaczam jednak, że pisząc: wierzenia, mam na myśli warstwę psychologiczną, pewien system ponawiających się w różnych kulturach, symboli), mitologiczne warianty, których nie można lekceważyć, jeśli pragnie się poznać całą prawdę o naszym gatunku. Droga, w którą pragnę was dzisiaj zabrać, wiedzie poprzez znane wszystkim zakątki świata, do tych mniej znanych, ale wszystkie one, prowadzą w -- przestrzeń kosmiczną. A wspomniana wcześniej "precesja" okazuje się być kluczem do zrozumienia tej pre-historycznej zagadki. Myślę, że władni tego świata wiedzą o niej, tylko rozpaczliwie boją się utracić władzę, przez co trzymają was, biedne owieczki, w niewiedzy. Gdybyście tylko mogli zobaczyć to, co ja i to zrozumieć, jestem pewna, że cały świat -- na nowo -- by was zachwycił. Ale do rzeczy....

Angkor Wat (Kambodża)

Któż z was nie słyszał o stolicy państwa Khmerów, której Angkor miała być główną świątynią? Leżąca nad jeziorem Tonle Sap, została odkryta w 1586r. przez portugalskiego mnicha -- António da Madalena (nie zaś w XIX w. jak błędnie podaje wiele encyklopedii... i znowuż mamy do czynienia z fałszerstwem czasowym; błąd ten pewnie wziął się stąd że w II poł. XIX w. Kambodża przeszła pod jurysdykcję Francji). Ale to jeszcze nic, do czego zaraz przejdę. Angkor Wat przykuła moją uwagę naście lat temu, kiedy gromadziłam co miesiąc wydania National Geographic, do dzisiaj pamiętam wypieki na twarzy, kiedy zagłębiając się w lekturze, podążałam nieziemskim szlakiem korytarzy, które przeplatały potężne korzenie miejscowych drzew. Tutaj znajdziecie krótki filmik o tym miejscu, polecam.


Niech wam się jednak nie zdaje, że to, co o Ankgor mówią oficjalne źródła jest prawdą. Gdyby tak było, trzeba by nam założyć, że świątynię tą wzniesiono w XII w. n.e; z tymże dla badaczy z całego świata: archeologów, architektów, religioznawców, astronomów i nie tylko, oczywistym jest, że ów kompleks świątynny miał odmienne znaczenie (niż piszą w książkach). Staje się to jednak oczywiste dopiero wówczas, gdy zna się naturę symboli, matematyczno-astronomiczną precyzję, z jaką odwzorowywano każdy dosłownie element tej rozciągniętej na pow. ok. 100 km/2  mozaiki i za pomocą współczesnej technologii, można cofnąć się niejako w czasie, ażeby na nocnym niebie sprawdzić, czy rzeczywiście twórcy Angkor byli starożytnymi astronomami. A byli, byli nawet czymś więcej. Przyzwyczajono was, że z całą pewnością takim ludem byli Egipcjanie czy Majowie, ale ilekroć niektórzy odważni naukowcy zaczną zadawać niewygodne pytania, jak np. dlaczego na wszystkich kontynentach mieszczą się takie same budowle, symbole a nawet powiązania astronomiczne, wówczas zapada niezręczna cisza, po której przychodzi czas na istny jazgot. Zupełnie jak gdyby "prawda" nie leżała w naturze większości naukowców, jak gdyby ktoś miał interes w tym, aby prawdziwy wiek odkryć archeologicznych na zawsze pozostał w ukryciu. Angkor jest tego doskonałym przykładem.



Dzięki takim osobom jak Graham Hancock, dowiedziałam się jak precyzyjne były pomiary budowniczych Angkor, co podobnie jak w przypadku starożytnych Egipcjan czy Majów, budzi wielki podziw, gdyż nauczono nas postrzegać naszych szacownych antenatów jako wysoce mniej rozwiniętych technologicznie od nas, a na pewno dużo bardziej przesądnych. Ale nie ma nic bardziej mylnego w takim założeniu, gdyż było dokładnie na odwrót. Większość geologów badających wiek Angkor, jak też astronomów, powtarza dzisiaj jak mantrę, szkoda tylko, że System w którym żyjemy za wszelką cenę to tłumi (głównie środowiska duchowe*), iż układ Angkor Wat to doskonale precyzyjna mapa nieba sprzed tysięcy (nie zaś jednego niespełna) lat. Długość i szerokość każdej alejki, którą widać na zdj. powyżej, odpowiada dokładnym miarom przekątnych i przybliżonym odległościom --

(oczywiście w skali ziemskiej - pomniejszonych, coś jak topografia kosmosu przeniesiona na skrawek ziemi wokoło; co rzekomo udało się ludziom dopiero w czasach antycznej Grecji a potem Średniowiecza)
-- gwiazd względem Ziemi, a także precyzyjnym wyliczeniom co do dni, miesięcy i lat, potrzebnych do nastania kolejnych koniunkcji. Także liczba posągów w kompleksie świątynnym, zwłaszcza na wychodzącym ze świątyni na północnym pomoście, odpowiada dokładnej liczbie lat, jakie będą potrzebne do kolejnej, pełnej -- precesji

Ażeby pojąć na czym opierali swoje wierzenia czy zamierzenia budowniczowie Angkor, wpierw należałoby zwrócić uwagę na fakt, jak wielką atencją darzono w tej kulturze węże. Wąż w mitologiach całego świata pojawia się dosłownie na każdym kroku, zwłaszcza zaś na Dalekim Wschodzie, gdzie pod postacią Smoka, jest częścią Genesis. Chińczycy np wierzą, że pierwszy ich władca przyleciał z gwiazd we wnętrzu "smoka". Także budowniczowie Angkor Wat czcili wężowo-smoczą postać stwórczo-opiekuńczą, ale najistotniejsze w tym jest (nie chcę bowiem wdawać się w szczegóły khmersko-wedyjskiej mitologii) iż w oparciu o ówczesny rozkład gwiazd na niebie, mieszkańcy Angkor wznosili tę oszałamiającą budowlę, z pasją graniczącą z obsesją.


Gwiazdozbiór Smoka, był dla Khmerów dosłownie tym samym, co dla Egipcjan -- Orion, a mianowicie niebiańskim odpowiednikiem Północy, gwiazdą przewodnią, stałą na firmamencie, której blask oświetlał nie tylko grobowiec władcy dynastii Sailendra, lecz emanował na ziemski odpowiednik zaświatów, w które wierzyli pradawni. Nie dziwi zatem, że centralna świątynia zwrócona była (czołem -- że tak powiem) w stronę pojawiającej się raz do ro roku Konstelacji Smoka, tak jak np. egipskie piramidy zwrócone są na Gwiazdozbiór Oriona. I w tym miejscu, stykamy się jednak z dogmą, która bezczelnie, negatywnie nastawiona do argumentów, zmienia znaną nam historię, podając ludzkości błędne dane.

Spróbuję wam to wytłumaczyć najprościej jak się da, bo nie jest to łatwe dla umysłu humanistycznego (jakim jest i mój, i wasz zapewne również). Otóż.... Przez lata badań archeologicznych naukowcy odkryli, że w kompleksie świątynnym pojawiają się ciągle takie liczby jak: 23,5* -- 72* a także 12* lub 13*. Dopóki nie zaczęto snuć luźnych dywagacji na temat powiązania każdego ze świątynnych elementów z firmamentem niebieskim, dopóty liczby te nie łączyły się ze sobą w żaden sposób. Przełom nastąpił w chwili, gdy ludzie tacy jak w.w. Hancock, Robert Bauval, czy John Anthony West (wybitni archeolodzy, egiptolodzy, mający na swym koncie udaną karierę uniwersytecką oraz liczne publikacje, tłumaczone na kilkadziesiąt języków) zaczęli spoglądać w to samo niebo, które fascynowało także starożytnych Khmerów.  I co odkryli?


Jak dowiecie się z encyklopedii, oś Ziemi została odkryta w 130 r. p.n.e. przez Hipparcha z Nicei (ok.190-125 p.n.e.), greckiego astronoma i matematyka, żyjącego w Aleksandrii, który:
"Zmierzył okres obiegu Ziemi dookoła Słońca, obliczył odległość Ziemia-Księżyc, nachylenie ekliptyki, precesję punktów równonocy; zapoczątkował rachunek trygonometryczny; określił związki między współrzędnymi astronomicznymi i geograficznymi", Mała Encyklopedia PWN, Warszawa 1999.

Tyle mówią nam podręczniki, szkopuł w tym, że jak stwierdzono w Angkor, Khmerzy znali wszystkie te dane, tysiące lat przed Hipparchem. Dobrze przeczytaliście: Tysiące. Prawdziwy wiek Angkor Wat wykracza bowiem tysiące lat wstecz, poza znany skostniałym akademikom wykres a dowodem na to, są pomiary matematyczno-astronomiczne dokonane w tym miejscu. Począwszy od liczby posągów (reprezentujących postaci mitologiczne Khmerów, z których każda ma swój dokładny odpowiednik w gwiazdach) --> 72, kończąc na powtarzającym się ciągu liczb 23,5 oraz 12 (znaki zodiaku) czy 13 (liczba miesięcy księżycowych -- stąd też kult wody, jej przemian oraz zamieszkującego kosmiczną toń Smoka, najwyższe bóstwo) na długości, szerokości czy wysokości elementów świątynnych (ścian, komnat, alejek, stopni-schodów, etc), a także samo rozlokowanie przestrzenne kompleksu, idealnie odwzorowuje mapę nieba. Nie mamy tutaj do czynienia z przypadkowością, gdyż gdyby tak było, pomiary cyfrowe wykazałyby różnice, choćby minimalne. Tymczasem tak na ziemi, jak i pośród gwiazd, każdego roku w przesilenie, taniec Słońca-Księżyca, oraz gwiazd, zbiega się w Angkor z matematyczną dokładnością. Czyż nie dzieje się tak samo w Egipcie, w Ameryce Środkowej i Południowej, a także u nas w Europie (Stonehenge)?

w.w. posągi ustawione wzdłuż pomostu wchodzącego z Angkor


Mamy więc świątynię zwróconą czołem ku Gwiazdozbiorowi Smoka (Północ), mamy jej strażników oraz wszelkie potrzebne wytyczne, aby "precesja" mogła mieć miejsce. Czym zatem jest "precesja"? Wyobraźcie sobie kulę ziemską, która nie dość, że kręci się wokół własnej osi, to jeszcze przy okazji, obraca się jak bączek wprawiony w ruch. Zakreślając w ten sposób powierzchnię boczną stożka, jak możecie to zaobserwować chociażby na stronce z wiki, którą wkleiłam na samym początku tekstu pod hasłem: precesja. A zatem Ziemia, obiegając Słońce przez 365 dni, obraca się także wokół własnej osi, tyle że czyni to w dość pijany sposób. Ruch ten spowodowany jest przez pochylenie Ziemi względem ekliptyki Słońca o dokładnie 23,5° (ruch stożkowy) a że na dodatek, Ziemia nie jest idealnie kolista (to pewnie już wiecie), ruch jej po nieboskłonie odbywa się nieregularnie. Zgodnie z dostępną nam wiedzą (podziękować Hipparchowi*), ruch ten odbywa się średnio: 1° na -- 72 lata. Tworzy się wówczas tak zwany "biegun niebieski". Pełny obrót osi ziemskiej trwa przez to ok. 26 tyś. lat -- jest to tzw. "rok platoński". Wyczuwacie do czego zmierzam?


Starożytni Khmerowie rozgryźli tę wyliczankę znacznie wcześniej niż sam Pitagoras, podobnież jak Egipcjanie, Majowie, Celtowie. Prawdopodobnie, bo jak to inaczej tłumaczyć, wiedza ta była przekazywana z pokolenia na pokolenie w oparciu o bogate, archeologiczne znaleziska. Dzięki nim, a także wiedzy mitologicznej, w na pozór obcych sobie kulturach, pojawiali się ci sami, niebiańscy bogowie, których prezencja na niebie właśnie w ramach "precesji" (nie zawsze bowiem na naszym niebie były widoczne te same gwiazdy), pozwoliły stworzyć dokładną mapę wszechświata w czasach, kiedy rzekomo cały świat skuty był lodem. To właśnie dzięki tym liczbom, współczesnym naukowcom-pasjonatom, udało się odkryć prawdziwy wiek Angkor oraz wszystkich innych budowli starożytnych naszego świata. Jeśli bowiem założyć, że kompleks Angkor wzniesiono ku czci boskiego-kosmicznego węża (smoka) a odnosi się do tego cała dostępna nam mitologia tej cywilizacji, a także to, że ówcześni badacze odwzorowali ruch ciał niebieskich na tym skrawku ziemi, wówczas logicznym się zdaje, że linia prosta wychodząca z serca Angkor winna (jak w przypadku piramid w Gizie), wieść ku... Konstelacji Smoka. I tak było.

Dracourania


Dlaczego zatem współcześni akademicy, nie raczą przyjrzeć się temu odkryciu z należytą powagą, skoro tak wiele dostępnych dowodów, będących w rękach -- także -- naukowców, nie żadnych tam szaleńców, amatorów, etc, wskazuje iż założenie, że Angkor zbudowano między VII a XII w. n.e. jest fałszywe? Graham Hancock, jak i wielu jego przyjaciół, prześledził rozkład gwiazdozbiorów na niebie Kambodży sprzed tysiąca lat i nic się nie zgadza. Ostatni bowiem raz kiedy nad Angkor, był widoczny Gwiazdozbiór Smoka, to 10.500 lat p.n.e. Ni mniej, ni więcej. Czy ludzie, będący w stanie, zbudować tak precyzyjny względem ciał niebieskich, ruchu samej Ziemi, kompleks świątynny, co do dnia, budowaliby to wszystko bez celu? Dlaczego zatem obrali ten a nie inny kierunek? Dlaczego precyzja ich obliczeń wiedzie wprost w przestrzeń kosmiczną, jeśliby nie wskazywali konkretnego (jak w przypadku Egipcjan) miejsca? W końcu, dlaczego ktoś tak kurczowo wstrzymuje nasze umysły, przed podążaniem w kierunku rozszyfrowania bodajże największej zagadki wszech czasów, dlaczego wmawia się nam, że nasi przodkowie byli głupsi od nas? Zapewne ci sprzed dwóch tysięcy lat takimi byli pod pewnymi względami, gdyż w czasach Hipparcha tworzono fałszywy obraz dziejów, ale np. piramidy egipskie wzniesiono tysiące lat przed naszą erą, więc gdzie tu logika, skoro to ponoć Hipparch jako pierwszy miał sformułować teorię o osi świata?

Sfinks, za nim piramida Chefrena (Giza)


Wymieniony wcześniej kilkukrotnie Starożytny Egipt, jest wam zapewne najlepiej znany. Na pewno wielu z was (sądząc po statystykach, że najczęściej Polacy odwiedzają Egipt) chociaż raz w życiu widziało piramidy. Zapewne podobnie do mnie, kiedy po raz pierwszy dotykaliście ścian tych wspaniałych budowli, mrużąc oczy odczuwaliście wprost nieziemską przyjemność w wyobrażaniu sobie, że znajdujecie się w czasach, kiedy były wznoszone. Przynajmniej ja tak miałam, wiem jednak, że wielu ludzi odczuwa ten sam stan, kiedy na żywo styka się z reliktem zamierzchłej przeszłości. Jednak dla wymowy tego postu, Giza ma o tyle znaczenie, iż w ten sam sposób, historycy i wszelkiej innej maści badacze, na przestrzeni setek lat (głównie końca XX w.) dopuścili się szeregu przekłamań, i nawet dziś, wielu z nich, jak np. Zahi Hawass, stoi na straży datowania takich monumentów jak: Sfinks, piramida Cheopsa, etc, notorycznie, z uporem maniaka odrzucając każdą hipotezę czy dowód, który mógłby obalić ich własne analizy. Zahi, którego osobiście mam w szczerej pogardzie od lat, jest przykładem cepa, który za pieniądze przywódców religijnych Afryki Pn, próbuje nie tylko wyolbrzymić swoją i swego plemienia rolę w dziejach świata, lecz także, miesza się w dzieje zakątków ziemi, które raczej nie powinny go interesować jako egiptologa.


Jeśli ktoś jeszcze tego nie wie, powiem teraz, że sama idea iż Sfinks jest mitologicznym przedstawieniem cielesnej postaci z historii Starego Państwa, a więc że pierwotnie zbudowano go (wymyślono) po to, aby strzegł znajdujących się za nim grobowców, zwłaszcza tego należącego do Chefrena, jest skrajnie naiwna. Według tych datowań, a przy nich stoi jak murem imć Hawass, Sfinks powinien mieć jakieś 4500 lat-?- (tak jakoś) i to od tej prezentacji miały rozpełznąć się po świecie antycznym późniejsze przedstawienia pół-lwa, pół-człowieka. Dlaczego zatem posążki "sfinksa" odkryto stosunkowo niedawno w Turcji, w Göbekli Tepe, gdzie wykopane koliste zabudowania architektoniczne sięgają lekko, jak wskazuje datowanie węglem, na 9500 przed naszą erą?? No dlaczego, panie Hawass?? Może to dlatego, że Sfinks -- takim jaki był pierwotnie -- wcale nie wywodzi się z kultury staroż. Egiptu, ale został zbudowany dużo, dużo wcześniej? 


Powróćmy jednak do opisanej przy okazji Angkor "precesji" a co za tym idzie, do astronomicznej inklinacji wszelkich wznoszonych przez Starożytnych budowli. Jak już pisałam, Starożytni Egipcjanie mieli niewielką obsesję* na punkcie Oriona, dokładnie jego "pasa" (jak wiadomo każdemu znawcy mitologii greckiej, był utożsamiany z synem Posejdona, Orionem, Wielkim Łowcą, który przez własną pychę zginął podczas polowania ukąszony przez skorpiona; nas jednak interesuje inne, wcześniejsze przedstawienie, a mianowicie egipskie --> Ozyrysa, który jako wcielenie dobroci, był ucieleśnieniem późniejszych greckich herosów-tytanów i przez to także został zamordowany przez swego brata, Setha. Mówi wam coś ta przypowieść? Wspomnę tylko, że personifikacją boga Ozyrysa było bóstwo lunarne Jah = późniejszy Jahwe, cóż za przypadek...). ;]-


I znowuż, podobnie jak w przypadku Khmerów, czy też całej starożytnej kultury opartej na Wedach (Polecam 3-częściowy film), kluczem do odgadnięcia prawdziwego wieku zarówno Sfinksa, jak i np. niektórych piramid, są trzy najjaśniejsze punkty na niebie starożytnego Egiptu: Alnitak, Alnilam oraz Mintaka. Jeśli nic wam to nie mówi, dodam, że w kulturze latynoskiej owe trzy gwiazdy w gwiazdozbiorze Oriona, nazywane są "Trzema Królami" a ich najlepsza widoczność na niebie osiąga pełnię właśnie na początku stycznia. To właśnie w tym miejscu, miał według wierzeń Egipcjan, zamieszkać po śmierci Ozyrys; tam też przenosili się wszyscy późniejsi faraonowie. Miejsce "odrodzenia", wiecznej szczęśliwości, miejsce powrotu do żywych. Czwartą gwiazdą, która lśni na niebie w towarzystwie Wiecznego Łowcy-Darczyńcy, jest jego wierny przyjaciel:  Syriusz (Psia Gwiazda).

Trzy wielkie piramidy: Piramida Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa, zostały ustawione w taki sposób, aby odwzorować na Ziemi dokładny układ trzech gwiazd z Pasa Oriona. Trudno sobie wyobrazić, aby komuś z obecnie żyjących udała się ta sztuczka, a co dopiero w XXVI w. p.n.e. Egipcjanie, podobnie jak Khmerzy, ustawili owe piramidy zgodnie z czterema stronami świata, tak iżby poprzez wydrążone wewnątrz komnaty, o oznaczonych porach (przesilenia), padały promienie słońca, ale co istotne, ażeby dusza zmarłego władcy mogła bezpośrednio poszybować ku konstelacji Oriona, stworzono dodatkowe, po przeciwnych stronach. Tak iż jeden wychodzi na Gwiazdozbiór Oriona, drugi --> na Gwiazdozbiór Smoka.


Południk biegnący przez piramidę Cheopsa jest najdłuższym biegnącym przez ląd. Dzieli on jednocześnie morza i kontynenty na dwie równe części a przechodząc przez środek piramidy tworzy z równoleżnikiem przechodzącym przez piramidę Mykerinosa i z linią prostą łączącą te dwa punkty, trójkąt pitagorejski. Od końca lutego do połowy października nie rzuca w południe żadnego cienia, tak więc piramida była zegarem słonecznym, pokazującym pory i długość roku. Nie dziwi jednak sam fakt, że tego dokonali, kiedy zna się Angkor, czy inne relikty przeszłości, lecz sam fakt, iż współcześni naukowcy rękoma i nogami zapierają się, ażeby nikt nigdy nie śmiał obalić ich kluczowych tez, a mianowicie o czasie powstania tychże budowli. Czy można jednak nie zadawać pytań, gdy tak wiele szczegółów, uderza w oczy poprzez czas i przestrzeń, łącząc się dokładnie w tym samym punkcie?


Opodal piramidy Chefrena stoi w.w. Sfinks. To właśnie dzięki niemu, badacze pokroju Hancocka zaczęli doszukiwać się podobieństw także w innych odkryciach archeologicznych. Wiek tego gigantycznego posągu, wykonanego z jednej ze znalezionych rzekomo na miejscu budowy skały, pozostaje do dzisiaj zagadką, choć egiptolodzy tacy jak Hawass już zamknęli sprawę, oznajmiając że ma on co najwyżej:  4500 lat. Z tymże, nigdy nie wzięli pod uwagę pomiarów rzeźby, jego licznych przeróbek, tak by zamiast głowy lwa, powstało oblicze faraona Chefrena a nawet odkryć geologicznych, które ujawniły liczne, bardzo głębokie wyżłobienia na jego powierzchni, które -- według obecnej wiedzy -- mogły powstać wyłącznie po... długotrwałym wystawieniu posągu na działanie wody. Tak jakby na Sfinksa spływały kaskady wody, np. monsunowe deszcze. Hm..... : /

"Tyle, że 4500 lat temu, Egipt był już taką samą kupą piachu jak teraz, jedynym źródłem wody był Nil, więc skąd te wodniste-bruzdy"?

Colin Reader, angielski geolog specjalizujący się w zabytkach Starożytnego Egiptu, wysunął bardzo interesującą hipotezę, którą następnie zaczęło rozważać wielu badaczy z innych dziedzin. Otóż, ostatni raz, według pomiarów geologicznych, Egipt był żyznym, zazielenionym miejscem, pełnym wody, bujnej roślinności.... co najmniej 5-6 tysięcy lat wcześniej od wymienianej przez egiptologów daty. Hancock powędrował śladem odkrycia Readera i udało mu się odtworzyć w komputerze dokładną mapę nieba nad Egiptem, w hipotetycznym okresie zbudowania Sfinksa. Wzięto również poprawkę na lokalizację względem trzech pozostałych piramid tegoż regionu, a także fakt, iż wcześniej był on przedstawieniem lwa. I cóż się okazało? Całkiem przypadkowo wyszło na to, że Lew wpatrywał się w.... Gwiazdozbiór Lwa, co jest logiczne, gdy zważy się, iż zanim, stoi Wieczny Łowca zamierzający się swą dzidą, czy co tam miał pod ręką.... A teraz najlepsze: Kiedy to miało miejsce? Zgodnie z ruchem precesyjnym, ostatni raz układ taki miał miejsce: 10.500 lat p.n.e. Jakieś wnioski?

Callanish


Jak wspomniałam na wstępie, nie tylko Angkor, Egipt, Majowie, mogą pochwalić się tego rodzaju specyfikacją. Przykładowo zgrupowanie menhirów w Szkocji (powyżej), odzwierciedla w tym samym przedziale czasu: Konstelację Byka. Czy to nie dziwne, że po raz kolejny, Starożytni byli w stanie precyzyjnie określić położenie interesujących je gwiazd, tak iż raz do roku, podczas przesilenia, Słońce widziane przez was na zdjęciu stawało się więźniem kręgu, a także sam fakt, iż po raz kolejny, tym razem w Europie, Starożytni znali Oriona i oddawali mu cześć? Wielki Łowca polujący, jak nie na lwa, w końcu 10.500 lat temu, to właśnie Byk znajdował się w precesyjnym obwodzie ruchu nad Callanish. Do dzisiaj nie jest natomiast znane przeznaczenie skupiska ponad 3 tyś. megalitów znajdujących się na francuskiej wyspie Carnac. Trzeba by jednak ciężkiego idioty, aby założyć, że twórcy tego imponującego zgromadzenia, męczyli się jak woły bez powodu. Ponoć trwają prace nad dopasowaniem ułożenia megalitów podług gwiazdozbiorów nad tym regionem. Kolejnym ciekawym miejscem jest Nazca w Peru. Formacje zwierzęce i abstrakcyjne, wyżłobione w płaskowyżu, średnio liczące po kilkadziesiąt metrów wielkości v. szerokości, które rzekomo stworzył lud Nazca między 300 a 850 r.n.e. Z tymże po raz kolejny Hancockowi udało się potwierdzić, że jedno z najsłynniejszych wzorów przedstawiających -- pająka, dokładnie 10.500 p.n.e. odpowiadało znajdującemu się na niebie Peru Gwiazdozbiorowi Oriona (tyle że pod innym kątem). Zbieg okoliczności?

Wyspa Wielkanocna

Wyspy Wielkanocnej chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Jest ona doskonałym obrazem tego, jakiemu praniu mózgów poddawani są ludzie na całym świecie. Prościej bowiem wmówić ludziom, że opóźniony w rozwoju, chory na urojenia lud pochodzący z Hawajów, miał zasiedlić tę wyspę ok. 300-400 r.n.e. Jednak w miarę upływającego czasu, datę tę stale przesuwa się bliżej, tak by odebrać tajemniczemu ludowi zasiedlającemu tę wyspę najmniejsze choćby pozory inteligencji. A jednak jak udowodnili naukowcy, głównie z takich dziedzin jak: astronomia, widać wyraźnie, że wznosząc gigantyczne posągi, astronomowie Rapa Nui kierowali się deczko innym spojrzeniem na rzeczywistość, niżbyśmy chcieli, my -- chorzy na przyrost ego współcześni. Podobnież odmawia się prawa do godności Indianom z Jukatanu, co najlepiej zobrazował film Mela Gibsona


Twórcy Moai wpatrywali się w niebo, a jakże. I cóż tam widzieli, Ci rzekomo prymitywni, ogarnięci wyłącznie zabobonnym lękiem, po utracie wodza? Ano: Aldebarana, Wenus, Marsa i Księżyc. Ta pierwsza gwiazda, to najjaśniejszy obiekt w Gwiazdozbiorze Byka. Dzisiaj już wiemy, że Aldebaran jest 150 razy jaśniejszy od naszej gwiazdy, to tzw. "czerwony olbrzym". Dlaczego zatem prymitywni mieszkańcy Rapa Nui, ustawiali moai wpatrzone dokładnie w ten punkt, skoro rzekomo czynili tak wyłącznie po to, aby dostrzec zbliżających się zza linii horyzontu bogów? Jakież to dogodne, dla białych, którzy przypłynęli w jakiś czas później. Czyż nasze spaczone ego nie rośnie od samego myślenia, że ktoś mógłby nas wziąć za bogów? Tymczasem Aldebaran świecił nad tą wyspą tysiące lat przed tym, jak przypłynęli tam biali. Czy prymitywni post-Hawajczycy znali zatem "precesję"??

Yonaguni -- Japonia


Istnieje wiele hipotez na temat daty cofnięcia się lodowców po tzw. Epoce Lodowej. Jedna z nich zakłada, że miało to miejsce plus-minus: 11 - 13 tyś. lat temu. Wówczas to, na wskutek ocieplania się klimatu (ps: kolejny haczyk, sama waham się między paroma tezami, ale ręce i nogi wydaje się mieć ta, o zderzeniu się z naszą planetą jakiejś komety w tym czasie), w przeciągu kilku stuleci, oblicze Ziemi zmieniło się radykalnie. Coraz większe fale, rzeczony Potop, zmiotły praktycznie całe życie z powierzchni ziemi. To by mogło tłumaczyć odkrycie w 1987r, zatopionego przez ocean starożytnego kompleksu, wykutego w wulkanicznej skale, długiego niemal na kilometr. Przez wiele lat istnienie Yonaguni było obiektem badań, do dzisiaj zresztą środowisko naukowe waha się z jednomyślnym datowaniem. Jednak tacy geolodzy jak dr Robert Schoch, czy profesorowie z japońskich uniwersytetów, twierdzą, że budowla ta, zlokalizowana jest dokładnie na linii Zwrotnika Raka (który ok. 9-10 tyś. lat p.n.e. przecinał Yonaguni). Mogłoby to wskazywać, iż budowniczowie tej zatopionej budowli, doskonale znali się na astronomii i matematyce. Ponadto czcili Księżyc. Na tej samej linii, co najistotniejsze moim zdaniem, leżały: Indie, Egipt oraz Meksyk, gdzie poza Majami, zagadkowy lud Olmeków do dzisiaj wydaje się być tematem tabu. Z jednej strony, istnieje szereg poświęconych im witryn, ale każda, z uporem powtarza rzecz następującą iż lud ten wywodził się z plemion Mezoameryki. Tymczasem pozostawione przez Olmeków posągi (kilku metrowe głowy), gdyż wszelkie inne struktury architektoniczne zostały zdewastowane, wskazują rzecz zastanawiającą: Czy tak wyglądają twarze Indian? Istnieje hipoteza, że Olmekowie nie pochodzili ani z Ameryki, ani z Azji, lecz....  z Afryki. Ciekawym tematu polecam: La Ventę.  


Miasta-Zabytki takie jak: Teotihuacan (zwłaszcza widok z piramidy Księżyca, która daje pełne wyobrażenie jak pięknym musiało być to miejsce w czasach istnienia Imperium Majów, zalane wodą, po której wybrani przez bogów mieli dryfować ku gwiazdom); Tiahuanacu w Boliwii, przy datowaniu którego pracował austriacki inżynier, archeolog-odkrywca, polskiego pochodzenia (o ile dobrze mi wiadomo), Arthur Posnansky; Machu Piccu w Peru, czy choćby Nan Madol znajdujące się na wyspie Pohnpei w Mikronezji, które swego czasu zainspirowało samego H.P. Lovecrafta do napisania książki "Zew Cthulhu", a którego serce kryje się głęboko pod daną wyspą -- można tam znaleźć mianowicie olbrzymie kolumny, co najmniej 4 razy większe od dorosłego człowieka, bramę do zaświatów, wszystkie te miejsca łączy jedno: czas ich powstania. Zdumiewa za to ignorancja pewnych warstw, które z kompletnie niejasnych powodów, twierdzą, że podobieństwa między starożytnymi cywilizacjami są całkowicie przypadkowe, a przez to odmawia się im dostatecznej inteligencji, ażeby mogli tego wszystkiego dokonać, ba, by mogli tworzyć coś na wzór wielkiej, ogólnoświatowej cywilizacji. A przecież w Pangeę wierzą.

Podejście to można porównać nieco do stwierdzenia, które kiedyś, na początku szkoły średniej usłyszałam od polonistki, która po przeczytaniu mojego wypracowania stwierdziła, że "nie mogła tego napisać czternastoletnia dziewczynka, a więc na pewno zerżnęłam z bryku. Siadaj, jedynka". Dokładnie to samo podejście do naszych dziejów wykazują środowiska naukowe, które przecież najbardziej powinny być zainteresowane w rozwikłaniu tej zagadki. Choćby po to, aby ukrócić "fałszywe mniemania", jeśli rzekomo takimi są. Każdy wszak może się mylić, czyż nie?

Owszem, gdyby tylko na czele większych ośrodków badawczych nie stali ludzie z przyciasną, często religijną tudzież polityczną ideologią przed oczami, która nie pozwala im wyjść na przeciw oczekiwaniom ludzi, lecz to my mamy dopasować się do ich wizji świata. Wszystko, co wam tu opisałam, jest znane szerszej, zachodniej społeczności od wielu lat i są to fakty potwierdzone przez wybitne w swoich dziedzinach jednostki. Wystarczy poszperać w necie. Prawda, którą rzekomo przekazują wam podręczniki szkolne i akademickie, jest równie przestarzała jak wiara ludzi sprzed setek lat, że to Słońce krąży wokół Ziemi. Mniej więcej dwanaście tysięcy lat temu, istniała na świecie wysoko rozwinięta Cywilizacja, której naczelnym zadaniem, a także posłannictwem dla przyszłych pokoleń była komunikacja z określonym punktem w odległej galaktyce, którą pod różnymi imionami skrywa Pas Oriona. Można w to wierzyć lub nie, ale przynajmniej ten fakt pokrywa się z danymi, zaś wiara we wróżki i święte krowy -- nie. Wiedza, którą dysponowali nasi Antenaci jest wprost oszałamiająca i jeśli ktokolwiek temu zaprzecza, na dzień dzisiejszy, albo jest skończonym kretynem albo ma jakiś ważny powód, dla którego trzyma ludzkość w niewiedzy. Wszystkie bowiem drogi prowadzą do tego miejsca w czasie i przestrzeni. Może zatem pora odrzucić stare schematy, bzdurne wierzenia i przesądy, gdyż odpowiedź mamy tuż pod nosem i to ją winniśmy zgłębiać z całą mocą. 

Tutaj znajdziecie film G. Hancocka, który zainspirował mnie do napisania tego tekstu:

 

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

Świat jest pełen symboli: K (Część II)