Czym jest metafizyka? - Martin Heidegger. Część II
Odpowiedź na pytanie
Odpowiedź, o która nam przede wszystkim i wylacznie chodzi, osiagniemy juz wtedy, gdy dopilnujemy, by pytanie dotyczace nicosci rzeczywiscie zostalo postawione. Trzeba w tym celu pójsc za przeksztalceniem czlowieka w jego jawno-bycie, które pociaga za soba kazda trwoga, aby pochwycic pojawiajaca siec w nim nicosc, i to pochwycic ja taka, jaka sie przejawia. Plynie stad wymóg wyraznego usuniecia wszystkich charakterystyk nicosci, które nie wyrastaja ze spotkania z nia.
Nicosc odslania sie w trwodze, ale nie jako byt. Nie jest tez bynajmniej dana jako przedmiot. Trwoga nie jest uchwyceniem nicosci, niemniej przeto nicosc ujawnia sie w niej i poprzez nia, jakkolwiek z drugiej strony nicosc nie ukazuje sie jako cos odre!mego, "obok" bytu w calosci, który jest nieswój [in der Unheimlichkeit steht]. Wolelibysmy powiedziec, ze w trwodze napotykamy nicosc wraz z bytem w calosci. I cóz znaczy to "wraz z"?
W trwodze byt w calosci staje sie kruchy. W jakim znaczeniu to sie dzieje? Byt nie jest przeciez unicestwiony przez trwoge, by pozostawic tylko nicosc sama. Jakze mogloby tak byc, skoro trwoga czuje sie wlasnie calkowicie bezsilna wobec bytu w calosci. Nicosc raczej ujawnia sie wraz z bytem i w nim o tyle, o ile jego calosc wymyka sie i wyslizguje.
Jesli w trwodze nie dokonuje sie zadne unicestwienie calosci bytu, to tak samo i my nie dokonujemy zaprzeczenia bytu w calosci, aby osiagnac wreszcie nicosc. Niezaleznie od tego, ze trwoga jako taka jest obca wyraznej wypowiedzi przeczacej, zawsze przybywalismy zbyt pózno ze swoim zaprzeczeniem, z którego miala wynikac nicosc. Albowiem nicosc nadeszla juz przedtem. Mówilismy, ze nadchodzi ona "wraz z" wyslizgujacym siebytem w calosci.
W trwodze nastepuje ruch cofniecia-sie-przed... [ein Zuruckweichen vor...], ruch, który wprawdzie nie jest juz ucieczka, lecz zakletym spokojem. To cofniecie-sie-przed... bierze swój poczatek z nicości. Nicosc nie przyciaga do siebie, przeciwnie: jest z istoty swej odpychajaca. Ale jej odpychanie jako takie zapoczatkowuje wyslizgniecie i odsyla do bytu, który zanika w swej calosci. To calkowicie odpychajace odeslanie do bytu wyslizgujacego sie w swej calosci - a w tej to wlasnie postaci nicosc osacza przytomnosc w trwodze - jest istota nicosci: nicestwieniem [die Nichtung]. Nie jest ono jednak ani unicestwieniem [Vernichtung] bytu, ani nastepstwem zaprzeczenia. Nicestwienie nie da sie tez rozlozyc na unicestwianie i zaprzeczanie. To sama nicosc nicestwi [nichtet].
Nicosc odslania sie w trwodze, ale nie jako byt. Nie jest tez bynajmniej dana jako przedmiot. Trwoga nie jest uchwyceniem nicosci, niemniej przeto nicosc ujawnia sie w niej i poprzez nia, jakkolwiek z drugiej strony nicosc nie ukazuje sie jako cos odre!mego, "obok" bytu w calosci, który jest nieswój [in der Unheimlichkeit steht]. Wolelibysmy powiedziec, ze w trwodze napotykamy nicosc wraz z bytem w calosci. I cóz znaczy to "wraz z"?
W trwodze byt w calosci staje sie kruchy. W jakim znaczeniu to sie dzieje? Byt nie jest przeciez unicestwiony przez trwoge, by pozostawic tylko nicosc sama. Jakze mogloby tak byc, skoro trwoga czuje sie wlasnie calkowicie bezsilna wobec bytu w calosci. Nicosc raczej ujawnia sie wraz z bytem i w nim o tyle, o ile jego calosc wymyka sie i wyslizguje.
Jesli w trwodze nie dokonuje sie zadne unicestwienie calosci bytu, to tak samo i my nie dokonujemy zaprzeczenia bytu w calosci, aby osiagnac wreszcie nicosc. Niezaleznie od tego, ze trwoga jako taka jest obca wyraznej wypowiedzi przeczacej, zawsze przybywalismy zbyt pózno ze swoim zaprzeczeniem, z którego miala wynikac nicosc. Albowiem nicosc nadeszla juz przedtem. Mówilismy, ze nadchodzi ona "wraz z" wyslizgujacym siebytem w calosci.
W trwodze nastepuje ruch cofniecia-sie-przed... [ein Zuruckweichen vor...], ruch, który wprawdzie nie jest juz ucieczka, lecz zakletym spokojem. To cofniecie-sie-przed... bierze swój poczatek z nicości. Nicosc nie przyciaga do siebie, przeciwnie: jest z istoty swej odpychajaca. Ale jej odpychanie jako takie zapoczatkowuje wyslizgniecie i odsyla do bytu, który zanika w swej calosci. To calkowicie odpychajace odeslanie do bytu wyslizgujacego sie w swej calosci - a w tej to wlasnie postaci nicosc osacza przytomnosc w trwodze - jest istota nicosci: nicestwieniem [die Nichtung]. Nie jest ono jednak ani unicestwieniem [Vernichtung] bytu, ani nastepstwem zaprzeczenia. Nicestwienie nie da sie tez rozlozyc na unicestwianie i zaprzeczanie. To sama nicosc nicestwi [nichtet].
Nicestwienie nie jest przygodnym zajsciem; jako odpychajace odsylanie ku bytowi wyslizgujacemu sie w swej calosci ono to wlasnie ujawnia ów byt w calej jego uprzednio przeslonietej osobliwosci. jako cos, co calkowicie inne od nicosci, jako jej przeciwienstwo.
W jasnej nocy nicosci trwogi powstaje dopiero pierwotna otwartosc bytu jako takiego, to mianowicie, ze jest on bytem, nie zas nicoscia. To "nie zas nicoscia", przez nas dopowiedziane, nie jest dodatkowym wytlumaczeniem, lecz poprzedzajacym warunkiem, który czyni mozliwym ujawnienie sie bytu w ogóle; istota tej pierwotnie nicestwiacej nicosci polega na tym, ze to dopiero ona stawia przytomnosc wobec bytu jako takiego.
Ludzka przytomnosc moze postepowac ku bytowi i wstepowac wen wylacznie na gruncie pierwotnego ujawnienia sie nicosci. O ile jednak byt przytomny z istoty swej jest odniesiony do bytu - tego, którym on sam nie jest, oraz tego, którym sam jest - o tyle, jako byt przytomny wlasnie, wychodzi on kazdorazowo od ujawnionej juz nicosci.
Byc-przytomnym [Da-sein] to tyle, co zatrzymywac sie wewnatrz nicosci.
Zatrzymujac sie wewnatrz nicosci, przytomnosc wykracza tym -samym kazdorazowo poza byt w calosci. T o wykraczanie poza byt nazywamy transcendencja. Gdyby byt przytomny z samej swej istoty nie dokonywal transcendencji, to znaczy gdyby nie zatrzymywal sie uprzednio wewnatrz nicosci, nigdy nie móglby byc odniesiony do bytu, a zatem równiez do samego siebie.
Bez pierwotnego ujawnienia sie nicosci nie byloby ani jazni, ani wolnosci.
Tym samym uzyskana zostala odpowiedz na pytanie o nicosc. Nicosc nie jest przedmiotem, w ogóle nie jest ona bytem. Nicosc nie nadchodzi ani sama dla siebie, ani obok bytu, do którego by miala niejako przystawac. Nicosc jest warunkiem, który umozliwia ujawnienie sie wobec ludzkiej przytomnosci bytu jako takiego. Nicosc nie tworzy po prostu pojecia przeciwstawnego do pojecia bytu, ale lezy u zródla samej istoty. W byciu bytu dokonuje sie nicestwienie nicosci.
Dopuscimy teraz do glosu watpliwosc, z której wyrazeniem zwlekalismy juz dosc dlugo. Jesli byt przytomny moze utrzymywac stosunek z bytem w ogóle, tylko zatrzymujac sie wewnatrz nicosci, jesli wiec moze egzystowac wylacznie w ten sposób, jesli nicosc jest ujawniona pierwotnie tylko w trwodze - to czyz nie musimy byc nieustannie zawieszeni w tej trwodze, aby móc w ogóle egzystowac? A przeciez przyznalismy sami, ze ta pierwotna trwoga jest rzadka. Przede wszystkim zas egzystujemy wszyscy i utrzymujemy stosunek z bytem - zarówno z tym, którym nie jestesmy, jak i z tym, którym jestesmy sami - bez tej trwogi. Czyz nie jest zatem dowolnym wymyslem, a przypisywana mu nicosc - przesada?
Jednakze co znacza te slowa: owa pierwotna trwoga zdarza sie tylko w rzadkich chwilach? Nic innego, jak to: nicosc w swojej pierwotnosci jest najczesciej i naj powszechniej zamaskowana wobec nas. Przez co jest ona zamaskowana? Przez to, ze w taki lub inny okreslony sposób calkowicie zatracamy sie w bycie. Im bardziej w naszych poczynaniach zwracamy sie ku bytowi, tym mniej pozwalamy, by wyslizgiwal sie on jako taki, tym bardziej odwracamy sie od nicosci; tym pewniej wpychamy samych siebie w powierzchowna, publiczna postac przytomnosci.
Ten nieustanny, jakkolwiek dwuznaczny, odwrót od nicosci dokonuje sie jednak w pewnych granicach stosownie do najbardziej wlasnego sensu tejze nicosci. Nicosc w swym nicestwieniu odsyla nas wlasnie ku bytowi. Nicosc nicestwi nieprzerwanie, jakkolwiek wiedza, w obrebie której codziennie sie poruszamy, nie pozwala nam wlasciwie wiedziec o tym.
Nic jaskrawiej niz zaprzeczenie nie swiadczy o ciaglosci i zasiegu owego - zamaskowanego co prawda - ujawnienia sie nicosci w naszej przytomnosci. Ale zaprzeczenie nie dodaje bynajmniej samo z siebie swego "nie" - jako srodka róznicowania i przeciwstawiania - do tego, co dane, wsuwajac je jakby pomiedzy dane. W jakiz bowiem sposób zaprzeczenie wprowadziloby samo z siebie owo "nie", skoro moze ono zaprzeczac tylko wtedy, gdy uprzednio zostalo mu dane cos podlegajacego zaprzeczeniu? W jaki zas sposób cos podlegajacego zaprzeczeniu, cos, co ma byc zaprzeczone, daloby sie dostrzec jako "negatywne", gdyby wszelkie myslenie jako takie nie zawieralo juz owego "nie" w swoim spojrzeniu? Z kolei owoc"nie" moze byc ujawnione tylko wtedy, gdy jego zródlo, nicestwienie nicosci w ogóle, a wraz z nim sama nicosc, wydobyte zostaly z ukrycia. "Nie" nie rodzi sie z zaprzeczenia, przeciwnie, zaprzeczenie ugruntowane jest na "nie", które bierze swój poczatek z nicestwienia nicosci. Zaprzeczenie jest jednak tylko jednym ze sposobów zachowania nicestwiacego, to znaczy ugruntowanego uprzednio w nicestwieniu nicosci.
Tak oto dowiedziona jest w ogólnym zarysie wypowiedziana wyzej teza, wedlug której nicość jest zródlem zaprzeczenia, a nie odwrotnie. Jeśli więc władza rozsadku nad polem pytania o nicosc i o bycie okazuje sie tedy zlamana, to rozstrzygnięty jest równiez los panowania "logiki" w obrebie filozofii. Sama idea "logiki" rozplywa sie w wirze bardziej pierwotnego pytania. Jakkolwiek czeste i róznorodne moga byc przypadki, w których zaprzeczenie - wypowiedziane lub nie - narzuca sie w kazdej mysli, niemniej przeto nie jest ono bynajmniej jedynym wiarygodnym w pelni swiadkiem tego ujawnienia nicosci, które z istoty swej zawiera sie w przytomnosci. Bo tez zaprzeczenie nie moze pretendowac do roli jedynego czy przewodniego postepowania nicestwiacego, w którym byt przytomny wstrzasany jest przez nicestwienie nicosci. Bardziej przepastne niz czysta odpowiedniosc zaprzeczenia myslowego sa surowosc przeciwdzialania i ostrosc wstretu. Bardziej odpowiedzialne sa ból odmowy i bezlitosnosc zakazu. Bardziej przygniatajaca jest gorycz wyzucia.Wszystkie te mozliwosci postepowania nicestwiacego - sily, dzieki-ktorym byt przytomny dzwiga swoja przypadkowosc, jakkolwiek nie panuje nad nia - nie sa bynajmniej odmianami czystego zaprzeczenia. Nie przeszkadza im to wszakze wypowiadac sie w "nie" i w zaprzeczeniu. Sprawia to, ze pustka i rozleglosc zaprzeczenia wychodza na jaw jeszcze wyrazisciej. To, ze postepowanie nicestwiace na wskros przenika byt przytomny, poswiadczy najlepiej ciagle, jakkolwiek zaciemnione, ujawnianie sie nicosci, która pierwotnie odslania tylko trwoga. Wynika z tego, ze owa pierwotna trwoga jest w przytomnosci najczesciej stlumiona. Trwoga jest obecna, a tylko drzemie. Jej tchnienie przenika ciagle przytomnosc najmniej "trwozliwa" i niedostepna dla owych "tak, tak" i "nie, nie" przytomnosci zaabsorbowanej; naj rychlej przenika przytomnośc przytlumiona, a z najwieksza pewnoscia te, w podstawie której lezy zuchwalstwo. W tym ostatnim jednak przypadku dzieje sie to tylko dzieki temu, na co sie roztrwania owa przytomnosc, aby uratowac ostateczna wielkosc ludzkiej przytomnosci.
Trwoga zuchwalego nie pozwala, by przeciwstawiac ja radosci ani nawet wygodnej satysfakcji w spokojnych czynnosciach. Wykraczajac poza takie przeciwienstwa, utrzymuje on sekretne przymierze z pogoda i lagodnoscia twórczej tesknoty.
Pierwotna trwoga w kazdej chwili moze sie zbudzic w bycie przytomnym. Nie musi byc zbudzona przez niezwykle zdarzenie. To, co ja moze pobudzic, bywa równie blahe, jak glebokie jej wladanie. Ciagle gotowa do skoku, skacze wszakze nader rzadko, by rozpiac nas w zawieszeniu.
Zatrzymanie bytu przytomnego w nicosci na podstawie skrytej t gi czyni czlowieka straznikiem nicosci. Nasza skonczonosc siega tak daleko, ze ani przez nasze postanowienie, ani przez nasze chcenie nie potrafimy w sposób pierwotny przeniesc sie przed oblicze nicosc Skonczenie drazy byt przytomny tak bezdennie, ze naj glebsza i najbardziej nam wlasciwa skonczonosc wymyka sie naszej wolnosci.
Zatrzymanie bytu przytomnego w nicosci na podstawie skrytej trwogi jest wykroczeniem poza byt w calosci: jest transcendencja.
Nasze pytanie o nicosc ma nam przedstawic metafizyke sama. Nazwa "metafizyka" pochodzi od greckiego meta ta fysika. Osobliwy ten tytul byl rozumiany pózniej jako okreslajacy pytanie, które wykracza "poza", meta (trans), byt jako taki.
Metafizyka jest pytaniem wykraczajacym poza byt, o który zapytuje, aby nastepnie ów byt - jako taki i w calosci - przywrócic pojmowaniu.
W pytaniu o ,nicosc dokonuje sie takie wykroczenie poza byt jako byt w calosci. Pytanie to okazuje sie tedy pytaniem "metafizycznym". Na poczatku dalismy podwójna charakterystyke pytantego rodzaju: kazde pytanie metafizyczne obejmuje zawsze za jednym zamachem calosc metafizyki; w kazdym pytaniu metafizycznym zapytujacy byt przytomny jest sam ujety w to pytanie.
W jakiej mierze pytanie o nicość przenika i obejmuje całość metafizyki?
Metafizyka mówi o nicosci od dawna w zdaniu, które jest jednak wieloznaczne: ex nihilo nihil fit - z nicosci powstaje nicosc. Chociaz przy roztrzasaniu tego zdania sama nicosc nie staje sie naprawde problemem, niemniej jednak kazdorazowo kierujac uwage ku nicosci, zdan to daje wyraz przewodniemu w tym wypadku i fundamentalnemu ujeciu bytu. Metafizyka starozytna pojmuje nicosc jako nie-byt, to znaczy bezpostaciowe tworzywo, które samo przez sie nie moze sie upostaciowac i przeksztalcic w byt upostaciowany, posiadajacy wyglad (eidos). Tym, co bytuje, jest forma formujaca sama siebie, która jako taka prezentuje sie w obrazie, w tym, co sie widzi. Zródlo, prawomocnosc i granice tego pojmowania bycia tak samo nie sa roztrzasane jak sama nicosć. Dogmatyka chrzescijanska, przeciwnie, odrzuca pradziwosc zdania ex nihilo nihil fit; nadaje ona nicosci odmienny sens, pojmujac ja jako calkowita nieobecnosc bytu pozaboskiego: ex nihilo fit ens creatum. Nicosc staje sie tedy pojeciem przeciwstawnym pojeciu wlasciwego bytu, pojeciu summum ens, pojeciu Boga jako ens increatum. Tu równiez interpretacja nicosci ukazuje fundamentalne pojmowanie bytu. Ale metafizyczne roztrzasanie bytu utrzymuje sie na tej samej plaszczyznie co pytanie o nicosc: Pytanie o bycie jako takie i pytanie o sama nicosc nie sa postawione. Dlatego wlasnie nie podejrzewa sie nawet tej trudnosci, ze jesli Bóg tworzy z nicosci, to wlasnie musi móc miec odniesienie do nicosci. Jesli jednak Bóg jest Bogiem, to nie moze znac nicosci, skoro skadinad "Absolut" wyklucza z siebie wszelki brak bycia.
To pobiezne przypomnienie historyczne ukazuje nam nicosc jako pojecie przeciwstawne wlasciwemu bytowi, to znaczy jako jego zaprzeczenie. Jednakze gdy nicosc w taki lub inny sposób staje sie problemem, ten stosunek przeciwienstwa nie tylko otrzymuje jasniejsze okreslenie, ale po raz pierwszy budzi wlasciwe metafizyczne zapytanie o bycie bytu. Nicosc nie pozostaje nieokreslonym przeciwienstwem bytu, lecz ujawnia sie jako przynalezna do jego bycia.
"Czyste bycie i czyste Nic sa wiec jednym i tym samym". To zdanie Hegla pozostaje prawomocne. Bycie i nicosc wspóltworza sie razem, ale nie dlatego, ze z punktu widzenia heglowskiego pojecia myslenia zbiegaja sie w swej nieokreslonosci, lecz dlatego, ze samo bycie jest w swej istocie skonczone i ujawnia sie tylko w transcendencji dokonywanej przez byt przytomny, który przekracza byt ku nicosci.
Jesli pytanie obycie jako takie jest wszechobejmujacym pytaniem metafizyki, to pytanie o nicosc - okazuje sie tego rodzaju, ze pochlania calosc metafizyki. Pytanie o nicosc przenika zarazem calosc, metafizyki o tyle, o ile narzuca nam ono problem zródel zaprzeczenia, to znaczy w istocie narzuca rozstrzygniecie prawomocnosci panowania "logiki" w metafizyce.
Stara maksyma ex nihilo nihil fit nabiera wtedy innego znaczenia, znaczenia, które dotyczy samego problemu bycia i brzmi: ex nibilo omne ens qua ens fit. Tylko w nicosci ujawniajacej sie w bycie przytomnym byt w calosci osiaga sam siebie, stosownie do mozliwosci, która jest mu najbardziej wlasciwa, to znaczy w sposób skonczony. W jakiz wiec sposób pytanie o nicosc, skoro jest pytaniem metafizycznym, wlacza w siebie nasza zapytujaca przyromnosc? Scharakteryzowalismy nasza doswiadczona, przytomnosc hic et nunc jako w istocie okreslona przez nauke. Jesli nasza tak okreslona przytomnosc zawiera sie w pytaniu o nicosc, to przez takie pytanie ona sama musi stanac pod znakiem zapytania.
Przytomnosc naukowa czerpie jednorodnosc i ostrosc stad, ze w sposób wyrózniony odniesiona jest do samego bytu i tylko do niego. Co do nicosci, nauka chcialaby ja usunac lekcewazacym gestem. Ale okazalo sie przeciez w analizie nicosci, ze ta naukowa przytomnosc jest mozliwa tylko o tyle, o ile uprzednio zatrzymuje sie wewnatrz nicosci. Rozumie siebie taka, jaka jest, dopiero wtedy, gdy nie usuwa nicosci. Rzekome trzezwosc i "wyzszosc" nauki sa zartem, jesli nie traktuje ona powaznie nicosci. Wylacznie dlatego, ze nicosc jest nam ujawniona, nauka moze z samego bytu uczynic przedmiot badan; tylko pod warunkiem ze jej zródlem jest metafizyka, nauka moze nieprzerwanie podejmowac swoje istotne zadanie, które polega nie na gromadzeniu i porzadkowaniu wiadomosci, lecz na stale odnawianym otwieraniu calej przestrzeni prawdy o naturze i dziejach.
Tylko dlatego ze nasza przytomnosc opiera sie na jawnosci nicosci, opasc nas moze cala osobliwosc bytu. Tylko wtedy gdy trapi nas osobliwosc bytu, pobudza on i sciaga na siebie nasze zdziwienie. Tylko na podstawie zdziwienia, to znaczy ujawnienia sie nicosci, moze sie pojawic "dlaczego?". Tylko dzieki temu, ze "dlaczego?" jest mozliwe jako takie, mozemy w okreslony sposób zapytywac o podstawy, o zasady i uzasadniac. Tylko dlatego, ze mozemy zapytywac i uzasadniac, naszej egzystencji powierzony jest los badacza. Pytanie o nicosc stawia nas samych, którzy zapytujemy, pod znakiem zapytania. Jest to pytanie metafizyczne.
Ludzka przytomnosc moze byc odniesiona do bytu tylko o tyle, o ile zatrzymuje sie wewnatrz nicosci. Wykroczenie poza byt dokonuje sie w istocie przytomnosci. Ale tym wykroczeniem jest wlasnie sama metafizyka. Z tego wynika, ze metafizyka nalezy do "natury czlowieka". Nie jest ona ani gałęzia filozofii szkolnej, ani dziedzina zastrzezona dla arbitralnych pomyslów. Metafizyka jest podstawowym procesem ludzkiej przytomnosci. Jest ona sama ta przytomnoscia, Poniewaz prawda metafizyki tkwi w tej bezdennej podstawie, ma ona za najblizszego sasiada naj glebszy blad, którego mozliwosc stale na nia czyha. Oto dlaczego rygor zadnej nauki nie równa sie powadze metafizyki. Filozofia nigdy nie moze byc mierzona skala idei nauki.
Jesli rzeczywiscie zadalismy poruszone pytanie o nicosc, znaczy to, ze przedstawilismy sobie metafizyke nie od zewnatrz. Nie "przenieslismy sie" tez w nia wlasciwie. Zreszta nie moglismy przeniesc sie w nia, poniewaz w tej mierze, w jakiej egzystujemy, nieodwolalnie znajdujemy sie w niej: fysei gar, o file, enesti tis filosofia te tou andros dianoia. Jesli tylko czlowiek egzystuje, w pewien sposób dokonuje sie filozofowanie. Filozofia - to, co my tak nazywamy - jest tylko tym uruchomieniem metafizyki, w którym osiaga ona siebie sama i swoje wyrazne zadania. Zas filozofie uruchamia sie przez szczególne wlaczenie egzystencji w fundamentalne mozliwosci bytu przy tom w jego calosci. Rozstrzygajace dla tego wlaczenia jest: przede wszystkim przyznanie przestrzeni bytowi w calosci; nastepnie rzucenie samego siebie w nicosc, to znaczy wyzwolenie sie od idoli, które kazdy posiada i do których zazwyczaj usiluje umknac; wreszcie wprawienie w drgania tego stanu zawieszenia tak, aby kazał nam on nieprzerwanie powracac do podstawowego pytania metafizyki, tego, które sama nicosc wymusza:
To pobiezne przypomnienie historyczne ukazuje nam nicosc jako pojecie przeciwstawne wlasciwemu bytowi, to znaczy jako jego zaprzeczenie. Jednakze gdy nicosc w taki lub inny sposób staje sie problemem, ten stosunek przeciwienstwa nie tylko otrzymuje jasniejsze okreslenie, ale po raz pierwszy budzi wlasciwe metafizyczne zapytanie o bycie bytu. Nicosc nie pozostaje nieokreslonym przeciwienstwem bytu, lecz ujawnia sie jako przynalezna do jego bycia.
"Czyste bycie i czyste Nic sa wiec jednym i tym samym". To zdanie Hegla pozostaje prawomocne. Bycie i nicosc wspóltworza sie razem, ale nie dlatego, ze z punktu widzenia heglowskiego pojecia myslenia zbiegaja sie w swej nieokreslonosci, lecz dlatego, ze samo bycie jest w swej istocie skonczone i ujawnia sie tylko w transcendencji dokonywanej przez byt przytomny, który przekracza byt ku nicosci.
Jesli pytanie obycie jako takie jest wszechobejmujacym pytaniem metafizyki, to pytanie o nicosc - okazuje sie tego rodzaju, ze pochlania calosc metafizyki. Pytanie o nicosc przenika zarazem calosc, metafizyki o tyle, o ile narzuca nam ono problem zródel zaprzeczenia, to znaczy w istocie narzuca rozstrzygniecie prawomocnosci panowania "logiki" w metafizyce.
Stara maksyma ex nihilo nihil fit nabiera wtedy innego znaczenia, znaczenia, które dotyczy samego problemu bycia i brzmi: ex nibilo omne ens qua ens fit. Tylko w nicosci ujawniajacej sie w bycie przytomnym byt w calosci osiaga sam siebie, stosownie do mozliwosci, która jest mu najbardziej wlasciwa, to znaczy w sposób skonczony. W jakiz wiec sposób pytanie o nicosc, skoro jest pytaniem metafizycznym, wlacza w siebie nasza zapytujaca przyromnosc? Scharakteryzowalismy nasza doswiadczona, przytomnosc hic et nunc jako w istocie okreslona przez nauke. Jesli nasza tak okreslona przytomnosc zawiera sie w pytaniu o nicosc, to przez takie pytanie ona sama musi stanac pod znakiem zapytania.
Przytomnosc naukowa czerpie jednorodnosc i ostrosc stad, ze w sposób wyrózniony odniesiona jest do samego bytu i tylko do niego. Co do nicosci, nauka chcialaby ja usunac lekcewazacym gestem. Ale okazalo sie przeciez w analizie nicosci, ze ta naukowa przytomnosc jest mozliwa tylko o tyle, o ile uprzednio zatrzymuje sie wewnatrz nicosci. Rozumie siebie taka, jaka jest, dopiero wtedy, gdy nie usuwa nicosci. Rzekome trzezwosc i "wyzszosc" nauki sa zartem, jesli nie traktuje ona powaznie nicosci. Wylacznie dlatego, ze nicosc jest nam ujawniona, nauka moze z samego bytu uczynic przedmiot badan; tylko pod warunkiem ze jej zródlem jest metafizyka, nauka moze nieprzerwanie podejmowac swoje istotne zadanie, które polega nie na gromadzeniu i porzadkowaniu wiadomosci, lecz na stale odnawianym otwieraniu calej przestrzeni prawdy o naturze i dziejach.
Tylko dlatego ze nasza przytomnosc opiera sie na jawnosci nicosci, opasc nas moze cala osobliwosc bytu. Tylko wtedy gdy trapi nas osobliwosc bytu, pobudza on i sciaga na siebie nasze zdziwienie. Tylko na podstawie zdziwienia, to znaczy ujawnienia sie nicosci, moze sie pojawic "dlaczego?". Tylko dzieki temu, ze "dlaczego?" jest mozliwe jako takie, mozemy w okreslony sposób zapytywac o podstawy, o zasady i uzasadniac. Tylko dlatego, ze mozemy zapytywac i uzasadniac, naszej egzystencji powierzony jest los badacza. Pytanie o nicosc stawia nas samych, którzy zapytujemy, pod znakiem zapytania. Jest to pytanie metafizyczne.
Ludzka przytomnosc moze byc odniesiona do bytu tylko o tyle, o ile zatrzymuje sie wewnatrz nicosci. Wykroczenie poza byt dokonuje sie w istocie przytomnosci. Ale tym wykroczeniem jest wlasnie sama metafizyka. Z tego wynika, ze metafizyka nalezy do "natury czlowieka". Nie jest ona ani gałęzia filozofii szkolnej, ani dziedzina zastrzezona dla arbitralnych pomyslów. Metafizyka jest podstawowym procesem ludzkiej przytomnosci. Jest ona sama ta przytomnoscia, Poniewaz prawda metafizyki tkwi w tej bezdennej podstawie, ma ona za najblizszego sasiada naj glebszy blad, którego mozliwosc stale na nia czyha. Oto dlaczego rygor zadnej nauki nie równa sie powadze metafizyki. Filozofia nigdy nie moze byc mierzona skala idei nauki.
Jesli rzeczywiscie zadalismy poruszone pytanie o nicosc, znaczy to, ze przedstawilismy sobie metafizyke nie od zewnatrz. Nie "przenieslismy sie" tez w nia wlasciwie. Zreszta nie moglismy przeniesc sie w nia, poniewaz w tej mierze, w jakiej egzystujemy, nieodwolalnie znajdujemy sie w niej: fysei gar, o file, enesti tis filosofia te tou andros dianoia. Jesli tylko czlowiek egzystuje, w pewien sposób dokonuje sie filozofowanie. Filozofia - to, co my tak nazywamy - jest tylko tym uruchomieniem metafizyki, w którym osiaga ona siebie sama i swoje wyrazne zadania. Zas filozofie uruchamia sie przez szczególne wlaczenie egzystencji w fundamentalne mozliwosci bytu przy tom w jego calosci. Rozstrzygajace dla tego wlaczenia jest: przede wszystkim przyznanie przestrzeni bytowi w calosci; nastepnie rzucenie samego siebie w nicosc, to znaczy wyzwolenie sie od idoli, które kazdy posiada i do których zazwyczaj usiluje umknac; wreszcie wprawienie w drgania tego stanu zawieszenia tak, aby kazał nam on nieprzerwanie powracac do podstawowego pytania metafizyki, tego, które sama nicosc wymusza:
Dlaczego w ogóle jest raczej byt niźli Nic?
Za wszelkie literówki, brak kropek i kresek nad literkami - pardon! Jest to tekst w przekładzie pana Krzysztofa Pomiana, który znalazłam jakiś czas temu na necie i nie miałam sił ani czasu, aby błędy popoprawiać. Mam jednak nadzieję, że teksty mimo to są czytelne :) Smacznego!
Komentarze
Prześlij komentarz