"Rozprawa o metodzie" - Kartezjusz. Część I
~ Rozprawa o metodzie ~
Wstęp
Jeżeli ta rozprawa wyda się zbyt długą, aby ją przeczytać
całą na raz, można ją podzielić na sześć części; w pierwszej
znajdą się rozmaite rozważania tyczące nauk; w drugiej - główne
reguły metody, jakiej autor szukał; w trzeciej - niektóre
zasady moralne, które wysnuł z tej metody; w czwartej -
racje, za pomocą których udowadnia istnienie Boga i duszy
ludzkiej, co stanowi podwalinę metafizyki; w piątej - porządek
zagadnień fizycznych, które badał, a w szczególności
wytłumaczenie czynności serca i niektórych innych zagadnień
należących do medycyny, następnie również różnicę,
jaka istnieje pomiędzy naszą duszą a duszą zwierzęcia; w
ostatniej wreszcie - jakie rzeczy uważa się za potrzebne, aby
posunąć się w badaniach przyrody dalej niż dotychczas, oraz jakie
racje skłoniły go do pisania.
Część pierwsza
Rozsądek jest to rzecz
ze wszystkich na świecie najlepiej rozdzielona, każdy bowiem sądzi,
że jest w nią tak dobrze zaopatrzony, iż nawet ci, których
we wszystkim innym najtrudniej jest zadowolić, nie zwykli pragnąć
go więcej, niźli posiadają. Nie jest prawdopodobne, aby się
wszyscy mylili co do tego; raczej świadczy to, iż zdolność
dobrego sądzenia i rozróżniania prawdy od fałszu, co
nazywamy właśnie rozsądkiem lub rozumem, jest z natury równa
u wszystkich ludzi. Tak więc rozbieżność mniemań nie pochodzi
stąd, aby jedni byli roztropniejsi od drugich, ale jedynie stąd, iż
prowadzimy myśli nasze rozmaitymi drogami i nie rozważamy tych
samych rzeczy. Nie dosyć bowiem mieć umysł bystry, ale główna
rzecz jest właściwie go stosować. Największe dusze zdolne są do
największych występków zarówno jak do największych
cnót; a ci, którzy idą jedynie bardzo wolno, jeśli
trzymają się wciąż prostej drogi, mogą posunąć się o wiele
dalej niż ci, którzy biegną, lecz oddalają się od niej.
Co do mnie, nie
sądziłem nigdy, aby umysł mój był w czymkolwiek
doskonalszy niż umysły ogółu ludzi: często nawet pragnąłem
mieć myśl równie chybką lub wyobraźnię równie
jasną i dokładną, albo pamięć równie obszerną i
przytomną co niektórzy inni. A nie znam innych przymiotów,
które służyłyby doskonałości umysłu; co się tyczy
bowiem rozumu, czyli rozsądku, jako że jest to jedyna rzecz, która
nas czyni ludźmi i różni od zwierząt, przypuszczam, iż
znajduje się całkowity w każdym, i idę w tym za powszechnym
mniemaniem filozofów, którzy powiadają, że różnice
stopnia między jednostkami tegoż samego gatunku tyczą jedynie ich
cech przypadkowych, nigdy zaś ich formy, czyli istoty.
Ale nie waham się
powiedzieć, jako moim zdaniem, miałem w tym wiele szczęścia, iż
trafiłem już od młodości na pewne drogi prowadzące mnie do
rozważań i zasad, z których utworzyłem metodę. Zdaje mi
się, iż przez tę metodę posiadłem sposób stopniowego
pomnażania mojej wiedzy i wzniesienia jej pomału do najwyższego
punktu, do którego mierność mego umysłu i krótkie
trwanie życia pozwolą jej dosięgnąć. Zebrałem już z niej
bowiem takie owoce, iż mimo że w sądzie, jaki tworzę o sobie,
staram się zawsze przechylać raczej w stronę nieufności niż
zarozumiałości i że gdy patrzę okiem filozofa na rozmaite dzieła
i przedsięwzięcia wszystkich ludzi, nie masz żadnego niemal, które
by mi się nie zdawało czcze i bezużyteczne - mimo to odczuwam
najwyższe zadowolenie z postępu, jaki, w swoim mniemaniu, już
uczyniłem w poszukiwaniu prawdy, i czerpię nie mniejsze nadzieje na
przyszłość. Toteż jeśli między zatrudnieniami ludzi będących
jedynie ludźmi znajduje się jakieś, które by było
rzetelnie dobre i ważne, śmiem mniemać, iż jest nim to, które
ja obrałem.
Być może jednakowoż,
iż się mylę; może to wszystko to jeno trochę miedzi i szkła,
które ja biorę za złoto i diamenty. Wiem, jak bardzo
jesteśmy podlegli omyłkom w tym, co nas dotyczy, i jak bardzo
powinny być nam podejrzane sądy przyjaciół wówczas,
gdy są dla nas przychylne. Będę bardzo rad jednak ukazać w tej
rozprawie, jakie są drogi, którymi szedłem, i przedstawić
życie moje niby obraz, iżby każdy mógł o nim sądzić i
abym, słysząc powszechne glosy mniemań, jakie się podniosą w tym
przedmiocie, zyskał nowy sposób pouczenia się i dołączył
go do tych, które mam zwyczaj stosować.
Tak więc zamiarem
moim nie jest nauczać tu metody, której każdy winien się
trzymać, aby dobrze kierować swoim rozumem, ale jedynie pokazać, w
jaki sposób ja starałem się kierować moim własnym. Ci, co
wdają się w udzielanie przepisów, muszą uważać się za
bieglejszych od tych, którym ich udzielają; a jeśli chybią
w najmniejszej rzeczy, zasługują na naganę. Ale skoro przedstawię
to pismo jedynie jako historię lub, jeśli wolicie, jako opowieść,
w której pośród kilku przykładów, które
można naśladować, znajdzie się też może i wiele innych, za którymi
słusznie będzie nie podążać, mam nadzieję, iż będzie ono
pożyteczne niektórym, nie będąc szkodliwe nikomu, i że
wszyscy poczytają mi za dobre mą szczerość.
Karmiono mnie nauką
od samego dzieciństwa; ponieważ zaś zapewniano mnie, że za jej
pomocą można nabyć jasną i pewną wiedzę o wszystkim, co jest
pożyteczne dla życia, żywiłem niezmierne pragnienie przyswojenia
jej sobie. Ale zaledwie ukończyłem cały ten okres studiów,
po upływie którego jest się zazwyczaj przyjętym w poczet
uczonych, zmieniłem zupełnie mniemanie. Czułem się bowiem
udręczony tyloma wątpliwościami i błędami, iż zdawało mi się,
że usiłując się kształcić nie osiągnąłem żadnej innej
korzyści jak tę, iż coraz bardziej odsłaniałem sobie moją
niewiedzę. A przecież byłem w jednej z najsławniejszych szkół
w Europie, gdzie, jak sądziłem, powinni znaleźć się uczeni
ludzie, jeśli tacy w ogóle istnieją w jakim miejscu na
ziemi. Nauczyłem się wszystkiego, czego inni się tam uczyli; a
nawet, nie zadowalając się naukami, jakie nam podawano, przebiegłem
wszystkie księgi, które mi wpadły w ręce, a traktowały o
przedmiotach uznanych za najbardziej osobliwe i rzadkie. Znałem przy
tym sąd. jaki inni mieli o mnie; nie widziałem, aby mnie uważano
za niższego od współuczniów, mimo iż było już
między nimi kilku, których przeznaczano, aby zajęli miejsce
naszych mistrzów. Wreszcie, wiek nasz zdawał mi się tak
kwitnący i bogaty w bystre umysły jak żaden z poprzedzających.
Dawało mi to swobodę sądzenia wedle siebie o wszystkich innych i
zrodziło przeświadczenie, iż nie ma na świecie nauki, która
by była taka, jak mi się wprzódy kazano spodziewać.
Nie przestałem
wszelako cenić ćwiczeń, którymi zatrudniają nas w
szkołach. Wiedziałem, że Jeżyki, jakich tam uczą, potrzebne są
dla zrozumienia ksiąg starożytnych; że powab baśni rozbudza
umysł; że godne pamięci uczynki, przekazane przez historię,
podnoszą go; i że, czytane z rozeznaniem, pomagają do
ukształtowania sądu; że czytanie wszelkich dobrych książek jest
niby rozmowa z najgodniejszymi ludźmi minionych wieków,
będącymi tych dzieł autorami, ba, i to nawet rozmowa przemyślana,
w której odsłaniają nam jedynie swe najcenniejsze myśli; że
wymowa zawiera w sobie moc i piękno nieporównane, a poezja
wykwinty i słodycze bardzo czarujące; że nauki matematyczne
zawierają pomysły bardzo subtelne i zdolne wydatnie posłużyć tak
dla zadowolenia ciekawych, jak dla ułatwienia wszystkich rzemiosł i
zmniejszenia pracy człowieka; że pisma, traktujące o obyczajach,
mieszczą nauki i zachęty do cnoty nader użyteczne; że teologia
uczy, jak zdobywać niebo; że filozofia daje sposób
rozprawiania z prawdopodobieństwem o wszystkich rzeczach i budzenia
podziwu mniej uczonych; że prawo, medycyna i inne nauki przynoszą
zaszczyty i bogactwa tym, którzy je uprawiają; że wreszcie
dobrze jest zbadać je wszystkie, nawet najbardziej zabobonne i
fałszywe, aby poznać ich prawdziwą wartość i ustrzec się przed
wprowadzeniem przez nie w błąd.
Sądziłem jednak, że
już dosyć czasu poświęciłem językom, a nawet także czytaniu
ksiąg starożytnych, ich opowiadań i baśni. Rozmawiać bowiem z
ludźmi innych wieków jest to niemal to samo, co podróżować.
Dobrze jest wiedzieć coś o obyczajach rozmaitych ludów, aby
bardziej zdrowo sądzić o własnych i abyśmy nie myśleli, że
wszystko, co tym ostatnim jest przeciwne, jest śmieszne i przeciw
rozumowi, jak to mają zwyczaj mniemać ci, którzy nic nie
widzieli. Ale kiedy się obraca zbyt wiele czasu na podróżowanie,
człowiek staje się wreszcie obcym w swoim kraju; a kiedy się jest
zanadto ciekawym rzeczy, które się działy w minionych
wiekach, jest się zazwyczaj bardzo nieświadomym tych, które
się dzieją współcześnie nam. Prócz tego. za sprawą
opowieści przedstawiamy sobie jako możliwe wiele wydarzeń, które
nie są takimi wcale; a nawet najbardziej wierna historia, jeżeli
nie zmienia i nie pomnaża wartości rzeczy, aby je uczynić
godniejszymi czytania, opuszcza przynajmniej zawsze okoliczności
najbardziej pospolite i najmniej świetne, z czego pochodzi, iż
reszta nie wydaje się taką, jaką jest, i że ci, którzy
kierują swoje obyczaje wedle przykładów stąd czerpanych,
łatwo skłonni są popaść w szaleństwa paladynów z
romansów i imać się zamiarów, które przechodzą
ich siły.
Ceniłem wielce wymowę
i byłem rozkochany w poezji; ale sadziłem, iż jedna i druga są to
raczej dary umysłu niż owoce studiów. Ci, którzy są
najsilniejsi w rozumowaniu i najwłaściwiej porządkują myśli, aby
oddać je następnie jasno i zrozumiale, mogą zawsze najlepiej
przekonać o swoich poglądach, chociażby mówili jedynie
chłopską gwarą i nigdy nie uczyli się retoryki; ci zaś, którzy
mają pomysły najbardziej powabne i umieją je wyrazić z
największym wdziękiem i ozdobą, byliby największymi poetami,
nawet gdyby sztuka poetycka była im zupełnie nie znana.
Podobałem sobie
zwłaszcza w naukach matematycznych, a to dla pewności i
oczywistości ich racyj; ale nie dostrzegałem jeszcze prawdziwego
ich użytku; a sądząc, iż służą jedynie dla umiejętności
mechanicznych, dziwiłem się, iż skoro ich podwaliny są tak mocne
i stałe, nie zbudowano na nich czegoś bardziej podniosłego.
Przeciwnie znowuż, pisma starożytnych pogan, traktujące o
obyczajach, porównywałem do pałaców bardzo pysznych i
wspaniałych, ale zbudowanych jeno na piasku i błocie: wynoszą
bardzo wysoko cnoty i ukazują je jako godne czci ponad wszystko na
świecie; ale nie dosyć uczą je poznać i często to, co nazywają
tak pięknym imieniem, jest jedynie bez-czułością lub pychą, lub
rozpaczą, lub ojcobójstwem.
Miałem cześć dla
teologii i zabiegałem jak nikt inny, aby pozyskać sobie niebo; ale
dowiedziawszy się jako rzeczy bardzo pewnej, że droga doń jednako
jest otwarta dla najbardziej nieoświeconych co dla najuczeńszych i
że prawdy objawione, które tam prowadzą, przekraczają naszą
zdolność pojmowania, nie byłbym się odważył poddać ich memu
wątłemu rozumowaniu i myślałem, że aby podjąć takie badanie z
pomyślnym skutkiem, trzeba by mieć jakowąś nadzwyczajną pomoc
nieba i być więcej niż człowiekiem.
Nie powiem nic więcej o filozofii jak tylko to, iż
widząc, że uprawiały ją najwyborniejsze umysły, jakie tylko żyły
w ciągu wielu wieków, i że mimo to nie znajduje się w niej
jeszcze żadnej rzeczy, o którą by się nie spierano, która
by więc tym samym nie była wątpliwa, nie byłem na tyle
zarozumiały, aby spodziewać się lepiej w tym utrafić aniżeli
inni. Rozważywszy przy tym, ile bywa rozmaitych poglądów
tyczących tego samego przedmiotu podtrzymywanych przez ludzi
uczonych, podczas gdy nie więcej przecież niż jeden może być
prawdziwy, osądziłem niemal jako fałszywe wszystko, co było tylko
prawdopodobne.
Co do innych zaś nauk, wskutek tego, że w
znacznej mierze czerpią zasady swoje w filozofii, sądziłem, że
nie można było zbudować nic trwałego na podstawach tak
niepewnych. Ani honory przy tym, ani zyski, jakie obiecują, nie
wystarczały, aby mnie skłonić do ich studiowania. Nie byłem, Bogu
dzięki, w położeniu, które by mnie zniewalało dla ulżenia
mego losu czynić rzemiosło z nauki; mimo zaś, iż nie głoszę na
sposób cyników pogardy dla sławy, nie zabiegałem o
tę, którą mogłem nabyć jedynie za pomocą fałszywych
tytułów. Wreszcie, co się tyczy nauk nieczystych, sądziłem,
iż dostatecznie znam ich wartość, aby się nie dać oszukać ani
obietnicami alchemika, ani przepowiedniami astrologa, ani
szalbierstwami magika, ani sztuczkami lub przechwałkami
któregokolwiek z ludzi czyniących sobie rzemiosło z tego,
aby wiedzieć więcej, niż wiedzą.
Dlatego też, skoro tylko wiek pozwolił mi wydobyć
się z zależności od mych nauczycieli, porzuciłem zupełnie
zgłębianie nauk. I postanowiwszy nie szukać już innej wiedzy
prócz tej, jaką mógłbym znaleźć w samym sobie lub
też w wielkiej księdze świata, obróciłem resztę młodości
na podróże, oglądanie dworów i wojsk, zażywanie
towarzystwa ludzi rozmaitych usposobień i stanów, gromadzenie
rozmaitych doświadczeń, próbowanie samego siebie w
przygodach, jakie mi los nadarzy, a wszędzie na zastanawianie się
nad nastręczającymi się rzeczami w taki sposób, iżbym mógł
wyciągnąć z nich jakąś korzyść. Zdawało mi się bowiem, iż
mogę znaleźć o wiele więcej prawdy w rozumowaniach, jakie każdy
przeprowadza w odniesieniu do spraw, które mu są bliskie i
których obrót musi go ukarać niebawem, jeśli je źle
osądził, aniżeli w tych, które przeprowadza w swojej
pracowni uczony w spekulacjach nie dających żadnego skutku i
pozostających bez innych następstw jak to tylko, iż wydobędzie on
z nich może tym więcej chluby, im dalsze będą od pospolitego
rozsądku, a to z tej przyczyny, iż musiał zużyć więcej dowcipu
i sztuki, aby im nadać prawdopodobieństwo. Ja zaś pragnąłem
zawsze bardzo gorąco nauczyć się rozróżniać prawdę od
fałszu, aby jasno rozeznawać się w moich czynach i pewnie kroczyć
przez życie.
Prawda, iż podczas gdy tak przyglądałem się obyczajom
innych ludzi, nie znajdowałem nic, na czym mógłbym się
oprzeć, i zauważyłem w nich niemal tyle rozbieżności, co wprzódy
w mniemaniach filozofów. Tak też największą korzyścią,
jaka stąd dla mnie wynikła, było to, iż widząc wiele rzeczy,
które jakkolwiek zdają się nam bardzo śmieszne i
niedorzeczne, zażywają mimo to powszechnego wzięcia i uważania u
innych wielkich narodów, uczyłem się, aby nie wierzyć
nazbyt pewnie w nic, o czym przekonywał mnie jedynie przykład i
obyczaj. W ten sposób oswobadzałem się pomału z wielu
błędów, które mogą zaciemniać nasze światło
przyrodzone i osłabiać naszą zdolność pojmowania. Lecz
obróciwszy kilka lat na studiowanie w ten sposób w
księdze świata i zdobywanie niejakiego doświadczenia, postanowiłem
pewnego dnia zagłębić się również w samego siebie i użyć
wszelkich sił mojego umysłu dla wyszukania dróg, jakimi iść
mi należało. Powiodło mi się to, jak sądzę, e wiele lepiej, niż
gdybym się nie był nigdy oddalił ani od mego kraju, ani od moich
książek.
Część druga
Byłem wówczas w
Niemczech, dokąd powołały mnie okoliczności stworzone przez
wojny, które trwają tam jeszcze. Kiedy wracałem do armii z
koronacji cesarza, początek zimy zatrzymał mnie na kwaterze, gdzie
nie znajdując żadnego towarzystwa, które by rozpraszało
moje myśli, i nie mając zresztą na szczęście trosk ani
namiętności, które by mąciły mój spokój,
siedziałem przez cały dzień zamknięty sam w ciepłej izbie,
mając pełną swobodę zajmowania się swoimi myślami. Wśród
nich jedną z najdonioślejszych był pomysł, aby rozważyć fakt,
że często dzieła poskładane z wielu osobno powstałych części i
wykonywane ręką rozmaitych mistrzów mniej są doskonałe niż
te, nad którymi pracował tylko jeden człowiek. Tak widzimy,
że budowle, które jeden architekt podjął i wykonał, są
zazwyczaj piękniejsze i bardziej harmonijne niż te, które
wielu ludzi starało się klecić posługując się starymi murami
zbudowanymi dla innych celów. Podobnie te starodawne miasta,
które będąc z początku otwarte i luźno zabudowane zmieniły
się koleją czasów w wielkie grody, są zazwyczaj tak źle
wytyczone w porównaniu do owych fortów, które
budowniczy swobodnie konstruuje na pustej równinie, że
chociaż, rozpatrując każdy budynek z osobna, znajduje się w nich
często tyleż albo więcej sztuki co w tamtych, wszelako widząc,
jak są ustawione, tu duży, tu mały, i jak ulice są przez to
krzywe i nierówne, powiedziałoby się, iż to traf raczej, a
nie wola kilku ludzi władających rozumem rozmieściła je w ten
sposób. A jeśli się zważy, że przecież we wszystkich
czasach byli zawsze jacyś urzędnicy obarczeni obowiązkiem czuwania
nad budowlami prywatnych osób, iżby służyły zarazem ku
publicznej ozdobie, uznać wypadnie, że trudno jest, pracując tylko
nad dziełami innych, dokonać rzeczy doskonałych. Podobnie
wyobraziłem sobie, że ludy półdzikie, które
cywilizowały się stopniowo, tworząc swe prawa jedynie w miarę,
jak dolegające im zbrodnie i spory zmuszały je do tego, nie mogą
posiadać tak dobrych urządzeń jak te, które od samego
początku swego zrzeszenia
przestrzegały ustaw jakiegoś roztropnego prawodawcy. Tak samo z
pewnością instytucja prawdziwej religii, której Bóg
sam dal przykazania, jest nieporównanie lepiej uporządkowana
niż wszystkie inne. Aby zaś mówić o rzeczach ziemskich,
sądzę, iż jeśli Sparta była niegdyś kwitnąca, to nie z
przyczyny wartości każdego z jej praw w szczególności,
zważywszy, że niektóre były bardzo dziwaczne, a nawet
sprzeczne z dobrymi obyczajami, ale z tej przyczyny, iż będąc
wymyślone przez jednego człowieka, wszystkie one zmierzały do
jednego celu. Podobnie też pomyślałem, że wszelka wiedza
książkowa, przynajmniej ta, której racje są jedynie
prawdopodobne i na które nie ma żadnego dowodu, jako iż
złożyła się ona i urosła stopniowo z mniemań wielu rozmaitych
osób, nie jest tak bliska prawdy, jak proste i nieuczone
rozumowania człowieka rozsądnego dotyczące rzeczy, jakie mu się
nastręczają. I pomyślałem jeszcze, iż jako że wszyscy byliśmy
dziećmi, zanim staliśmy się mężami, i długo wypadło nam ulegać
naszym skłonnościom i naszym wychowawcom, z których pierwsze
często były niezgodne z drugimi, a ani te, ani tamci nie zawsze
może doradzali to, co najlepsze - prawie niemożliwe jest, aby nasze
sądy były tak niezmącone i pewne, jakimi by mogły być, gdybyśmy
mieli nasz rozum w pełnym użytkowaniu od samego urodzenia i zawsze
przezeń tylko byli kierowani.
To prawda, iż nie
widujemy, aby burzono wszystkie domy w mieście jedynie w tym celu,
aby je przebudować na inny sposób i upiększyć tym ulice;
widuje się jednakże, iż wielu burzy swoje domostwa, aby je
odbudować na nowo: niekiedy nawet zmuszeni są do tego, kiedy domom
grozi zawalenie, a fundamenty nie są dosyć mocne. Na przykładzie
tego nabrałem przekonania, iż według wszelkiego
prawdopodobieństwa, nie byłoby rozumne, aby prywatna osoba powzięła
zamiar zreformowania państwa, zmieniając wszystko od podstaw i
burząc je, by wznieść na nowo; ani też chciała zreformować
całokształt nauk lub porządek nauczania ustalony w szkołach; ale
że co do wszystkich mniemań, jakie we mnie dotąd wpojono, nie mogę
uczynić nic lepszego, jak zabrać się do usunięcia ich z siebie na
dobre, aby później postawić w to miejsce albo inne, lepsze,
albo nawet te same, skoro je dostosuję do miary rozumu. I uwierzyłem
mocno, że za pomocą tego sposobu uda mi się poprowadzić moje
życie o wiele lepiej, niż gdybym je budował jedynie na starych
fundamentach i opierał się jedynie na zasadach, które dałem
w siebie wmówić w młodości, nie zbadawszy nigdy, czy są
prawdziwe. Aczkolwiek bowiem dostrzegłem w tym rozmaite trudności,
nie były one wszelako nie do zwalczenia ani też nie równały
się z tymi, które nastręczają się przy reformowaniu
najmniejszych rzeczy publicznych. Te wielkie ciała zbyt trudne są
do podniesienia, skoro są raz obalone, a nawet do podtrzymania,
skoro się zachwieją, ich upadek zaś jest zawsze bardzo ciężki.
Następnie, co do niedoskonałości, jeśli je posiadają, a sama
rozmaitość, będąca między nimi, wystarcza, aby upewnić, iż
wiele z nich je posiada, praktyka złagodziła je z pewnością
bardzo, a nawet usunęła lub poprawiła niepostrzeżenie wiele
braków, którym nie można by równie skutecznie
zapobiec przezornością. A wreszcie, są one prawie zawsze bardziej
znośne, niż byłaby ich odmiana, tak samo jak trakty wijące się
wśród gór stają się przez używanie stopniowo tak
gładkie i wygodne, iż o wiele lepiej jest trzymać się ich niż
kusić o prostszą drogę, drapiąc się ponad skały i zstępując
aż na dno przepaści.
Dlatego to nie mógłbym w żadnym razie pochwalić owych natur mętnych i niespokojnych, które nie powołane ani przez urodzenie, ani przez los do powodowania sprawami publicznymi nie przestają nigdy dokonywać w myśli jakichś nowych w nich przeobrażeń. Gdybym też przypuszczał, że istnieje w tym dziełku bodaj najmniejsza rzecz, przez którą można by mnie posądzać o to szaleństwo, byłbym bardzo nierad, iż zezwoliłem na jego ogłoszenie. Nigdy zamiar mój nie sięgał poza usiłowania przeobrażenia moich własnych myśli i budowanie na gruncie całkowicie własnym. To, iż ukazuję wam tu plan mojej pracy powodowany tym, że dosyć mi się ona spodobała, nie znaczy bynajmniej, abym chciał komuś radzić naśladowanie jej. Ci, których Bóg lepiej obdzielił swymi łaskami, będą może mieli górniejsze zamiary; ale obawiam się wielce, aby już ten oto nie był dla wielu aż zanadto śmiały. Już to samo postanowienie, aby się wyzbyć wszystkich mniemań, jakie się przyjęło poprzednio do wierzenia, nie jest przykładem, za którym by każdy iść powinien. Ogół ludzi składa się niemal tylko z dwóch rodzajów umysłów, dla których nie jest on w żadnym razie odpowiedni. Mianowicie z tych, którzy uważając się za zdolniejszych, niż są, nie mogą się powstrzymać od pośpiechu w sądzeniu ani też nie mają dosyć cierpliwości, aby zachować porządek we wszystkich swoich myślach: skąd pochodzi, iż gdyby raz zdobyli się na swobodę wątpienia o wpojonych im zasadach i zboczenia z drogi ogólnej, nigdy nie zdołaliby się trzymać drogi większej słuszności i pozostali całe życie zagubieni. Dalej z tych, którzy mając tyle rozumu lub skromności, aby osądzić, iż są mniej zdolni do odróżnienia prawdy od fałszu niż inni, od których mogliby odebrać wskazania, powinni raczej poprzestać na trzymaniu się mniemań tamtych, niż sami szukać lepszych.
Co do mnie,
zaliczałbym się z pewnością do liczby tych ostatnich, gdybym miał
zawsze tylko jednego mistrza lub też gdybym nie był poznał różnic,
jakie we wszystkich czasach istniały pomiędzy mniemaniami
najuczeńszych. Ale jako że w szkole jeszcze dowiedziałem się, że
nie można wymyślić nic tak dziwacznego i mało godnego wiary,
czego by kiedyś nie powiedział któryś filozof, a później
w podróżach moich poznałem, że ludzie, którzy mają
pojęcia bardzo odmienne od naszych, niekoniecznie są przez to
dzikimi czy barbarzyńcami, ale że wielu z nich używa rozumu w tym
samym albo większym niż my stopniu; dalej zaś, ponieważ
rozważyłem, jak bardzo ten sam człowiek, o tym samym umyśle,
chowany od dzieciństwa między Francuzami lub Niemcami staje się
różnym od tego, czym byłby, gdyby zawsze żył pośród
Chińczyków albo Kanibalów, i jak ta sama rzecz, ze
sposobem ubierania się włącznie, która podobała się nam
przed dziesięciu laty i będzie się nam może znowuż
podobała, nim dziesięć lat upłynie, wydaje się nam teraz
dziwaczna i śmieszna, co wskazuje, iż przekonania nasze kształtują
raczej zwyczaj i przykład niż jakiekolwiek pewne poznanie; i jako
że rozważyłem, iż mnogość głosów nie jest wszelako
dowodem, który by coś był wart w odniesieniu do prawd
trudniejszych nieco do wykrycia, bardziej jest bowiem prawdopodobne,
aby jeden człowiek trafił na nie niż ogół - dlatego to nie
mogłem wybrać nikogo, którego mniemania zdałyby mi się
godne, aby je przełożyć nad inne, i uczułem się niejako zmuszony
podjąć samemu kierowanie sobą.
Ale jak człowiek,
który kroczy sam i wśród ciemności, postanowiłem iść
tak wolno i stosować w każdej rzeczy tyle ostrożności, że gdybym
nawet miał się posuwać bardzo niewiele, uchroniłbym się
przynajmniej od upadku. Na początek nie chciałem nawet odrzucać w
całości żadnego z mniemań, które mogły niegdyś
przeniknąć do mojego przeświadczenia nie będąc tam wprowadzone
przez rozum, zanim nie poświęcę wprzódy dość czasu na
zrobienie dokładnego planu dzieła, jakie podejmowałem, i na
szukanie prawdziwej metody, która by mnie doprowadziła do
poznania wszystkich rzeczy dostępnych dla mego umysłu.
Będąc młodszym mozoliłem się nieco wśród innych działów filozofii nad logiką, wśród nauk zaś matematycznych - nad geometrią i algebrą, trzema sztukami czy też naukami, które, jak się zdawało, mogły posunąć naprzód moje zamiary. Ale rozpatrując się w nich, zauważyłem, iż co do logiki, jej sylogizmy i większość innych reguł raczej służą do wytłumaczenia komuś drugiemu rzeczy, które znamy, lub nawet, jak sztuka Lulliusa, do mówienia bez rozeznania o tym, czego się nie wie, niźli do nauczenia się ich samemu. Jakkolwiek więc logika zawiera w istocie wiele przepisów bardzo prawdziwych i bardzo użytecznych, jest między nimi wszelako zamieszanych tyle innych, szkodliwych lub zbytecznych, że prawie równie trudno jest je wydzielić, co wydobyć Dianę lub Minerwę ze złomu marmuru, który nawet nie jest jeszcze ociosany. Co się tyczy analizy starożytnych i algebry współczesnych, to poza tym, iż przedmiot ich jest zawsze bardzo oderwany i zda się bez żadnego zastosowania, pierwsza z nich jest zawsze tak związana z rozważaniem figur, iż ćwicząc władzę pojmowania, równocześnie nuży bardzo wyobraźnię; w drugiej zaś tak się poddano władzy pewnych prawideł i znaków, iż uczyniono z niej w miejsce wiedzy, która by rozwijała umysł, sztukę mętną i ciemną, która go obciąża. Za sprawą tych okoliczności pojąłem konieczność szukania jakiejś innej metody, która zawierając korzyści tych trzech, byłaby wolna od ich błędów. Jak mnogość praw dostarcza często usprawiedliwienia występkom, tak iż w państwie o wiele większy jest ład wówczas, gdy przy niewielkiej ilości praw są one bardzo ściśle przestrzegane, podobnie, zamiast wielkiej liczby prawideł, z których składa się logika, sądziłem, iż wystarczą mi następujące cztery, bylebym postanowił raz na zawsze i niezłomnie nie zaniedbać ani razu ich przestrzegania. Pierwszym było nie przyjmować nigdy żadnej rzeczy za prawdziwą, zanim jej nie poznam z całą oczywistością jako takiej: to znaczy unikać starannie pośpiechu i uprzedzeń i nie obejmować swoim sądem niczego poza tym, co się przedstawi memu umysłowi tak jasno i wyraźnie, iż nie miałbym żadnego powodu podania tego w wątpliwość. Drugim - podzielić każde z rozpatrywanych zagadnień na tyle cząstek, na ile się da i ile będzie tego wymagać lepsze rozwiązanie. Trzecim - prowadzić myśli po porządku, zaczynając od przedmiotów najprostszych i najłatwiejszych do poznania, aby następnie wznosić się pomału, jak gdyby po stopniach, aż do poznania bardziej złożonych; należy się przy tym domniemywać prawidłowych związków nawet między tymi, które nie tworzą naturalnego szeregu. Ostatnim - czynić wszędzie wyszczególnienia tak dokładne i przeglądy tak ogólne, abym był pewny, iż nic nie opuściłem.
Owe długie łańcuchy racji prostych i łatwych, którymi geometrzy zwykli się posługiwać, aby dojść do najtrudniejszych dowodów, nasunęły mi przypuszczenie, iż wszystkie rzeczy podpadające pod poznanie ludzkie w taki sam sposób wzajemnie z siebie wynikają i że nie istnieją z pewnością tak odległe, do których nie mielibyśmy dotrzeć, ani tak ukryte, których nie mielibyśmy odkryć, bylebyśmy tylko powstrzymali się od przyjęcia za prawdziwą wszelkiej rzeczy, która nią nie jest, i zachowali zawsze porządek, jaki jest potrzebny, aby je wyprowadzić jedne z drugich. Nie miałem potem wiele kłopotu z szukaniem tych, od których należałoby zacząć; wiedziałem już bowiem, że od najprostszych i najłatwiejszych do poznania. Zważywszy zaś, że spośród wszystkich, którzy dotychczas poszukiwali prawdy w naukach, jedynie matematycy umieli odkryć jakieś dowody, to znaczy jakoweś racje pewne i oczywiste, nie wątpiłem, iż należy zacząć od tych, które oni rozpatrywali, jakkolwiek nie spodziewałem się stąd innego pożytku jak ten tylko, iż przyzwyczajać one będą mój umysł do karmienia się prawdą i niezadowalania się fałszywymi racjami. Ale nie zamierzałem zgłębiać w tym celu wszystkich poszczególnych nauk, które nazywa się powszechnie matematycznymi. Widząc, iż jakkolwiek przedmioty ich są różne, niemniej jednak są one wszystkie zgodne między sobą w tym, iż rozważają wyłącznie rozmaite stosunki lub proporcje w nich zawarte, pomyślałem przeto, iż właściwiej będzie, jeśli zbadam te proporcje w ogólności, zakładając ich istnienie jedynie w tych przedmiotach, które mogłyby mi uczynić poznanie owych proporcji łatwiejszym, nie wiążąc ich wszelako z nimi zgoła, tak iżbym je mógł tym łatwiej stosować później do wszystkich innych przedmiotów, którym by odpowiadały. Następnie, wziąwszy pod uwagę, iż aby poznać te proporcje, będę niekiedy musiał rozważać każdą oddzielnie, a niekiedy tylko zapamiętać lub obejmować kilka razem, pomyślałem, iż aby je lepiej rozważać pojedynczo, powinienem przedstawić je w liniach, jako iż nie znajdowałem nic prostszego ani też nic, co bym mógł jaśniej ukazać wyobraźni i zmysłom; aby je natomiast zapamiętać lub objąć po kilka razem, trzeba mi będzie wyrazić je sobie za pomocą jakichś znaków, możliwie najprostszych; w ten sposób zapożyczę wszystko, co jest najlepsze, z analizy geometrycznej i z algebry i poprawię wszystkie braki jednej za pomocą drugiej.
Jakoż w istocie śmiem
powiedzieć, iż ścisłe przestrzeganie tych niewielu prawideł,
jakie obrałem, dało mi taką łatwość w rozplątywaniu wszystkich
kwestii, które te dwie nauki zawierają, iż w ciągu dwóch
czy trzech miesięcy, jakie obróciłem na ich rozpatrywanie,
zaczynając od najprostszych i najogólniejszych i w każdej
prawdzie odkrytej znajdując regułę, która mi służyła
potem do znalezienia innych, nie tylko uporałem się z wieloma
rzeczami, które zdały mi się wprzódy bardzo trudne,
ale wydało mi się także, że pod koniec nawet w tych, których
nie znałem, mogę oznaczyć, jakimi środkami i do jakiego punktu
możliwe jest ich rozwiązanie. A nie wydam się wam może nadto
chełpliwym, jeśli zważycie, iż ponieważ o każdej rzeczy
istnieje tylko jedna prawda, kto ją znajdzie, wie o niej wszystko,
co można wiedzieć. Tak na przykład, dziecko nauczone arytmetyki,
wykonawszy dodawanie według reguł, może być przeświadczone, iż
znalazło, odnośnie do sumy, której szukało, wszystko, co
rozum ludzki zdoła znaleźć. Ostatecznie bowiem metoda, która
uczy iść za właściwym porządkiem i uwzględniać ściśle
wszystkie okoliczności tego, czego się szuka, zawiera wszystko to,
co daje pewność regułom arytmetyki. Ale najwięcej zadowolenia w
tej metodzie dawało mi, iż dzięki niej miałem pewność, że we
wszystkim posługuję się moim rozumem, jeśli nie doskonale, to
przynajmniej najlepiej, jak jest w mojej mocy, nie i mówiąc o
tym, że czułem stosując ją, iż umysł mój przyzwyczaja
się ( stopniowo do ogarniania
przedmiotów z coraz większą jasnością i wyrazistością.
Nie przywiązawszy jej do żadnej poszczególnej materii,
obiecywałem sobie stosować ją do innych nauk z równym
pożytkiem, jak to czyniłem w odniesieniu do algebry. Nie, iżbym
dlatego ważył się od razu rozpatrywać wszystkie gałęzie wiedzy,
jakie by się nastręczyły; to właśnie bowiem byłoby przeciwne
porządkowi, jaki metoda ta przepisuje. Wziąwszy pod rozwagę, iż
zasady tych nauk winny być wszystkie zaczerpnięte z filozofii, w
której właśnie nie znajdowałem jeszcze pewnych zasad,
pomyślałem, iż trzeba mi przede wszystkim starać się ustalić w
niej takowe i że - wobec tego, iż jest to rzecz najważniejsza w
świecie i w której najbardziej należało się obawiać
pośpiechu i uprzedzeń - powinienem zabrać się do ukończenia
dzieła tego dopiero wtedy, gdy osiągnę wiek o wiele dojrzalszy niż
dwadzieścia trzy lat, które wówczas liczyłem, i gdy
zużyje wiele czasu na przygotowanie się do tych zadań, tak
wykorzeniając z umysłu wszystkie błędne mniemania, jakie
przyjąłem weń przed tym czasem, jak też gromadząc rozmaite
doświadczenia jako materię dla moich rozumowań i ćwicząc się
ciągle w metodzie, jaką obrałem dla umacniania się w niej coraz
więcej.
Cdn...
Komentarze
Prześlij komentarz