"Płaskowyż Edenu: W poszukiwaniu pierwotnego drzewa życia" ~ Terence McKenna (wybrane fragmenty)




Tajemnica ludzkiej świadomości i unikalnej zdolności do autorefleksji jest w dużej mierze pokłosiem komunikacji z niewidocznym umysłem, który szamani odnajdują w duchu żywego świata natury. Typowe dla kultur szamańskich (rdzennych Terran) poznawanie tej tajemnicy nadal stanowi godną uwagi alternatywę dla życia w kleszczach samoograniczającej się kultury materialistycznej. Jedynie od nas zależy, czy będziemy poznawali te mało znane wymiary naszego istnienia, czy też poczekamy aż postępująca dewastacja naszej planety uczyni te poszukiwania mało znaczącymi lub niemożliwymi.

Istnieje bardzo bliska i ścisła zależność pomiędzy tłumieniem naturalnej człowiekowi fascynacji odmiennymi stanami świadomości, a obecną sytuacją stanowiącą zagrożenie dla wszelkich form życia na Ziemi. Tłumiąc bowiem dostęp do szamańskiej ekstazy, automatycznie odcinamy się od odświeżających zasobów emocji, płynących z głębokiego, niemal symbiotycznego związku z Ziemią. Następstwem tego jest pojawianie się licznych przejawów niedostosowania społecznego, sprzyjających przeludnieniu, złemu gospodarowaniu zasobami naturalnymi i zatruwaniu środowiska. W dziejach ludzkości trudno odnaleźć drugą kulturę, która byłaby równie znarkotyzowana co nasza zachodnia kultura przemysłowa, a przy tym nieświadoma konsekwencji kultywowanego przez siebie stylu życia. Co jest jednak najbardziej zdumiewające, zachowujemy się tak jakby nic się nie działo, mimo iż wokół nas narasta surrealistyczna atmosfera nierozwiązywalnych sprzeczności i kryzysów.

Według Riane Eisler „partnerskie" modele społeczeństwa poprzedzały „dominacyjne" formy organizacji społecznej, z którymi musiały później konkurować w warunkach opresji. Kultury dominacyjne są hierarchiczne, paternalistyczne, materialistyczne i zdominowane przez mężczyzn. Eisler wierzy, że napięcie wytworzone pomiędzy tymi dwoma modelami kulturowymi oraz zwycięstwo opartej na dominacji organizacji społecznej są dwiema głównymi przyczynami naszego wyobcowania z natury, z nas samych i od siebie nawzajem. Eisler znakomity sposób łączy kwestię wykształcenia się naszej kultury w krajach starożytnego Bliskiego Wschodu z toczącą się obecnie debatą polityczną na temat feminizacji kultury i potrzeby przezwyciężenia wzorów męskiej dominacji w celu zbudowania lepszej przyszłości. Jej analiza polityki płci omija pułapki modnego dziś dyskursu na temat plusów i minusów starożytnego „matriarchatu" i „patriarchatu". Czyni to dzięki wprowadzeniu rozróżnienia na społeczeństwa partnerskie i społeczeństwa dominacyjne. Eisler, posługując się danymi archeologicznymi, dowodzi że przez wiele stuleci w krajach Bliskiego Wschodu funkcjonował partnerski model społeczny, obywający się bez wojen i konfliktów. Wojna i patriarchat pojawiły się dopiero wraz z zaistnieniem wartości dominacyjnych.

Kiedy nasi przodkowie zeszli z drzew na pastwiska, napotkali rogate bestie jedzące rośliny. Szybko stały się one ich głównym źródłem utrzymania. Dzikie bydło pozostawiało po sobie łajno, na którym rosły grzyby zawierające psylocybinę, ale na terenach pastewnych można znaleźć te substancje także w trawach zawierających DMT. Ale tylko w wyniku ekstrahowania, czynności znajdującej się poza możliwościami pierwszych ludzi, można by uzyskać wystarczającą ilość DMT do wywołania halucynacji. Tym oto sposobem pozostają nam tylko grzyby jako potencjalny czynnik sprawczy ludzkiej ewolucji. Kilka rodzajów grzybów pastewnych zawierało psylocybinę, między innymi grzyby z gatunku Panaeolus oraz Stropharia cubensis. Tym drugim nadano także łacińską nazwę Psilocybe cubensis (zob. ilustracja 1). W czasach współczesnych uznaje się je za „grzyby magiczne" i hoduje na całym świecie.

ILUSTRACJA 1. Stropharia cubensis. Nazywana również Psilocybe cubensis. Rysunek taksonomiczny autorstwa Kat Harrison-McKenny, pochodzący z książki O.T. Ossa i O.N. Oerica,
Psilocybin: The Magic Mushroom Grower's Guide, Lux Natura Pres, Berkeley 1986, s. 12.


Z tych gatunków grzybów jedynie Stropharia cubensis posiada psylocybinę w stężonych ilościach i nie zawiera związków chemicznych wywołujących nudności. Co ciekawe, ich występowanie jest niemal powszechne wszędzie tam, gdzie pasą się stada zebu (Bos indicus = święta krowa z Indii). Pojawia się zatem pytanie, czy grzyby te rosną wyłącznie na łajnach zebu, czy też mogą się pojawiać na łajnach innych zwierząt rogatych? W świetle podjętych przez nas rozważań istotne jest również stwierdzenie, jak bardzo zamierzchłe jest ich obecne miejsce występowania? Pierwszy okaz Psilocybe cubensis zebrał w 1906 roku na Kubie amerykański botanik Earl, ale współcześni botanicy są raczej skłonni przypuszczać, że gatunek ten pochodzi z południowo-wschodniej Azji. Podczas wykopalisk archeologicznych prowadzonych w Tajlandii, w miejscu zwanym Non Nak Tha datowanym na 15 000 rok p.n.e., tuż obok ludzkich grobów znaleziono kości zebu. Obecnie w tym rejonie często można napotkać grzyby z gatunku Stropharia cubensis. Przykład Non Nak Tha może wskazywać na to, że konsumowanie tego gatunku grzybów należało do codzienności ludów pasterskich, których gospodarka opierała się na hodowli bydła.




Posiadamy zatem wystarczające dowody, by sądzić że to Stropharia cubensis jest ową mityczną rośliną Ur, pępowiną łączącą nas z kobiecym mózgiem planety, która tuż przed pojawieniem się paleolitycznego kultu Wielkiej Rogatej Bogini przekazywała naszym przodkom wiedzę o życiu w stanie dynamicznej równowagi z naturą, nami samymi i naszym światem wewnętrznym. Spożywanie grzybów halucynogennych stało się wtedy swego rodzaju normą, wpływającą na zmianę zachowań praludzi i dalsze losy ewolucji. Relacje pomiędzy ludźmi, a grzybami musiały obejmować również zwierzęta rogate, bo tylko dzięki nim były dostępne grzyby.

Mówimy tu o związku, który nie mógł się wytworzyć więcej niż milion lat temu, ponieważ to wtedy rozpoczęła się era nomadycznych łowców. Musiało upłynąć mniej więcej sto tysięcy lat, aby doszło do wytworzenia się gospodarki pasterskiej. Skoro jednak mówimy o związku istniejącym krócej niż milion lat, nie mamy tu do czynienia z klasycznym przypadkiem symbiozy, potrzebującej wielu milionów lat do zaistnienia. Już prędzej jest to głęboko zakorzeniony obyczaj, wytwarzający niezwykle potężny naturalny nawyk.

Cokolwiek byśmy nie powiedzieli o interakcjach ludzi z grzybami Stropharia cubensis, nie były to relacje statyczne. Posiadały one charakter dynamiczny, dzięki któremu ludzie wspinali się na kolejne, coraz wyższe poziomy samoświadomości. Jestem przekonany, że jedną z konsekwencji zażywania grzybów halucynogennych przez naszych afrykańskich i azjatyckich przodków było wytworzenie się wzorca dla wszystkich późniejszych religii. Kiedy w wyniku licznych migracji, zmian klimatycznych i społecznych, zdarzyło nam się utracić tę wiedzę, zamieniliśmy dawny, partnerski model stosunków społecznych na nowy, oparty na dominacji, wykorzeniliśmy tradycyjne, harmonijne relacje z naturą na rzecz zdobywania jej gwałtem, złożyliśmy w ofierze poezję na ołtarzu nauki. Krótko mówiąc, przehandlowaliśmy naszą dziejową, partnerską rolę w dramacie żywego umysłu planety, torując sobie drogę w historii pobojowiskami i neurozami. Jeśli szybko się nie opamiętamy i nie zejdziemy z tego szlaku, wkrótce całą naszą planetę będzie czekać katastrofa.




Przełom ewolucyjny, który doprowadził do wykształcenia się języka, a w późniejszym okresie pisma, stanowi dowód na fundamentalne, niemal ontologiczne transformacje linii hominidów. Działalność poznawcza, oprócz tego, że dostarcza nam możliwości zapisywania danych poza matrycą DNA, umożliwia nam przekazywanie informacji w czasie i przestrzeni. Na początku sprowadzało się to do wydawania prostych komend i ostrzeżeń, niewiele wyrastających poza zwykłe okrzyki ostrzegawcze, stosowane przez wszystkie zwierzęta społeczne. Jednak w toku dziejów ten impuls do komunikacji przyczynił się do wykształcenia bardziej skutecznych technik komunikacyjnych, co w naszym stuleciu przyjęło postać wszechobecnych mediów komunikacyjnych, dosłownie obejmujących całą naszą planetę. Pływa ona w oceanie ciągle mnożących się komunikatów. Rozmowy telefoniczne, dzielenie się informacjami, korzystanie z sieci elektronicznej - wszystko to sprzyja tworzeniu się niewidzialnego świata ogólnoświatowych informacji. Traktujemy go jako coś zupełnie normalnego, coś nad czym nie warto się zastanawiać.

Nasza wyjątkowa miłość do słów i symboli dostarcza nam zbiorowej gnozy, zbiorowego rozumienia nas samych i naszego świata, które jeszcze do niedawna nie było poddawane żadnej dyskusji. To właśnie tej zbiorowej gnozie poprzednie pokolenia zawdzięczały wiarę w „uniwersalne prawdy" i powszechne ludzkie wartości. Systemy ideologiczne można traktować jako swego rodzaju środowiska, które są zdefiniowane znaczeniem. Mimo iż są one niewidzialne, kroczymy po ich terytorium. Mają na nas wpływ, nawet jeśli sobie z tego nie zdajemy sprawy. W rzeczy samej, to one decydują o czym możemy myśleć.

Powstanie ogólnoświatowej kultury elektronicznej przyczyniło się do niesłychanego przyspieszenia wymiany informacji potrzebnych nam do życia. Dzięki temu czynnikowi oraz zwykłemu rozmiarowi ludzkiej populacji nasz gatunek przestał się rozwijać pod względem fizycznym. Im większa populacja, tym mniejszy wpływ przypadkowych mutacji na jej rozwój. Temu właśnie faktowi oraz rozwojowi najpierw szamanizmu, później zaś naukowej medycyny, zawdzięczamy usunięcie nas z teatru selekcji naturalnej (Link*). Z upływem czasu biblioteki i elektroniczne bazy danych zastąpiły ludzki umysł w roli podstawowego twardego dysku przechowującego dane o kulturze. Z kolei symbole i struktury językowe sprawiły, że w miejsce dawnego, nomadycznego systemu organizacji społecznej wyłoniła się niezmiernie skomplikowana, ogólnoplanetarna organizacja społeczna, powiązana siecią elektroniczną. Pod wpływem tych przemian staliśmy się znacznie bardziej epigenetyczni. Innymi słowy, w znacznej mierze kształtuje nas kultura, a nie geny.



W archaicznych społecznościach zbieracko-łowieckich kobiety pełniły funkcje zbieraczek. Znajdowały się zatem pod znacznie większą presją, nakłaniającą je do wykształcenia języka, aniżeli ich partnerzy. Mężczyźni zajmowali się główne łowami, te zaś nie wymagały skomplikowanego słownictwa, co nadal widać u ludów !Kung i Maku, trudniących się tym procederem. W łowach liczyła się siła, spryt i duża cierpliwość. Pożytki płynące dla ewolucji z posługiwania się mową są oczywiste. Jej pojawienie się to cud, na który złożyło się kilka czynników. Mowa przyczynia się do rozwoju komunikacji i działalności poznawczej. Może również w nieprzewidziany sposób wpływać na cały świat ludzki. Niektórzy neurofizjolodzy przychylają się do hipotezy, zgodnie z którą wibracje wokalne towarzyszące ludzkiej mowie powodują swego rodzaju czyszczenie płynu mózgowo-rdzeniowego. Zauważono bowiem, że pod wpływem wibracji dochodzi do wytrącania się i zagęszczania drobnych cząsteczek w płynie rdzeniowym, który obmywa i oczyszcza mózg. Tak więc nasze przodkinie, świadomie lub nieświadomie, mogły odkryć, że dźwięk głosu czyści chemiczne pajęczyny w ich głowach. Niewykluczone, że to właśnie tej praktyce zawdzięczamy naszą obecną budowę czaszek. Dzięki prostemu śpiewowi nasi przodkowie łatwiej dostosowywali się do środowiska, usuwając odpady chemiczne ze swoich mózgów. To z kolei wytworzyło w nich słabość do języka. Ta prowokacyjna idea znajduje oparcie w poniższym fragmencie:

Wibracje ludzkiej czaszki, wywołane głośnym mówieniem, działają na mózg jak masaż, przyczyniając się do wydalania produktów metabolizmu z mózgu do płynu mózgowo rdzeniowego (CSF) ... Neandertalczycy posiadali aż o 15% większą czaszkę od współczesnego człowieka, a jednak nie wytrzymali jego konkurencji. Ich mózgi były bardziej zanieczyszczone, ponieważ ich wielkie czaszki nie wytwarzały wibracji, które mogłyby w skuteczny sposób je czyścić. Dlatego należy przyjąć, że w ewolucji współczesnego człowieka istotną rolę odegrało ścieńczenie kości czaszki.

Zupełnie inaczej sytuacja miała się u zbieraczek. Posiadały one obfity repertuar opisów źródeł pokarmu i przepisów kulinarnych, przez co znajdowały się w uprzywilejowanej sytuacji w kontekście dalszych możliwości ewolucji. Język wykształcił się najpierw u kobiet. To one dzięki częstemu przebywaniu ze sobą stały się dzierżawcami tej tajemniczej mocy. Kobiety nawet w dzisiejszych czasach posiadają specyficzną cechę zbiorowego myślenia, która jedynie z rzadka pojawia się u mężczyzn, co znakomicie wyraża romantyczny mit samotnego jeźdźca.

Konieczność wypracowania specjalistycznego nazewnictwa, towarzyszącego wyszukiwaniu roślin mogła przyczynić się do gwałtownego rozwoju języka. Skomplikowana morfologia świata natury napędzała ewolucję języka w kierunku opisywania tego, co widziane. Nawet dzisiaj czytanie niektórych taksonomicznych opisów roślin dostarcza rozkoszy porównywalnej lekturze Joycea: „krzew wysokości od pół do dwóch metrów, cały gładki. Liście rosnące po obu stronach, zazwyczaj trójkami, siedzące, lancetowate, ostre lub z ostrymi zakończeniami. Pojedyncze żółte kwiaty w pachwinach, pachnące, z szypułkami. Kielichy dzwonkowate, listki szybko opadające, zaokrąglone" i tak dalej.

Ta niezwykła językowa głębia kobiet parających się zbieractwem w niedługim czasie doprowadziła do nowego, zaskakującego odkrycia - rolnictwa. Stało się to natychmiast, ponieważ kobiety nagle pojęły, że na dowolnym obszarze mogą uprawiać wybrane gatunki roślin. W rezultacie cały ich styl życia podporządkował się tej uprawie i szybko zapomniały o całej reszcie świata przyrody. Tak oto człowiek zaczął stopniowo odchodzić od świata natury. Przyczyniło się to do powstania dualizmu. Jak jeszcze zdążymy zauważyć, jedno z miejsc obumierania kultu Bogini, Çatal Hüyük, położone na terenach współczesnej tureckiej Anatolii, to również kolebka rolnictwa. W takich miastach jak Çatal Hüyük i Jerycho ludzie oraz udomowione przez nich rośliny i zwierzęta po raz pierwszy zaczęli, pod względem psychicznym i fizycznym, żyć z dala od niepohamowanej natury i nieokiełznanego nieznanego. Stosowanie halucynogenów miało sens w społecznościach zbieracko-łowieckich. Lecz ludzie zajmujący się uprawą roślin i hodowlą zwierząt nie mieli czasu na poszukiwanie wizji. Nie musieli już chadzać za głosem natchnienia. Ich bogami stały się zboża i kłosy, bóstwa cywilizacji i ciężkiej pracy. Zastąpiły one starą Boginię roślinnej ekstazy. A wszystko przez to iż w osiadłym trybie życia, funkcje szamańskie przejął... mężczyzna (zalążek późniejszego kapłaństwa).


Wraz z narodzinami rolnictwa pojawiło się ryzyko nadprodukcji, które zażegnano poprzez rozwój handlu (narodziny materializmu, konkurencji i dominacji). Handel stymulował powstawanie miast, których mieszkańcy izolowali się od przyrody. Tak więc, jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało, kiedy ludzie wyspecjalizowali się w uprawie roślin, zerwali symbiotyczną więź łączącą ich z naturą. Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o metaforę. Jednym ze skutków zerwania tej quasi-symbiotycznej więzi z naturą Gai jest powszechne w dzisiejszych czasach poczucie braku sensu życia. Ten sens może na nowo zaistnieć w naszym życiu, jeśli uda nam się w jakiejś postaci przywrócić ten związek. Jest to jednak absolutnie niemożliwe na bazie dominacyjnej kultury patriarchalnej, która w istocie jest degeneracyjnym produktem upadku człowieczeństwa na nieskończonej drodze ewolucji, ogranicznikiem i błędnym drogowskazem. Drogą donikąd.




My, ludzie Zachodu jesteśmy spadkobiercami całkowicie odmiennego od naturalnego porządku pojmowania świata. Na skutek utraty łączności z Tao cywilizacja Zachodu wybrała zupełnie inną ścieżkę rozwoju. Skoncentrowała się wyłącznie na ego i bogu ego - monoteistycznym ideale. Monoteizm rzutuje dogłębnie patologiczny wzór osobowości na swój ideał Boga - paranoiczne, zaborcze, opętane żądzą władzy męskie ego. Takiego Boga z pewnością nie chcielibyśmy zaprosić na swoją imprezę. Co ciekawe, ów zachodni (i bliskowschodni) ideał bóstwa nie posiada żadnego związku z kobietą w jakimkolwiek punkcie swego teologicznego mitu, pomimo iż osadzał swoje dogmaty na obalonych wcześniej matriarchalnych wierzeniach. W starożytnym Babilonie Anu przedstawiany był wraz ze swą partnerką Inanną. Religia grecka przypisywała Zeusowi żonę, wiele kochanek i córek. Tego rodzaju pary niebiańskie są czymś normalnym w dziejach religii, pomimo iż okres ich tworzenia był już początkiem patriarchalnego pochodu po władzę absolutną. Jedynie bóg cywilizacji zachodniej nie posiada matki, siostry, partnerki ani córki (poza protezą w.w. w postaci pokornej zakwefionej niewolnicy Marii). W hinduizmie i buddyzmie występują techniki ekstazy, które obejmują, jak to podają Joga Sutry Patańdżaliego, „zioła wypełnione światłem". W rytuałach tych wielkich religii wyraża się szacunek dla kobiecości (pomimo iż w życiu codziennym kobiety często podlegają tym samym prawo co w świecie np. islamu). Niestety, nie sposób tego powiedzieć o tradycji zachodniej, która zerwała socjosymbiotyczną więź z kobiecością oraz misteriami życia organicznego, dostępnymi poprzez szamańskie stosowanie roślin halucynogennych (okres Inkwizycji ze szczególnym okrucieństwem tępił wszelkiego rodzaju szamanki - akuszerki - zielarki, nie dając przy tym nic w zamian, przez co liczba epidemii w samej Europie dziesiątkowała do woli bezbronną populację - ale oczywiście z tego również nikt nigdy nie rozliczył kapłańską mafię - B.Silver).

Na współczesną religię Zachodu składa się szereg wzorów społecznych, czy też raczej niepokojów, koncentrujących się wokół pewnej konstrukcji moralnej oraz wiążących się z nią zobowiązań. We współczesnej religii ego rzadko kiedy idzie w odstawkę. Dające się zauważyć od początku lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku zwiększone zainteresowanie popularnymi kultami transowymi oraz tańcem disco czy reggae jawi się w tym kontekście bardzo zdrowym odruchem, przeciwstawiającym się sztywnym i podupadłym formom religijnej ekspresji, dominującym w naszej kulturze. Pomiędzy rock and rollem a psychodelikami istnieje związek ściśle szamański. Trans, taniec i odurzenie to archaiczny przepis na celebrację religijną i dobrą rozrywkę (mowa jednak wyłącznie o produktach naturalnych, istnieje bowiem wiele dowodów na to, iż narkotyki oparte na czystej chemii zostały wpuszczone w obieg w celu zwalczania outsiderów kulturowych).

Na skutek ogólnoświatowego rozprzestrzenienia się zachodnich wartości nasz gatunek zapadł w przewlekły stan neurozy, spowodowany brakiem związku z nieświadomością. Ów związek może zostać przywrócony, jeśli pozwolimy sobie na rytualne stosowanie halucynogenów roślinnych w kontekście szamańskim. Dzięki niemu może zostać ponownie nawiązana więź z naszą planetą. Wyobcowaliśmy się ze świata natury zaledwie dwa tysiące lat temu, kiedy erę Wielkiego Boga Pana (Tammuz, Adonis, Jezus - wiele imion na jeden archetyp) zastąpiła era Ryb, czemu towarzyszyło stłumienie misteriów pogańskich i pojawienie się judeochrześcijaństwa. Rezultatem tej zmiany były dwa tysiąclecia obfitujące w obłęd religijny, prześladowania, wojny, materializm i racjonalizm. A obecnie - jako narzędzie dalszego podbijania opornego przebudzonego ludu, wykorzystuje się islam.

Konsekwencją zerwania symbiotycznego związku, jaki poprzez rośliny halucynogenne łączył nas ze światem natury, było uwolnienie potwornych sił naukowego industrializmu i ogólnoświatowej polityki, napawających współczesnego człowieka niepokojem, poczuciem winy i osamotnieniem. Tak oto doszło do narodzin człowieka egzystencjalnego. Chrześcijaństwo rozwijało się w aurze strachu. Gdy porzucono dawne rytuały, mające na celu rozpuszczanie ego, ludzie zaczęli odczuwać niedostosowanie do otaczającego ich świata. Ta specyficzna cecha stała się wyróżnikiem nowego organizmu społecznego. Tak przebudziły się w zbiorowej wyobraźni: smoki, strzygi i upiory... Nowa cywilizacja, po wytworzeniu patriarchalnego systemu wartości, zaczęła pisać własną historię - oczywiście ukazując wszystko co poprzedzało nadejście patriarchatu jako zdegenerowane i diaboliczne. Dla lepszego zrozumienia tej nowej historii warto zwrócić uwagę na podejście do roślin halucynogennych i do Bogini, jakie mieli ludzie żyjący w czasach archaicznych.


Link*
Link2*

What if? (Link* do przemyślenia)



Ta tęsknota za jednoczącą wszystko pełnią psyche, mająca w pewnym sensie charakter instynktowy, potrafi przyjąć patologiczną postać, gdy uniemożliwia ponowną integrację. Klasycznym tego przykładem jest monoteizm. Oferuje on apolliński model jaźni jako tworu doskonałego, który może się sprawdzać tylko i wyłącznie w obrębie męskich wartości. Następstwem popularności tego patologicznego modelu jest narcystyczna fascynacja abstrakcją i metafizyką (= męskie okultystyczne stowarzyszenia) kosztem uczuć i świata natury. Takie podejście przypomina miecz o dwóch ostrzach, albowiem z jednej strony dostarcza nauce mocy eksplanacyjnej, z drugiej zaś pozwala jej na bankructwo moralne.

Kultura dominacji posiada niezwykłą umiejętność przeprojektowywania siebie w celu sprostania ciągle nowym wyzwaniom technologii i zbiorowej samoświadomości (tak jak kiedyś patriarchat obalił poprzedni matriarchalny porządek, teraz nazi-islam zamierza uczynić to samo z zachodnią kulturą - B.Silver). Monoteizm, we wszystkich swych formach, nadal pozostaje najbardziej upartą siłą odrzucającą prymat świata natury. Monoteizm konsekwentnie odrzuca styl kulturowy dopuszczający możliwość okresowego zanurzania się ego w rozpuszczających granice archaicznych misteriach świata roślinnego, a zatem umożliwiających im kontakt z psychodeliczną ekstazą oraz pełnią, którą Joyce nazywał „najbardziej tajemniczą mamą matrycą" (stąd właśnie walka środowisk kościelnych oraz ich marionetek politycznych z marihuaną, nawet z olejkiem leczniczym z tej rośliny, nawet za cenę zdrowia i życia niewinnych chorych - B. Silver).

Anima Mundi by Nazim

"Angi wraz z siostrą i kilkoma innymi dziewczynkami zgromadziły się u wejścia do kaplicy. Przesłona z wołowej skóry, zazwyczaj zakrywająca wnętrze, została tym razem usunięta, jak zawsze podczas jesiennego festiwalu ku czci Wielkiej Bogini. Wspaniałe miastowe kobiety, z błyszczącymi włosami, piersiami i udami pokrytymi ceremonialnym, szaro-błękitnym popiołem, klękały i tańczyły dookoła ozdobionego girlandami posągu Bogini. Jej postać świeciła oślepiającym blaskiem rozłożona na oparciu z rogu. Wokół niej rozrzucono kwiaty i sosnowe szyszki.

Młodzi obserwatorzy, przyglądając się jej z oddali w świetle dziesiątek iskrzących lampionów, widzieli w niej autentyczną ciężarną Boginię, która najpierw podniosła się, potem zaś osunęła w sen, choć tak naprawdę był to tylko jej drewniany posąg, inkrustowany delikatnym obsydianem, z którego słynęło miasto, przez wiele pokoleń namaszczany barwnikami i tłuszczem, dzięki czemu jej skóra lśniła taką samą czernią jak ciała mieszkańców miasta.

U jej stóp, w małej otwartej przestrzeni tańczyło trzech najbardziej wtajemniczonych szamanów. Postępowali z wolna, przebrani za szakale. Ich cienie hipnotycznie zlewały się z szakalami wymalowanymi na ścianach. Gdy taniec miał się ku końcowi, z wnęki w ścianie przyniesiono bogato zdobione wazy. Po zdjęciu z nich kolorowego okrycia oczom wszystkich obecnych, włączając w to wścibskie maluchy czające się u drzwi, ukazały się grzyby należące do ,Tej Która Posiada Wiele Imion'.

Sakrament przekazano wszystkim zgromadzonym kobietom. Rzadko zdarzało się, by dziewczynki mogły uczestniczyć w Misteriach Matki Żniw. Taki przywilej podwyższał ich status wśród kobiet, stanowiąc zapowiedź tajemniczej inicjacji, którą miały przejść za kilka lat. Ośmioletnia Angi i sześcioletnia Slinga wiedziały natomiast, że tego, czego były świadkami, nie widział żaden z mężczyzn z miasta. Mężczyźni też mieli swoje misteria, równie dziwne, równie tajemne i skryte."

Dowody archeologiczne potwierdzające słuszność tych spekulacji można odnaleźć w Algierii, w rejonie Sahary znanym jako Płaskowyż Tassili-n-Ajjer. Płaskowyż ten jest geologicznym wybrykiem przypominającym coś na kształt labiryntu z rozległych kamiennych skarp, które posiekał wiatr, tworząc w nich tysiące przesmyków i korytarzy Ich widok z samolotu przyprawia o dreszcze. Sprawia wrażenie lotu nad wymarłym miastem.

Tassili N'Ajjer, Algieria

Tassili N'Ajjer, Algieria

Tassili N'Ajjer, Algieria (Rock Forest - Kamienny Las/Skalny Labirynt)


Malowidła naskalne znalezione w Tassili-n-Ajjer pochodzą z okresu późnego neolitu. Niektóre z nich powstały jednak zaledwie dwa tysiące lat temu. Są to najwcześniejsze ze znanych nam przedstawień szamanek w otoczeniu pasącego się bydła. Szamani i szamanki trzymają w rękach grzyby i tańczą. Niektóre grzyby kiełkują z ich ciał (Ilustracja 3). Na jednym z malowideł są nawet przedstawieni w radosnym biegu, otoczeni strukturami geometrycznymi ze swoich halucynacji. Nie ma wątpliwości, płynący z nich przekaz jest jednoznaczny. Podobne wizerunki widnieją na prekolumbijskich tkaninach z Peru. Szamani dzierżą na nich przedmioty mogące być grzybami, ale również toporkami. Niemniej, w przypadku fresków z Tassili sprawa wydaje się oczywista. Tańczący szamani na malowidłach z Matalen-Amazar i Ti-n-Tazarift wyraźnie trzymają w dłoniach grzyby, które także wyrastają im z ciał.

Twórcami tych saharyjskich malowideł były ludy pasterskie stopniowo opuszczające Afrykę. Proces ten zaczął się mniej więcej dwadzieścia tysięcy lat temu i zakończył przed siedmioma tysiącami lat (kiedy to pustynia ogarnęła całą Afrykę Pn). Tam, gdzie przybywali, przynosili ze sobą pasterski styl życia. W owym czasie Morze Czerwone otaczał ląd, w związku z czym dolny kraniec Arabii łączył się z kontynentem afrykańskim. Po obu krańcach Morza Czerwonego znajdowały się więc naturalne pomosty, wykorzystywane przez afrykańskich pasterzy do wkraczania na żyzny półwysep i dalej do Azji Mniejszej. Ludy te łączyły się tam z miejscowymi populacjami zbieracko-łowieckimi, czego rezultatem było przejęcie na Bliskim Wschodzie dwanaście tysięcy lat temu pasterskiego stylu życia. Owi pasterze przynieśli ze sobą kult bydła (święte krowy Mezopotamii, Egiptu, Grecji, aż po Indie) wraz z kultem Wielkiej Bogini. Świadczą o tym malowidła naskalne z Tassili-n-Ajjer pochodzące z okresu nazywanego przez badaczy Epoką Okrągłej Głowy, z racji wyjątkowego dla niego sposobu przedstawiania ludzkich postaci.
ILUSTRACJA 3. Nagrzybiony szaman o pszczelej twarzy z płaskowyżu Tassili-n-Ajjer.
Rysunek autorstwa Kat Harrison-McKenny, pochodzący z książki O.T. Ossa i O.N.
Oerica, Psilocybin: The Magic Mushroom Grower's Guide, 1986, s. 71, na podstawie oryginału
umieszczonego w książce Jean-Dominique'a Lajoux The Rock Paintings of The
Tassili
, World Publishing, New York 1963, s. 71.


Powszechnie uznaje się, że epoka ta rozpoczęła się stosunkowo wcześnie i prawdopodobnie zakończyła przed nastaniem siódmego tysiąclecia p.n.e. Henri Lothe szacuje, że Epoka Okrągłej Głowy trwała mniej więcej dwa tysiąclecia, i wskazuje, że zaczęła się u zarania dziewiątego tysiąclecia. To, że ludzie z tego okresu oddawali cześć Wielkiej Bogini, jest bezdyskusyjne. Malowidło z Inaouanrhat w rejonie Tassili przedstawia cudowny wizerunek tańczącej kobiety (Ilustracja 4.) Kobieta ta ma wyciągnięte ręce oraz ułożone horyzontalnie rogi, stanowi zatem ucieleśnienie Wielkiej Rogatej Bogini. Jej odkrywcy nie mogli oprzeć się wrażeniu, że posiada ona związki z egipską Wielką Boginią Izydą, mityczną strażniczką upraw zbóż.

ILUSTRACJA 4. Malowidło z Inaouanrhat na płaskowyżu Tassili, pochodzące z późnej
Epoki Okrągłej Głowy (
6000–4000 p.n.e.). Przedstawia cudowny wizerunek tańczącej Rogatej Bogini. Tablica 35 z książki Henriego Lhote'a The Search for the Tassili Frescoes, 1959.
Wielka Matka dająca początek życiu

Ta imponująca postać prowokuje do zadawania niewygodnych pytań. Na przykład, jak to się dzieje, że wiele malowideł z Epoki Okrągłej Głowy pod względem stylu i treści przypomina sztukę egipską, skoro w owym czasie dolina Nilu była niemal niezamieszkana? Narzuca się tutaj logiczny wniosek, że motywy i style, które przypisujemy sztuce egipskiej, zostały wcześniej wprowadzone do Egiptu przez mieszkańców pustyni zachodniej (gdzie przed epoką pustynnienia Afryki Pn, kwitła kultura agrarna). Jeśli okaże się to prawdą, będzie to oznaczało, że Sahara centralna stanowiła źródło dla późniejszego wyłonienia się wielkiej cywilizacji predynastycznego Egiptu.

Nie można wykluczyć, że to właśnie płaskowyż Tassili-n-Ajjer dwanaście tysięcy lat p.n.e. był rajem, zamieszkałym przez społeczności partnerskie i że to jego utrata przyczyniła się do powstania jednego z najpłodniejszych i najżywotniejszych mitów: tęsknoty za rajem utraconym, złotym wiekiem pełnym obfitości, partnerstwa i harmonii społecznej. Istotną rolę odgrywa tutaj argument podkreślający, że do powstania języka, społeczeństwa partnerskiego i złożonych wyobrażeń religijnych musiało dojść w pobliżu terenów, gdzie narodził się pierwszy człowiek - obfitujących w grzyby pastwisk i sawann tropikalnej i subtropikalnej Afryki. To właśnie tam wykształciło się społeczeństwo partnerskie. Tam właśnie kultura zbieracko-łowiecka stopniowo ustąpiła miejsca hodowli zwierząt i uprawie roślin. W tym środowisku zbierano, spożywano i ubóstwiano grzyby zawierające psylocybinę. Język, poezja, rytuał i myśl wyłoniły się z mroków umysłu hominida. Dla prehistorycznych ludów zamieszkujących płaskowyż Tassili-n-Ajjer opowieść o Edenie nie była zwykłym mitem, ponieważ oni sami byli mieszkańcami tej rajskiej krainy.

Opowieść ta kończy się tam, gdzie mogłaby się rozpocząć nasza historia. Nie jest bowiem przypadkiem, że w Księdze Rodzaju (kopia mitów sumeryjsko-babilońskich), stanowiącej sam początek zapisu źródłowego cywilizacji zachodniej znajdują się słowa opisujące historię pierwszego nalotu antynarkotykowego:

"Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią; a on zjadł.

A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski.

Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich.

Po czym Pan Bóg rzekł: „Oto człowiek stał się taki jak My; zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki. 
Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty.

Wyciągnąwszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia."
Must See This Movie: Assassin's Creed  - (LINK*)
"Eve" (Ewa) - Lucas Cranach the Elder, 1528
Galleria degli Uffizi, Florence, Italy

Opowieść z Księgi Rodzaju mówi o kobiecie będącej kapłanką roślin magicznych. Kobieta ta zjada owoce z Drzewa Życia, czyli Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego, owoce będące „rozkoszą dla oczu", które „nadają się do zdobycia wiedzy". Jest również gotowa dzielić się nimi. Proszę zwrócić uwagę na to, że bohaterom tej opowieści „otworzyły się oczy i poznali, że są nadzy". Pod względem metaforycznym osiągnęli oni świadomość własnej indywidualności, dzieląc świat na „siebie" oraz „innych". Można na tej podstawie wnioskować, że owoc z Drzewa Życia dostarczał odpowiedniego wglądu lub też sprzyjał rozwojowi zmysłowości, samowiedzy oraz poczucia niezależności, odrębności a także odpowiedzialności za ogół. Niezależnie od tego, jedno jest pewne, ta stara opowieść o naszych przodkach wyrzuconych z ogrodu przez zazdrosnego i mściwego boga burzy, Jehowę (El-ohim), w metaforyczny sposób przedstawia historię miłującego Boginię społeczeństwa partnerskiego, doprowadzonego do stanu nierównowagi przez powtarzające się okresy suszy, które dotknęły gospodarkę pasterską i klimat saharyjskiego Edenu.

Pojawiający się w niej anioł z płonącym mieczem, stojący na drodze powrotnej do Edenu wydaje się być oczywistym symbolem bezlitosnej spiekoty pustynnego słońca i towarzyszącej mu suszy. W opowieści tej widać też napięcie pomiędzy kobietą, a mężczyzną, co może wskazywać na to, że pochodzi ona z okresu, w którym przejście od kultury partnerskiej do kultury dominacyjnej było już mocno zaawansowane. Tajemniczym owocem z Drzewa Życia były, rzecz jasna, grzyby z gatunku Stropharia cubensis, zawierające psylocybinę. Te same grzyby, które przyczyniły się do wykształcenia rajskiego społeczeństwa partnerskiego z płaskowyżu Tassili, w późniejszym okresie zaś religii kładącej nacisk na częste rozpuszczanie indywidualnych granic w oceanicznej istocie Wielkiej Bogini, nazywanej również Gają, Geo, Ge, Ziemią. Pra-wodą/Bezmiarem wód.

Wiele obserwacji istotnych dla omawianych przez nas kwestii czyni John Pfeiffer, omawiając europejską sztukę jaskiniową z okresu górnego paeolitu. Pfeiffer jest przekonany, że ówcześni ludzie wykonywali większość malowideł w trudno dostępnych jaskiniach, ponieważ pełniły one funkcję miejsc inicjacyjnych, gdzie odbywały się całkiem skomplikowane, teatralne obrzędy - a nie gdzie mieszkano (jak wmawia nam współczesna wiedza akademicka, silnie związana z kapłaństwem, upatrywanie w poprzednich tysiącleciach skrajnego prymitywizmu jest typową "demonizacją" tematu tych, którzy pisali na nowo historię ludzkości). Ponadto sugeruje, że to co sam nazywa „mrocznym stanem umysłu" stanowi warunek wstępny dla objawienia się wielkich prawd sankcjonowanych przez kulturę. Taki stan cechuje się utratą obiektywizmu, chwilowymi zaburzeniami postrzegania czasoprzestrzeni oraz skłonnością do przeżywania delikatnych halucynacji. Innymi słowy, stanowi przedsmak doświadczenia psychodelicznego, podczas którego znika ego.

Pfeiffer pomija w swych rozważaniach kwestię roślin psychoaktywnych oraz ich prawdopodobnej roli w pojawianiu się mrocznego stanu umysłu. Ogranicza też zakres swoich rozmyślań do terenów Europy. Ale umiejscowienie malowideł naskalnych z płaskowyżu Tassili bardzo przypomina malowidła znalezione w Europie. Można więc założyć, że obrazy te służyły podobnym celom. Prawdopodobnie w południowej Europie odbywały się takie same rytuały religijne jak w Afryce Północnej. Wycofanie się lodowców z euroazjatyckiej masy lądowej, przy jednoczesnym jałowieniu afrykańskich pastwisk ostatecznie doprowadziło do „wygnania z raju", o którym w alegoryczny sposób mówi opowieść z Księgi Rodzaju. Miłujący grzyby lud z Tassili-n-Ajjer zaczął wtedy przemieszczać się „na wschód od Edenu", co znajduje swe potwierdzenie w dowodach archeologicznych.

Riane Eisler, przenikliwa badaczka psychologii i mechanizmów utrzymywania równowagi kulturowej w społeczeństwach partnerskich, przekonująco argumentuje, że ten drugi styl życia społecznego, którego pokłosiem było społeczeństwo dominacyjne, pojawił się wraz z Indoeuropejczykami (Azja Centralna) - przybyłymi wraz z rydwanami z chłodnej krainy, położonej na północ od Morza Czarnego. Miałyby to być te same ludy, o których mówi bardzo kontrowersyjna teoria kurhanowa. Pod tym względem stanowisko Eisler przypomina słowa Mariji Gimbutas:
Samo pojęcie „Stara Europa" odnosi się do praindoeuropejskiej kultury Europy, ze swej istoty matryfokalnej i przypuszczalnie matrylinearnej, mającej charakter rolniczy i osiadły, egalitarny i pacyfistyczny. Kultura ta znajdowała się w jaskrawym kontraście z następującą po niej kulturą protoindoeuropejską - patriarchalną, zhierarchizowaną, pasterską, lecz przede wszystkim żądną podboju, w wyniku którego zawojowała ona całą Europę, za wyjątkiem jej południowych i zachodnich rubieży. Między 4500 a 2500 rokiem p.n.e. Europę nawiedziły ze stepów trzy fale najeźdźców, czego następstwem było zastąpienie wszystkich żeńskich bogiń, w szczególności Bogini Matki, przeważnie męskimi bóstwami Indoeuropejczyków. W rezultacie po 2500 roku p.n.e. doszło do melanżu dwóch systemów mitycznych: staroeuropejskiego i indoeuropejskiego.


 

Jeżeli chcemy poddać dekonstrukcji dominacyjne wartości kulturowe, musimy zająć się propagowaniem tego, co można by nazwać holizmem Gai. Innymi słowy, chodzi tu o poczucie jedni i harmonii natury oraz nas samych, znajdujących się w tym dynamicznym, ewoluującym systemie równowagi. Jest to światopogląd, w którym podstawową rolę odgrywają rośliny. Ten powrót do spojrzenia na siebie i ego jako coś, co przynależy do szerszego kontekstu życia planetarnego i ewolucji, stanowi samo sedno „odrodzenia archaiczności". Marshall McLuhan miał rację twierdząc, że kultura naszej planety, nazywana przez niego „globalną wioską", będzie miała charakter plemienny. Następnym wielkim krokiem w kierunku planetarnego holizmu jest częściowe zlanie się przekształconego przez technologię świata ludzkiego z archaiczną macierzą inteligencji roślinnej, przyjmującą pełną postać w Transcendentalnym Innym.

Niezbyt chętnie przypisuję pojawianiu się tej świadomości cechy religijne, ale nie mogę oprzeć się takiemu właśnie wrażeniu. Będzie mu towarzyszyło penetrowanie wymiarów ujawnianych przez halucynogeny roślinne, szczególnie te, które z racji swej struktury są powiązane z neuroprzekaźnikami już obecnymi w ludzkim mózgu. Drobiazgowe zapoznanie się z halucynogenami roślinnymi uruchomi najbardziej archaiczne, najbardziej wrażliwe elementy dramatu wyłaniania się ludzkiej świadomości - quasi-symbiotyczny związek ludzi i roślin, cechujący archaiczne społeczeństwo i religię, za pośrednictwem którego przeżywano misterium numinotyczne. To doświadczenie nadal spowija tajemnica, wbrew powszechnym przekonaniom, że udało się nam zastąpić zwykłą grozę odczuwaną przez naszych przodków najbardziej wyrafinowanymi, posiadającymi moc analizy narzędziami filozoficznymi i epistemicznymi. Kultura naszej planety stoi w tej chwili przed prostym wyborem: zieleń albo śmierć.

Wybrane przeze mnie i ułożone w całośćfragmenty pochodzą z książki "Pokarm Bogów"
 (przekład Dariusz Misiuna, wyd. Okultura, W-wa, 2007)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

Świat jest pełen symboli: K (Część II)