"Katarzy: Od Graala do sekretu dobrej śmierci" - Jean Blum. Część II (z III)


Część I (TUTAJ*)

"Święta Duchowość - Hagia Sophia"


* tekst przeniesiony z mojego poprzedniego bloga (data: 13.02.2013)
 
 
Dualistycznie nastawieni Katarzy wierzyli, że istnieją dwa porządki (świata), a więc podobnie jak ich duchowi poprzednicy -- Manichejczycy. Ci ostatni uważali, że inicjacja była dostępna wyłącznie dla "czystych" -- i tak też nazywano Katarów. Byli oni "czyści", "nieskalani", "doskonali", a przynajmniej, taki był ich cel/zamysł (jak większości uduchowionych jednostek). Manichejczycy wyróżniali kolejne etapy u adeptów: dzieci inteligencji, dzieci łagodności, dzieci wiedzy, dzieci rozumu oraz dzieci tajemnicy. Ów ostatni stan opisywał w pełni oświeconych adeptów. Zarówno księgi manichejskie, jak i słynna "Pistis Sophia", nauczają, że - "słuchacz dostępował oświecenia i poznania Ducha w ten sam sposób, w jaki dusza przygotowuje się na śmierć" (J. Blum, Katarzy; str. 87), a więc jest to pewnego rodzaju "samooczyszczenie", przygotowanie swego ja na przejście przez ów tajemniczy ostateczny próg, na dostąpienie zaszczytu stania się lepszym, godnym danej wiedzy.

Jednym z owych dwóch porządków, była dla nich -- Nicość (ergo: Chaos). Warto rozwinąć nieco ów wątek, jako iż samo słowo "nicość" w rozumieniu katarskim, odnosiło się do najpierwotniejszego podziału na Dobro i Zło, któremu i ja jestem wierna przez całe życie, pomimo iż, co zawsze podkreślam dla jasności, nie nazywam już bóstw, zjawisk które wykraczają poza sferę tego świata, żadnymi imionami. To dobre dla ludzi, którzy potrzebują konkretnych wytycznych, którzy nie potrafią zmierzać ku czemuś, bez wyraźnego wskazania, bez pośredników: "O, tutaj to jest...", etc. A zatem...

Nicość - była rozumiana przez Katarów jako całkowite przeciwieństwo Życia (widzieliście film "Niekończąca się Opowieść"?, I część?). Jak na dualistów przystało, Katarzy dzielili świat według pojęć: Dobro i Zło, Życie i Śmierć, Dzień i Noc, Światło i Ciemność. Ale to tylko nazwy. Absolut, którego czcili z konieczności był Dobrem, doskonałością, której pragnęli. Z kolei jego przeciwieństwem, oponentem, ergo - Złem najwyższym, to co - esencji życia, przeciwne. W pustce (Nicości) nie ma bowiem miejsca na życie. Modląc się do Boga (Absolutu), Katarzy zawsze zaznaczali, że wybierają Jego a nie Pustkę / Nicość. Grzechy, ergo typowe ludzkie słabości, od których starali się za swego życia uwolnić (proszę tylko nie mylić tego z grzechem pierworodnym - Katarzy nie wierzyli w takie bzdety i ja również jestem przeciwnikiem tego babilońskiego naznaczania ludzi od poczęcia), przypisane były fizycznemu światu, a więc nie miały one tak naprawdę wpływu na ich miłość do Absolutu, jednakże walcząc z nimi, udowadniali przed samymi sobą, że wybierają Dobro, że nie dadzą się pochłonąć Nicości, która przypisana jest temu światu (ten wątek rozwinę później).
 
 
 
 
Teraz jednak należałoby nam skupić się na ,drugim porządku', tym, który był esencją wiary, przekonań i sposobu życia, wszystkich Katarów. Ich nadzieją, sekretnym wołaniem, wolą i dążeniem, od którego nie odstąpili nawet w obliczu męczeńskiej śmierci (z rąk rzeko miłującego Dobro Kościoła Katolickiego, ale cóż się spodziewać po babilońskiej patriarchalnej sekcie?). Nie zamierzam - proszę mnie źle nie zrozumieć - licytować się na to, czyja śmierć w płomieniach była większym poświęceniem; Katarów czy inszych odłamów chrześcijaństwa na przestrzeni wieków. Według mnie nigdy nie powinien był zginąć nawet jeden człowiek w imię wiary drugiego człowieka, bez względu na to, jaką religię wyznawał, jaki panował polityczny i religijny paradygmat. Zabija - tylko Zło! Także i dziś nie rozważam czyja śmierć jest gorsza, czy mordowanego z zimną krwią człowieka w krajach Afryki czy Arabii (choć to niewłaściwe określenie, wszak owi oprawcy aż płoną od środka z radości, iż zadają cierpienie drugiemu) Araba, który złamał prawo Koranu czy Chrześcijanina, którego z tym samych względów upadla się, zniewala, morduje; czy większym cierpieniem naznaczone jest dziecko czy starzec, w Indiach czy w Ameryce Południowej, to nie ma żadnego znaczenia. Jednakże odnosząc się do Katarów, do ich historii, trudno nie zauważyć, nie uwidocznić nieświadomym ich istnienia generacjom (ponieważ Kościół po dziś dzień okrywa tabu tę jedyną Krucjatę w łonie samego Chrześcijaństwa), że ludzie ci, nawet jeśli tylko przyjaźnili się z Katarami, w obliczu czekających ich stosów, bez względu na szlacheckie pochodzenie, które mogło ich ocalić, decydowali się w ost. chwili przejść na ich wiarę i ponieść wraz z nimi śmierć. Takie historie nie dzieją się często, nawet w naszych czasach, wskazać można co najwyżej jednostki... np. o. Kolbe czy Korczak. Dla mnie to prawdziwi ludzie, oświecone jednostki - które wiedzą (bez względu na obrządek/wychowanie), że śmierć to iluzja i tak czy owak, człowiek odradza się w innym, lepszym świecie (ergo wcieleniu). 
 
 A więc czym był (jest) ów drugi porządek? Najlepiej wyrażą to słowa, które były częścią ich modlitw:

"Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez nie się stało, a bez Niego, objawiła się Nicość. W nim (w Słowie) było Życie, a Życie było Światłością ludzi, a Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga -- Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez Niego. (Ale) Nie był on Światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości" (J. Blum; str. 70)

Sekretne drzwi z Montségur
Na tym przykładzie widać wyraźnie, że to Życie (celowo piszę z dużej litery dla podkreślenia symbolicznej wagi tych pojęć) jest Światłością ludzi, której Nicość (Zło / Ciemność) nie przemoże, pomimo iż cały świat doń należy. 

Obecne czasy pokazują dobitnie znaczenie tej symboliki. Chociaż cała reszta, to już kwestia obrządku. Czyż nie rozwija się na naszych oczach kult Ciemności w dosłownie każdym aspekcie naszego życia? Czyż nie jesteśmy bombardowani obrazami Ciemności na każdym kroku, a to w filmach, serialach, książkach, w modzie, ba, nawet w szerzonych naokoło wizjach straszliwego końca ludzkości, końca świata? Media właśnie po to zostały wciśnięte ludziom jak czopek na przeczyszczenie. Nasze dusze - przez samo bombardowanie nas obrazami Zła - są każdego dnia obciążane, infekowane a kto wierzy, że właśnie dusza (ja, ka - jak zwali ją Egipcjanie), czy też inaczej zwane wewnętrzne wibracje stanowią o zdrowiu fizycznym i duchowym człowieka, teraz już wiecie kto i dlaczego wam to robi. W ten właśnie sposób Ciemność pochłania coraz większe zasoby Życia, upadla je, odbierając mu godność, zrzucając z piedestału, czyniąc czymś przestarzałym, infantylnym, nudnym, płaskim. Wyłącznie materialnym. Poprzez usta znanych, wkłada się do naszych głów iż "żeby coś poznać, wpierw trzeba tego spróbować". Nie mamy więc prawa - według tych, którzy służą Ciemności - krytykować Zła, ponieważ nie daliśmy się Ciemności zbrukać. Oto prawda, której nie uczą Nas w szkołach, świątyniach czy w mediach.

Katarzy rozumieli to doskonale, dlatego też ich życie pełne było ascezy, ale nie sztucznego (na pokaz) umartwiania się, które dopracowali do perfekcji mnisi rozsiani po klasztorach świata, w istocie oddając się wyuzdanym homoseksualnym czy pedofilskim skłonnościom (bo też taki jest skutek w niemal 3/4 przypadków celibatu u mężczyzn! Ważne do zapamiętania: Seksualność człowieka jest integralną częścią jego ja. Bez niej, człowiek nie może po prostu normalnie funkcjonować, tym bardziej sięgać - wyższych duchowych światów, ponieważ energia seksualna jest podstawą, od której energia życiowa promieniuje na wszystkie inne sfery naszego ciała, umysłu i ducha. To dlatego Patriarchat uczynił z tej sfery tabu, kastrując człowieka z sił witalnych a tym samym, odcinając go od wielkiej pulu życiodajnej energii Universum).

Asceza Katarów, była pełna radości, oddania sprawie, modlitwie, wspólnocie, której byli wierni, każdy dzień wypełniony był zwyczajnymi czynnościami, a przy tym oddawali cześć Naturze (nie jadali mięsa, czcili drzewa i żyli w harmonii z innymi roślinami) i pomagali bliźnim (często znacznie lepiej, niż Chrześcijanie głównego nurtu), bez jakiegokolwiek próbowania przeciągnięcia ich na swoją stronę. Katarzy nie zajmowali się nawracaniem. Robili swoje, żyli jak normalni ludzie, z tym że nie afiszowali się wiarą, która była na cenzurowanym w świecie tzw. prawowiernych katolików. Proszę tylko nie odbierać tego jako atak na katolików. Opisuję wyłącznie realia tamtych czasów, jak również mentalność najbardziej gorliwych a przy tym odciętych od zrozumienia i szacunku dla drugiego człowieka, środowisk. Dzisiaj również takie istnieją. 

Montségur na Górze Słońca
Zanim przejdę do dalszego omawiania, chciałabym jeszcze powrócić do owej sentencji (modlitwy) o "Słowie, Życiu i Światłości". Wspomniany jest tam św. Jan Ewangelista (najmłodszy spośród uczniów Jezusa i zarazem dawny uczeń Jana Chrzciciela - skądinąd często przedstawiany pod niewieścią postacią na słynnych obrazach pseudo ost. wieczerzy; nie bez powodu!); pseudo (bo jest to kolejna mistyfikacja, z której nie zdają sobie sprawy mln wyznawców) twórca 4'ej ewangelii, listów oraz najsłynniejszych - Objawień (tzw. Apokalipsy).

Dlaczego Katarzy wymieniali go w swych modłach, pomimo iż nie czcili go jako byt duchowy? No cóż, jeśli zważy  się na symboliczną historię życia Jana, od razu można zauważyć, że to właśnie On (?) był umiłowanym uczniem Chrystusa, czyż nie? Jemu (?) także przypadła w udziale rola Opiekuna Marii oraz/albo Marii Magdaleny, stał się on (?) - choć powszechna wiedza teologiczna nie skupia się na tym - prawowitym spadkobiercą Nazarejczyka (Nazarejczycy = inna nazwa esseńskiej sekty, ponieważ Nazaret nie istniał w starożytności, lecz jako miasto (osada) został wymyślony przez twórców chrześcijaństwa wieki później). Najistotniejsze jest jednak jego powiązanie z Janem Chrzcicielem (rzekomy wyznawca sekty z Qumran). Według słów z NT, Jan Chrzciciel miał być ponownie odrodzonym Eliaszem, czyż nie użył Jezus wyraźnie słów: "Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli." (Link).

Eliasz wstępuje do Nieba na ognistym rydwanie, Gustav Doré
Jezus (bożek Słońca - Hesus u Druidów czy Adonis/Mitra w wierzeniach śródziemnomorskich, etc) tak określił Jana ponadto:
 "Coście wyszli oglądać na pustyni? (...) Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela" [Mt 11, 7-11; Łk 7, 24-27].

Według Józefa Flawiusza (Dawne dzieje Izraela; J.F. - to pseudo rzymskiego arystokraty piszącego nową historię pod kątem Patriarchatu), Jan Chrzciciel miał mieć jakoweś związki z Esseńczykami - temu nie da się już zaprzeczyć, a o tych już wspominałam. Katarzy czerpali wszak pełnymi garściami z tej tradycji a zważywszy na ich wiarę w reinkarnację, trudno się dziwić, iż właśnie Jan, uczeń Chrzciciela, odgrywał w ich przekazie tak ważną rolę. Był on Posłańcem, tak jak dla wszystkich Chrześcijan, kimś takim był - Jan Chrzciciel.

Wszechświat znany Katarom (a więc i Nasz) był tak skonstruowany, iż stale walczą w nim siły Światła (życie) i Ciemności (śmierć). Katarzy dodali do tego, wzorem manichejskim przypowieść o tym, jak Absolut został poniekąd ograbiony z samego siebie. Tak ja to odbieram. Wszystko bowiem, co istnieje, powstało bowiem z rozszczepienia Absolutu. Nicość wydarła się z Niego i to ta siła, stworzyła nasz świat. Co jest zrozumiałe, ponieważ świat jaki znamy to - materia. Absolut obdarował nas duchem/jaźnią, czym za to obdarzył nas ten drugi? Ciałem - które łatwo podlega zepsuciu - ale co ważne - samo w sobie nie jest nieczyste, jak wmawiają Nam kapłani patriarchalni. Ciało to jedynie skafander, w którym nieśmiertelna dusza, może się zamanifestować w świecie materii. I tyle. Pamiętajcie o tym, kiedy ktoś będzie próbował oceniać was po - wyglądzie. Tak samo nie upatrujcie w zniekształceniu/deformacji ciała, jakiejś kary na Was. Ciało podlega światu fizycznemu, więc jeśli już ktoś się na was zawziął, to biologia, z którą można i należy walczyć, po to otrzymaliśmy mózg/umysł. Po to rozwija się nauka (a przynajmniej powinna).


Arkan XXI (lub XXII) - Świat (Universum)
Ale... dlaczego wszechmocny i dobry Absolut miałby stworzyć świat i człowieka, noszących w sobie zalążki własnego upadku?


To cenna uwaga. Na niej opiera się całość sporu pomiędzy myślą katarską a main-steamową, monoteistyczną. Wieki temu Kościół po prostu cierpiał na chroniczny apodyktyzm. Mentalność hierarchów kościelnych, którzy sami siebie - na wzór babilońsko-rzymski - ogłosili władcami dusz, nie wahała się ingerować także w życie codzienne. Zresztą czyż nie jest tak do dzisiaj, kiedy to np. kapłani protestują przed umieszczaniem na stole maturzystów pluszowych misiów? Czy zaglądają w majtki kobietom, głosząc co kobiecie wolno robić ze swym ciałem lub nie? Może nie wszędzie, może nie zawsze, ale chyba sami przyznacie, że coś w tym jest.

Chciałabym jeszcze, abyście zwrócili uwagę na kartę obok. Czy nie zastanawiało Was nigdy, dlaczego na kartach rzekomo "pogańskich", przeciwnych - jak twierdzi Kościół - wierze, znajdują się cztery symboliczne zwierzęta? Jednym z nich jest - orzeł. A właśnie w ten sposób, NT przedstawia - św. Jana. Pozostałe trzy postacie przedstawiają Mateusza (człowiek / anioł), Marka (lew) i Łukasza (wół / byk). Abstrahując już od oczywistych powiązań z dawnym babilońskim ezoteryzmem...Wspominam o tym nie bez powodu, gdyż jedna ze średniowiecznych legend głosi, iż karty tarota - stworzyli Katarzy. Nie wiem czy to prawda, ale zdumiewa fakt, iż Tarot w wielu przypadkach, posługuje się znaną z NT wykładnią, symboliką (Ciekawy Link wersja ang.), (Link prezentujący zdanie Chrześcijanina na temat Tarota, również po ang) a także (Powiązania Tarota z Księgą Objawień, ang.).

Tym bardziej zatem dziwi stosunek Kościoła do zajmujących się tą dziedziną ludzi, jak wielu z nich spłonęło na stosie za ich używanie, można się tylko domyślać. Obecnie - znowu, Kościół zaczyna gromadzić się na różnego typu seminariach, konferencjach, na których omawiany jest plan podejścia do szerzącej się na internecie ezosfery, pomimo iż sam Papież myje swoją patriarchalną mać w wannie z symbolami 12 znaków zodiaku. Czy powinno to martwić zajmujących się tą dziedziną adeptów? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi.



"Kushiels Chosen"  by  John Jude Palencar  ©


Monoteizmy głoszą, iż człowiek jest z natury dobry. Tak i mnie wychowywano, począwszy od szkółki niedzielnej, kończąc na lekcjach katechezy w szkole. I przyznać muszę, że przez całe życie kłóciło się to sformułowanie z moim prywatnym oglądem świata. Obserwowałam bowiem obcych i bliskich mi ludzi, i nie znajdywałam w nich tej pierwotnej zasady, którą tak uparcie podkreśla patriarchalizm. Naturalnie uwypuklają oni rolę "grzechu pierworodnego" (za który odpowiada wg. nich przede wszystkim kobieta; co nie dziwi, wszak Patriarchat powstał w Mezopotamii wyłącznie po to, aby odciąć homo sapiens od pierwiastka żeńskiego, aby nastawić go wyłącznie na ślepe, męskie posłuszeństwo i barbarzyńską przemoc), który to sprawia, iż jesteśmy podatni na zło, i to, iż dzięki "pośrednikom - kapłanom" można się zeń oczyścić, ja jednak jestem odmiennego zdania. Napatrzyłam się w swoim krótkim jak dotąd życiu, na wiele zła, które nie sposób niczym - a zwłaszcza ową sentencją - wytłumaczyć. Człowiek nie jest ani dobry, ani nawet do dobra skłonny (z chwilą narodzin przyoblekamy się bowiem w podlejszą formę materialną), bez względu na to, jak wiele wody święconej czy też oliwy, by nań wylać. Świadczy o tym całość naszego życia, które marnotrawione wyłącznie na sprawy materialne bez końca, zdaje się ciągłą walką z samym sobą i tylko nielicznym z Nas, jakże opornie zresztą, udaje się po wielu latach i trudach, zakończyć swój żywot w miarę godnie i sensownie.Dopiero wtedy zaczyna się nasza prawdziwa podróż, droga, uczymy się wszak na własnych błędach na kolejnych etapach ponownej egzystencji. To jedyne Piekło lub Raj, jaki może nas spotkać.


Arkan XV - Diabeł (Chaos) = Władca Świata Materii
Wracając do kwestii "stworzenia": Zarówno Żyd jak i Chrześcijanin (czy też wyznawca innych religii), uznają się za istoty żyjące w świecie stworzonym przez Boga, który przyobiecał im rzekomo zbawienie, jeśli tylko będą posłuszni jego przykazaniom (= prawu napisanemu przez patriarchalnych kapłanów z Babilonii/Rzymu). Czyż nie? W tym świecie - mamy zatem chodzić w równym szeregu, być posłuszni, bo inaczej trafimy do Piekła (ostatecznie, na zawsze).

Typowy dualista, jakim był przeciętny Katar (bez względu na wiek, płeć i status), czuje się zatem więźniem tego świata (Arkan XV; karta ta ma wbrew pozorom bardzo wiele wspólnego z kartą "Papież / Kapłan", postacią wystawioną na wielką próbę), który nie ma w sobie nic boskiego. Człowiecze (indywidualne) "ja" - nie pasuje do boskiego świata (tego wykreowanego w umyśle babilońskiego kapłana), gdyż jego (ludzki) umysł, pochodzi od prawdziwego Boga/Absolutu a nie od Władcy Chaosu. Tak więc ani żaden czyn, ani posłuszeństwo wobec przykazań nie wystarczą, nic nie znaczą (choć niektóre są przydatne z moralnego punktu widzenia, byśmy się nie pozabijali nawzajem - tylko czy powstrzymuje to większą część ludzki przed czynieniem "zła"?), by odnaleźć ten umysł, uwięziony chwilowo w ludzkim ciele.

Według Katarów jedyną drogą do zbawienia jest nieustanne poszukiwanie, tzw. "świetlistej szaty", w którą odzieje się dusza, i która pozwoli jej poznać "się" duchowo (= powrót do czasu i formy, zanim dusza przyoblekła się w ciało). Stąd tak wiele relacji (np. za pośrednictwem hipnozy regresyjnej), z których wynika, iż dusza ludzka pomiędzy kolejnymi wcieleniami, przebywa w świecie duchowym, gdzie niejako "wpasowuje się" do reszty, przyobleka w swój własny, unikalny kod światła (z tą ideą KK walczy najmocniej od zarania. Istnienie "duszy" przed poczęciem? Que?, czysty absurd!?). A wszystko to, na drodze nieustannej pracy nad samym sobą (czyż nie tego uczyli nas zawsze wielcy Filozofowie, Guru, Prorocy, czy oświeceni Dalekiego Wschodu?), na przekór temu światu, jego ograniczeniom i swobodom (zarazem). Dualista stale więc ma przed oczami tympanon ze świątyni w Delfach:

"Poznaj samego siebie -- a poznasz sekrety Natury i Boga"

Prawda bowiem nie przychodzi sama. Prawdy nie można kupić ani sprzedać, nie spadnie ona także z nieba, jak manna, choć wskazówki jak do niej dotrzeć, widoczne są wszędzie. Tylko Ty sam możesz do niej dotrzeć. Co nie znaczy, że ludzie, którzy stają na naszej drodze, ludzie mądrzy, nie są w stanie nam dopomóc. Wielu spośród monoteizmów, wskazywało ludziom właściwą ścieżkę postępowania, myślenia, odczuwania, lecz o dziwo, o nich dzisiaj słyszymy najmniej. Czyżby KK i inne religie, wstydziły się Ich? Zaś podobni do nich Nauczyciele, którzy obracali odwieczne wartości do góry nogami, np. czyniąc z kobiety "worek wszelkich nieczystości", no cóż, po dziś dzień służą kolejnym akolitom teologii za wzór. Czy tak być powinno? Miejcie się zatem na baczności, wielu predestynuje do miana Przewodnika, ale nie każdy wiedzie nas we właściwym kierunku. Największe kłamstwo kapłanów patriarchalnych tkwi w tym, iż wmawiają, że aby dotrzeć do Absolutu, rozwijać się duchowo, żyć moralnie... należy mieć nad sobą, w formie pośrednika, jakiegoś kapłana czy inne guru/tudzież psychoterapeutę. Nie dajcie się na to nabrać!

Wychodząc z tego założenia, już przed kilkunastu laty przestałam słuchać tzw. duszpasterzy, a od 5 lat nie wierzę już w żadne dogmaty żadnej religii. I dzisiaj, kiedy słyszę, iż od 13 lat odczytuje się co roku koran w świątyniach poświęconych pierwotnie Bożej Mądrości ("Hagia Sophia" / Ecclesia), nie żałuję tego kroku, choć ateistką nazwać się nie potrafię i nie chcę. Ja wierzę w uniwersalne Dobro, i że Prawda może Nas wszystkich wyzwolić oraz uwolnić od więzienia tej planety.





Jak wierzyli Katarzy, jedyne zbawienie "opiera się na poznaniu, na oświeceniu, czyli na gnozie, stawiając oświeconego w promieniach światła, u boku Absolutu" (J. Blum, str. 39). Ale czym był właściwie dla Nich ów tajemniczy Absolut? Wiemy bowiem, że jego przeciwieństwem jest - Nicość.

Otóż... Katarzy uznawali, iż moment zerowy stworzenia, należał do umiłowanej Matki Nocy i to właśnie tej pra-Matki, poszukiwali, gdyż bez niej Absolut nie mógłby powstać. To Ona (Sofia Niebiańska = Zbawiająca), główna zasada (arche), zrodziła Ojca - posiadającego dar tworzenia (czy pamiętacie mity greckie? - Link), lecz ułomnego w zdolności poznania.

Tak, dobrze przeczytaliście. Bóg według wierzeń Katarów nie wiedział, że istnieje, to ludzie, poprzez swą szczerą modlitwę, czynią to za niego. Jest to nawiązanie do podziału na Sofię Niebiańską i Sofię Achamoth (Prounikos) = Matkę Zbawiciela, Syna upadłego Boga.

Czy jesteśmy zatem niczym gwiezdne dzieci, których przeznaczeniem -- ocalić Boga? (to pytanie zadał Rene lub Renat Nelli, tak brzmi bowiem jego prawdziwe imię). Pra-Matka, jako Dziewica Matka (bądź też "Święta Duchowość" - "Mądrość Boża" = "Hagia Sophia", przerobiona obecnie w Stambule na meczet, dawne centrum Bizancjum), miała oddalić się duchowo od Ojca. Wg. Walentyna z Aleksandrii (żył w II w. n. e), chrześcijańskiego filozofa, teologa i gnostyka, Bogini Matka zrodziła Demiurga, zwanego także Jaldabaothem (Link), kosmicznego ignoranta, w swej pysze wierzącego, że jest Bogiem Najwyższym. Ma to być wielki okrutnik, który nie patrzy kogo uśmierca, kogo nagradza, którego wola zawsze jest nadrzędna względem logiki, liczy się totalne posłuszeństwo, oddanie, zawierzenie w jego wszechwiedzę (hm, pachnie mi to patriarchalnym bożkiem z penisem, którego tak umiłowały mezopotamskie monoteizmy). To on, jak głosi "Pistis Sophia" (tłumaczona przez Gillesa Quispela), miał wprowadzić do Kosmosu - zło i cierpienie.

Ażeby więc na nowo połączyć swych duchowych rodziców, znany od tysięcy lat (i pod wieloma imionami "Syn Człowieczy", ergo symbol słonecznego Syna-Bogini, w schyłkowym matriarchacie lub Syna-Boga w patriarchacie), miał dokonać swego żywota w cierpieniu, rzekomo za grzechy ludzi, dla naszego zbawienia. Czyżby kosmiczna forma tezy "oko za oko"? To ma ręce i nogi, ponieważ tłumaczenia Chrześcijan, że Bóg poświęca swe życie po to, aby wybawić Nas od grzechu, do którego sam dopuścił, wpuszczając go do Raju, no cóż... jest kompletnie bez sensu.

Mądrość zawsze wołała ze szczytów dachów czy na rogach ulic a duch tego świata, zawsze każe tych, którzy kupują jej towar (-- odnoszący się do w.w. ciekawy Link).
Teraz więc widzicie, dlaczego z taką pasją Kościół hierarchiczny (patriarchalizm) -- jak wcześniej Sanhedryn --  uderzył w tę duchową wspólnotę, której jedyną zbrodnią było to, iż ośmieliła się postrzegać Absolut, świat i żyjących w nim ludzi, w zgoła odmienny sposób niż obiegowy. Zapewne nie pomogło także Katarom to, iż mieli Oni posiadać Świętą Księgę (poza przekładem z greki i hebrajskiego, własnej wersji Ewangelii św. Jana, w której jest mowa o walce Światła z Ciemnością i Ewangelii św. Tomasza - wchodzącej obecnie w skład Apokryfów), tzw. *"Traktat Gwiazdy"*, który jak głosi legenda, miał być dokładnym zapisem słów symbolicznego Chrystusa (czy raczej ich tajemniczego Nauczyciela, w najczystszej formie, niezmienionej ręką ludzką od czasów jej powstania. Wykładnia tego tekstu, której możemy się tylko domyślać, bo dużą część tekstów Katarów KK spalił, kładła nacisk na zakończenie waśni, pokonanie nienawiści i przywrócenie w świecie harmonii wszystkich względem wszystkich i wszystkiego. Prawda, że piękna idea? Odpowiedź na pytanie: Dlaczego KK skazał ich wszystkich na męki, sami musicie sobie udzielić w sercu. Bliska mi osoba zwykle odpiera zarzuty KK, iż jego przeciwnicy "zawyżają liczbę ofiar Krucjat czy Inkwizycji", w taki sposób, iż gdyby kapłani patriarchalni - kiedykolwiek naprawdę były Sługami Dobra, Światłości Wiekuistej, nie powinien z ich ręki zginąć nawet 1 człowiek. Tymczasem, "po owocach ich poznacie".




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

"Energia Piramid (Pyramid Power)" - Dr G. Pat Flanagan. Część II