"O naturze wszechrzeczy" (De rerum natura) ~ Titus Lucretius (Lukrecjusz) Carus. Część I

Moonchild by Annie Stegg

KSIĘGA PIERWSZA


Rzymian pramatko, Wenus! Bogów i ludzi kochanko,
Która wprowadzasz na niebo gwiazd migotliwe kaganki,
Drogę znaczysz żeglarzom i żyzną rozjaśniasz niwę,
I sama dając początek wszystkiemu, co w świecie żywe,
Boskie, słoneczne światło każesz źrenicom ujrzeć.
Przed tobą, tobą, Bogini, uchodzą wichry i burze,
Tobie przemyślna ziemia pod stopy kwiaty rozściela,
Do ciebie wód błękitami śmieje się gładki ocean.
Dla ciebie niebo pogodne szatą świetlistą się stroi
I kiedy blaskiem porannym schodzisz z wiosennych podwoi,
Gdy ciepły wiatr południowy przeleci rodnym powiewem,
Najpierw cię z całej piersi ptaki witają śpiewem;
Potem ochocze trzody i wolna zwierzyna wszystka
Przepływa bystro rzeki, tratuje bujne pastwiska,
Dokąd rozkażesz — zdąża w niewoli twego uroku.

W końcu po morzach i górach, po nurtach rwących potoków,
W cienistych gniazdach ptaków, na polach pełnych zieleni,
Rozżegasz ogień miłości w sercu każdemu stworzeniu
I rodzisz sztuką swoją, rozkosz dającą i boleść,
Młode radosne życie, nadzieję nowych pokoleń.
Skoro cała natura na twoich wspiera się rządach
I nic bez ciebie życia i światła nie ogląda,
Nic nie oddycha weselem, nic nie oddycha kochaniem —
Twojej pomocy wzywam, twego przymierza w pisaniu,
Składając wiersze o prawdzie dla druha mego, Memmiady,
Który za twoją sprawą jest wzorem cnót i ogłady.
Tym więcej teraz, Bogini, gdy słudze twemu chcę służyć,
Nieśmiertelnego wdzięku mym prostym słowom użycz,
Spraw, niech po wszystkich morzach, nad całej ziemi obszary
Posną dzikie zapasy i krwawe, wojenne ofiary.

Ty jedna możesz śmiertelnych obdarzyć błogim pokojem,
Bo przecież Mars pancerny, co srogie roznieca boje
I sprawą rządzi wojenną, często na twoje łono
Pada, zmożony raną miłości nieukojoną,
I oto, rozkochany, smukłą odchyla szyję,
Chciwie wpatrzony w ciebie twój luby oddech pije.
Pochyl się nad nim, boska, gdy oczy tobą napawa,
Od uczty twoich wdzięków nie każ mu rychło wstawać,
Otul go sobą dokoła, nie szczędź najsłodszych namów,
Uproś łaskę pokoju dla wojną znużonych Rzymian —
Bo w dni od burzy ciężkie i nam pracować niesporo
Ani dla dobra ojczyzny sławna Memmiuszów latorośl
Nie może spraw publicznych zaniechać i żyć w zaciszu.




Teraz, Memmiado, uszy i bystry rozum podaj,
Zapomnij trosk codziennych przy wiernej prawdy wywodach,
Abyś mych darów przyjaznych, składanych z serca głębi,
Nie rzucił pogardliwie, zanim je myślą zgłębisz.
Oto ci będę wykładał naturę niebios i bogów,
Zarodki rzeczy ukażę i powiem, skąd rzeczy ogół,
Z czego, z jakiego tworzywa rodzi przyrody potęga,
Jak je żywi, rozwija, w co je po śmierci rozprzęga.
To, skąd się wszystko bierze i dokąd znowu wraca,
Zwykliśmy w naszym wykładzie materią zwać, lub inaczej:
Rzeczy ciałkami rodnemi, albo też miano im dawać
Ciałek pierwszych, bo wszystko z nich naprzód musi powstawać.
Gdy przed oczyma ludzi życie, z wolności wyzute,
Leżało w błoto wdeptane ciężkim religii butem,
Która nad ziemię ciemną i ponad niebo niewidne
Raziła strachem śmiertelnych tocząc swój łeb ohydny,
Pierwszy Epikur, Greczyn, trwogą nie splamił twarzy,
Podniósł zuchwałe oczy, do walki stanąć się ważył.

Ani go bogów powaga, ani łoskoty gromów
Nie zdołały powstrzymać od znojnej pracy ogromu;
Jeszcze w nim wzmogły zapał, by pierwszy natury wrota
Mocno zawarte odemknął. Przemogła mężna cnota!
Wyszedł daleko za kręgi ognistych świata rubieży
I lotnym duchem, myślą wszystko nieznane przemierzył.
Stąd, triumfator dumny, przyniósł nam prawdę niezbędną:
Co i dlaczego powstaje, skąd bierze życie i pędność,
Jakie granice mocy rzecz każda w sobie zawiera,
Co każe rodzić się życiu i co mu każe umierać.
Teraz, zdeptana religio, komu swą władzę ogłosisz,
Gdy nas zwycięstwo dumne pod samo niebo wynosi!

Akira Yata (1985)

Lękam się, przyjacielu, byś to czytając nie sądził,
Że czynisz źle, bezbożnie, i w krętych szlakach błądzisz,
Zbrodnię nieomal spełniając. Zaprawdę powiedzieć można,
Że zbrodnie rodzi zbyt często właśnie religia zdrożna.
Tak w Aulidzie nadmorskiej ołtarz Trójdrożnej Dziewicy
Krwią Ifigenii zbluzgali pobożni wojownicy,
I to nie krwią zbrodniarki, a czystej królewskiej córy,
I to najpierwsi danajscy wodzowie, nie podłe ciury.
Gdy wstęgą dziewicze jej sploty ujęli w równą połowę,
Widzi, jak ojciec pochmurny ponuro zwiesił głowę,
Widzi — kapłani przy niej w szatach skrywają noże
A lud dokoła zebrany łez w oczach wstrzymać nie może.
Niema z bezsilnej trwogi padła na ziemię omdlała
I nic jej pomóc nie mogło, ni ojca władza i chwała,
Ni to, że pierworodna ojca przyniosła mu miano.
Porwały ją zbrojne ręce, podały na ołtarz kapłanom —
Nie po to, by według zwyczaju po ślubie goście pocześni
W dom ją prowadząc radosną śpiewali weselne pieśni,
Lecz żeby czysta, niewinna, w sposób najbardziej haniebny
Zginęła z ręki rodzica dla zabobonów wróżebnych,
By wojsko mogło odpłynąć i flota żagle podnieść.
I takich, jak ta, niejedną zrodziła religia zbrodnię.

Ty sam — nadejdzie chwila — zgnębiony wieszczeń groźbami
Natrętnemi, może rozstać się zechcesz z nami.
Bo ileż mogą oszustw i ileż wymyślić baśni
Ci, co za wszelką cenę nie pragną życia rozjaśnić!
Jakąż ci mogą zagrać ponurą, kłamliwą piosenkę,
Życie, dotąd szczęśliwe, zatruć grobowym lękiem!
I słusznie. Gdyby ludzkość widziała koniec niedoli,
Mógłby się, kto dzielniejszy, od gróźb guślarzy wyzwolić.
A tak — nie ma obrony i nie ma znikąd sposobu:
Trzeba się bać kar wiecznych zza czarnej czeluści grobu.
Nikt bowiem nie wie o duszy, skąd jej natura pochodzi:
Rodzi się sama, czy w ciało wstępuje w chwili narodzin,
Czy, gdy ją śmierć oderwie, z ziemską powłoką ginie,
Czy idzie smutna zgłębiać ponure Orku jaskinie?
A może z boskich wyroków wstępuje w zwierzęce ciało,
Jak to opiewał Eniusz, co nieśmiertelną chwałą
Słynie wśród ludów italskich, że pierwszy na szczyt Helikonu
Wdarł się szczęśliwie i okrył skroń wieszczą w lauru zieloność —
Choć i Eniusz gdzie indziej wspaniałym wierszem wykłada,
Że jest gdzieś Acherontu przybytków kraina blada,
Gdzie ani dusza ludzka, ni ciało nie ma trwania,
Tylko rój mar powiewnych lekkiemi kształty się siania.
Stąd przyszedł doń, jak pisze, duch wciąż jasnego Homera
I łzy wylewał słone, i w cudne słowa ubierał
Prawdę o rzeczy naturze. Dlatego dobrze masz zbadać,
Co niebem, nad nami rozpiętem, bez błędów odwiecznie włada,
Jakie ruchem księżyca i słońca kierują powody,
Jak się dopełnia życie na ziemi i w głębi wody.
A nade wszystko trzeba, byś bystro rozumem zmierzył,
Skąd jest dusza, skąd ducha natura, od czego zależy,
Jakie nam rzeczy na jawie zachodzą drogę, trwożąc,
Kiedy leżymy w chorobie, i czemu sny się tworzą,
W których widzimy na oczy, słyszymy, jak żywych, ludzi,
Którzy już dawno śpią w ziemi i nikt ich nie obudzi.



Nie łudzę się, że Greków trudne odkrycie myślowe
Łatwo wyrazić i zamknąć w łacińskie wiersze miarowe.
Tłumacząc ubogim językiem rzeczy zawiłe i nowe
I tworząc nieznane wyrazy, trzeba nałamać głowę.
Tylko mnie twoja cnota i słodka nadzieja przyjaźni
Wspiera w pracy i trudy pozwala znosić raźniej,
Że czuwam w pogodne noce i szukam słów i pieśni,
By niemi światło prawdy przed tobą ucieleśnić,
Żebyś z pomocą myśli, wiedzy jednako niesytej,
Poznał do głębi rzeczy dotąd przed tobą zakryte.
Nie można lęku duszy i ciemnej bytu zagadki
Promieniem słońca rozjaśnić, ni dziennym blaskiem gładkim.

Jeden jest tylko sposób: natury poznać prawa.
Więc najpierw: nie ma rzeczy, która z niczego powstawa
Za bogów władnem zrządzeniem, z jakowychś wyższych przyczyn.
To tylko trwoga ludzka o objawienie krzyczy:
Widząc różne zjawiska, dla których podać nie mogą
Przyczyn, zaraz ich sprawstwo możnym przyznają bogom.
Skoro ujrzysz wyraźnie, że nic się z niczego nie rodzi,
Łatwo już będzie dalszych, zawilszych praw bytu dowodzić,
Do których prosto idziemy, szukając mianowicie,
Skąd każda rzecz na ziemi początek ma i życie —
Dane bez woli bogów i bez ich współudziału.
Gdyby się rzeczy z niczego rodziły, to wszelkie stworzenia
Mogłyby z każdej rzeczy powstawać bez nasienia.
Z morza wyszliby ludzie, z ziemi stworzenia w łuskach,
Ptaki zaczęłaby rodzić lekka powietrzna pustka.
Zwierz dziki w głębi lasów i ludziom posłuszne trzody
Składałyby pomiot wątpliwy w puszcze i skrzętne ogrody.
Niejednakowy owoc rodziłyby drzewa jednakie,
Lecz coraz inny, lub wszystek. Zatem porządki takie
Gdyby istniały, i nie w zarodkach byłaby płodność,
Jakżeby każdy gatunek miał swoją macierz rodną?
Ponieważ zaś rzecz każda z właściwych jej ziaren powstaje,
Przeto się rodzi, dobywa poza światłości skraje
Tam, gdzie jest jej materia i zapas ciałek pierwotnych.
Wszystko we wszystkiem dlatego nie może się ustokrotnić,
Że w każdej rzeczy odmiennej odmienna jest siła i zdolność.

Czemu widzimy na wiosnę kwitnącą różę polną,
Latem dojrzałe zboże, jesienią winne grono —
Jeśli nie przez to, że w każdem na porę oznaczoną
Łączą się ziarna materii w należne kształty, kolory,
Według ciepła, powietrza i sprzyjającej pory,
Póki jest możność w naturze i póki ziemia żywa
Wątłe swe twory bezpiecznie na brzeg jasności dobywa.
A gdyby były z niczego, dowolnie by mogły się mnożyć,
W każdym czasie powstawać, o każdej roku porze,
Bo przy braku zarodków cóż czas im szkodzić może?
I nie trzeba by wieku na ziaren połączenie,
Byłby z niczego rozkwit, jak z niczego rodzenie.
Oto z małych niemowląt młodzieńcy wyszliby rośli,
Z ziemi nagle pod niebo smukłe drzewa by rosły.
Jasne, że tak się nie dzieje, jasne, że dziać się nie może:
Wszystko z własnego nasienia wzrasta w należnej porze,
Z rodu swego cechami. Stąd poznać możesz niezbicie:
Własną materią rzecz każda żyje, rozwija się, syci.
Bez dżdżu w miesiące deszczowe ziemia sama nie zdoła
Pędów, oko cieszących, do życia w zieleni powołać,
Ani też żywa przyroda nie mogłaby w czasie suszy
Głosami rześkich stworzeń ciszę śmiertelną zagłuszyć,
Karmy nie dając im żadnej, by mogły róść i wylęgać.
Raczej wiele jest cząstek wspólnych rzeczom, jak w księgach
Wspólne wyrazom litery, niż że początek z niczego.




Czemu bowiem przyroda nie dała ludzkim szeregom
Kształtów olbrzymich, by mogli morze przechodzić bez trudu,
Góry rozrywać rękami i innych dokonać cudów,
Życiem setki zwyczajnych ludzkich żywotów przeżyć?
Widać dlatego, że mieszcząc materii, ile należy,
Wszystko ma wzrostu granice i w inne się zmienić nie może.
Trzeba więc przyznać wyraźnie, że «nic» niczego nie tworzy.
Wszystkiemu potrzeba ziarna, by każda rzecz mogła powstać,
Wyjść na wiotkie powietrze, rozwijać się i rosnąć.
Popatrz na koniec na rolę: uprawna lepsza niż dzika,
Większe wydaje plony pod skrzętną ręką rolnika.
Bo w glebie drzemią zarodki, które człowiecza praca
Pobudza do tworzenia, gdy pługiem skiby odwraca
I aż do łona ziemi zuchwałym trudem sięga.
Gdyby zaś tego nie było, sama natury potęga
Z siebie lepsze, liczniejsze dałaby plony bez pracy.

Ciałka po śmierci natura rozprasza, lecz nie traci.
Gdyby coś bowiem z śmiertelnych części złożone było,
Nikłoby nagle z oczu, gubione nicości siłą.
Żadnych z zewnątrz przyczyn nie trzeba by było do zgonu:
Same by prysły zarodki, jak same były zlepione.
Przeciw nicości powszechnej jakaż byłaby rada?
Teraz zaś, skoro wszystko z trwałych się ziaren składa,
Dopóki żadna siła ciosu po drodze nie zada
Lub nie rozbije ciałek, przez luki wnikając do środka,
Dopóty żadnej rzeczy widoma zguba nie spotka.

Prawda, że lata starością rzeczy drążą i niszczą —
Lecz jeśli czas pochłonąć materię może wszystką,
Skądże przywraca Wenus wciąż pokolenia nowe,
Z czego je karmi ziemia, gdy ujrzą światło dniowe,
Dając im paszę i rozrost, każdemu według prawa?
Skąd tedy morze wodę ze źródeł i rzek dostawa?
Skąd eter bierze pokarm dla gwiazd u nieboskłonu,
Jeśli wszystko pochłania bez śladu czas nieskończony,
Wszystko, co jest śmiertelne i ma śmiertelne ciało?
Jeśli coś było w tym czasie, i przedtem, przez wieków całość,
Co żywi wszystkie rzeczy i wciąż odnawia świat nasz —
Widać naturę ma taką, co nie jest na śmierć podatna.
Zatem nic się nie może obrócić w zupełną nicość.

Arches Cluster (Gromada Arches w konstelacji Strzelca)

Wtedy rzeczy wszelkie bez żadnej zgoła różnicy
Jedna siła, przyczyna, niszczyłaby zgoła ze szczętem.
Gdyby ich węzły nie były z wiecznej materii zdzierzgnięte.
Gdyby ze śmiertelnego tworzywa były rzeczy,
Dosyć byłoby tknąć je, aby na zawsze zniweczyć.
Tu jednak trzeba siły, i temu nikt nie przeczy.
Każde ciało jest inne, z wiecznej materii złożone,
I trwa aż dotąd całe, kształtne, nienaruszone,
Póki nie przyjdzie siła — a przyjdzie później czy prędzej —
Władna dokonać zniszczenia w każdej zarodków przędzy.
I żadna rzecz nie wchodzi w nicość, nie ginie ze szczętem,
A tylko się rozprzęga w materii elementy.

I chociaż giną deszcze, gdy je z niebieskiej przestrzeni
Ojciec-eter rozsypie na łono matki-ziemi,
Za to kołyszą się łany i drzewa stroją się w zieleń,
Gdy im gałęzie do ziemi przygina owoców wiele.
Stąd nasz pokarm, i całej licznej zwierzęcej rzeszy,
Stąd widok miast, kwitnących młodzieżą, oko cieszy,
Po wszystkich polach rozbrzmiewa przymilny śpiew skowronka,
Krągłe i syte bydło chadza po bujnych łąkach;
Przez to się dzieje, że z wymion białe mleko wytryska.
Że młody żwawy przychówek bryka po bujnych pastwiskach,
Radość czystego pokarmu i życia świeżego błogość
Dając wyrazić w igraniu wiotkim, swawolnym nogom.
Nic więc, co ginie z oczu, nie ginie w natury wnętrzu.
Jedno drugiem przyroda żywi, odradza, powiększa,
Nic nie stwarzając pierwej, nim inne w śmierci nie schodzi.

Teraz uważaj. Wiesz już, że nic się «z niczego» nie rodzi,
Ani, raz urodzone, nie może się w nicość obrócić.
Ale — byś przestał wątpić i przeciw mym słowom nie rzucił:
Skąd pewność ziarn istnienia, gdy oko ich nie dostrzeże? —
Poznaj ciała nie znane oczom otwartym najszerzej,
O których wiesz, że istnieją, choć niewidzialne zupełnie.
Oto naprzód pęd wichru morze u portu zwełnia,
Rozbija nawy ogromne, chmury rozdziera, jak płótno,
A czasem, wpadłszy na pole orkanu mocą okrutną,
Pokotem drzewa wyrwane układa lub (sam niewidny)
Łamie lasy, rwie skały i sypie grząskie wydmy,
Szalejąc głośnym świstem i całym ryków chórem.
Więc — wichry niewidzialne, to ciała rwące chmurę,
Rwące morze i ziemię, i nagłym zdjęte szałem
Niosące precz swą zdobycz nieraz na mile całe.
Równie zniszczenie sieje rzeka, łożysko krzywiąc.
Kiedy jej wód ogromem owładnie powodzi żywioł,
Gdy ją po długich deszczach z gniazda wyniosłych wzgórzy
Wygna na podbój dolin rozkaz demona burzy;
Porywa szczątki lasów i zwiększa drzewa stos ten,
Bijąc w drodze o brzegi zerwanym potężnym mostem.
Jakaż jest siła wściekłej, ślepej szaleństwem powodzi!
Fal grzebieniem zmąconym przybrzeżne tamy przechodzi.
Każdą przeszkodę znosi i każdy opór obala,
Głazy niesie głębiną, zapory łamie jej fala.
Tak muszą iść rozpędem wichru szalone tchnienia,
Jak rzeka wyszła z brzegów, oddychająca zniszczeniem.

Podobnie łamią zapory, podobnie przed się niosą,
Krzepkim impetem siły dodając nowym ciosom,
Albo gdy krętym wirem kołują łup zdobyty.
Są więc wichry ciałami, choć nam ich widok ukryty,
Gdyż, jak mówiłem, mogą to samo, co rzeka, zdziałać,
Która, widzialna, równie jest groźna i wspaniała.
Dalej: czujemy wszakże przeróżnych rzeczy zapach,
Lecz nie widzimy, jak nam wzniecają czucie w chrapach;
Ani nam oczy uchwycą nagły gorący powiew,
Ni zimny, i o dźwięku nic okiem się nie dowiesz.
Jednak musi to wszystko mieć treść i skład cielesny,
Gdy zmysł pobudza w sposób przyjemny lub bolesny —
Wszak dotknąć i być dotknięte mogą jedynie ciała.



I patrz: gdy suknie rozwiesisz na falą zmywanych skałach,
Same ci wodę wchłoną i same na słońcu wyschną,
Ale nie ujrzysz, jak wilgoć do szat zdołała się wcisnąć,
Ani jak się w powietrze ulatnia z nich na upale.
Czemu? Bo ciecz jest z ciałek tak drobnych, że ich wcale
Ludzkie oko nie ujrzy. Pierścień, noszony stale
Przez długie lata słoneczne, znacznie się ściera u spodu.
Najtwardszą skałę wydrąży kroplami ciekąca woda,
A w pulchnej nawet ziemi oracza praca długa
Zjada niepostrzeżenie żelazne ostrze pługa.
Każdy widzi, jak dawniej równe gościńce kamienne
Starły się od nóg tłumu w zwykłej przechadzce codziennej;
Spiżowe u drzwi posążki, pozdrawiające z wnęki,
Wciąż krótsze mają prawice od podawania ręki.
Widać więc, że maleją przedmioty ścierane częściej —
Ale jakie co chwila z nich ubywają części,
To już zakryte oczom przez matkę-przyrodę zazdrosną.
Ani tych ciałek nie ujrzeć, przez które rzeczy rosną,
Powoli dodawanych w dziennej przyrostu mierze,
Ani, jak drobny ubytek każe się rzeczom starzeć:
Co tracą nieuchronnie w jednym momencie zaniku
Zżerane solą skały na każdym morskim przesmyku.
Tak więc światłem i ciepłem, wodą i wichrem w górach,
Niewidzialnymi ciałkami sprawuje rządy natura.

Nie ciśnie się w przyrodzie zewsząd ciał mnogość różna,
Nie wszystko masz wypełnione, lecz jest też w rzeczach próżnia.
Tę nieodzowną prawdę, choć też jej okiem nie widać,
Poznasz z moich wywodów i wielce ci się przyda,
Abyś nie wątpił, błądząc i słowom rozumnym wierzył.
Gdyby próżni nie było, wszelki by ruch już nie żył,
Bo główne cechy materii: nacisk ciężaru i zwarcie
Całość w nieporuszeniu trzymałyby uparcie.
Nic by nie poszło z miejsca, gdyż choćbyś sił nie skąpił,
Żadna by rzecz dla drugiej nie mogła placu ustąpić.
A przecież na własne oczy wszędzie dokoła postrzegasz,
Jak wiele ciał się porusza, zmienia postawę, biega.
Cóż, gdyby próżni nie było we wszystkich ziemskich ciałach,
Jakżeby cała natura żyła, albo powstała?
Byłażby jaka racja ruchu? Materia bez zmiany,
Zewsząd ściśnięta, w spoczynku trwałaby nieprzerwanym.

Zresztą, choć wiele w przyrodzie jest zwartych, ścisłych tworów,
Jednak nieprzenikalne są one tylko z pozoru.
Skały podziemnych jaskiń woda kroplista przenika
I spływa dołem łzami w czystych, chłodnych strumykach.
Pokarm ustami wzięty po całym ciele krąży.
Drzewo w czas będzie rosnąć i owoc rodzić zdąży,
Ponieważ soki żywotne, brane z wody i ziemi,
Aż do najdalszych pąków wędrują od korzeni.
Dźwięk drzwi przechodzi i ściany nie zawsze miłym gościem,
A zimno potrafi ciało przeniknąć aż do kości.
Gdyby zaś w ciałach nie było przejść pustych dla ciał innych,
Nigdy byś nie zobaczył żadnych tych przemian czynnych.

A dalej — czemu widzisz, że ciała równe wymiarem,
Kształtem podobne, różnią się jednak od siebie ciężarem?
Jeśli bowiem tyle jest ciała w kłębku wełny,
Ile ma równy kłębek, ale ołowiu pełny,
Tyleż powinien ważyć, gdyż ciało w swej naturze
Szale wagi przyciska do dołu, nie ku górze,
Próżnia zaś, w ciałach będąca, na wadze nic nie znaczy.
Więc to, co równie wielkie, a jednak cięży inaczej,
Bo lżej, widocznie próżni ma w sobie spory zapas.
Tο zaś, co znacznie cięższe, tem się od lekkich różni,
Że więcej ciała zawiera i tyleż mniej ma próżni.
Jest więc, jak bystry rozum jasno pozwala nadmienić,
We wszystkich ciałach jakaś domieszka pustej przestrzeni.




Pragnę cię teraz przestrzec, by z drogi cię nie zwiodły
W poszukiwaniu prawdy bajania mędrków podłych,
Którzy mówią, że łuską pokryte morskie twory
Siłą prą wodę naprzód, by powracała w otwory,
Jakie za sobą zostawią dla fali luźnego odpływu.
Mówią też, czemu zbytnio nawet się i nie dziwuj,
Że wszystkie twory w ten sposób, w ruchu swobodzie zupełnej
Żyją w naturze, choć wszystko spojone jest i pełne.
Błąd to pewny. Bo jakże przeć mogą naprzód ryby,
Jeśli ich woda nie puści? Nie puści zaś bez ochyby,
Bo gdzie ustąpią fale, gdy ryby nie mogą się ruszyć?
Albo więc na ruch wszelki zamkniemy oczy i uszy,
Albo przyznamy, że próżnia jest do natury dodana
I z niej jest ruchu możliwość we wszystkich znanych odmianach.

Dalej, gdy po pchnięciu dwa ciała, dość szerokie,
Zderzą się i na powrót cofną nagłym odskokiem,
Trzeba, by w środku powietrze zajęło próżnię całą.
Tak jednak nie jest od razu, choćby najsilniej wiało,
Gdyż w jednym czasie nie może ogarnąć całej przestrzeni,
Tylko miejsce po miejscu w jednakiem natężeniu,
Aż się jedno po drugiem wypełni w jedną całość.
Gdyby ktoś myślał przypadkiem, że to od razu się stało
(Gdy ciała odskoczyły — powietrze mogło się zgęścić),
Błądziłby: próżnia zwolna zajmuje miejsca części,
Zarazem wypełnia się pustka, przedtem w powietrzu będąca.
Powietrze znów, jak myślę, nie może gęsto się zmacać,
Ani, gdyby już mogło, bez próżni wcale nie zdoła
Zewrzeć się i swych cząstek znowu na miejsce przywołać.

Przeto choćbyś się wahał i sąd swój o tem przewlekał,
Musi się próżnia w przyrodzie okazać z naszych dociekań.
Mogę ci mnóstwo dowodów dać jeszcze na to z pamięci,
Aby wiarę upewnić i w dalszej pracy zachęcić.
Lecz przecie słów niewiele potrzeba mądrej głowie —
Wystarczą ślady prawdy, a resztę sama wyłowi.
Bowiem jak psy myśliwskie, stanąwszy raz na tropie,
Węchem zwierzynę znajdą, choć w puszczy się zakopie,
I pójdą prostą drogą aż do legowisk w gęstwie —
Tak ty, prawdy szukając, celujesz w myśli męstwie,
Sam przez się pewnie idziesz przez jej kryjówki kręte,
Jedno po drugiem odkrywasz nieznane i nieujęte.
A jeśli się trochę lenisz nadstawić myśli i uszu.
Mogę cię o tem jednem zapewnić, mój Memmiuszu:
Z wielkich zaprawdę źródeł tryskają słowa moje
Słodkim i niekłamliwym, i tak bogatym zdrojem,
Że boję się, by pierwej powolna starość zziębła
Nie weszła w członki nasze i życia nie rozprzęgła,
Nim ci o każdej rzeczy prześlę w twe uszy pilne
Dźwięcznym i gładkim wierszem dowody nieomylne.

Teraz, by znów powrócić do wątku naszych badań,
Cała natura — powtarzam — z dwóch się pierwiastków składa:
Ciałka to są i próżnia, w której się ciałka owe
Mieszczą i poruszają, układy tworząc wciąż nowe.
Jest materia — to mówi nam zmysł, ten wspólny nam wszystkim;
Gdy byśmy mieli nie wierzyć w świadectwa jego ścisłość,
Nie będzie przy rzeczach ukrytych na czem się oprzeć zgoła,
Ni ustalić rozumem, ni dokąd się odwołać.
Gdyby nie było próżni, to znaczy wolnej przestrzeni,
Gdzie przebywałyby ciałka? Jak miejsce mogłyby zmienić?
Nie miałyby pomieszczenia i wcale by nie mogły
Wędrować—jak to przed chwilą wiersze ci moje dowiodły.
Są ciała i jest próżnia. I nie ma nic innego.
Te dwa są elementy — nie znajdziesz już trzeciego.
Bowiem cokolwiek będzie, co tylko da się dotknąć,
Choćby małe, nieważkie, ma swoją treść istotną,
Wiele czy mało przyda do ciała masy całej,
To jednak je powiększy i jednak będzie ciałem.
Znowu, gdy tknąć się nie da ani nie stawi przeszkody
Ciałom, które przez owo miejsce zapragną przechodzić —Będzie tą właśnie
pustką, którą zowiemy próżnią.

Wszystko, cokolwiek istnieje, albo coś czyni i sprawia,
Albo też na działanie innych się rzeczy wystawia,
Albo wreszcie jest takie, że w nim rzeczy są i się dzieją.
Rzeczy bez ciała ni działać, ni cierpieć nie umieją.
Cokolwiek działa lub samo doznaje działania —jest ciałem,
Próżnią zaś jest to wszystko, co rzeczom miejsce daje.
I nie masz żadnej trzeciej istności niezawisłej
Poza ciałami i próżnią, którą byś dostrzegł zmysłem,
Albo też mógł rozpoznać myślą, rozumowaniem.



Zaprawdę, wszystko wkoło, co imię ma, nazwanie,
Będzie więc cechą stałą lub przypadłością materii
Albo też próżni. Do jednej lub drugiej zaliczysz je sfery.
Stałą lub przynależną cechą zwać byśmy mieli
To, co się nie da od rzeczy bez zguby jej oddzielić.
Tak ciężar przynależy niechybnie do kamieni,
Ciekłość do masy wodnej, gorąco do płomieni —
Niewolę zaś, dostatek i biedę, wolność, zgodę,
Wojnę, i wszystko, co przyjściem swem ani wzbogaci przyrodę,
Ani zuboży odejściem, to zwiemy przypadłością.
I czas nie istnieje sam przez się, lecz z rzeczy kolejności
Bierze się w nas świadomość, że to ma teraz trwanie,
To już było, a tamto się po tem dopiero stanie.
Nie da się czas nam odczuć sam przez się w oderwaniu
Od rzeczy będących w ruchu lub w błogiem spoczywaniu.

Jeśli ci też porwanie pięknej Heleny wspomną
I ujarzmienie Troi i ona rzeź ogromną —
Nie sądź, że są to już byty w sobie, a nie przypadłości,
Jako, że ich bohaterów przykryła zasłona przeszłości.
Każde takie zdarzenie, o którem w historii słyszymy,
Możemy zwać przypadłością plemienia albo krainy.
Gdyby nie było materii ni miejsca na działanie
Dla ciałek, tej przestrzeni, w której się czynność stanie,
To ani żar miłosny, córki Tyndara krasą
W piersi Parysa wzniecony, nie dałby bodźca zapasom
Wojny owej, ni rumak-olbrzym, ciosany w drzewie
Rękami chytrych Greków, niszczące ognia zarzewie
Nigdy by nie był rzucił na dumne Pergamu mury.
Przeto ci poznać daję, że innej są natury
Wszystkie, dawne i świeże, przypadki, czyny, zdarzenia
Niźli ciała. Nie mają, jak ciała, własnego istnienia,
Ani też byt im przyznamy taki, jaki ma próżnia,
Ale powiemy — lepiej, i trafnie — że są to przeróżne
Przypadłości rzeczy i miejsca, właściwe krajom,
W których się dzieją, i ludziom, którym się przydarzają.

Ciała, powiemy dalej, to albo zarodki same,
Albo rzeczy ze skupień zarodków zbudowane.
Owoż zarodki rzeczy są trwałe, niewzruszone,
Nieprzenikliwość, zwartość stanowi ich obronę —
Choć się wydaje trudno uwierzyć, aby w ciałach
Mogła nieprzenikliwość objawić się i działać.
Oto przez ściany domów przenika piorun ścigły,
Jak głos i krzyk. Bieleją rzucone w ogień igły:
Kamienie, w żar ciśnięte, pękają w ostrych grzmotach,
Poddaje się gorącu i chłodna bryła złota.
Ciepło i zimno razem przenika srebrne czasze,
Gdy je pod ołtarz bogów podsuną dłonie nasze,
Gdy wonna rosa na nie przesącza się w ofierze.
Wszystko więc przenikliwe — pomyślisz w dobrej wierze.
Lecz ścisłe dociekanie i naturalne prawo
Przeczą pozorom. Zatem uwagę skłoń łaskawą,
Aż wkrótce ci dowiodę, gdyś prawdy dość łakomy,
Że są nieprzenikliwe zarodki lub atomy,
I z tych to ciałek pierwszych, niezniszczalnych i wiecznych
Jest cały świat stworzony i wszystkie w świecie rzeczy.

Najpierw tedy rozważmy: skoro dwojaka istnieje
Natura: ciało i miejsce, w którem się wszystko dzieje —
Każde z nich, w swoich celach odmienne i swoiste,
Musi być niezależne i samo w sobie czyste.
Wszędzie, gdzie tylko próżnia rozciąga władzę swoją —
Nie ma tam ciała. Znowu, gdzie same ciała stoją,
Tam być nie może próżni. Z tego wynika jasno,
Że zwartość, nieprzenikliwość stanowi ciałek własność.
Dalej: ponieważ jednak jest próżnia w stworzonych ciałach,
Musi być dookoła materia twarda, stała.
Bo ani dowieść można, ani ma sensu wiele,
Aby istniała wewnątrz próżnia w jakowem ciele.
Gdy jej nieprzenikliwa materia nie otoczy —
Tem zaś, co dzierży próżnię i dookoła tłoczy,
Może być tylko materia. I oto stąd konieczność,
Aby materia miała oprócz zwartości — wieczność
I trwała ona jedna, gdy wszystko inne ginie.

Gdyby nie było tego, co nosi próżni imię,
Wszystko byłoby zwartą masą. A gdyby, przeciwnie,
Nie było ciałek, co miejsce zajmą i dzierżą skwapliwie,
Byłaby cała natura pustką i czczą przestrzenią.
Lecz że ni pełną, ni pustą nie jest wyłącznie, widomie
Wszędzie materia z próżnią łączą się w jej ogromie.


__________________________________


Koniec Części I
Cdn...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

"Energia Piramid (Pyramid Power)" - Dr G. Pat Flanagan. Część II

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼