Leszek Kołakowski - Bajki Różne. Część X
X: Jak rozwiązano sprawę długowieczności
Dawno temu Lailonia graniczyła z niewielkim królestwem Gorgola. Dawno temu — zapytacie - a dziś? Otóż to właśnie! Dziś granica ta przestała istnieć, a przyczyny dziwnych wydarzeń, które doprowadziły królestwo Gorgola do zagłady, zachowały się w kronikach laiłońskich, które zdają sprawę z całej historii. W Gorgola rządził w swoim czasie bardzo mądry król Hanuk. Był to naprawdę władca dobrotliwy, który ze wszystkich sil chciał przyczyniać się do szczęścia swoich poddanych, a rzecz to była w owym czasie nieczęsta. Król Hanuk doszedł do wniosku, że w państwie Gorgola ludzie żyją zbyt krótko i postanowił w jakiś sposób temu zaradzić. Pomyślał sobie, że jeśli najtęższe głowy w państwie wezwie do pomocy, to z pewnością uda się opracować środki, które pozwolą wszystkim ludziom żyć znacznie dłużej, aniżeli do tej pory bywało.
Na szczycie samotnej wieży w mieście Pambruk żył astrolog Majoli. Był to wielki mistrz najlepiej na świecie znający się na gwiazdach. W dzień spał, a noce spędzał przy lunecie i badał gwiazdy. Miał trzech uczniów, którzy pod jego kierunkiem wykształcili się na wybitnych astrologów i także niemało przysług oddali ludziom badając ruchy gwiazd i śledząc wszystko, co się działo na niebie. Jeden z tych uczniów, imieniem Dronk, pracował w nocy, z okiem przylepionym do drugiej lunety, śledząc poruszenia gwiazd. Dwóch pozostałych, noszących imiona Mino i Klepo, pracowało w dzień. Ci z kolei badali niebo w czasie dnia, w szczególności słońce i chmury. Astrolog Majoli i jego uczeń Dronk pracowali więc w nocy, natomiast Mino i Klepo prowadzili studia w dzień; dlatego też nie widywali się ze sobą, bo zawsze tak się składało, że kiedy dwaj pierwsi byli przy pracy, dwaj drudzy spali i odwrotnie. (Trzeba bowiem zaznaczyć, że w królestwie Gorgola dzień i noc nigdy nie występowały razem; kiedy był dzień, noc jeszcze nie przychodziła, a zanim noc odeszła, dzień się nie chciał pojawić. Taki już był porządek w tym państwie i nikomu nie udawało się tego zmienić).
Otóż król Hanuk pomyślał, że astrolog Majoli, razem ze swymi uczniami, potrafi może powiedzieć, w jaki sposób wszystkim mieszkańcom królestwa zapewnić długowieczność. Polecił im odbyć studia nad tą sprawą i obiecał sowite wynagrodzenie. Astrolog Majoli, któremu pochlebiła, oczywiście, prośba królewska, kazał wszystkim swoim uczniom wszcząć odpowiednie badania i obiecał, że najpóźniej po siedmiu latach udzieli wszystkich potrzebnych wiadomości. Jednocześnie w państwie Gorgola żył sławny medyk imieniem Ipo. Ten miał dwóch uczniów — Ramo i Najna. Byli to naprawdę wielcy uczeni, którzy umieli zaradzić wszystkim chorobom. Spędzali dnie przy stołach pełnych rozmaitych flaszek, rurek, palników oraz innych przyrządów i za pomocą sobie tylko znanych sztuk wymyślali ciągle nowe lekarstwa, które uzdrawiały nawet najciężej chorych. Do nich również zwrócił się król Hanuk z żądaniem, aby wynaleźli jakieś środki na długowieczność, a medyk Ipo chętnie zgodził się na królewski rozkaz, liczył bowiem na to, że kiedy uda mu się przedłużyć życie wszystkim ludziom, zyska tak wielkie uznanie i sławę, iż stanie się drugą osobą po królu w całym państwie. Powiedział jednak, że musi mieć także siedem lat na swoje studia, które będzie prowadził razem z oboma uczniami.
Tak więc, czterech astrologów i trzech medyków zabrało się do wytężonej pracy, w wyniku której, po siedmiu latach, mieli ujawnić ludziom środki przedłużania życia. Siedem lat to dużo -ale na tak wielkie dzieło trzeba było naprawdę co najmniej tyle czasu. Król Hanuk nie miał też pretensji do uczonych, wiedział bowiem, że w krótszym czasie nie mogliby dokonać dzieła takiej miary. Siedem lat to dużo — ale nawet siedem lat w końcu kiedyś mija. Minęło istotnie - dokładnie po siedmiu latach. W oznaczonym dniu wielki teatr królewski był pełen gości; elita kraju zjechała się na sensacyjne zgromadzenie: siedmiu uczonych miało przedstawić wyniki swoich badań, które zapewnią ludziom długowieczność. Zainstalowano megafony na mieście, aby wszyscy mieszkańcy stolicy, którzy nie mieścili się w teatrze, mogli od razu słuchać przemówień. Bo też król Hanuk był bardzo dobrotliwym władcą. Kiedy więc sam król zapowiedział pojawienie się astrologa Majoli, burzliwe oklaski rozległy się w teatrze. Wielki astrolog wszedł na trybunę, postarzały o siedem lat i wygłosił krótkie przemówienie, gdzie podał najważniejsze wyniki swoich studiów.
— Wynalazłem sposób przedłużenia życia wszystkich ludzi sześciokrotnie, oświadczył od razu Majoli, a szmer uznania popłynął przez salę jak wiatr. Sposób prosty i niekosztowny - ciągnął - a przy tym niezawodny. Zbudowałem mianowicie zegarek, który porusza się sześć razy szybciej, niż zegarki używane obecnie. Przypuśćmy, że wedle dawnej rachuby czasu zbieramy się tutaj za rok. Przez ten czas, wedle nowego zegarka, minie nie jeden rok, ale sześć lat. Jeśli ktoś ma umrzeć, na przykład, za dziesięć lat, umrze on w rzeczywistości za lat sześćdziesiąt. Dziecko dziś urodzone, które miałoby przeżyć sześćdziesiąt lat, przeżyje ich naprawdę trzysta sześćdziesiąt. Czy mam tłumaczyć wszystkie korzyści mego systemu? Każdy widzi, że problem długowieczności został rozwiązany!
Astrolog Majoli, powiedziawszy tyle, pogładził brodę i usiadł. Część sali burzliwie oklaskiwała jego przemówienie, aż do chwili, kiedy astrolog Dronk ze złośliwym uśmiechem wszedł na trybunę.
— Przykro mi, panowie - powiedział astrolog Dronk - że jestem zmuszony wystąpić przeciwko wywodom mojego czcigodnego nauczyciela Majoli. Jednakże system przez niego proponowany nie nadaje się, wedle moich badań, do niczego. Zegarki będą szybciej chodzić, to prawda, ale cóż z tego? Jedna godzina pozostanie jedną godziną, choćby wskazówki zegara przeszły w tym czasie sześć godzin. Mój system nie ucieka się do takich sztuczek. Mój system zapewni naprawdę długowieczność wszystkim mieszkańcom królestwa razem z najmiłościwiej nam panującym królem Hanukiem. A oto w skrócie istota tego systemu: bogowie wyznaczyli każdemu człowiekowi dzień i godzinę narodzin i śmierci, wobec tego my, posłuszni księgom żywota, będziemy inaczej mierzyć czas. Zbudowałem ja zegar, który w przeciwieństwie do bezużytecznego i śmiesznego zegara mojego nauczyciela porusza się sześć razy wolniej niż zegary używane obecnie. Sporządziłem także kalendarz, z którego będzie się oddzierać tylko jedną kartkę na sześć dni. W związku z tym przewidziany dzień i godzina, w której każdy człowiek musi opuścić ziemię, aby wejść do królestwa cieni, przypadnie w rzeczywistości sześć razy później, niż miałoby to być wedle obecnej rachuby czasu. Każdy będzie żył tak długo, jak to przewidują księgi żywota, których zmienić nie można, a jednocześnie każdy będzie żył w rzeczywistości sześć razy dłużej. Oto mój system, panowie!
Astrolog Dronk usiadł, a część sali znowu oklaskiwała głośno jego przemówienie. Czekano na następnego mówcę.
Uczony astrolog Mino rozpoczął teraz swój wykład.
— Panowie - powiedział - sami mogliście się zorientować, że wywody moich przedmówców są bez sensu. Astrolog Dronk pokazał wam już, że system astrologa Majoli jest niedorzeczny. Ale jego system jest równie głupi i, co więcej, bluźnierczy, albowiem polega na projekcie oszukiwania bogów. Bogowie jednak oszukać się nie dadzą, a wam, panowie, nigdy nie przyjdzie do głowy, żeby podjąć dzieło tak przewrotne. Mój system jest zupełnie inny. Nie chodzi o to, żeby na zegarku lub kalendarzu czas płynął wolniej; chodzi o to, żeby płynął wolniej naprawdę. 'Jak to zrobić? Bardzo proste. Codziennie rano nowe słońce wynurza się na horyzoncie zza lasów i codziennie wieczorem ginie na horyzoncie po drugiej stronie, tonąc w morzu. Trzeba to zmienić. Tam gdzie słońce wynurza się od wschodu, trzeba posłać ptaszników z sieciami, którzy dotrą aż do horyzontu i nad lasem, w miejscu, gdzie słońce wstaje, zarzucą sieci przytrzymując słońce i nie dopuszczając do jego wzejścia. Po drugiej stronie, na morzu, będą czuwali rybacy ze swoimi sieciami, którzy słońcu z poprzedniego dnia nie pozwolą opaść w wodę. Czas tych prac obliczy się w ten sposób, aby dzień trwał sześć razy dłużej i sześć razy dłuższa była noc. Po prostu życie nasze, które obejmuje zawsze pewną ilość dni i nocy, zostanie przedłużone sześciokrotnie. Oto, panowie, właściwy system przedłużania życia!
Co powiedziawszy, usiadł. I znowu burza oklasków zerwała się w części sali, gdy reszta sali wydawała niechętne pomruki. Ostatni z astrologów, Klepo, wystąpił teraz ze swoją propozycją.
— Żal mi was, panowie - zaczął - że każdy nowy projekt, który dotąd słyszeliście, okazywał się jeszcze głupszy od poprzedniego. Wstrzymywać słońce w biegu? Zgoda, ale dlaczego miałoby to przedłużać życie? Będziemy żyli tak samo długo, jak przedtem, tylko że w naszym życiu będzie sześć razy mniej dni i nocy, a za to będą one sześć razy dłuższe. Nie, panowie, takie projekty mogą służyć tylko do tego, żeby zamącić wam w głowie. Ale wy sobie w głowie mącić nie dacie, nieprawdaż? Ja przedstawię wam wreszcie sposób, który opiera się na prawdziwych głębokich studiach i nie ma nic wspólnego z szalbierczymi sztuczkami moich poprzedników. Badając sprawę długowieczności, podjąłem najpierw trud przekonania się, dlaczego ludzie żyją tak krótko.
Odkryłem przyczynę i jestem gotów odsłonić ją przed wami. A oto tajemnica naszej krótkowieczności: ludziom się nudzi. Nudno jest na świecie, panowie, stąd umieramy. Aby żyć dłużej, trzeba sprawić, by świat przestał być nudny. Ale dlaczego właściwie jest on nudny? Oto przyczyna: świat jest nudny, bo niebo ma zawsze ten sam kolor. Tymczasem niebo stanowi tak ogromną część widoku, jaki możemy wzrokiem ogarnąć, że najoczywiściej jednostajność tej płachty, która wisi nad nami, musi przyprawiać nas o znudzenie nieustające. Żyjemy krótko, panowie, bo niebo ma tylko jedną barwę. Ale na to jest rada. Wyślemy do nieba balony, w których zasiądą robotnicy z beczkami i sikawkami. W beczkach zamiast wody znajdować się będą różne farby. Dojechawszy do nieba, robotnicy puszczą sikawki w ruch i przemalują strop niebieski na sześć różnych kolorów. Jedna część zostanie niebieska, z pozostałych natomiast jedna będzie karminowa, inna seledynowa, następna czarna, jeszcze następna żółta, ostatnia wreszcie srebrna. Zamiast nudzić się oglądaniem wiecznie tej samej barwy i szybko ze znudzenia umierać, będziemy cieszyć oczy widokiem sześciobarwnego nieba i przez to życie nasze sześciokrotnie powiększy swoją długość. Oto, panowie, mój pomysł, który, jak wierzę, zyska w waszych oczach uznanie, na jakie zasługuje.
Część słuchaczy nie omieszkała i tym razem zamanifestować żywej sympatii dla śmiałego projektu astrologa. Owacja trwała jednak krótko, bo już nowy uczony stał na trybunie. Tym razem był to sławny medyk Ipo, który oświadczył:
— Wysłuchaliście tu, panowie, takiej ilości absurdów, że nie zdziwiłbym się wcale, gdybyście teraz znużeni opuścili salę, w której nie spodziewacie się usłyszeć żadnego rozsądnego zdania. A jednak, panowie, proszę was o cierpliwość, albowiem chodzi tu o waszą długowieczność, a więc o sprawę, której wagi nie muszę wam tłumaczyć. Ale ja rozwiązałem ten problem, rozwiązałem go, mam nadzieję, raz na zawsze. Prowadząc swoje badania naukowe, zastanawiałem się nad tym, które ze stworzeń żyje najdłużej, aby stwierdzić, jakim to środkom zawdzięcza się długowieczność. Okazało się, że najdłużej żyjącym zwierzęciem jest żółw. Tak, panowie, żółw żyje sześć razy dłużej niż człowiek. A cóż robi żółw? Nosi skorupę, czołga się po ziemi powoli i macha ogonem w umiarkowanych rozmiarach. Cóż mają ludzie czynić, aby dłużej żyli? Upodobnić się do żółwi! Oto mój sposób, którego korzyści i prostotę zrozumiecie od razu. Trzeba nam, panowie, od razu teraz zaopatrzyć się w duże skorupy, odpowiednie do naszych rozmiarów, przestać chodzić na dwóch nogach i przyzwyczaić się do pełzania powoli na czworakach, trzeba, dalej, przyprawić sobie ogony i machać nimi w umiarkowanych ilościach. Przyzwyczaimy się łatwo do tego życia, tym bardziej gdy cel tak wzniosły będzie nam przyświecał. Wierzcie mi, panowie, jest to jedyna rozsądna odpowiedź na nasz problem.
Wiwaty i oklaski rozpoczęły się znowu z części sali, a już oto medyk Najna podniósł rękę na znak, że będzie przemawiał.
— Panowie, mogliście sami ocenić całą nędzę projektu, który, wstyd mi powiedzieć, przedstawił wam przed chwilą mój szanowny nauczyciel Ipo. Chce nas zamienić w żółwie, w bezmyślne czworonogi pełzające po ziemi! Mamy być zwierzętami, panowie! Któż może nam coś podobnego przedkładać, jeśli sam uprzednio nie zamienił się w zwierzę! Ale zarzućmy zasłonę milczenia na ten niesmaczny incydent, zapominając o nim tak samo jak o wynurzeniach astrologów, które wygłosili tu, pewien jestem, nie będąc w pełni władz umysłowych. Chcecie przecież poznać tajemnicę długowieczności! Wolno mi bez przechwałek powiedzieć, że poznałem tę tajemnicę i zdziwicie się słysząc, jak bardzo jest prosta i jak niewiele od was wymaga. Zawiera się w jednym słowie: szpinak! Tak, panowie, szpinak! Badania moje, prowadzone gorliwie i z poświęceniem przez siedem lat, dowiodły niezbicie, że trzeba jadać dużo, niezmiernie dużo szpinaku, a życie nas wszystkich przedłużać się będzie bez granic. To szpinak właśnie sprawi, że kości nasze będą twarde, a mięśnie nie będą wiotczały, to on wzmocni nam serce, on nas wyleczy z łysiny i reumatyzmu. Szpinak, szpinak i jeszcze raz szpinak! Od tej pory, zamiast zasiewać nasze pola zbożem, będziemy na nich zbierać wielkie stosy szpinaku, który mile zazieleni nasze stoły, przywracając wszystkim zdrowie i długie życie. Jakże to proste panowie! Odżywiamy się po prostu szpinakiem i w ten sposób rozwiązujemy najważniejsze nasze problemy.
Wrzawa entuzjastyczna podniosła się w części sali i głosy „szpinak, szpinak!” dały się słyszeć ze wszystkich stron. Ale oto stanął na trybunie ostatni mówca, medyk Ramo. Ręce mu się trzęsły z oburzenia, gdy rozpoczynał mowę, ale uspokoił się rychło.
— Nie pomylę się panowie — oznajmił — przypuszczając, że te obraźliwe kpiny — bo tylko tak można to nazwać -- jakieśmy usłyszeli od mojego przedmówcy, potraktujecie tak, jak na to jedynie zasługują, to znaczy nie wspominając o nich w ogóle ani słowem. Doprawdy, panowie, czy zdarzyło się wam widzieć, jak dzieci karmione szpinakiem odnoszą się do tego jadła? Odwracają się ze wstrętem od tej potrawy i trzeba je zmuszać do jedzenia, albowiem zdrowa natura mówi im, że żadnego pożytku nie odniosą ze spożywania tego obrzydliwego zielska. Ha, ha, szpinak! Powiedziałbym wam coś więcej na ten temat, ale przecież mamy mówić o długowieczności! Nie traćmy więc czasu, nawet wiedząc o tym, że czasu będziemy już mieli rychło pod dostatkiem. Będziemy go mieli pod dostatkiem, powtarzam, jeśli tylko zastosujecie się do radykalnego środka, zapewniającego długowieczność, a odkrytego przeze mnie po długich dociekaniach i doświadczeniach. Prostota tego środka przewyższa wszystko, co można sobie wyobrazić. Otóż zdradzę wam, panowie, tajemnicę długowieczności. Ludzie giną zbyt wcześnie dlatego, że często chorują na katar. Katar - oto główne źródło krótkości naszego żywota! Katar, jak wiecie, jest to choroba nosa. I tu od razu nasuwa wam się rozwiązanie: gdzie nie ma nosa, nie może być również kataru. Panowie, jakież to proste! Ucinamy sobie wszyscy nosy, w ten sposób raz na zawsze pozbywamy się kataru, a tym samym mamy zapewnione długie życie. Ucinać nosy, powiadam, nosy ucinać!
Mówiąc to, medyk Ramo wyjął brzytwę i chciał pokazać, w jaki sposób najlepiej uciąć sobie nos; nie zdążył jednak, ponieważ wśród słuchaczy wszczął się tumult i zgiełk, który rychło przerodził się w powszechną bójkę. Dopiero teraz okazało się, że sala była podzielona na obozy. Jedni krzyczeli: „szpinak, szpinak!” Inni: „szybkie zegarki!” Inni jeszcze: „wolne zegarki!” Inni: „nosy ucinać!” I tak, zwolennicy każdego z proponowanych środków długowieczności zaczęli krzyczeć na siebie i wszczęli bójkę, w której nawet głos króla Hanuka, wzywającego do opamiętania, tonął w powszechnej wrzawie. Co więcej, wszystkie przemówienia były już znane w całym mieście, gdzie słyszano je przez megafony. W jednej chwili stolica była tak samo podzielona na siedem stronnictw, jak uczestnicy zebrania w teatrze i walka stała się powszechna. Tegoż dnia wojna domowa ogarnęła cały kraj. Siedem stronnictw walczyło ze sobą bezlitośnie. Ciekawe było, że zwolennicy ucinania nosów biegali z brzytwami, starając się uciąć nos komu można z przeciwnych obozów, ale sami nie zdążyli sobie wcale poobcinać nosów i mieli je wszyscy na właściwym miejscu.
Walka stała się powszechna. Gdziekolwiek w kraju Gorgola było choćby siedmiu ludzi, w najmniejszej wiosce rozgorzał bój. Sprawa była przecież doniosła, wszyscy ludzie chcą być długowieczni i nie można się dziwić, że tak zawzięcie występują w obronie tej sprawy. Nieraz więc, na przykład, szedł ktoś ulicą, wołając „szpinak, szpinak”, a zaraz rzucało się na niego kilku innych z okrzykami „niebo malować!”, „nosy ucinać!”, „żółwie!”, „szybkie zegarki!”, „słońce!” i brali go w obroty. Ale gdy tylko skończyli, zaczynali się bić między sobą i trwało to tak długo, aż tylko jeden zostawał na placu pośród powalonych przeciwników. Długowieczność to nie jest błaha sprawa. Jakoż, w wyniku zaciętej wojny, topniały szeregi walczących we wszystkich obozach. Poszczególne stronnictwa stały się wreszcie tak nieliczne, że zaczęły zawierać sojusze między sobą i łączyły swoje hasła po dwa albo trzy naraz. Tak więc wykrzykiwano teraz hasła podwójne: „zegarki i szpinak!”, „niebo malować i nosy ucinać!”, „żółw i słońce!”
Mordercza walka ciągnęła się tak długo, aż z całego królestwa Gorgola pozostało tylko dwóch ludzi. Byli to medyk Ramo i medyk Najna, dawni przywódcy dwóch spośród walczących stronnictw. Spotkali się na gruzach stolicy wycieńczeni wojną, słaniający się na nogach. Spojrzeli na siebie wrogo; jeden szepnął ochrypniętym głosem „szpinak”. Drugi pisnął cienko: „nosy ucinać”. Ale nie mieli już sił, aby walczyć ze sobą. Byli zresztą jedynymi ocalałymi mieszkańcami królestwa Gorgola. Dlatego postanowili zgodnie, że zaprzestaną wojny i wypróbują swoje oba środki jednocześnie. Szybko ucięli sobie nosy i usiedli nad wielką misą szpinaku. Byli ospali i zniechęceni, ale w końcu sprawa długowieczności jest naprawdę niezmiernie ważna. Mówiąc szczerze, nie wiadomo, co się stało potem. Nie wiadomo, jak długo obaj ocaleni gorgolanie siedzieli bez nosów nad misą ze szpinakiem. Po prawdzie nie jest pewne, czy nie siedzą nad nią dotychczas, zwłaszcza jeśli któryś z tych środków okazał się skuteczny i bardzo przedłużył im życie. Ale królestwo Gorgola przestało istnieć, bo cóż to za królestwo, gdzie jest tylko dwóch obywateli z uciętymi nosami, jedzących szpinak?
W ten sposób granica między Lailonią a królestwem Gorgola przestała istnieć. Sprawa długowieczności nie została ostatecznie rozstrzygnięta na skutek całkowitego upadku królestwa Gorgola. Nie jest jednak wykluczone, że kiedyś uda się wreszcie rozwiązać ten problem, nad którym biedziło się siedmiu tak wybitnych uczonych.
Komentarze
Prześlij komentarz