"Metamorfozy albo Złoty Osioł" - Apulejusz z Madaury. Część II
"Doświadczyłem wtedy, jak pewne uczucia zdolne są przerzucać się same z siebie w swoje przeciwieństwa. Bo jak radość – bywa to często – łzy wyciska, tak ja, w tym strachu nie na żarty, nie mogłem powstrzymać śmiechu, z Arystomenesa uczuwszy się takim żółwiem. I kiedy tak, rzucony w śmieci, a zakryty przez usłużne i chytre łóżko, zerkam, co się tam dalej stanie, widzę dwie niewiasty starsze; jedna trzymała w ręce świecącą latarnię, druga gąbkę i miecz. Tak uzbrojone stają przed Sokratesem śpiącym jak suseł. Wtedy ozwie się ta z mieczem: „Ten ci to jest, siostrzyczko Pantio, ten mój słodki Endymionek, ten mój pieszczoszek, który dniami i nocami gził się czule z – och! – wiosną mych latek, ten, który wzgardziwszy moim żarem nie tylko pysk sobie strzępi na mojej cnotce, ale jeszcze chce czmychnąć! A ja naturalnie, jak ta Kalipso opuszczona przez oszukańczego Ulissesa, będę opłakiwać wieczne moje wdowieństwo!”. Tu wyciągnąwszy rękę pokazuję mnie tej swojej godnej Pantii...