"O naturze wszechrzeczy" (De rerum natura) ~ Titus Lucretius (Lukrecjusz) Carus. Część IV



KSIĘGA CZWARTA
 (Część I - TUTAJ*)
(Część II - TUTAJ*)
(Część III - TUTAJ*)



Za tobą, któryś pierwszy z głębokich wyniósł ciemności
Światło, by wskazać nam jasno prawdziwe życia wartości,
Idę, dumo greckiego plemienia! W ślady twoje
Mocno wraziwszy stopy, szczęśliwy i silny stoję.
Nie zawiść mnie prowadzi, lecz raczej miłość skora
Gonić mi ciebie każe. Jak się jaskółce porać
Z łabędziem? Jak koźlęciu mdłemu o nogach drżących
Marzyć, że przed rumakiem gonitwę w szrankach skończy?
Tyś nam, ojcze, odkrywcą prawdy. Ty nam kroki
Radą światłą kierujesz. Z twoich my pism głębokich,
Pszczołom podobni skrzętnym, co piją słodycz kwiatów,
Złote zbieramy słowa, godne być chlubą światu
I poprzez wszystkie wieki wszystkim narodom świecić.

Skoro nam głosić poczniesz o prawdzie wszystkich rzeczy
Wiedzę umysłu twego, nieziemskiej wprost natury,
Wnet ducha trwoga pryska, pryskają świata mury
I widać, jako w próżni wszystkie się rzeczy stają.
Widać majestat bogów, widać zaciszne ich kraje,
Których nie chwieją wichry, ni chmury w wichrów biegu
Rażą deszczem, ni mrożą białe podmuchy śniegów,
Tylko łagodny eter bezmgielną swą zasłoną
Kryje je, uśmiechnięty przez świateł nieskończoność.
Wszystko natura tworzy, wszystkiego im dostarczy,
Niczym złym im umysłu na chwilę nie obarczy.
Nigdzie się nie pojawią żałobne Acheronty,
Ziemia nie stawi przeszkód dla oczu ani rąk twych,
Byś poznał, co pod nami dzieje się w próżni z dołu.
Boska przejmuje radość i trwoga z nią pospołu,
Że przez moc twojej myśli tak się wspaniale jawi
Prawda rzeczy. Tyś jeden tajemnic ją pozbawił.

Skórom już wytłumaczył naturę rodnych ziaren
Oraz, jak rozmaicie zmieniają kształtów miarę,
Własnym pędzone ruchem od niepamiętnych czasów
Krążą, rodząc ze siebie wszystkich przedmiotów zasób.
Teraz trzeba, jak sądzę, dalsze rzeczy poruszyć,
Słowem wiązanym wyłożyć naturę ducha i duszy —
Wygnać z serca strach ciągły przed Acherontu krajem,
Strach, co zatruwa życie, spokoju nam nie daje,
Wszystko zaczernia śmiercią i umysł drążąc do dna,
Nigdy nam nie pozwala czystej rozkoszy doznać.

Mówią wprawdzie niektórzy, że więcej bać się trzeba
Chorób i życia w hańbie, niż śmierci, piekła, nieba,
Mówią, że duch — to albo krew, albo wiatr (co wolisz),
Że sami znają prawdę cielesnych swych wyzwolin,
Że strach jest obcy dla nich, droga za grób niegroźna.
Próżne to samochwalstwo i łatwo je rozpoznasz
W słowach na wiatr rzucanych. Bo oto ciż zuchwali,
Kiedy ich wygnać z kraju, mosty powrotu spalić,
Z dala od ludzkich twarzy, zhańbieni zbrodnią srogą,
Jednak, wbrew swym zasadom, żyć w upodleniu mogą.
Bo dokąd los ich zagna, tam zaraz ołtarz, zaraz
Cieniom zmarłych z krwi bydląt wylewa się ofiara.
Zaraz i cześć dla bogów — i w losu przeciwnościach
Sercem religię przyjmą jak najmilszego gościa.
Ileż lepiej na człeka spoglądać, gdy w niedoli,
Gdy go nieszczęścia trapią, bo łatwiej się pozwoli
Poznać, i w ciężkiej walce z nieubłaganym losem
Zrzuci maskę i z piersi własnym przemówi głosem.

Wreszcie chciwość i ślepe zaszczytów pożądanie
Gnają nieszczęsnych ludzi poza praw wszelkich kraniec
Tak, że słudzy występku i sprzymierzeńcy zbrodni,
Noce i dnie się trudzą, aby swą władzę podnieść,
Wejść na szczyty znaczenia; tym życia gnojowiskom
Jest i zabobon druhem i trwoga śmierci bliską.
Hańba bowiem, pogarda i nędza dokuczliwa
Równie od kwiatu życia człowieczą myśl odrywa,
Jakby już poza śmiercią stał, chociaż jeszcze żywię.
Ludzie zaś, w strachu śmierci tkwiący nieodstępliwie,
Gdy chcą się zeń otrząsnąć i uciec gdzieś daleko,
Gaszą namiętność bogactw krwi swych sąsiadów rzeką.
Nienasyceni nowe zbrodnie dodają starym.
Cieszy ich własnych braci żałosny stos i mary,
Trwożą się przed otruciem przy swej rodziny stołach.
Krzykiem jednego strachu zawiść w ich sercach woła:
«Oto ten, ów do władzy, do bogactw doszedł prędzej,
A nas los poniewiera, a nas los wtrącił w nędzę!»
Tak się szarpią i giną dla bogactw pomnożenia,
Ci znowu dla posągów, dla chwały, dla imienia.
Często nawet strach śmierci w sercach co słabszych ludzi
Wstręt do dalszego życia nękaniem swoim budzi,
Że sami, bólu pełni, śmierć z własnej ręki biorą,
Nie wiedząc, że to strach ów jest najgroźniejszą zmorą,
Że on pozbawia wstydu, że on przyjaciół dzieli.
Z świętością obowiązków kłóci ich głosicieli.
Nieraz to już ktoś zdradził własną ojczyznę, braci,
Nawet rodziców miłych, byle życia nie stracić.
Bowiem, jak w ciemnej nocy nie uśnie dzieciak mały
Drżąc przed strachami, równie my nieraz i w dzień biały
Boimy się upiorów zwodniczych i nietrwałych
Jak te, przed których widmem trwoży się serce dzieci.
Tego mrocznego lęku nic równie nie rozświeci,
Ni złote strzały słońca, ni dnia oblicze białe,
Jak praw i zjawisk natury poznanie doskonałe.


Najpierw powiem, że duch, umysłem zwany też nieraz,
W którym się życia naszego rada i rząd zawiera,
Jest jednako cielesną częścią w człowieczym ciele,
Jak ręce, nogi, oczy. i innych części wiele.


[Próżno uczą niektórzy],
Że duch, że nasze czucie w żadnym miejscu nie gości,
Ale jest stanem ciała, tym stanem żywotności,
Który Grecy zowią harmonią; że nam ona
Żyć daje czując, chociaż nigdzie nie umieszczona
(Jak się na przykład często mówi o «dobrem zdrowiu»,
Którego nigdzie w ciele nie myślisz umiejscowić).
Że tak — nie w jakimś miejscu — stawiają ducha czucie,
Mylą się i z nich każdy mocno od prawdy uciekł.
Często na pierwszy pozór ciało się chore wyda,
Podczas gdy radość czuje w częściach, których nie widać.

Często odwrotnie bywa, gdy ktoś ma duszę zbolałą,
Chociaż w tym samym czasie wesołe i zdrowe jest ciało.
Podobnie, kiedy komuś dolega boleść nogi,
Głowa nic nie odczuwa, lub nawet spokój błogi.
Wreszcie, gdy członki ciała w senność zapadną miłą
I leżysz, pokonany słodką bezwładu siłą,
Jest przecież coś, co w tobie w snu czasie rozmaicie
Wzburza się, że się czujesz raz na radości szczycie,
To znowu serce twoje trwoga daremna wzrusza
Teraz, abyś mógł poznać że mieszka w członkach dusza,
Że nie harmonia sprawia wrażliwość w naszym ciele,
Zważ, że nierzadko człowiek, choć ciała straci wiele,
Jednak może w niem jeszcze pozostać życie — za to
Zaraz opuszcza ciało z tchu i ciepłoty stratą,
Kiedy tchnienie przez usta wyleci, kiedy z członków
Wyjdzie choćby niewielka ilość cieplnych zaczątków.
Przez to poznasz, że cząstki wielce się różnią znaczeniem
I nie od wszystkich jednako zależy nasze zbawienie,
Lecz że zarodki wiatru i tchnienia gorącego
Najbliższe sile życia, bo jej najdłużej strzegą.
Jest ciepło i wiatr ożywczy, co w ciele się zawiera,
A wnet opuszcza ciało, gdy życie w nas zamiera.

Teraz, kiedyś rozpoznał naturę ducha i duszy
I wiesz, że to część jest człowieka, harmonii cię nazwa nie wzruszy,
Z górnego Helikonu zesłana grajków rzeszy —
Jeśli jej skądś nie wzięli, by się nabytkiem cieszyć
W rzeczach, dotąd własnego nazwania nie mających.
Oddaj im, niech ją mają. Bacz sam, jak swoje kończyć.
Teraz powiadam, że duch i dusza związane są wzajem
Jak najmocniej, i jedna z nich obu substancja powstaje;
Lecz głową dla całości jest rozum, który zwany
Duchem, umysłem, rząd w nas sprawuje nieustanny.
Jego cała siedziba w środku się, w piersi mieści,
Tu bowiem jest ognisko radości i boleści
I strachu. Tu więc umysł i duch ma swe mieszkanie.
Reszta zaś duszy wszędy, po całym ciele rozsiana,
Słucha go i na każde drgnienie mu odpowiada.
On jeden swoją myślą, radością, smutkiem włada,
Gdy ich przyczyna obca razem ciału i duszy.
Równie jak całość ciała boleścią się nie wzruszy
Przy bólu głowy czy oka, tak bywa, że w cierpieniach
Albo radościach ducha nic się nie dzieje, nie zmienia
W ciele, w członkach, i duszy naszej część pozostała
Ani bólu nie czuje, ani radością pała.
Ale gdy duch czymś strasznym gwałtownie się przelęknie,
Zaraz i cała dusza po członkach mu oddźwięknie:
Bladość i pot na czole, język od razu zaschnie,
W uszach szum, mrok na oczy wnet pasmo tka po paśmie,
Głos cichnie i kolana opada słabość — nieraz
Widać, jak pada człowiek, jak w strachu pół-umiera;
Łatwo zrozumieć z tego, że duch i dusza ściśle
Związane są. I ona, gdy duch jej rozkaz przyśle.
Zaraz cały organizm uderza i porusza.

Ten wywód już tłumaczy, że równie duch, jak dusza,
Cielesnej są natury; bo jeśli w ruch wprawiają
Członki, ze snu nas budzą, kształt twarzy odmieniają,
Jeśli całym człowiekiem kierują, jak sternik okrętem,
To zaś bez dotknięć zgoła byłoby niepojęte
(A dotknąć tylko ciała można), więc tym cię zmuszę
Przyznać, że z ziarn materii są duchy oraz dusze.
Przy tym dokładnie widzisz, że razem z ciałem twoim
Duch cierpi, czuje ciała bóle i niepokoje.
Kiedy, chociaż ci pocisk ostrzem srogim przebije
Kości i nerwy, lecz nie śmiertelnie, i jeszcze żyjesz,
Jednak odczuwasz słabość i słodki pęd ku ziemi,
Zawrót głowy, gdy padasz, gdy ciało ból ci przenikł,
Gdy się niepewnie dźwigasz i chwiejąc się upadasz;
Musi więc duch zarówno z cielesnych drobin się składać,
Jeżeli go cielesną porazić można strzałą.

Art work by © Bárbara Bezina

Teraz ci dalej wyjaśnię, jakie jest ducha ciało,
I z czego, z jakich części. Naprzód ci to powiadam:
Nader subtelna jest ducha materia i musi się składać
Z ciałek niezmiernie drobnych. Jeżeli ci nie zbywa
Chęci, zważ, czy cię ten to przykład nie przekonywa.
Nic się tak szybko nie dzieje, tak szybko nie objawia,
Jak umysł, kiedy obmyśla działanie albo je sprawia.
Duch zatem musi poruszać się szybciej niż wszystkie rzeczy.
Które bez trudu i jasno oczom się jawią człowieczym.
Jeśli zaś tak jest rychły, to musi, jako żywo,
Z ziaren krągłych i małych wynikać ta ruchliwość,
Które lada trącenie i lada podmuch zbudzi.
By wzruszyć, zmącić wodę, nie trza się wiele trudzić —
Dlatego, że ma ciałka gładko toczone i małe.
Miód do tego trudniejszy — tworzywo ma bardziej stałe.
Wolniej spływa i ruch ma leniwszy niepomiernie,
Ściślej bowiem zespala i zwiera ciałka wierniej,
Bo nie są już tak lekkie, krągłe ni drobne wzrostem,
By miały więcej przejścia i lepszy wzajem dostęp.

Kopiec maku bez trudu ledwo uchwytnym tchnieniem
Możesz z góry do dołu rozsypać w jedno mgnienie,
Trudniej jednak tak zdmuchnąć kamieni stos od góry
Lub zboża. Im są ciałka drobniejsze i gładszej natury.
Tym zwinniejsze będą, do ruchu bardziej zdolne.
Te znów będą, przeciwnie, i stalsze, i powolne.
Które cechuje większy ciężar i chropowatość.
Skoro więc duch z natury ruchliwy jest aż nadto,
Tedy jasno wynika, że musi być złożony
Z ciałek drobnych i lekkich, o kształtach zaokrąglonych.
Przyjmij to, dobry druhu, bo rzeczy tych poznanie
Nieraz się może przydać, znaleźć zastosowanie.

Jeszcze ci jeden dam dowód, który wskaże ci łacno,
Jaką ma duch osnowę drobniutką i delikatną —
Że gdybyś mógł ją zebrać, miejsca jej nie trza wiele.
Kiedy bo śmierć kojąca zagości w ludzkim ciele,
Kiedy już uszła z ciała dusza i duch z nią razem.
Żadnego w nim ubytku ni w kształcie, ni w ciężarze
Stwierdzić nie możesz zgoła. Bo wszystko śmierć zostawia,
Oprócz ciepłego tchnienia i czucia, co żywot sprawia.
A zatem wszystka dusza, rozsnuta po ciele calem,
Musi być z ziarn utkana tak bardzo drobnych i małych,
Że kiedy z członków ustąpi, opuści nerwy i żyły.
Kształty ciała są nadal takie, jak przedtem były,
I ciężar zwłok zostaje ten sam, nienaruszony.
Podobnie wino, chociaż nie ma już smaku ni woni,
Nie traci przez to ciężaru, ani ci w oczach maleje.
Albo inny weź przykład: kiedy wonny olejek
Zapach swój cały utraci, ni trochę się nie zmniejsza
Ciecz, którą widzisz, i wcale nie staje się przez to lżejsza.

Tych i podobnych zjawisk przyczynę ci łatwo odsłonię:
Z bardzo drobniutkich ziaren powstają smaki i wonie.
Trzeba zatem dla ducha i duszy substancji przyjąć
Nader drobne zarodki, co nic nie ważą, żyjąc
W ciele, i gdy zeń wyjdą, ciężaru mu nie biorą.
Nie myśl jednak, że ta substancja jest prosta; bo skoro
Człowiek umiera, wtedy opuszcza go tchnienie lekkie,
Z ciepłem zmieszane, a ciepło pociąga za sobą powietrze
(Nigdy bo nie ma ciepła tam, gdzie powietrza braknie,
Rzadkie jest bowiem w sobie, i powiązania łaknie —
Stąd w niem ziaren powietrza wiele się musi znaleźć).
Tak już masz trzy składniki ducha, a idąc dalej
Poznasz, że to za mało, by czucie w ciele stworzyć.
Umysł bowiem tym ziarnom, co je w swej treści złożył,
Mocy nie przyzna budzenia ruchów, czucie tworzących.
Trzeba czwartą naturę do tamtych trzech dołączyć.
Dla niej już nazwy nie ma. Nic nad nią nie istnieje
Bardziej ruchliwe, nic też tak delikatne nie jest,
Ani też ma zarodki tak gładkie i znikome.
Ta to natura w członki wprowadza czucie ruchome;
Pierwsza się budzi w ruchu swych małych, gładkich drobin,
Od niej ruch bije w ciepło, od ciepła w tchnienia przechodzi,
Stąd do powietrza, a wtedy wszystko już ruch zdobywa,
Krew burzy się i czucie po wszystkich już biegnie ogniwach,
Wreszcie do kości sięgnie i w kościach, mknąc po szpikach,
Już to rozkoszą nagłą, już bólem je przenika.
Nie zawsze tak daleko dociera ból i męka —
Wtedy bowiem w ciele wszystko się rwie i pęka.
Miejsca dla życia braknie i drobne ziarna duszy
Dążą przez wszystkie szczeliny, by się na zewnątrz rozprószyć;
Jednak najczęściej powierzchnia ciała stanowi granicę
Owym ruchom, i przez to możemy zachować życie.



Teraz, gdy pragnę podać, jak są nawzajem zmieszane,
Jak współdziałają te cztery natury — skąd dostanę
Słów na to w nieudolnej ojczystej mojej mowie?
A i tak, ile zdołam, trochę w tej rzeczy powiem.
Oto zarodki rzeczy przez ruchów pomieszanie
Tak krążą, że z nich żaden wybić się nie jest w stanie,
Niczym przewyższyć resztę, i przez ten ruch zawiły
Wyda się, że to różne jednego ciała siły.
Oto każdego zwierzęcia mięso gdy rozpatrywać,
Smak ma, barwę, i własna woń się z niego dobywa —
A przecież wszystkie te cechy jedno ciało stanowią.
Tak też ciepło, powietrze i niewidoczny powiew
Tworzą, zmieszane, jedną naturę razem z ową,
Co, nie nazwana, ruchu wiecznego jest osnową
Skąd się po ciele rozchodzi czucia wrażliwość żywa.
Ona to już najgłębiej ukryta w ciele spoczywa —
Nic nie jest bardziej wewnętrzne w ludzkiego ciała osnowie;
Ona to jakby duszę samej duszy stanowi.
I równie jak po ciele, po wszystkich jego członkach
Siła ducha i duszy w drobnych zarodkach się błąka,
Z nich stworzona, w nich skryta, tak tamta siła znowu,
Dotąd nie nazwana, wśród ciała zażywa schowu
Najgłębiej. Ona to właśnie, z drobniutkich ziaren cała,
Jest duszą duszy naszej, panią całego ciała.

Podobnie tchnienie powietrza i ciepło, co w ciele mieszkają,
Muszą działać po społu i mieszać się z sobą nawzajem;
Musi jedno nad drugiem górować, a drugie spadać
Niżej, by mogły się razem na pewną jedność składać,
By ciepło i tchnienie z jednej, powietrze z drugiej strony
Idąc, nie zniszczyły czucia w ciele skłóconym.
Oto duch ciepło znaczne wskazuje, kiedy w gniewie
Ogień poczujesz w piersi, a w oczach skier zarzewie.
Zimnego nie brak mu tchnienia, kiedy w uczuciu trwogi
Dreszcz ci przenika ciało, a drżą i mdleją nogi.
Jest w nim też i powietrze spokojne, gdy na twarzy
Ni w sercu gniew ni trwoga pojawić się nie waży.
Ciepła najwięcej mają istoty krewkiego ducha,
Z sercem porywczym, co z lada powodu gniewem wybucha
Tutaj przewodzą lwy swoją mocą nieposkromioną,
Lwy, którym z piersi potężnych wybucha ryku szaloność.
Gdy w nich nie mogą wstrzymać wściekłości dzikiego strumienia.
Inny jest duch jeleni, chłodnego pełen tchnienia,
Prędzej on w ciele zimno budzi na odgłos sfory
I trwogą drży po członkach, do uciekania skorych.
Inaczej woły. Powietrza spokojnego obfitość
Gniewem ich nie zapala ni złością krwi niesytą,
Ani też trwogi bladej nie wzbudza, ni dygota
Lękiem i niepokojem — nic dla nich nie dziwota;
W środku lwów i jeleni jest miejsce ich natury.
Tak też i w ludzkim rodzie. A choć się wyda który
Nauką ogładzony najlepiej, przecie nieraz
Ślad pierwotnej natury spod tej ogłady przeziera.
Nie myśl, że to tak łatwo usunąć te ślady do szczętu,
By ten i ów o wrodzonej bojaźni nie pamiętał,
Tamten gniewu zapomniał, by znów innego trzasło
Coś, że nagle przestanie być jak to ciepłe masło.
Różnią się ludzkie natury — stąd różne usposobienia.
Wszystkich rodzajów i odmian nie będę ci wymieniać
Teraz, ani wykładać, za jaką ukrytą przyczyną
Jeden ma taką swoistą naturę, a drugi — inną,
Ni formy nazywać ziaren, z których się różność ta bierze.
Jedno ci wszakże powiem — tak pewnie, jak w to wierzę:
Ślady wpływu zarodków na ducha, których zwykle
Nie zatrze moc rozumu, tak słabe są, tak nikłe,
Że nic nam nie przeszkadza żyć godnem bogów życiem.


Art work by © Frank Brunner

Taka jest dusza. Ciało ją chroni pieczołowicie,
Ona zaś jest dla ciała strażniczką i zbawieniem,
Wspólnie się bowiem wzajem splątały ich korzenie
I trudno je rozerwać bez zguby rzeczy całej.
Równie, jak nie oderwiesz woni z kadzidła gałek,
Abyś go nie zniweczył, natury nie pozbawił,
Tak nie można i duszy z żywego ciała wyprawić
Wraz z duchem, aby przy tym całości nie naruszyć.
Zaraz-bo od początku ziarna ciała i duszy
Splotły się, by jednemu już odtąd życiu służyć.
Nie może duch ni ciało osobno sił swych użyć,
Jedno bez drugiego czucia wzbudzić nie zdoła.
Tylko we współdziałaniu ich ruchy mogą wywołać,
Wzniecić czucie, które po wszystkich się członkach rozchodzi.

Nadto i ciało samo nie zdoła się ani urodzić,
Ni rosnąć, ni w całości pozostać po pogrzebie —
Inaczej niźli woda, co ciepło straciwszy z siebie,
Ani się w sobie zmieni, ni zmniejszy się ciężarem,
Lecz zostaje. Nie tak jest ze stratą ducha ziaren.
Ale gdy dusza ujdzie z cielesnych fundamentów,
Muszą się one rozpaść, zginąć i zgnić do szczętu.

Już od początku życia uczą się one wzajem
Ruchów żywotnych wtedy, gdy jeszcze pozostajemy
W łonie matki, i kiedy przyjdzie się im rozłączyć,
Zgubą natury obu rozłąka ta się kończy.
Widzisz, że jak złączone są ich warunki trwania,
Tak złączona natura i wspólność bytowania.

Dalej, jeśli ktoś ciału odmawia czucia, wyznaje
Wiarę, że sama dusza, wszędzie zmieszana z ciałem,
Ruch podejmuje, zwany czuciem, ten bez wątpienia
Walczy przeciwko prawdzie i oczywistość zmienia.
Na czym się bowiem oprzeć, o czuciu cielesnym prawiąc,
Jeśli nie na przykładach, co się nam wszędzie jawią?
Powiesz: ciało bez duszy nie ma czucia żadnego.
Słusznie, bo to jeno traci, co nie należne do niego —
Jak wiele innych rzeczy, gdy śmierć je wygna mroźna.

Trudno rzec, że niczego oczyma ujrzeć nie można,
Lecz że to duch patrzy przez nie, jak przez otwartą bramę
Skoro zmysł wzroku wiedzie, odwrotnie, w oczy same.
Czucie wzrokowe bowiem jawnie dąży do źrenic.
Skąd też często stajemy blaskiem wpół-oślepieni,
Patrząc na lśniące rzeczy, nie widząc ich zarysu —
Drzwiom się to nie przydarza. Zresztą, co chcesz, wypisuj,
Nie drzwi, ale my sami patrzymy. Jeśli przy tym
Oczy są drzwiami tylko, to skoro drzwi wybite
(Czytaj: oczy wyjęte), duch lepiej widzieć winien
Bez przeszkód. Pięknie. Jak tu sens jaki z tego wynieść?

W tej rzeczy rozumieniu muszę cię teraz jeszcze
Przed Demokryta wielkiego mniemaniem błędnym przestrzec,
Go uczy, że ducha i ciała zarodki nie są zmieszane,
Lecz idą po sobie na przemian, jak gdyby przetykane.
Przecież zarodki duszy nie tylko są znacznie mniejsze
Od ziaren, z których się tworzy ciało nasze i mięśnie,
Ale też mniej są liczne od tamtych, i w całym ciele
Rzadziej rozsiane. Zarazem tyle mi przyznasz śmiele,
Że jakie są najmniejsze rzeczy, co swoim zderzeniem
Ruch wywołują w człowieku, czuciowe budzą wzruszenia,
Takie zarodki duszy mają od siebie drogi.
Często przecież nie czujesz pyłu, co osiadł nogi,
Albo kredy, co ciało osypie, ni wśród nocy
Mgły, ani pajęczyny, co rwiesz ją, kiedy kroczysz,
Albo gdy ci na głowę spadnie jej kilka nitek
Nie poznasz, ani kiedy pióreczka rozmaite
Ptasząt na barki sfruną, albo te puchy zwiewne,
Co, jeszcze lżejsze trochę — a w niebo pójdą pewnie.
Nie czujesz też, jak lekko pełza po twojej skórze
Mały owad, nie czujesz śladu drobniutkich nóżek
Komara, czy też innych stworzeń. Bo bardzo wiele
Ziaren poruszyć trzeba, by ruch odczuły w ciele
Duszy twojej zarodki, po członkach rozmieszczone
Rzadko, z dala jedne od drugich, by mogły pokonać
Odległość, która je dzieli, doskoczyć do siebie, potrącić
Wzajem, zderzyć ze sobą i znowu się rozłączyć.

Duch niźli duszy siła więcej dla życia znaczy,
Mocniej je trzyma w ryzach i lepiej na nie baczy.
Bez umysłu i ducha, wbrew jego władnej sile,
Żadna drobina duszy nie pozostanie chwilę
W ciele, lecz w jego ślady w powietrze wnet ucieka,
Puste pozostawiając, chłodne zwłoki człowieka.
Ten zaś, koniu pozostał duch w piersi, trwa żywotnie,
Choć mu członki odejmiesz, ciało poranisz i potniesz,
Choć dusza ujdzie z niemi i tylko kadłub cały —
Żyje, wdycha powietrze do piersi ocalałej.
Jeśli część stracił duszy, a nie utracił ducha,
Jeszcze w pół-martwym ciele życie można rozdmuchać.
Równie, jeśli źrenica została w oku zdrowa,
Reszta ranna — to jeszcze zdolność widzenia zachowasz,
Byłeś do szczętu nie zniszczył wszystkiego, co jest dokoła.
Bo wtedy i źrenica sama się ostać nie zdoła,
I bez zatraty wzroku nie da się to wykonać.
Za to gdy część ta niewielka, środkowa, zostanie zniszczona,
Zaraz ci gaśnie światło, ciemności cię otoczą,
Chociażbyś resztę gałek zdrową zostawił oczom.
Takie też ducha z duszą przymierze wiąże stałe.

Teraz pieśni posłuchaj, na twego życia chwałę
Długo szukanych w sobie, w miłym pisanych trudzie,
Byś poznał, że i rodzić się musi, i śmierci nie ujdzie
Duch zarówno jak dusza w każdym żywotnym stworzeniu.
Dla zrozumienia rzeczy w jednym je bierz imieniu
I kiedy mówić będę o duszach, że śmiertelne,
Zaraz i duchy dołącz w pojęcie nierozdzielne,
Jedno tu bowiem znaczą: wspólnoty łatwo dociec.
Najpierw tedy dowiodłem, że dusza w swej istocie
Z ziarn drobniutkich, o wiele drobniejszych niźli woda,
Mgła albo dym się składa; stąd większa jej swoboda
I ruchliwością tamte przewyższa znacznie, za lada
Drgnieniem, przyczyną najlżejszą, w ruch delikatny wpada.
Nawet mgły albo dymu poruszyć ją mogą obrazy —
Bywa, że we śnie widzimy wznoszące się sponad ołtarzy
Dymy i lekkie opary. A sny te stąd powstają
Bez wątpienia, iż rzeczy obrazy nam wysyłają.
Teraz więc, kiedy widzisz, jak z naczyń roztłuczonych
Ciecz bokami ucieka, lejąc się na wsze strony,
Jak i mgła, i dym lekki w powietrzu się rozpływa,
Uwierz, że dusza równie z ciała się wydobywa,
Prędzej nawet — i ginie żywotna jej potęga,
Kiedy się w drobne ziarna natura jej rozprzęga.
Wszak ciało jak naczynie obwiera ją dokoła,
Jakże więc po stłuczeniu wstrzymać ją w sobie zdoła,
Słabe od krwi upływu, i jakże można wierzyć,
Że powietrze w krąg opór stawi jej, jak należy,
Skoro rzadsze od ciała i samo w ciele mieszka?




Wiemy przecież, że ciału i duszy jedna ścieżka
Od narodzin, przez rozrost, aż do starości dana.
Przecież chłopiętom małym krok każdy gnie kolana,
Dusza zaś równie słabym i wątłym krokiem stąpa.
Później, gdy przyjdzie dojrzałość, w tężyznę i siły nie skąpa,
Umysł jest także jaśniejszy i większa duszy siła.
Kiedy już wreszcie ciało moc czasu nadwątliła,
Kiedy osłabłe członki tężyznę swą utracą,
Giną zdolności, umysł nuży się lada pracą,
Język się plącze, aż naraz wszystko się w śmierć pogrąży.
Zatem, jak dym, tak duszy natura musi dążyć
W strefy powietrzne, by tam się rozproszyć. Bo razem z ciałem
Rodzi się, razem rośnie, a gdy już sił nie staje,
Musi z niem razem runąć pod wieku uderzeniem.

Dalej widzisz, że równie jak ciało zna cierpienie
Chorób i bólów różnych, tak też i duszy nieraz
Smutek, trwoga, zmartwienie wcale nie mniej doskwiera —
Stąd też i dusza w śmierci musi swój udział znaleźć.
Bywa też, że w chorobie umysł odchodzi w dale
Mroczne i błądzi po nich, i plecie wszelkie brednie.
Powieki opadają i głowa, a dusza biegnie
Zapaść w sen ciężki, przedsmak wieczności przynoszący.
Wtedy już i świadomość, i pamięć w niej się kończy —
Już nie poznaje twarzy bliskich, nie słyszy wołań
Krewnych, co chcą ją wrócić i płaczą dookoła.

Przeto trzeba i duszy równą śmiertelność przyznać,
Skoro i ją, jak ciało, trapi choroby trucizna.
Bowiem na iluż zgonach mogliśmy sprawdzić oba,
Że śmierci jest rzeźbiarką i boleść, i choroba.
Czemuż wreszcie człowieka bierze po piciu wina
Moc gorąca i ostra? Czemu kolana zgina,
Czemu członki tak ciążą, czemu język drętwieje,
Czemu rozum zawodzi i myśl zbłąkana szaleje,
Oczy zachodzą łzami, i na kształt pijanej muzyki
Płacz się rozlega i kłótnie, przekleństwa i wściekłe okrzyki?
Stąd pewnie, że moc wina ma zdolność nagłych zmąceń
Duszy, choć ona mocno tkwi w ciele szalejącym.
Co zaś się daje wstrząsnąć, nie zdoła ujść swej zguby
Przez groźniejszą przyczynę, mogącą spokój luby
Zniszczyć i bytu rzeczy przekreślić całą przyszłość.
Często komuś, chorobą nagłą tkniętemu, przyszło
Na oczach naszych upaść, jak pod pioruna ciosem:
Pianę ów biedak toczy, nie swoim bełkoce głosem,
Traci przytomność, drży cały, rzuca się, miota i jęczy,
Mięśnie nadmiernie wytęża i ciało wysiłkiem męczy —
Bowiem choroba okrutna pędzi po ciele całym
Duszę srogo targaną, piany sączącą białe,
Niczym odmęty morskie wichrem szarpane nieraz.
Jęk przez to się dobywa, że członki ból rozdziera
I że zarodki głosu, na zewnątrz wypierane,
Pędzą na świat przez usta, dokąd je, niewstrzymane,
Zwykła i przyrodzona ścież wiedzie, jak przez bramę.
Traci przytomność chory przez ducha i duszy zamęt,
Gdyż ich moc, jak mówiłem, rozdarta, rozproszona
Jadem choroby, wokoło miota się jak szalona.
Potem, gdy już odstąpi choroby nagły powód,
Gdy ciecz złośliwa do swoich kryjówek wróci znowu,
Wtedy jeszcze chwiejący się, słaby, podnosi się człowiek,
Z wolna wracają mu zmysły i jasno robi się w głowie.
Jeśli więc, jeszcze w ciele będąc, chorobą i bólem
Może się wstrząsnąć dusza, może rozdarciu ulec,
Jakże wierzyć, że kiedy śmierć ją z ciała wygoni,
Zdoła trwać na powietrzu i wichrom się obronić?

Skoro widać, że umysł, jak ciało chorowite,
Leczyć można i lekiem zmiany w nim czynić przy tym,
Dowód to znów, że umysł śmiertelną ma naturę.
Trzeba-bo albo dodać cząstki, albo niektóre
Odjąć lub zmienić ich układ, inaczej cząstki rozdzielić,
Gdybyśmy ducha, czy inną jakąś naturę, chcieli
Zmienić choć trochę. Bo jakże zmienić można inaczej?
Lecz to, co nieśmiertelne, nie może nic utracić.
Obcy mu równie ubytek, jak nowych cząstek dodanie.
Cokolwiek bowiem w przemianach wyjdzie poza swój kraniec,
Umiera, i już nie ma tego, co przedtem było.

Zatem, czy duch choruje, czy leku zmieniony siłą
Krzepi się — jedno świadczy: że jest śmiertelny. Tak oto
Znowu niezbita prawda staje do walki z głupotą,
Ściska ją i osacza, i z każdej bijąc strony
Drogę zamyka kłamstwom mędrków niedouczonych.

Art work "Vessel" © by Jay-Bendt

Często przecież widzimy, jak człek, gdy duch ma uciec,
W każdym członku powoli traci żywotne czucie.
Najpierw mu nóg paznokcie i palce będą sine,
Potem martwieją stopy i uda, potem inne
Członki z kolei zimnem śmierć obejmuje. Owoż
Jeśli duch niknie z ciała nie zaraz, lecz stopniowo,
Musisz naturę jego nazwać śmiertelną. Przecie
Gdybyś myślał, że ona powoli zdoła przeciec
Z członków na jedno miejsce i tam swe ziarna pozbierać,
Z wszystkich członków czucie unosząc, to przyznaj teraz,
Że w miejscu tym, gdzie tyle duszy byś ściągnął z ciała,
Siła i zdolność czucia byłaby niebywała.
Lecz miejsca nie ma takiego: więc dusza, jak rzekłem już nieraz,
Rozproszona z ciała uchodzi, a zatem — umiera.
Gdyby już się koniecznie na fałsz ten jawny godzić,
Że dusza skupia się w ciele, gdy życie z człowieka uchodzi,
Z wolna światło istnienia gasząc mu, wtedy nawet
Śmiertelność wciąż dla duszy koniecznym będzie prawem.
Bo za jedno, czy zewnątrz w powietrzu zginąć zdolna,
Czy przez ściśnienie cząstek w głaz się zamienia z wolna
W ciele, skoro wciąż bardziej i czucie wszędy ginie,
I życie zewsząd z ciała uchodzi w śmierci godzinie.

Skoro duch jest częścią człowieka, co tkwi niezmiennie
W miejscu własnym, jak czucie, smak. słuch, wzrok, powonienie,
Które kierują życiem, to równie jako uszy,
Oczy, nos, ręka z dala nie mogą czuć ni ruszyć
Wrażeń naszych, ni istnieć oddzielnie, lecz po małym
Czasie gniją i giną, tak duch nasz, częścią czy cały,
Sam przez się nie jest zdolny bez ciała, bez człowieka,
W którym się mieści niby w naczyniu, żyć z daleka.
Może i zła ta przenośnia, i znajdzie się inna, co ściślej
Wskaże, co o spójności ciała i duszy myślę.

Wreszcie ducha i ciała potężny związek, spójnia
W sił ich żywotnych działaniu wzajemna jest i wspólna:
Ani ducha natura bez ciała ruchu stworzyć
Nie potrafi, ni ciało pełnią swych zmysłów ożyć
Ani trwać, gdy już duszę oddało śmierci mrokom.
Równie jak od korzeni swych oderwane oko
Samo nic nie zobaczy, nie pozna dnia ni nocy,
Tak duch i dusza same nie mają żadnej mocy.
Słusznie, gdyż przemieszane po mięśniach, nerwach i kościach
Cząstki ich dzierży ciało, tak że nie mogą się rozpaść,
Odbiec wzajem daleko, swobodnie się rozłączyć,
Ale — zamknięte — wzbudzają ów ruch, wrażliwość dający,
Który im na powietrzu nie da się zastosować
Z braku oparcia ziarnom, kiedy je śmierć surowa
Wygna w przestrzeń luźniejszą i pustszą bez ochyby.
Ciałem by żywym było powietrze wówczas, gdyby
Mogło duszę zatrzymać, z duszą tych ruchów zdolność,
Jakie jej tylko w żywym ciele wywołać wolno.
Dlatego przyznaj szczerze, że gdy ciała pokrywa
Pryśnie, gdy dech żywotny na zewnątrz się dobywa,
Czucie ducha i duszy rozwiewa się i ginie,
Bo trwać i działać może w związku z ciałem jedynie.

Jeśli ciało utraty swej duszy znieść nie może,
Psuje się i rozkłada, i gnije coraz gorzej,
Czemu wątpić, że duszy siła, wydarta z trzewi,
Niknie rozwiana wkoło, jak lekkie dymu zwiewy?
Że martwe ludzkie zwłoki, kiedy w nich życie zginie,
Przez to leżą zmienione, wystygłe i w ruinie,
Gdyż puściły ich więzy, kiedy dusza przez członki
Rwała w bólu gwałtowne drogi dla swej rozłąki,
Wstrząs sprawiając od podstaw? Stąd poznasz, że rozdzielona
Duszy natura uchodzi z ciała, gdy człowiek kona,
l że nim jeszcze wyjdzie, nim w wietrze się rozpłynie.
Już się w ciele rozdziera, już jako całość — ginie.

Bywa, że duszą, choć granic życia nie przekroczyła,
Nagle targnie gwałtownie jakaś przyczyna niemiła.
Widać, jak pragnie z ciała odejść, jak się wydziera.
Członki bezkrwiste zwisają bezwładnie, blednie cera,
Jakby już człowiek umierał. Wtedy wołamy wkoło,
Że ktoś omdlał, zasłabnął, wodą skrapiamy czoło,
Staramy się przywrócić przytomność i co żywo
Chwycić duszę, i wstrzymać choć za ostatnie ogniwo.
Wtedy umysłu i duszy tak jest zachwiana potęga,
Że razem z ciałem już niemal ulega, już się rozprzęga —
Powód choć trochę silniejszy do szczętu by ją zniweczył.

 __________________________________


Koniec Części IV
Cdn...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

Świat jest pełen symboli: K (Część II)