"Teogonia" - Hezjod. Narodziny bogów czy Narodziny religijnej niewoli rodzaju ludzkiego?




Zanim przejdę do właściwego tekstu, z którym zetknęłam się po raz pierwszy naście* lat temu, czytając jedną z książek mojego pape, słowem wstępu chciałabym podzielić się z Wami czymś, co od dłuższego czasu, bodajże od roku, kiedy to zmienił się mój światopogląd, mocno mnie zaprząta.

Dziś rano, bliska mi osoba rzuciła pewne słowa, które stały się dla mnie przyczynkiem do tego wywodu z racji tego, iż pape nigdy nie używał takich określeń, całe życie pozostawał wierzący i chcę podkreślić, że wciąż za takiego się uważa. Nasza wspólna rozmowa zeszła w pewnym momencie na temat: Jak długo ludzie będą siebie mordować, jako rodzaj - rasa -- nie przejdziemy na wyższy poziom rozwoju, ludzkiej ewolucji -- jak zwą to niektórzy. Zastanawialiśmy się zatem, dlaczego ludzie nie potrafią tego zrozumieć? Dlaczego słowa ich przywódców, tak politycznych, klasowych jak i religijnych, są dla nich ważniejsze niż pokrewieństwo z własnym rodzajem? Skąd bierze się nienawiść, która rozrywa nasz świat od tysięcy lat? Dlaczego jedynym sposobem przekonania drugiej osoby do swoich racji jest krzywdzenie jej? Dlaczego śmiemy zasłaniać się ideologiami, antagonizmami, wymyślonymi przez nas samych pojęciami, jakże kulawą wiarą w to, że nasi bogowie są lepsi, od innych? Dlaczego odbieranie ludziom życia jest takie proste i dlaczego każdorazowo, gdy tak czynimy, usprawiedliwiamy swoje Zło "wolą boską", "jakimś planem"??

I wtedy -- gdy tak rozmawialiśmy -- pape powiedział coś, co ja osobiście powtarzam mu podczas naszych wspólnych dyskusji, od dawna: "To wszystko wina religii!". Muszę wam wyznać, że wstrząsnęły mną te słowa, wypowiedziane z taką mocą. Jakie to dziwne. Usłyszeć po tylu latach z ust głęboko wierzącego człowieka, choć wiarą prostą, nie podpartą wiedzą w zakresie świętych ksiąg, słowa, które zgadzają się z moim własnym światopoglądem, do którego doszłam poprzez nagłe przebudzenie, zrozumienie, że za tym wszystkim, czego nauczają nas od tysięcy lat ludzie władzy:  świeckiej i religijnej, czai się jakieś Kłamstwo.

Z ręką na sercu wyznaję, że odkąd sama przestałam wierzyć, nigdy, ale to nigdy, podczas żadnej z naszych rozmów, nie próbowałam odwodzić pape od jego wiary. Zresztą nie byłabym w stanie a jako że koffam Go z całego serca, nigdy bym sobie nie darowała, gdybym czymkolwiek go zraniła. Wręcz przeciwnie, zawsze, dyplomatycznie podkreślałam, że to czy Bóg -- istnieje czy nie, nie jest kwestią która mnie zajmuje. Nie ma wszak ani dowodów na jego istnienie, ani na nie-istnienie. Nie jestem typem człowieka, który stara się dochodzić jego istnienia czy udowadniać innym, że go z całą pewnością nie ma, jak czyni to wielu wojujących ateistów, bo nie w tym rzecz. Jedyne, co mnie niepokoi, od pewnego czasu także irytuje i odrzuca, to świadomość, że systemy religijne -- wszystkie, jakie istnieją na naszej planecie, począwszy od monolitów monoteistycznych, takich jak: Judaizm i Chrześcijaństwo, politeizmy z Azji i reszty świata, głównie z Hinduizmem czy Buddyzmem na czele (choć ten ostatni nie jest religią sensu stricte, lecz pewnego rodzaju systemem filozoficznym) a zwłaszcza takie wypaczone ideologie jak islam, zakładają "nieomylnie", że tylko One i nikt poza nimi, poznały prawdziwą naturę boga czy bogów. A więc każdy, poza nimi, jest grzesznikiem, niewiernym, złym człowiekiem, jest skazany na wieczne potępienie i tylko Oni ujrzą Niebo. W imieniu swoich dogmatów, mordują siebie nawzajem: światem wciąż wstrząsają Wojny Religijne. Prym oczywiście wiedzie w nich islam, ale w taki czy w inny sposób, tyrania nad umysłami i wolnością sumień, ma miejsce wszędzie tam, gdzie jakaś religia ma większość a żyjąca tuż obok mniejszość, ośmiela się wierzyć w coś innego. Nie ma więc racji ten kto powie, że tylko islamiści mordując szerzą swoją wypaczoną hegemonię. W Indiach powiedzmy podobny los spotyka Chrześcijan z ręki Hinduistów; na Dalekim Wschodzie Maoiści prześladują Buddystów; w Afryce animistycznej, dzień w dzień życie tracą zarówno wyznawcy Jezusa, jak i wszyscy inni, którzy śmią przeciwstawić się islamowi. I tak bez końca.... A dlaczego?

Dlatego, że Bóg tego od Nas oczekuje? -- tak mam to rozumieć? Czy Bóg ma zatem schizofrenię paranoidalną? Czerpie jakąś chorą radość z tychże wojen, skłócając swoje dzieci od tysięcy lat? Zapewne znacie stary mit o Wieży Babel. Kiedy przed nastu laty zadałam pewnemu katechecie (księdzu katolickiemu by the way) pytanie:
Dlaczego Bóg, który tak ukochał człowieka, że dał mu mózg i wolną wolę, który kocha pokój, jedność wszystkich ludzi, miałby w chwili, kiedy pierwszy raz w historii zjednoczyli się ze sobą i wznieśli pierwszą Cywilizację (mieli więc dość rozumu, aby ze sobą nie walczyć, lecz jednomyślnie skupili się na budowaniu czegoś wielkiego, wzniosłego) mieszać ich języki, tak iż rozpędzeni na cztery wiatry zaczęli od tego momentu ze sobą walczyć? -- Tak bowiem przedstawia tę opowieść Biblia.
Nie jestem znawcą Pisma, choć czytałam Torę i obie księgi Chrześcijan, ale jak dla mnie taki Bóg, któremu zależy na wojnach, podzieleniu i przede wszystkim ludzkiej ciemnocie, w najlepszym razie zasługuje na miano islamskiego bożka. Wówczas ów ksiądz spurpurowiał na twarzy i odtąd unikałam go szerokim kołem, bo ilekroć mnie widział, zaciskał pięści. Nigdy nie udzielił mi odpowiedzi, ale pamiętając inne jego teorie, że to nie Kościół wszczął Inkwizycję (pewnie kosmici) wcale mnie to nie zdziwiło. Nie, moi koffani. Takiego bożka stworzyli Oni.

Ludzie władzy: politycy, ludzie z kasą, ludzie dla których władza i pieniądze są wszystkim. Tak przeraźliwie boją się stracić panowanie nad miliardami dusz, iż na jakiekolwiek zdanie dotyczące alternatywnego dochodzenia do Boga, szukania innej drogi duchowej, reagują okrzykiem: Herezja. Tylko czy jeśli odrzucam głupotę, szerzenie nienawiści w imię ich stale napełniających się i coraz to tłuściejszych brzuchów, jeśli na własną rękę staram się zrozumieć przyczyny zaistnienia życia we Wszechświecie (nie mam wszak podstaw aby twierdzić, że na końcu swych poszukiwań nie znajdę Boga, bo któż to może wiedzieć z całą pewnością?), pragnę poszerzać swoją wiedzę, wierzę, że człowiek jest czymś więcej niż tylko bezrozumnym cielęciem czy owcą, która zasługuje wyłącznie na składanie jej w całopalnej ofierze na kamiennym ołtarzu jakiegoś bóstwa, tak jakby Stwórca Wszechświata takowej "ofiary" w ogóle potrzebował; jeśli nie godzę się na ciągłe tłumaczenie, że Zło w świecie jest częścią jakiegoś odwiecznego planu; że tylko i wyłącznie przez cierpienie mogę zasłużyć w oczach tegoż bóstwa na Raj, to czy ktokolwiek, a zwłaszcza Ci, którzy sami nie przestrzegają zasad, które sami spisali przed wiekami, ma prawo wytykać mnie palcem, ba, twierdzić, że się mylę, bo tylko On ma rację?

Przez prawie 30 lat swego życia wierzyłam głęboko i szczerze, trzymając się jednocześnie z dala od wiedzy, od zrozumienia, bo kapłani twierdzili, że "Nam, szaraczkom, nie przystoi zadawać niektórych pytań. Trzeba nam wszystko przyjmować na wiarę, lepiej nie wiedzieć, niż dopytywać się a potem zacząć błądzić". Ufałam Im, tak jak ufam papie. Nawet kiedy co rusz ścierałam się z kapłanami, którzy na potęgę łamali "prawo" i wcale się z tym nie kryli. Lecz kiedy coś lub ktoś pomógł mi zrozumieć, że ich systemy nie wyrażają prawdy o naszym istnieniu, lecz jedynie zapewniają im wikt i opierunek, zaczęłam szukać alternatywnej drogi. W ten sposób zawędrowałam do ateizmu. Lecz i tam, o dziwo, nie znalazłam wyjaśnienia. Gdyby ludzie szerzący ateizm, kierowali się tak jak ja, umiłowaniem prawdy, dociekaniem, przemożną chęcią zgłębienia tajemnic Wszechświata oraz naszej w nim roli, to atakując "religie" i ludzi wierzących, winni posługiwać się nieco innymi argumentami. Owszem, mówią dużo i dobitnie o tym, że religie szerzą nienawiść rasową, lecz nie szukają niczego poza narzędziem do eksterminacji wiary w ogóle. A to, jako osobie otwartej na człowieka i cały wszechświat, który wydaje mi się najwyższym celem istoty ludzkiej, jest głęboko niepoprawne. Cóż nam do wiary? Religie to inna rzecz. Wszystkie systemy religijne z całą ich hierarchią, zostały stworzone przez człowieka żądnego władzy. Ale "wiara"? Cóż nam do tego, w co człowiek wierzy w skrytości serca? Cóż nam do jego myśli i wolnej woli?

Myślę, że kluczowym punktem, nad którym winni skupić się wszyscy otwarci na dyskurs ludzie, zarówno agnostycy, do których nieśmiało powiem, że się zaliczam, jak i ludzie z dość szerokiego wachlarza duchowej wspólnoty, jest zrozumienie różnicy pomiędzy: "religią" a "wiarą". Nikt tego -- jak na razie -- nie czyni. Lecz stale ze sobą walczymy: słownie i fizycznie. Walka przynosi wyłącznie cierpienie, śmierć, nienawiść. Nie może być pokoju w miejscu, w którym stale zaprzeczamy, że jesteśmy Jednością.
Jednością -- jako rasa, rodzaj ludzki, który jest tak wyjątkowy, że bez względu na to czy Bóg istnieje, czy nie, bez względu na to czy zajmują Go nasze sprawy, czy może dawno stąd odszedł i tworzy wciąż nowe światy, iż sama ta wiedza, winna Nas łączyć. 
Tymczasem zamiast myśleć samodzielnie, pozwalamy aby mniejszość niedorozwiniętych duchowo i intelektualnie kapłanów (wszelkich religii i obrządków), jak i chorych na manię wielkości polityków oraz ludzi, dla których pieniądz to bóg, stwarzała nam pozory. To, koffani, że nie widzicie wokół siebie klosza czy prętów klatki, nie oznacza wcale, że w niej nie tkwicie. Tą klatką jest przeświadczenie, że się od siebie różnimy czymś więcej niż tylko kolorem skóry, językiem czy płcią. Po to właśnie stworzono religie i systemy polityczne. Stworzono granice i wmówiono Nam, że ten jest dobry, a sąsiad jest zły. Ten Bóg jest lepszy a Niewiernego winno się tępić jak pasożyta. Czy naprawdę nie rozumiecie, że jedynymi pasożytami na tej planecie są ludzie władzy??

To Oni żyją jak trujący bluszcz, czerpiąc przyjemność i władzę z naszego, ogólnoludzkiego podzielenia. To Oni narzucili nam oderwany od Natury porządek, zasłonili niebo sztywnymi zasadami, które w żaden sposób nie są w stanie przybliżyć nas do Boga i siebie nawzajem, lecz jedynie chronią Ich samych przed naszym, jakże słusznym gniewem. Po to właśnie są państwa, granice, paszporty, języki, religie i cały tabun ograniczników, na czele z tonami żelastwa, które zaśmiecając naszą orbitę, zamiast wpatrywać się w kosmos, stale podglądają nas samych przy śniadaniu i obiedzie. Po to są banki i kredyty, za pomocą których trzymają Nas, braci i siostry, na smyczy. Prawa przez nich tworzone są dla Nas kagańcem a medialna zmowa, ze wszystkimi słupkami poparcia, ma za zadanie ukryć przed Nami prawdę, że od dekad każde wybory parlamentarne są fałszowane i to nie tylko w PL, lecz na całym świecie. Bo jak inaczej zapanować 1% chorych psychicznie degeneratów duchowych nad 99% wolnych elektronów, jak nie wmawiając Im, że System jest im potrzebny, ten System, te układy i dogmaty, bo inaczej zapanuje  Chaos.

Nie wiem jak Wy...  Ale dla mnie Chaos zapoczątkował powstanie życia we Wszechświecie. Czy stał za tym Bóg, czy tylko i wyłącznie jakaś potężna, nieskończona siła-energia, to bez znaczenia. To kwestia nazewnictwa i wolnej woli. Wierzę gorąco, że jak długo ludzkość nie wybierze -- świadomie, bez pomocy, tzw. "pośredników" politycznych, finansowych i religijnych -- drogi pokoju, poprzez jedność, zadawanie pytań i szukanie nań odpowiedzi, bez uciekania się do przemocy jako argumentu; jak długo nie zrozumiemy, że wszyscy jesteśmy ze sobą spokrewnieni (jeśli któreś z Was ma rodzeństwo winno to zrozumieć*, to takie proste...), bez względu na to gdzie mieszkamy, jak wyglądamy i jak mówimy, wszyscy wywodzimy się od tych samych, pra-rodziców, tak długo będziemy cierpieć i zamiast się rozwijać, znowuż cofną Nas w rozwoju na tysiące lat.

Jesteśmy wielką rodziną, którą "czarne owce" -- ci, którzy już w piaskownicy marzą o tyranii -- od tysięcy lat skłócają. Jeśli Bóg istnieje -- jak twierdzą ludzie wiary, jako Doskonałość kompletna, nie może pragnąć podzielenia a to właśnie wmawiają nam religie świata. Bóg skłoniłby Nas do braterskiej miłości, dając nam choćby jakiś znak. Nie wiem jaki, ale historia z Wieżą Babel jest tak absurdalna, że aż brak mi słów. Nie wierzę w Boga słabego, ułomnego i krótkowzrocznego, bożka, który od tysięcy lat ciągnie różne ludy przeciwko sobie, bożka, który tylko w ogniu cierpienia, potrafi ocenić, czy ten lub tamten zasługuje na Raj czy nie. A takie idee powielają światowe religie.

Pora wrócić do korzeni, Koffani. Świat, my sami a także przyszłe pokolenia, potrzebują tego rozpaczliwie. Nasza planeta cierpi. Nam po prostu nie wolno dopuścić, aby chorzy umysłowo ludzie, żądni fortuny, zabijali ją na naszych oczach. Nie wolno Nam uwierzyć, że Nasz głos się nie liczy, że nic od Nas nie zależy. W dniu, w którym w to uwierzymy, będzie Naszym ostatnim. Jeśli nie chcemy, aby cały nasz świat zamienił się w pustynię rodem z Marsa, pora się przebudzić. Jesteśmy Jednością, jesteśmy cudem, który nie wiadomo czy zaistniał gdziekolwiek indziej poza tą maleńką, błękitną planetą. Dość zabijania, dość okłamywania, dość nienawiści, dość dogmatów, które zamieniają serca w lód i zamykają umysły na Prawdę.


~ Nadszedł czas, aby się Przebudzić! ~





~ TEOGONIA ~

(tekst zaczerpnięty ze strony: www.zrodla.historyczne.prv.pl)



Od helikońskich Muz rozpocznijmy nasze śpiewanie - one to Helikonu szczyt dzierżą wielki i boski i dokoła ciemnego źródła miękkimi stopami tańczą i wokół ołtarza przepotężnego Kroniona; i delikatne ciała obmywszy wodą z Permessu albo z Końskiej Krynicy, albo z boskiego Olmeju, korowody zawiodły na Helikonu wierzchołku, piękne, budzące tęsknotę - stopami tupnęły w ziemię - skąd ruszyły okryte gęstymi mgły oparami, całą noc biegły i głosem wykrzykiwały przecudnym, chwaląc Dzeusa, co dzierży egidę, i Herę czcigodną z Argos, która na nogi wzuwa złociste sandały, córkę Egidodzierżcy, o modrych oczach Atenę, Feba Apollona oraz Artemis łuczniczkę i Posejdona, lądu władcę, co trzęsie ziemiami, i Temidę godną, Afrodytę z oczami skrzącymi, Hebe ze złotym wieńcem, a także Dione, Leto oraz Japeta i przemyślnego Kronosa, Eos, wielkiego Heliosa oraz błyszczącą Selene, Ziemię, Okeanosa wielkiego oraz Noc czarną, innych też nieśmiertelnych ród święty zawsze żyjący.


One to kiedyś Hezjoda uczyły pięknego śpiewu, kiedy owce wypasał u stóp Helikonu boskiego. Takie słowa najpierwsze wyrzekły do mnie boginie, Muzy z Olimpu, córy Dzeusa, co dzierży egidę:

„O pastuchy wiejskie, zakały, brzuchy wyłącznie! Wiemy, jak głosić kłamstwa liczne do prawdy podobne, wiemy też, gdy zechcemy, jak rzeczy prawdziwe obwieszczać".

Tak powiedziały córy Dzeusa wielkiego wymowne oraz laskę mi dały, różdżkę kwitnącą wawrzynu cudną zerwawszy; natchnęły mnie także wieszczym śpiewaniem, abym wysławił, co będzie oraz co było dawniej, i nakazały opiewać ród szczęsnych zawsze żyjących oraz je same zawsze: i na początku, i z końcem. Ale cóż ja tu plotę bajki o dębie i skale?


Ty -- od Muz rozpocznijmy, co ojcu Dzeusowi hymny, serce mu wielkie ciesząc, śpiewają na Olimpie, opowiadając, co jest, co będzie oraz co było, głosem zgodnie dźwięczącym. I płynie pieśń bez ustanku z ust ich słodka, i śmieje się całe ojca domostwo, Dzeusa grzmiącego rozgłośnie, gdy głos ich słodki jak lilie tu rozbrzmiewa, i dźwięczy wierzchołek śnieżnego Olimpu i nieśmiertelnych pałace. A one, wydając głos boski, bogów ród czcigodny najpierw sławią w swej pieśni od początku, gdy Ziemia i Niebo szerokie na świat ich wydały - bo z nich ród bogów, szczęścia rozdawców.


Potem z kolei Dzeusa, ojca i bogów, i ludzi, odeń hymn zaczynają i na nim kończą boginie, jak to z bogów najlepszy jest i potęgą największy. Wreszcie ród ludzki śpiewając oraz potężnych Gigantów, serce radują Dzeusa, co mieszka na samym Olimpie, Muzy z Olimpu, córy Dzeusa, co dzierży egidę. Urodziła je ojcu w Pierii z Kronidą złączona Mnemosyne, władczyni żyznych ziem Eleutheru, jako klęsk zapomnienie i uwolnienie od troski. Dziewięć nocy się łączył z nią Dzeus o myśli rozumnej, z dala od nieśmiertelnych do łoża świętego wstępując; kiedy zaś rok przeminął i pory krąg zatoczyły, gdy minęły miesiące i wiele dni upłynęło, ona cór dziewięć zrodziła jednakiej myśli -- w ich piersiach troska tylko o pieśni, gdy serce wolne od strapień – niemal u najwyższego wierzchołka śnieżnego Olimpu. Tam są ich korowody błyszczące i piękne domostwa, obok nich zaś Charyty i Himeros mają siedziby.




Pośród uczt głos pieszczony wydają one z ust swoich, prawa wszystkim śpiewają, a także zacny obyczaj, nieśmiertelnych chwalą pieszczony głos wydające. One więc ku Olimpowi szły, głosem pięknym się szczycąc, nieśmiertelną melodią. A ziemia czarna odbrzmiewa, gdy śpiewają, uroczy od stóp ich niesie się tupot, kiedy dążą ku swemu ojcu, co rządzi na niebie, piorun w dłoniach dzierżąc i grzmot, co echem rozbrzmiewa; siłą ojca Kronosa zwyciężył, wszystko też dobrze nieśmiertelnym rozdzielił i mądrze przyznał zaszczyty.


To więc śpiewały Muzy, co na Olimpie mieszkają, dziewięć cór wywodzących ród swój od Dzeusa wielkiego: Klio i Euterpe, i Thalia, i Melpomene, Terpsychora, Erato i Polihymnia, Urania i Kalliope - a ona jest najznaczniejsza wśród wszystkich, ona bowiem też królów czcigodnych jest towarzyszką. Kogo zaś zechcą uczcić córy wielkiego Dzeusa i zobaczą, że jest on z królów przez Dzeusa chowanych, temu one na język rosę leją przesłodką – wnet z ust jego popłyną słowa miodowe, a ludzie wszyscy na niego patrzą, kiedy rozsądza rozprawy prostym wyrokiem; a gdy nieomylnym słowem przemówi, zaraz spór, choćby wielki, zręcznie do kresu przywiedzie. Wtedy bowiem rozumni królowie, kiedy to ludziom pokrzywdzonym na miejscu dają zadośćuczynienie, łatwo ich przekonując i łagodnymi słowami. Kiedy król na zebranie przychodzi, czczą go jak boga za boską skromność, tak się wyróżnia wśród przychodzących – tak jest wielki dar święty Muz dla rodu ludzkiego. Bo to od Muz i od tego, co z dala trafia strzałami – Apollona, pieśniarze na ziemi są i kitarzyści, a od Dzeusa królowie - i szczęsny ten, kogo Muzy ukochały, bo z ust mu głos płynie pełen słodyczy. Nawet jeśli ktoś w piersi ból nosi świeżo doznany, serce zgorzałe mu jęczy, to jednak gdy pieśniarz-aojdos, sługa Muz, mu zaśpiewa o czynach ludzi dawniejszych i o bogach szczęśliwych, co na Olimpie mieszkają, zaraz mu myśl odmieni, zapomni i nie spamięta trosk swych, bo szybko odwróci wszystko dar bogiń.


Szczęścia, dzieci Dzeusowe, i dajcie mi pieśń uroczą! Sławcie ród nieśmiertelnych święty zawsze żyjących, co się zrodzili z Ziemi i gwieździstego Nieba, z Nocy też, i tych przez Morze słone żywionych, i powiedzcie, jak najpierw powstali bogowie i ziemia, rzeki także i morze bezkresne, szalone falami, gwiazdy rozbłyskujące, niebo szerokie nad nimi; jak się z nich narodzili bogowie, szczęścia rozdawcy, jak podzielili bogactwo, jakie rozdali zaszczyty i jak najpierw posiedli Olimp o jarach rozlicznych. Tak mi śpiewajcie, Muzy, co macie dom na Olimpie od początku, powiedzcie, co z tego pierwsze powstało! 


Zatem najpierwej powstał Chaos, a zasię po nim Ziemia o piersi szerokiej, wszystkim bezpieczna siedziba nieśmiertelnym, co dzierżą wierzchołki śnieżnego Olimpu i mglistego Tartaru w głębi ziemi o drogach szerokich, potem Eros, co jest najpiękniejszy wśród nieśmiertelnych, członki rozluźnia i wszystkim bogom jednako i ludziom, serca w piersi ujarzmia oraz ich wolę rozsądną. A z Chaosu Erebos oraz Noc czarna powstały, z Nocy z kolei Eter jako też Dzień się zrodziły, których zrodziła brzemienna, z Erebem w miłości złączona. Ziemia zasię najpierw zrodziła sobie równego Uranosa gwiezdnego, ażeby okrył ją całą, żeby być szczęsnym bogom zawsze bezpieczną siedzibą. Góry zrodziła wysokie, czarowne schronienie bogiń Nimf, które zamieszkują góry pocięte jarami. Ona też Morze jałowe zrodziła, szalone fałami – bez wytęsknionej miłości - Pontosa; a potem z kolei, łoże z Niebem dzieląc, Okeana o wirach głębokich rodzi, Kojosa, Krejosa i Hyperiona, Japeta, Theję i Reję, Temidę i Pamięć-Mnemosyne, Fojbe w wieńcu złocistym i Tethys także rozkoszną.


Po nich, najmłodszy, urodził się Kronos przemyślny, z jej dzieci najstraszniejszy, co ojca krzepkiego miał w nienawiści. Rodzi znowu Cyklopów o sercach gwałtownych; są to: Brontes, Steropes i Arges hardej natury – oni to dali Dzeusowi piorun i grom mu wykuli. Byli pod każdym względem do bogów całkiem podobni, tylko jedyne oko okrągłe tkwiło im w czołach: Krągłoocy ich zwano, ponieważ oko okrągłe jedno jedyne tkwiło u nich pośrodku czoła; siła i przemoc, i sztuczki sprytne były w ich dziełach. Inne się jeszcze potomstwo zrodziło z Ziemi i Nieba: synów trzech ogromnych i srogich - strach ich wymieniać – Kottos, Briareos, Gyges, synowie nad miarę zuchwali. Setka rąk wystrzeliła z ich ramion w kształcie straszliwym, głów zaś pięćdziesiąt każdemu z ramion ku górze wyrasta nad potężnymi ciałami, a siła niezmierzona kryła się, potężna, w ich przeogromnej postaci. Takie to się zrodziło potomstwo Ziemi i Nieba najstraszliwsze, i ojcu stało się nienawistne od samego początku - ledwie się które zrodziło, wszystkie zaraz ukrywał i nie wypuszczał na światło, w głębi Ziemi, i dziełem radował się swoim niegodnym Uran. A Ziemia ogromna z swych głębin jęk wydała uciśniona, aż podstęp uknuła chytry, niegodny. Szybko więc siwej stali gatunek utworzyła, wielki sierp zeń wykuwa i dzieciom swym ukazuje, żeby im dodać odwagi, choć smutne było jej serce:

„Dzieci moje i ojca szaleńca! Jeżeli zechcecie mnie usłuchać, pomścimy zniewagę, jakiej wasz ojciec się dopuścił - on pierwszy niegodne sprawy wymyślił!". Rzekła. 

A wszystkie dzieci przejęła trwoga i żadne słowa nie rzekło, odwagi nabrawszy, Kronos przemyślny, wielki, tymi słowami przemówił do matki czcigodnej: 


„Matko, to ja to dzieło - skorom obiecał - wykonam, nie dbam bowiem o ojca, którego mam w nienawiści, choć jest nasz - on pierwszy niegodne sprawy wymyślił!".


Tak powiedział. W swym sercu raduje się Ziemia ogromna, syna ukrywa w zasadzce, do ręki zasię mu daje sierp z ostrymi zębami i cały podstęp wykłada.


Nadszedł wielki Uranos wraz z nocą i objął Ziemię, pragnąc związku miłości i przykrył sobą ją całą. Syn zaś z zasadzki swą rękę lewą zaraz wyciągnął, prawą zaś ujął ogromny sierp z ostrymi zębami, ojca miłego jądra gwałtownie urżnął i cisnął poza siebie, gdzie padnie. Nie darmo mu z ręki umknęły, bowiem te krwawe krople, które trysnęły i spadły, wszystkie przyjęła Ziemia i - kiedy lata minęły – rodzi z nich mocne Erynie oraz ogromnych Gigantów, w zbrojach błyszczących, w ręku dzierżących długie oszczepy, oraz Nimfy - zwą je melijskie - na ziemi niezmiernej. Jądra zaś, tak jak je obciął był sierpem ze stali, rzucił z lądu na morze szumiące licznymi falami; tak płynęły na głębi czas długi, wkoło zaś biała piana z nieśmiertelnego członka się wzbiera - dziewczyna rośnie z tej piany, najpierw płynie ku boskiej Kytherze, stamtąd zaś popłynęła na Cypr falami oblany. Wyszła czcigodna, piękna bogini, wokół zaś trawa rośnie spod stóp delikatnych - a ją Afrodytą, z piany-afros boginią, Kythereją pięknie wieńczoną zwą bogowie i ludzie, bo z piany-afros powstała, albo też Kythereją, bo do Kythery przybiła, albo Kyprogeneją - na Cyprze morskim zrodzoną, albo Filomedeją, bo wyszła z jąder-medea. Jej towarzyszy Eros i piękny Himeros-Żądza, odkąd się narodziła i dąży ku bogów rodowi. Taką zaś od początku ma cześć i los taki wzięła pośród ludzi jak również wśród nieśmiertelnych bogów: dziewcząt czułe zwierzenia i śmiechy, i oszukaństwa, słodką także przyjemność i miłość o smaku miodowym. Nazwę Tytanów nadał ojciec, z synami się wadząc, wielki Uranos, owym, których sam przecież spłodził, bo - powiedział - w szaleństwie na czyn się wielki porwali, który na nich w przyszłości pomstę-tisis sprowadzi. Noc urodziła wstrętną Śmierć Nagłą i Kerę czarną, także Śmierć-Thanatosa i Sen, i ród Marzeń Sennych – z nikim łoża nie dzieląc, zrodziła ich Noc ponura; potem znowu Szyderstwo oraz bolesne Strapienie i Hesperydy, które za słynnym Okeanosem złotych jabłek pilnują i drzew, na których wyrosły Mojry także - i Kery zrodziła, straszne mścicielki – Klotho, Lachesis, Atropos, a one to śmiertelnikom, kiedy na świat przychodzą, dobro i zło przydzielają, one ścigają występki przeciwko ludziom i bogom – nigdy też nie zaprzestaną boginie gniewu strasznego, zanim pomsty okrutnej nie wezmą na tym, co zbłądził.




Urodziła Nemesis, plagę na ludzi śmiertelnych, Noc zabójcza, a po niej Ułudę i Miłowanie, Starość także przeklętą i Zwadę o sercu gwałtownym. Zwada zaś nienawistna zrodziła Wysiłek bolesny i Zapomnienie, i Głód, Boleści łzami oblane, Bójki, Walki, Morderstwa i jeszcze Mężobójstwa, Kłótnie i Słowa Kłamliwe, i Na-dwie-strony-rozprawy, i Bezprawie, i Szał, co zwykły w parze przychodzić, i Przysięgę, która najbardziej ludzi na ziemi trapi, gdy ktoś umyślnie złoży przysięgę fałszywą. Pontos wydał Nereusa szczerego i prawdomównego, najstarszego z swych synów. A nazywają go Starcem, bo jest bez fałszu i dobry i nigdy nie zapomina, co to prawość - zna tylko słuszne i zacne zamiary. Potem wielkiego Thaumasa oraz mężnego Forkysa spłodził, łącząc się z Ziemią, i Keto o cudnych policzkach, i Eurybię, co w piersiach ukrywa serce ze stali. Od Nereusa wywodzą się córki (zazdroszczą bogowie im); na morzu jałowym z Dorydy o pięknych warkoczach miał je - ojcem jej był Okeanos, rzeka wieczysta: Proto i Eukrante, i Sao, i Amfitryta, i Eudore, Thetyda oraz Galene i Glauke, Kymothoe i Spejo chyża, i Thalia powabna, Pasithea, Erato, Eunike różanoramienna i Mehte wdzięczna, i Eulimene, Agaue, Doto jako też Proto, Ferusa i Dynamene, i Nesaje, Aktaje, a także Protomedeja, Dons i Panopeja, i piękna też Galateja, Hippothoe powabna, Hipponoe różanoramienna i Kymodoke, która fale na morzu zamglonym, podmuch wichrów gwałtownych razem z Kymatolege i Amfitryta o pięknych kostkach łatwo łagodzi, Kymo i Eijone, Halimede pięknie wieńczona, Glaukonome lubiąca śmiać się i Pontoporeja, Lejagore, a także Euagore, Laomedeja, Pulynoe i Autonoe, i Lysianassa, i Euarne z wyglądu urocza, o pięknie bez skazy, i Psamathe o pięknej postaci, i boska Menippe, Neso i Eupompe, i Themisto oraz Pronoe i Nemertes, co myśli ma ojca nieśmiertelnego. 


Takie to się zrodziło z Nereusa nienagannego cór pięćdziesiąt, co dzieł są świadome nienagannych. Thaumas Okeanosa o nurcie głębokim córę pojął, Elektrę; ona zrodziła szybką Irydę, Harpie o pięknych włosach: Aello i Okypete, które wichrów powiewom i ptakom też towarzyszą na swoich szybkich skrzydłach - uniosły się bowiem w powietrze. Forkysowi zaś Keto Graje o pięknych policzkach – siwe od urodzenia, dlatego zwą je Starkami nieśmiertelni bogowie i ludzie po ziemi chodzący – Pemfredo w pięknej szacie, Enyo w szacie szafrannej; też Gorgony żyjące za sławnym Okeanosem aż na granicy nocy, gdzie dźwięczne Hesperydy: Sthenno i Euryale, Meduza o losie żałosnym - ona jedna śmiertelna, dwie tamte zaś nieśmiertelne
i nie podległe starości, z nią jedną Błękitnogrzywy na delikatnej murawie legł pośród kwiatów wiosennych. Kiedy zasię Perseusz głowę jej odciął od ciała, wyskoczyli: Chrysaor potężny oraz koń Pegaz. Imię Pegaza od pegaj-nurtów Okeanosa, tamten aor-miecz złoty-chrysus w kochanych swych rękach dzierżył. I pierwszy wzleciał z ziemi, macierzy owiec, przybył do nieśmiertelnych, mieszka w pałacu Dzeusowym, grom nosi i błyskawicę Dzeusowi o myśli głębokiej. Spłodził zaś Chrysaor Geryjona z trzema głowami, gdy z Kalliroe się złączył, córką Okeanosa. Z tego to ściągnął zbroję potężny mocarz Herakles blisko krów wolno kroczących w Erythii morzem oblanej w dniu tym, kiedy te krowy o łbach szerokich popędził do świętego Tirynsu, przekroczył cień Okeanu; zabił także Orthosa i Eurytiona wolarza w ciemnych od mgły zagrodach za słynnym Okeanosem. 


Ona też inny zrodziła stwór niepokonany, ogromny, niepodobny ni ludziom, ni nieśmiertelnym bogom w grocie wydrążonej - boską gwałtowną Echidnę, wpół bystrooką dziewczynę młodą, o pięknych policzkach, wpół ogromnego węża, wielkiego i potężnego, w cętki, okrutnego - w głębinach ziemi przeświętej. Tam to ma ona grotę pod wydrążoną skałą, z dala od nieśmiertelnych bogów i ludzi śmiertelnych, tam to jej dali bogowie mieszkać w przesławnym domostwie. W kraju Arimów pod ziemią kryć musi się straszna Echidna, nieśmiertelna dziewczyna, co nigdy się nie zestarzeje. Mówią, że ona z Tyfonem się połączyła w miłości –
srogi zuchwały zbrodniarz z dziewczyną o skrzących się oczach – z nim brzemienna wydała na świat potomstwo gwałtowne:

psa pierwszego - Orthosa powiła dla Geryjona, zaś drugiego zrodziła potwora, strach imię wymówić, mięso surowe żrącego - Kerbera o głosie spiżowym, psa okrutnego Podziemia, głów mającego pięćdziesiąt; trzecią zaś urodziła Hydrę dzieł strasznych świadomą, z Lerny - ją to chowała Hera o białych ramionach w swej nienawiści ogromnej do potężnego Herakla.

Ale ją zgubnym spiżem syn Dzeusa życia pozbawił, syn Amfitriona, z pomocą kochanka Aresa, Jolaja, i rad Ateny, co zdobycz zabrała sobie - Herakles. Tamta też urodziła Chimerę ogniem ziejącą nie do zgaszenia, ogromną i szybkonogą, i silną. Miała ona trzy głowy: jedną lwa o oczach płonących, drugą kozy, a trzecią węża, strasznego smoka. Z przodu lew, z tyłu zaś smok, a koza pośrodku, strasznie ziejąca potężnym płomiennym ogniem zagłady – ją to Pegaz pokonał i Bellerofont szlachetny. Jeszcze też Fiks zrodziła zgubną, Kadmejów zagładę, pokonana przez Ortha; a także lwa nemejskiego. Jego to Hera chowała, Dzeusa szlachetna małżonka, osadziwszy w wąwozach Nemei, plagę na ludzi; tam on bowiem wyniszczał plemiona ludzi miejscowych, władał w górach nemejskich: na Tretos i Apesancie, ale go poskromiła potężna moc Heraklesa. Keto po raz ostatni z Forkysem w miłości złączona Węża zrodziła strasznego, co w czarnej ziemi głębinie w zwojach swoich olbrzymich jabłek złocistych pilnuje. Taki to ród się wywodzi od Keto oraz Forkysa.


Tethys Okeanosowi Rzeki wirów pełne zrodziła:

Nil oraz Alfejos, Erydan o wirach głębokich, Strymon oraz Meander i Istros o nurtach przepięknych, Fasis oraz Resos, Acheloos o wirach srebrzystych, Nessos i Rodijos, Haliakmon i Heptaporos, Grenikos i Ajsepos oraz Simoent boski, Penej oraz Hermos, Kaikos pięknie płynący, wielki Sanganos i Ladon, a także Parthenios, Euenos, Ardeskos, jak również boski Skamander.


Urodziła też święty ród córek, które na ziemi czynią mężów z młodzieńców wraz z władcą Apollonem i Rzekami, bo taki los otrzymały od Dzeusa: Pejtho i Admete, Ijanthe oraz Elektra, Doris oraz Prymno i Urania boskiej postawy, Hippo i Klymene, Rodeja i Kalliroe, Dzeukso oraz Klytije, Idyja i Pejsithoe, i Pleksaure i Galaksaure, i wdzięczna Dijone, Melobosis i Thoe, Polydora pięknej postaci, piękna, ponętna Kerkeis, Pluto o oczach jałówki i Perseis, i Ijanejra, Akaste i Ksanthe, i prześliczna Petraje, Menestho oraz Europa, Metis i Eurynome, Telesto w peplosie szafrannym i Chryseis, i Asje, i czarująca Kalypso, i Eudore, i Tyche, Amfiro i Okyroe oraz Styks - a ona jest najznaczniejsza z nich wszystkich. Takie to z Okeanosa i Tethys się urodziły córy najstarsze, a wiele jeszcze istnieje też innych. Trzy są bowiem tysiące Okeanin z pięknymi kostkami, które porozpraszane nad ziemi i mórz głębiami pieczę razem sprawują, prześwietne bogiń potomstwo.


Tyleż także jest innych Rzek z poszumem płynących, synów Okeanosa przez panią Tethys zrodzonych. Wszystkich imiona wymienić ciężko śmiertelnikowi, znają je tylko ludy, które nad nimi mieszkają. Theja Heliosa wielkiego oraz błyszczącą Selene, oraz Eos, co wszystkim na ziemi żyjącym przyświeca, bogom też nieśmiertelnym, co niebo dzierżą szerokie, urodziła, podległa Hyperionowi w miłości. Krejosowi Eurybia, w miłości z nim połączona, Astrajosa wielkiego, Pallasa - boska wśród bogiń – i Persesa, co pośród wszystkich mądrością zabłysnął. Astrajosowi Eos gwałtowne Wiatry zrodziła: świetlistego Zefira, Boreasza szybko dmącego i Notosa, bogini z bogiem w miłości złączona; po nich zaś Gwiazdę rodzi Erigeneja Poranną oraz Gwiazdy świecące, którymi wieńczy się niebo. Styks, Okeana córka, z Pallasem złączona, zrodziła Zazdrość, Nike-Zwycięstwo o pięknych kostkach, w pałacu; Przemoc, a także Siłę, dzieci wspaniałe zrodziła.




Nie ma zaś Dzeusa domu ni siedziby od nich odległej, ani drogi, na której bóg ten by ich nie prowadził –  zawsze zasiadają przy Dzeusie grzmiącym donośnie. Tak bowiem zamyśliła Styks wieczna, Okeanina, w dniu, kiedy wszystkich bogów Olimpu Pan i błyskawic nieśmiertelnych przywołał, by przyszli na Olimp ogromny, i powiedział, że nikt z nich, kto stanie przeciw Tytanom, nie utraci nic z darów, a każdy cześć taką zachowa, jaką się cieszył dawniej wśród bogów nieśmiertelnych; rzekł też, że kto z nich czci u Kronosa nie miał ni darów, czci i darów dostąpi, bo tak sprawiedliwie się godzi.


Przyszła więc jako pierwsza Styks nieśmiertelna na Olimp z dziećmi swymi z powodu zamysłów drogiego rodzica. Uczcił ją Dzeus, darami obdarzył nadzwyczajnymi, bo uczynił ją samą wielką przysięgą dla bogów, dzieciom jej zaś na wieki mieszkać dozwolił przy sobie. Tak też właśnie im wszystkim trwale, co przyobiecał, spełnił - sam zaś potężnie i rozkazuje, i rządzi. Fojbe weszła do łoża upragnionego Kojosa, po czym, z bogiem brzemienna bogini, w miłości powiła Leto w ciemnobłękitnym peplosie, zawsze przesłodką, od początku przesłodką i na Olimpie łagodną, i dla ludzi łaskawą i nieśmiertelnych bogów. Rodzi także przesławną Asterię - ją niegdyś Perses uwiódł w swe wielkie domostwo, by nazwać miłą małżonką. Ta zaś, brzemienna, Hekate zrodziła, którą nad wszystkich uczcił Dzeus, syn Kronosa, i dary przyznał jej świetne: ma bowiem ziemi cząstkę, część jałowego morza, ale także część bierze z rozgwieżdżonego nieba; u nieśmiertelnych bogów cieszy się czcią najwyższą, bo i teraz, gdy ktoś z ludzi żyjących na ziemi, piękne ofiary składając - jak każe obyczaj - błaga, to przyzywa Hekate - wielka cześć też mu przypadnie łacno, kiedy bogini modlitw wysłucha życzliwie i dostatku użyczy, ma przecież siłę po temu. Ilu się bowiem z Ziemi i Uranosa zrodziło i cześć wzięło, od wszystkich nich cząstkę zyskała, ani jej też Kronida siłą nie zmusił, nie zabrał tego, co otrzymała wśród pierwszych bogów, Tytanów, ale ma jako pierwej, co przydzielone z początku; i choć sama, bez brata, nie mniejszą cześć ma bogini oraz dary zaszczytne na ziemi, w niebie i morzu, ma też i dużo więcej, gdyż Dzeus ją szacunkiem obdarza. Komu zechce, ogromnie z pomocą przychodzi i wspiera – na agorze wśród innych wyróżni też, kogo zechce; a i kiedy do wojny zgubnej dla mężów się zbroją ludzie, tam też bogini pomaga tym, którym zechce, daje zwycięstwo życzliwie i sławę przynosi zaszczytną; a na sądach zasiada u boku królów czcigodnych; ona ma moc, gdy mężowie współzawodniczą w zmaganiach, także i tam bogini z pomocą przychodzi i wspiera, a kto mocą i siłą piękną nagrodę uzyskał, łatwo z radością ją bierze i zaszczyt przynosi rodzicom; ona ma moc i wśród jeźdźców pomagać tym, którym zechce; tym, co na morzu błękitnym, o drogach groźnych się trudzą, a do Hekate się modlą i Ziemiotrzęścy głośnego, łatwo czcigodna bogini przyniesie połów obfity, łatwo też i odbierze już bliski, jeżeli tak zechce; ona ma moc i w stajniach z Hermesem bydło pomnażać, stada wołów, obszerne także dla kóz zagrody, trzody owiec wełnistych, jeżeli w sercu swym zechce, to z niewielu rozmnoży, a wiele znowu umniejszy.


Tak więc sama, bez brata, od matki swej się wywodząc, wśród nieśmiertelnych wszystkich uczczona bywa darami. Ją też Kronida uczynił żywicielką młodych, co po niej Eos dalekowidzącej światło ujrzeli na oczy; tak to od początku żywi młodzież i te ma zaszczyty. Reja, Kronosowi podległa, dzieci wspaniałe rodzi: Hestię, Demeter, Herę o złotych sandałach i dzielnego Hadesa, co mieszka w domostwie pod ziemią, serce ma bezlitosne, i Ziemiotrzęścę głośnego, Dzeusa też przemyślnego, ojca i bogów, i ludzi; trzęsie się ziemia szeroka, gdy on piorunem uderza. Tamtych połykał ogromny Kronos, zaraz jak któreś z łona świętego matki zsunęło się ku kolanom, w myśli tej, żeby nikt z sławnego potomstwa Urana wśród nieśmiertelnych nie mógł posiąść godności królewskiej. Wiedział bowiem od Gai i gwieździstego Urana, że mu sądzono, ażeby syn go rodzony pokonał, choć był przecież potężny - z woli wielkiego Dzeusa. Tak więc nienadaremnie stróżował, lecz wyczekując, dzieci własne połykał; a Reję trapił ból straszny. Lecz gdy już Dzeusa miała, ojca i bogów, i ludzi, na świat wydać, to wtedy prosiła kochanych rodziców swoich: zarówno Ziemię, jak gwieździstego Urana, by obmyślili razem podstęp, ażeby tajemnie dziecię miłe powiła - Erynie spłaciła za ojca i za dzieci, które Kronos przebiegły był połknął.




Oni zaś miłej córki próśb wysłuchali życzliwie, wyjawili jej także wszystko, co było sądzone Kronosowi królowi i jego dzielnemu synowi, i do Lyktos posłali, żyznej krainy na Krecie, gdy miała już na świat wydać najmłodsze z swych dzieci - Dzeusa wielkiego; a jego przyjęła Ziemia ogromna, by go wyżywić, a także wychować na Krecie rozległej. Tak więc, go niosąc, ruszyła poprzez noc szybką i czarną wpierw na Lyktos i skryła go, wziąwszy na ręce, w przepaścistej jaskini, w głębinach ziemi przeświętej, w górach Ajgajonu pokrytych leśną gęstwiną. Potem w pieluchy spowiła kamień ogromny, wręczyła go Uranidzie władcy, pierwszemu królowi bogów. On wtedy wziął go w ręce i wpuścił do swego żołądka; biedny! - nie podejrzewał w swym sercu, że zamiast kamienia syn mu własny pozostał niezwyciężony, bez szkody, który miał wkrótce pokonać rodzica siłą rąk swoich oraz pozbawić godności i rządzić wśród nieśmiertelnych. Szybko wzrastały potem siła i członki wspaniałe tego młodego władcy; a kiedy lata minęły, oszukany podstępem z porady mądrej Ziemi wielki Kronos przebiegły swoje potomstwo wyrzygał, zwyciężony podstępem i siłą własnego syna.


Najpierw kamień wyrzygał na samym końcu połknięty – ten zaś Dzeus umocował na ziemi o drogach szerokich w Pytho świętej ogromnie, u samych podnóży Parnasu, żeby znakiem pozostał i dziwem dla ludzi śmiertelnych. Zwolnił z więzów przeklętych braci ojcowych rodzonych, Uranidów - ich ojciec w szale swym spętał więzami – oni zaś nie zapomnieli odpłaty za dobrodziejstwo: dali mu grom, a także piorun rozbłyskujący i błyskawicę - wcześniej kryła je Ziemia ogromna; ufny w ich siłę panuje śmiertelnym i nieśmiertelnym. Japet Okeaninę, dziewczynę o pięknych kostkach, powiódł, Klymene, z nią razem wszedł do wspólnego łoża. Ona mu urodziła syna, Atlasa mężnego, rodzi też przesławnego Menojtia i Prometeja różnych pomysłów pełnego, i Epimeteja, co błądził; ten od początku był klęską dla ludzi chlebem żyjących, pierwszy bowiem otrzymał kobietę - Dzeus ją ulepił – pannę. Zuchwalca Menojtia Dzeus zesłał dalekowzroczny do Erebu, cisnąwszy w niego dymiącym piorunem, za zuchwalstwo, a także za męstwo nazbyt bezczelne.


Atlas niebo szerokie dźwiga z twardego przymusu, na granicach ziemi, naprzeciw Hesperyd pieśniarek, wyprostowany, na głowie i rękach nieznużonych – taki bowiem los mu Dzeus najmądrzejszy przeznaczył. Związał też Prometeja o różnych pomysłach więzami nie do zerwania, ciężkimi, przy samym środku słupa, i wypuścił nań orła z rozpostartymi skrzydłami; ten mu wątrobę wyżera nieśmiertelną, a ona odrasta nocą - tyle, co w dzień zeżre ptak, trzepocąc skrzydłami. Jego to dzielny syn Alkmeny o pięknych kostkach zabił, Herakles, nareszcie od ciężkich cierpień ocalił. Syna Japetowego wyzwolił od utrapienia nie bez woli Dzeusa z Olimpu, co rządzi na wysokościach – aby sława Herakla w Tebach urodzonego większa była niż pierwej na ziemi wielu żywiącej; o to właśnie się troszcząc, czcił syna swego sławnego i choć gniewny, zaprzestał złości, którą miał dawniej za sprzeciwianie się woli przepotężnego Kroniona. Bowiem gdy się sądzili bogowie i ludzie śmiertelni, wtedy w Mekonie wielkiego wołu - w myśli przezornej – poćwiartował, zastawił, aby myśl Dzeusa oszukać. Jednej ze stron przedłożył mięso i tłuste wnętrzności w skórze, wszystko to przykrywszy wołowym żołądkiem, drugiej zaś białe kości wołowe, sztuczką podstępną ułożywszy, przedłożył, przykrywszy tłuszczem błyszczącym.


Na to tak doń powiedział Ojciec i ludzi, i bogów:

„Synu Japeta, ze wszystkich najznakomitszy władców, jakżeż stronnicze, mój drogi, przydziały te wyznaczyłeś!". Tak rzekł szyderczo Dzeus znający wieczne zamysły.
Jemu zaś tak odpowiedział Prometej o myślach przebiegłych z lekkim uśmiechem na twarzy, pomny swej sztuczki zwodniczej:

„Dzeusie przesławny, największy z bogów wieczyście żyjących, weź z tych porcji tę, którą serce w piersi wybrać ci każe!". Tak powiedział podstępnie. 

Dzeus wieczne zamysły znający wiedział i podstęp rozpoznał; i zło w swym sercu rozważał dla śmiertelnych ludzi, co spełnić kiedyś się miało. Wziął obiema rękoma i podniósł do góry tłuszcz biały, i rozgniewał się w sercu, a wściekłość mu duszę ogarnia, kiedy białe krów kości widzi podstępnie przykryte. Odtąd to nieśmiertelnym na ziemi ludzkie plemiona palą kości białe na woniejących ołtarzach.


Wielce rozgniewany rzekł doń Dzeus, co chmury gromadzi:

„Synu Japeta, ty, który nad wszystkich jesteś mądrzejszy, nie zapomniałeś jeszcze, mój drogi, sztuki podstępnej!". Tak rzekł Dzeus rozgniewany, znający wieczne zamysły.

Odtąd, już nigdy swojego nie wyzbywając się gniewu, siły niezmożonego ognia z jesionów nie dawał ludziom śmiertelnym, którzy na ziemi mieszkają. 


Ale go znowu oszukał szlachetny syn Japetowy: ukradł niezmożonego ognia światło z daleka widoczne w wydrążonej trzcinie, głęboko ducha uraził Dzeusa, który grzmi w górze, i serce mu miłe rozgniewał, gdy ten ujrzał wśród ludzi światło z daleka widoczne. Zaraz w miejsce ognia nieszczęście stworzył dla ludzi — z ziemi bowiem ulepił mistrz arcysławny, Kulawiec, z woli syna Kronosa istotę podobną dziewczynie. Pas jej wiąże i stroi ją modrooka bogini Atena szatą srebrzystą, własnymi rękoma ramiona zasłoną haftowaną okrywa - prawdziwy cud to zobaczyć! Także świeże wieńce z kwiatów kwitnącej łąki czarujące na głowę nakłada jej Pallas Atena, głowę wokół diademem jej ustroiła złocistym, który także wykonał mistrz, przesławny Kulawiec, dłońmi wyćwiczonymi, by ojca Dzeusa pozyskać, ozdób pełen kunsztownych - prawdziwy cud to zobaczyć! – zwierząt, których tak wiele ląd żywi jako też morze, mnóstwo tam umieścił, rozbłyskiwały czarownie – cuda prawdziwe do zwierząt głos wydających podobne. Piękne to zło w miejsce dobra stworzone Dzeus potem wyprowadził, gdzie byli inni bogowie i ludzie, ojca mocnego córy, Modrookiej, pyszniące się strojem. 




Podziw wziął nieśmiertelnych bogów i ludzi śmiertelnych, gdy tę nagle stworzoną pułapkę na ludzi ujrzeli. Od niej to się wywodzi ród kobiet-śmiertelniczek, z niej wywodzi się zgubny ród i kobiece plemiona – klęska wielka, które z śmiertelnikami mieszkają biedę zgubną znosić niezdolne, tylko przepychy. Tak jak gdy w barciach w listowiu ukrytych pszczoły żywią trutnie, wspólników w każdym złym przedsięwzięciu; pszczoły przez dzień cały aż do zachodu słońca co dzień się trudzą, formując plastry z białego wosku, oni zaś siedzą wewnątrz i w zwisających ulach cudzych trudów plony do własnych żołądków zbierają - właśnie tak dla mężów śmiertelnych nieszczęście -- kobiety – stworzył Dzeus z góry grzmiący, wspólniczki w ciężkich ich trudach, inne przynosząc ludziom nieszczęście miast dobrodziejstwa.


Kto zaś unika małżeństwa i spraw uprzykrzonych kobiecych, nie chce się żenić, gdy wreszcie dojdzie do zgubnej starości, z braku opieki na starość, choć nie jest bez środków do życia, ale gdy zemrze, majątek pomiędzy siebie rozdzielą krewni dalecy. A komu w udziale przypadnie małżeństwo, zacną zaś zyska małżonkę wedle swojego serca, temu przez całe życie zło wyrównuje się dobrem; jeśli zasię natrafi na rodzaj wściekły i wrogi, żyje z nieustającą troską, która mu trawi duszę i serce - na to nieszczęście nie ma lekarstwa.


Tak więc nie można Dzeusowych myśli oszukać ni podejść; nawet syn Japetowy, Prometeusz dobro czyniący, przed jego ciężkim gniewem nie umknął, choć wiedział wiele, z konieczności jednakże ciężkie spętały go więzy. Na Briareosa gdy tylko ojciec rozgniewał się w sercu i na Kottosa, Gygesa, ciężkimi ich spętał więzami, siły ich niezrównanej zawidząc oraz postawy, ciał ogromu - więc śle ich pod ziemię o drogach szerokich. Tam oni, znosząc cierpienia, zamieszkujący pod ziemią, trwali na końcu świata, u granic ziemi ogromnej, uciskani od dawna, z cierpieniem ogromnym w sercu. Ale ich i Kronida, i inni też nieśmiertelni – Reja ich pięknowłosa zrodziła w miłości Kronowi – za poradami Gai wywiedli znowu na światło. Sama im bowiem wszystko wyraźnie wypowiedziała, że wraz z tamtymi zwycięstwo i świetną sławę zdobędą. 


Dawno już bowiem walczyli, trud podejmując bolesny, Tytanowie bogowie oraz potomstwo Kronosa – jedni przeciwko drugim w utarczkach wielce zażartych: jedni z wysokiej Othrys - to Tytanowie prześwietni, drudzy zasię z Olimpu - bogowie szczęścia rozdawcy, pięknowłosa ich Reja złączona z Kronosem zrodziła. Tak więc oni nawzajem, gniew w sercu żywiąc bolesny, bez ustanku walczyli przez dziesięć lat wypełnionych i nie było dla żadnej ze stron ni wyjścia, ni kresu w ciężkim tym sporze, i ważył się długo koniec tej wojny. Ale kiedy Sturękim zastawili - jak się godziło – nektar oraz ambrozję, czym sami bogowie się żywią, w piersiach wszystkich nabrało odwagi serce waleczne, kiedy nektar spożyli i upragnioną ambrozję; wówczas tak rzekł do nich Ojciec i ludzi, i bogów:


„Słyszcie mnie, dzieci przesławne Gai i Uranosa! Niechaj, co nakazuje serce w mej piersi, wypowiem, bowiem od bardzo dawna walczymy jedni z drugimi, dniami całymi, aby zwycięstwo i władzę osiągnąć: oni, bogowie Tytani, i my, potomstwo Kronosa. Wy zaś wielką swą siłę i ręce niezwyciężone przeciw Tytanom w srogiej walce wytężcie, ukażcie, szczerej przyjaźni pamiętni, bo ileście wycierpieli, nim na światłoście wyszli wolni od więzów okrutnych z głębi mglistego mroku za naszą jedyną wolą". Tak rzekł. 

Jemu natychmiast tak odparł Kottos prześwietny:

„Ależ, boski, powiadasz, co dobrze znane - my sami wiemy, jaką przewagę ma twoja myśl i twój rozum: tyś był obrońcą bogów przed zgubą, co dreszczem przenika, z głębi mglistego mroku my dzięki twej roztropności tuśmy wrócili z powrotem, wolni od więzów okrutnych, synu Kronosa, panie, nie spodziewając się łaski. Zatem i teraz niezmiennym sercem i wolą rozsądną ochronimy moc naszą w owych straszliwych zmaganiach, walcząc przeciw Tytanom w utarczkach wielce zażartych". Tak rzekł. I przytaknęli bogowie, dawcy dobrodziejstw, słysząc te słowa, a wojny serce ich zapragnęło bardziej jeszcze niż przedtem. 

Znów wszczęli bitwę nieszczęsną wszyscy: zarówno kobiety, jak i mężczyźni w dniu owym, Tytanowie bogowie oraz potomstwo Kronosa, także ci, których Dzeus z Erebu wywiódł na światło, mocni oraz potężni, siłę mają zuchwałą. Setka rąk wystrzelała z ich ramion - wszystkim jednako, głów zaś pięćdziesiąt każdemu z ramion ku górze wyrasta nad potężnymi ciałami i mocarnymi członkami.


Oni to wtedy stanęli przeciw Tytanom w okrutnej walce, skały urwiste dzierżący w rękach mocarnych. Z drugiej zaś strony Tytani gorliwie wzmacniali swe szyki. Ukazywały zaś obie strony potęgę swych ramion. I straszliwie ryczało wokoło morze bezkresne, ziemia głośno rozbrzmiała, jęknęło niebo szerokie potrząśnięte, od podstaw zatrząsł się Olimp wysoki pod nieśmiertelnym naporem, wstrząs ciężki aż do Tartaru mgłą okrytego doszedł i mocny odgłos ich kroków, wrzawa niewypowiedziana i łoskot ciężkich uderzeń – tak to na siebie rzucali pociski jęki niosące.


Głosy stron obu doszły do nieba aż gwiaździstego, gdy wołali, a oni ścierali się z krzykiem rozgłośnym. Już Dzeus więcej swej złości nie zdzierżył, ale mu zaraz serce się wypełniło złością i całą swą siłę okazywał - zstępował z nieba, a także z Olimpu, błyskawice ciskając jedną za drugą, a gromy polatywały razem z piorunem i błyskawicą z ręki mocarnej, gęsto, wirując świętym płomieniem. Wkoło zaś ziemia życie niosąca rozgłośnie huczała, płonąc, a lasy ogromne trzeszczały ogniem objęte. Cała ziemia kipiała i fale Okeanosa oraz morze jałowe, a wiew ich żarem owiewał ziemskich Tytanów i płomień leciał ku niebu boskiemu niezmierzony, a oczy oślepiał im, choć potężnym, rozbłysk iskrzący pioruna i razem z nim błyskawicy. Żar przedziwny ogarnął Otchłań. I było to jakbyś ujrzał na własne oczy, na własne uszy usłyszał, jak się Ziemia i z góry Niebo szerokie zbliżają – taki się wtedy ogromny hałas wokoło rozlega, kiedy ona upada, gdy ono z góry się wali, taki to hałas powstał, gdy bogowie zwarli się w zwadzie. Wiatry także podniosły wstrząśnięte kurzu tumany, grom, błyskawicę, a także piorun rozbłyskający – oręż Dzeusa wielkiego, i niosły okrzyki i wrzaski z obu stron - niezmierna się wrzawa wokoło rozległa sporu strasznego. I czynów moc się ukazywała, bitwa się przesiliła, lecz przedtem, wciąż następując jedni na drugich, uparcie walczyli w potężnych zmaganiach. 


Ci zaś w pierwszym szeregu podjęli bitwę zaciekle: Kortos i Briareos, i Gyges wojny niesyty. Oni po trzysta głazów ciskali z rąk swych potężnych, nie ustając, i ową masą pocisków Tytanów zasypali; zesłali pod ziemię o drogach szerokich - i spętali więzami uciążliwymi, w walce wręcz zwyciężywszy, choć tamci tak się ogromnie pysznili - tak głęboko pod ziemię, jak niebo od ziemi daleko, tyle, ile od ziemi jest do mrocznego Tartaru: dziewięć bowiem nocy i dni kowadło spiżowe z nieba lecąc, w dziesiątym może dolecieć na ziemię - tyle samo z ziemi jest do mrocznego Tartaru; tak znów przez dziewięć nocy i dni kowadło spiżowe z ziemi lecąc, w dziesiątym dotarłoby w głąb Tartaru. Wkoło niego spiżowa zagroda się ciągnie, noc wkoło kręgiem potrójnym otacza wąwóz, a nad nim, powyżej, rosną korzenie ziemi i jałowego morza.




Tam bogowie Tytani w ciemności kryją się mglistej z postanowienia Dzeusa, boga, co chmury zgromadza – w miejscu pełnym zgnilizny, na kresach ziemi ogromnej. Nie masz dla nich stąd wyjścia, bo bramy zawarł Posejdon, ze spiżu, ze stron zaś obu mury się rozciągają. Tam to Gyges i Kottos, i serca dzielnego Briareos mają mieszkanie, straż wierna Dzeusa, co dzierży egidę. Tam są i ziemi ciemnej, i Tartaru w mgły spowitego, i jałowego morza, i nieba skrzącego gwiazdami, rzędem wszystkiego w świecie źródła jako też kresy przykre, pełne zgnilizny, dla bogów także obrzydłe; otchłań wielka, do której dna i przez rok by nie doszedł – licząc od chwili, gdy bramy jej ktoś by tylko przekroczył – ale go stąd i stamtąd nosiłaby burza za burzą ciężka - zgroza to wielka dla bogów też nieśmiertelnych. Nocy ponurej domostwo potworne się tutaj znajduje, wiecznie pozasłaniane czarnosinymi chmurami. Przed nim syn Japetosa unosi niebo szerokie, stojąc, na głowie swojej i nieznużonych ramionach, niezachwianie, gdzie Noc i Dzień, ku sobie podchodząc, rozmawiają kroczące poprzez ogromny spiżowy próg - i jedno z nich wtedy w dół schodzi, gdy drzwiami drugie wchodzi; i nigdy obydwu razem domostwo nie mieści, ale zawsze z nich jedno, wychodząc znowu z domostwa, krąży po ziemi, a drugie, będąc we wnętrzu domostwa, czeka na porę swojego wyjścia, kiedy nastąpi; jedno przynosi ziemianom światło dla wielu widoczne, drugie ma w rękach Sen, co Śmierci bratem rodzonym – zgubna Noc, otulona gęstymi mgły obłokami. Tam też ciemnej Nocy synowie mają siedzibę, Sen oraz Śmierć, potężni bogowie; nie widzi ich nigdy Słońce-Helios jasno świecący blaskami promieni: czy gdy wschodzi na niebo, czy kiedy z nieba już schodzi. Pierwszy obiega ziemię i morza grzbiety rozległe cichy i spokojny, i wielce dla ludzi łagodny; drugi żelazne ma serce, spiżową w piersi swej duszę bezlitosną - nie puści, kiedy już raz kogoś chwycił z ludzi, znienawidzony przez bogów też nieśmiertelnych. Tam też z przodu się wznosi dom dźwięczny boga Podziemi, potężnego Hadesa i Persefony straszliwej. Przed nim straż swoją pełni pies straszny, nielitościwy, zna złośliwe podstępy - do takich, którzy tu wchodzą, łasi się, macha ogonem i uszy kładzie po sobie, ale wyjść stąd na powrót nie da nikomu, czatuje i pożera każdego, co poza bramę wychodzi potężnego Hadesa i Persefony straszliwej.




Tam też mieszka bogini obrzydła dla nieśmiertelnych, straszna Styks - Okeana, co nurty toczy, najstarsza córa. Z dala od bogów mieszka w swym słynnym domostwie: głazy je wielkie okryły, a zewsząd sterczą dokoła srebrne słupy, które dźwigają je aż ku niebu. Rzadko tu córa Thaumasa, Iryda o szybkich nogach, się pojawia, wieść niosąc przez morza grzbiety szerokie. Kiedy się zwada i spór podniosą wśród nieśmiertelnych albo jeśli ktoś skłamie spośród mieszkańców Olimpu, Dzeus wysyła Irydę po wielką przysięgę bogów, by przyniosła z daleka dzban złoty z wodą przesławną, zimną, która się sączy ze skały stromej, wysokiej; z świętej rzeki, obficie, spod ziemi o drogach szerokich płynie poprzez noc czarną odnoga Okeanosa. Ją to oddzielono jako dziesiątą część nurtów; dziewięć dokoła ziemi i morza grzbietów szerokich, w wirach srebrnych się wijąc, wpada do morza słonego, jedna tylko wypływa ze skały na bogów udrękę. Bo kto krzywoprzysięże i wodą tą zrosi ziemię spośród nieśmiertelnych ze szczytów śnieżnego Olimpu, legnie bez tchu, dopóki rok nie dobiegnie do końca, ani też do ambrozji, ni do nektaru się zbliży, by się pożywić, lecz leży, nie oddychając, bez głosu na wyścielonym łożu, spowija go straszna drętwota; lecz gdy się zbędzie choroby, gdy wielki rok się zakończy, jedna po drugiej wciąż cięższe, nowe czekają go próby: przez lat dziewięć od bogów wiecznie żyjących daleki w radzie nie bierze udziału, w ucztach nie uczestniczy całe lat dziewięć - w dziesiątym znów weźmie udział w nieśmiertelnych rozmowie, co na Olimpie mieszkają.


Taką to ciężką przysięgą bogowie wodę Styksową wieczną, prastarą związali, co tryska z ziemi skalistej. Tam są i ziemi ciemnej, i Tartaru w mgły spowitego, i jałowego morza, i nieba skrzącego gwiazdami, rzędem wszystkiego w świecie źródła jako też kresy przykre, pełne zgnilizny - dla bogów także obrzydłe. Tam są bramy błyszczące i próg tam leży spiżowy, niewzruszony, oparty na ciągłych, trwałych korzeniach, samorodny - a przed nim, z dala od wszystkich bogów, Tytanowie mieszkają za mgłami skrytą otchłanią. Dzeusa głośno grzmiącego przesławni sprzymierzeńcy zamieszkują domostwa u podstaw Okeanosa, Kottos jako też Gyges; Briareosa, jako że dzielny, zięciem swoim uczynił huczący Ziemią-trzęsący – dał mu pojąć za żonę córkę swą, Kymopoleję.


Ale kiedy Tytanów z nieba już Dzeus był wypędził, syna najmłodszego zrodziła Ziemia ogromna, Tyfoeusa - z Tartarem, przez złotą Afrodytę. Ręce jego sposobne do czynów siły ogromnej, nogi też nieznużone boga silnego; a z ramion setka wyrasta głów wężowych smoka strasznego językami ciemnymi syczących; z jego zaś oczu w tych straszliwych głowach, spod brwi, migotał blask ognia; i gdy spojrzał, z głów wszystkich zaraz mu ogień wybuchał; dźwięki się także z wszystkich straszliwych głów dobywały w głos się niewyrażalny łączące - bo też niekiedy dźwięczą, że tylko bogowie mogliby pojąć: niekiedy był to głos byka, co ryczy wspaniały, nieposkromiony, czasem znowu ryk lwa, co nie zna w sercu litości, czasem znów skowyt szczenięcy, po prostu dziw to usłyszeć, czasem jak gwizd się rozlegał echem po górach szerokich. Byłaby w owym dniu stała się rzecz nie do naprawy i Tyfoeus by został władcą śmiertelnych i bogów, jeśliby ostro nie dojrzał Ojciec i ludzi, i bogów; suchy i silny piorun wnet cisnął - ziemia wokoło odegrzmiała straszliwie i niebo w górze szerokie, morze i Okeana nurty, i Tartar pod ziemią. 


Zatrząsł się wielki Olimp pod nieśmiertelnymi stopami zrywającego się Pana, a jękiem wtóruje mu ziemia. Żar ze stron obu objął morze o barwie fiołkowej z gromu i błyskawicy, i z ognia, którym ział potwór, i rozszalałych wiatrów, i płonącego pioruna. Wrzała już cała ziemia i niebo, jako też morze, wkoło przy wszystkich brzegach kłębiły się fale ogromne od porywu bogów i wstrząs się niepowstrzymany zaczął - i zadrżał Hades władnący zmarłymi pod ziemią i Tytani w Tartarze skupieni wokół Kronosa, z niegasnącego zgiełku i przeraźliwej walki. Dzeus, gdy zebrał swą siłę i za swój oręż pochwycił: grom oraz błyskawicę i roziskrzony piorun, skoczył z Olimpu i cisnął - zapalił wokoło wszystkie niezwykłe głowy przeraźliwego potwora.


Ale kiedy, smagając go tak, ciosami poskromił, runął zraniony potwór, a ziemia wielka jęknęła. Płomień zaś od pioruna Władcy się rozprzestrzenił po parowach cienistych i stromych górskich łańcuchach, gdzie uderzył. Na wielkim obszarze ziemia płonęła wielka z dymem cudownym, topiąc się niby cyna, co sztuką krzepkich mężów w tyglu o pięknych otworach się roztapia, albo żelazo, które jest przecież najtwardsze; w górskich parowach przez ogień palący już poskromione topi na ziemi się boskiej pod Hefajstosa rękoma – tak to topiła się ziemia od blasku ognia, co płonął. Dzeus z sercem gniewnym cisnął potwora w głębie Tartaru. Od Tyfoeusa pochodzi siła wilgotnych wiatrów, lecz nie Notosa, Boreja i pogodnego Zefira – tych ród idzie od bogów, wielką są ludziom pomocą. Inne wiatry gwałtowne na morzu dmą nieustannie: one to przecie spadają na głębię mgłami pokrytą z wielką szkodą dla ludzi, szaleją złą zawieruchą, stąd raz, to znowu stamtąd dmą, rozpraszają okręty, zgubę niosą żeglarzom - i nie ma ratunku od zguby ludziom, którzy na morzu na takie wichry trafili; one też i na ziemi ogromnej, pokrytej kwiatami niszczą mile uprawy ludzi na ziemi zrodzonych,
zasypując je kurzem w hałasie wietrznego wiru. 


Ale kiedy już trud zakończyli szczęśliwi bogowie i rozstrzygnęli siłą spór z Tytanami o godność, wtedy Dzeusa skłonili, aby królował i władał – Gaja tak poradziła - i Dzeus z Olimpu rozgłośny objął rząd nieśmiertelnych, i dobrze im rozdał zaszczyty. Dzeus zaś, król bogów, za pierwszą małżonkę wziął Metis, co wiedziała najwięcej z bogów i ludzi śmiertelnych. Lecz kiedy miała boginię o modrych oczach, Atenę, rodzić, wtedy podstępem Dzeus, oszukawszy jej serce pieszczotliwymi słowami, do swego brzucha ją wchłonął za mądrą radą Ziemi i gwieździstego Nieba. Tak mu radzili oboje, aby godności królewskiej nie osiągnął miast Dzeusa kto inny z bogów wieczystych, z niej to bowiem sądzono zrodzić się dzieciom przemyślnym, pierwszej zaś modrookiej pannie, Tritogenei, równej ojcu tak siłą, jak też i radą roztropną; ale gdy potem syna, władcę i bogów, i ludzi, miała Metis urodzić, syna o sercu zuchwałym, wtedy Dzeus ją najpierw wchłonął do swego brzucha, by mu bogini wieściła, co dobre, a co niedobre.




Drugą pojął prześwietną Themis, co rodzi mu Hory: Eunomije i Dike oraz kwitnącą Ejrene, co się troszczą o sprawy ludzi podległych śmierci; oraz Mojry - tym czci najwięcej Dzeus przyznał roztropny: Klotho, Lachesis, Atropos - to one dają śmiertelnym ludziom zarówno dobra, jak też i zła dostąpić. Eurynome mu trzy Charyty o pięknych policzkach, córka Okeanosa, dziewczyna przecudna, zrodziła: Eufrosyne, Aglaję, a także Thalię uroczą; im to spod powiek miłość się sączy, kiedy popatrzą, członki rozprzęgająca, bo cudnie spod brwi spoglądają. Ale wszedł także do łoża Demetry w żywność zasobnej; ona białoramienną Persefonę rodzi - by Hades porwał ją od matki, a Dzeus przemyślny mu dał ją. Kochał też jeszcze Mnemosyne o pięknych warkoczach, z której rodziły się Muzy o złotych przepaskach na włosy; dziewięć - miłe im święta, a także śpiewem się cieszą. Leto Apollona oraz Artemis łuczniczkę, dzieci najbardziej urocze z wszystkich potomków Urana, urodziła złączona z Dzeusem, co dzierży egidę. A na końcu małżonką Herę kwitnącą uczynił; ona Hebe, Aresa rodzi i Ejlejtyję, połączona miłością z Królem i bogów, i ludzi. Sam z własnej głowy zrodził modrooką Tritogeneję, srogą, co wrzawę bitew wszczyna, wojsk przywódczyni, Nieznużoną panią - siłą jej wojny i bitwy. Hera zaś Hefajstosa słynnego, bez związku w miłości, urodziła, wściekła i w sporze ze swym małżonkiem, w sztukach najzręczniejszego z wszystkich potomków Urana. Z Amfitryty oraz głośnego Ziemiotrzęścy zrodził się wielki Tryton o sile potężnej; on w głębi morza przy matce kochanej i ojcu, swym panu, dom zamieszkuje złoty, bóg straszny. A Aresowi, który tarcze przebija, Popłoch i Strach urodziła Kythereja - potężnych, co gęsty szyk mężów mieszają w wojnie krew w żyłach mrożącej, z Aresem, miast burzycielem – i Harmonię; tę Kadmos zuchwały wziął za małżonkę. Maja, córka Atlasa, Dzeusowi Hermesa zrodziła, nieśmiertelnych herolda, sławnego, w łożu przeświętym. Córka Kadmosa, Semele, syna świetnego mu rodzi, łącząc się z nim w miłości: Dioniza, co rozwesela; nieśmiertelnego śmiertelna - oboje są teraz bogami.


Urodziła Alkmena potęgę Heraklesową, łącząc się w miłości z Dzeusem, co chmury gromadzi. A Hefajstos, kulawiec sławny ogromnie, Aglaję swą małżonką kwitnącą uczynił, z Charyt najmłodszą. Złotowłosy Dionizos wziął jasnowłosą Ariadnę za małżonkę kwitnącą, pojąwszy córę Minosa, którą Kronida uwolnił od śmierci i od starości. Hebe o pięknych włosach Alkmeny syn wziął odważny — moc Heraklesa, gdy skończył jęki niosące trudy, córę Dzeusa wielkiego i Hery o złotych sandałach – za małżonkę czcigodną na śniegiem pokrytym Olimpie; szczęsny, bo wielkich czynów wśród nieśmiertelnych dokonał, żyje po wszystkie czasy wolny od strapień, starości. Nieznużonemu Słońcu słynna Okeanina Perseis rodzi Kirke i Ajetesa, króla. Zaś Ajetes, syn Słońca, które nieśmiertelnym rozbłyska, córkę Okeanosa, rzeki wieczyście krążącej, pojął za wolą bogów - Idyję pięknolicą; ona mu zaś Medeę o pięknych kostkach w miłości urodziła, pod jarzmem złocistej Afrodyty.


Teraz radości wam życzę, mieszkańcy pałaców Olimpu, wyspom, a także lądom i morzu słonemu pośrodku. Teraz ród bogiń śpiewajcie, wy, które macie głos słodki, Muzy olimpijskie, córy Dzeusa, co dzierży egidę: które z nich, łoże dzieląc ze śmiertelnymi mężami – nieśmiertelne, zrodziły potomstwo bogom podobne. Urodziła Plutosa Demeter boska wśród bogiń – z Iasijonem herosem złączona w czułej miłości w bruździe trzykroć oranej, w Krety żyznej krainie – szlachetnego, co krąży po całej ziemi i morza grzbietach szerokich, a komu tylko dostanie się w ręce, tego czyni zamożnym i wielki mu niesie dostatek. Kadmosowi Harmonia, Afrodyty córa złocistej, Ino oraz Semele, Agaue o pięknych policzkach, Autonoe, którą Aristajos wziął bujnowłosy, rodzi - i Polydora - w Tebach pięknie zwieńczonych. Córa Okeanosa dzielnemu Chrysaorowi, łącząc się z nim w miłości złocistej Afrodyty, Kalliroe, zrodziła najdzielniejszego wśród ludzi syna, Geryoneusa; zabiła go moc Heraklesa – poszło o krowy powolne w Erythii morzem oblanej. Tithonowi Jutrzenka Memnona w hełmie spiżowym, króla Etiopów, rodzi i władcę Emathyjona, a zaś Kefalosowi powiła syna świetnego, Faethona dzielnego, męża, co bogom podobny; jeszcze świeżo rozkwitał we wielce sławnej młodości chłopiec radosny, kiedy Afrodyta śmiech kochająca nagle go porywa i w boskich swoich świątyniach czyni stróżem świątyni nocnym, boskim demonem. Córę zaś Ajetesa króla, co z Dzeusa pochodzi, Ajsonida z woli bogów wieczyście żyjących uwiódł od Ajetesa, bolesne trudy przebywszy liczne, które mu zlecił król bardzo wielki i pyszny, Pelias bezbożny, zuchwały, sprawca czynów zbrodniczych. Trudów dokonał i przybył po wielu cierpieniach do Jolkos na swym szybkim okręcie z panną o skrzącym spojrzeniu Ajsonida, i z niej uczynił kwitnącą małżonkę; ona zaś, pokonana przez mężów pasterza, Jazona, rodzi syna Medeja, w górach go Chejron wychował, syn Filyry - i tak się myśl wypełniła Dzeusowa. Zasię spośród córek Nereusa, starca morskiego, jedna Fokosa zrodziła, Psamathe boska wśród bogiń, z Ajakosem w miłości, przez złotą Afrodytę; przez Peleusa zdobyta Thetyda o stopach srebrzystych rodzi Achilla, co łamie szyk mężów, lwie serce. Eneasza zaś rodzi zwieńczona Kythereja, z Anchizesem herosem w cudnej miłości złączona na wierzchołkach Idy o jarach lasem porosłych. Kirke zaś, Helijosa córa, Hyperyjonidy, w związku miłosnym z Odysem, co wiele przecierpiał, Agryjosa, Latina, słynnych obydwu i dzielnych, i Telegona też rodzi, przez Afrodytę złocistą; oni obaj bardzo daleko, pośrodku Wysp Świętych, wszystkim Tyrreńczykom ogromnie sławnym władali. Nausithoosa Kalypso boska wśród bogiń, z Odysem, oraz Nausmoosa zrodziła, w związku miłosnym.


Takie, ze śmiertelnymi dzieląc łoże mężami – nieśmiertelne - zrodziły potomstwo bogom podobne. Teraz ród kobiet śpiewajcie, wy, które macie głos słodki, Muzy olimpijskie, córy Dzeusa, co dzierży egidę...

KONIEC

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

Świat jest pełen symboli: K (Część II)