Leszek Kołakowski - Bajki różne. Część VII
VII: Jak bóg Maior utracił tron
Nad miastem Rum sprawował władzę surowy bóg Maior. Bóg Maior wydał własne prawo, którego wszyscy musieli słuchać. W rozporządzeniach boga były między innymi takie oto
rzeczy:
1. Trzeba wiedzieć, że to wszystko, co dla ludzi znajduje się na dole, dla boga znajduje się na górze - i odwrotnie - to, co dla ludzi znajduje się na górze, dla boga jest na dole.
2. Kto by przeczył temu, że u boga wszystko jest na dole, co dla ludzi znajduje się na górze — i odwrotnie — zostaje wtrącony do piekła. Kto uznaje poprzednie prawo, pójdzie do nieba.
3. Kto się nie pomylił na ziemi, ten się nie może pomylić po śmierci, a kto się na ziemi pomylił, ten po śmierci nie może się już poprawić.
Bóg Maior wydał jeszcze inne rozporządzenia, ale te trzy były najważniejsze. Wszystkim ludziom zostały one oznajmione, aby nikt nie mógł się potem tłumaczyć, że nie wiedział. Prawie wszyscy ludzie też głośno mówili, że to, co dla nich jest na górze, znajduje się dla boga na dole i odwrotnie; nikt przecież nie chciał być wtrącony do piekła. Trzeba było zresztą zaznaczać możliwie często, że się wie o tym, aby przypomnieć się bogu. Kiedy więc, na przykład, nauczyciel mówił w szkole dzieciom, że strumienie płyną z góry w doliny, to od razu dodawał: ,,Ale dla boga płyną one z doliny w góry”. A kiedy ktoś oznajmiał, że zejdzie z mieszkania na dół kupić zapałki, dodawał zaraz, że dla boga zejdzie on w górę. Mówiąc, że ptaszek poleciał w górę, należało zaznaczyć, że dla boga poleciał on na dół itd. Ludzie przyzwyczaili się do tego sposobu mówienia i byli nawet zadowoleni, bo ilekroć zaznaczali te rzeczy w mowie, byli tym mocniej przeświadczeni, że bóg Maior przygarnie ich po śmierci do siebie.
rzeczy:
1. Trzeba wiedzieć, że to wszystko, co dla ludzi znajduje się na dole, dla boga znajduje się na górze - i odwrotnie - to, co dla ludzi znajduje się na górze, dla boga jest na dole.
2. Kto by przeczył temu, że u boga wszystko jest na dole, co dla ludzi znajduje się na górze — i odwrotnie — zostaje wtrącony do piekła. Kto uznaje poprzednie prawo, pójdzie do nieba.
3. Kto się nie pomylił na ziemi, ten się nie może pomylić po śmierci, a kto się na ziemi pomylił, ten po śmierci nie może się już poprawić.
Bóg Maior wydał jeszcze inne rozporządzenia, ale te trzy były najważniejsze. Wszystkim ludziom zostały one oznajmione, aby nikt nie mógł się potem tłumaczyć, że nie wiedział. Prawie wszyscy ludzie też głośno mówili, że to, co dla nich jest na górze, znajduje się dla boga na dole i odwrotnie; nikt przecież nie chciał być wtrącony do piekła. Trzeba było zresztą zaznaczać możliwie często, że się wie o tym, aby przypomnieć się bogu. Kiedy więc, na przykład, nauczyciel mówił w szkole dzieciom, że strumienie płyną z góry w doliny, to od razu dodawał: ,,Ale dla boga płyną one z doliny w góry”. A kiedy ktoś oznajmiał, że zejdzie z mieszkania na dół kupić zapałki, dodawał zaraz, że dla boga zejdzie on w górę. Mówiąc, że ptaszek poleciał w górę, należało zaznaczyć, że dla boga poleciał on na dół itd. Ludzie przyzwyczaili się do tego sposobu mówienia i byli nawet zadowoleni, bo ilekroć zaznaczali te rzeczy w mowie, byli tym mocniej przeświadczeni, że bóg Maior przygarnie ich po śmierci do siebie.
W mieście Runi żyli dwaj bracia — Ubi i Obi. Żyli w wielkiej przyjaźni, jaka nieczęsto bywa między braćmi i nigdy się nie kłócili. Obaj zarabiali na życie wyrobem małych kauczukowych kulek, które do niczego nie były potrzebne i które dlatego mieszkańcy Runi kupowali bardzo chętnie, aby chełpić się przed innymi swoim bogactwem; bogactwo w tym mieście poznawało się bowiem po tym, że ktoś ma dużo niepotrzebnych rzeczy. Ażeby nikt nie musiał się męczyć nad szukaniem różnych rzeczy zbędnych, ustalono, że wszyscy, którzy chcą pokazać swoje bogactwo, będą gromadzili kauczukowe kulki. Dlatego w mieście Runi było mnóstwo rzemieślników, którzy robili wyłącznie kauczukowe kulki dla bogaczy. Ubi i Obi właśnie należeli do takich ludzi.
Obaj bracia, podobnie jak inni mieszkańcy miasta Runi, zachowywali ustawy boga. Kiedy Ubi mówił na przykład młodszemu bratu, żeby przyniósł z dołu z piwnicy materiał na kulki, zaraz dodawał: „Ale dla boga przyniesiesz materiał z góry”, a kiedy Obi patrzył przez okno i mówił, że w górze zbierają się chmury, uzupełniał natychmiast: „Ale dla boga chmury zbierają się w dole”.
Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, zdarzyło się coś bardzo dziwnego. Obi zauważył kiedyś w rozmowie z bratem, że zrobiła się dziura w górnej części nogi stołowej. Powiedział tyle i nic więcej. Ubi, nie przywiązując do tego wagi i sądząc, że brat zapomniał po prostu o zwyczajowym dodatku, sam dorzucił: „Ale dla boga dziura zrobiła się w dolnej części nogi stołowej”. Obi zastanowił się, przez chwilę milczał i nagle wykrzyknął: „Wcale nie w dolnej, tylko w górnej!”
— Jak to w górnej! — zawołał Ubi. — Przecież powiedziałem: dla nas w górnej części, a dla boga w dolnej!
— Jak to w dolnej! Tu jest dolna część - pokazał - a tu górna. Dziura zrobiła się w górnej części.
Ubi oniemiał z przerażenia. - Co ty mówisz! - krzyknął surowo. - Dla boga...
— Dla boga, nie dla boga - powiedział Obi stanowczo -dziura jest w górnej części i już! Nic nie chcę słyszeć o dolnej części, bo dziura jest w górnej!
— Obi, czy jesteś chory na umyśle?! - wrzasnął brat. — Czy zdajesz sobie sprawę, co mówisz? Może masz gorączkę?!
— Wcale nie mam gorączki. Mówię, że dziura jest w górnej części, bo widzę. A takie powiedzenie, że dla boga jest w dolnej, jest głupie i ja w ogóle tego nie rozumiem.
— On oszalał, oszalał - zaczął wołać Ubi histerycznie. Wybiegł z domu i jął wołać sąsiadów na pomoc. Ludzie się zbiegli, patrzyli na Obi z przerażeniem, litowali się albo gniewali. Ale Obi siedział na podłodze i z uporem powtarzał: „W górnej części, w górnej części” i nie chciał nikogo słuchać. Zbiegowisko trwało jakiś czas, wreszcie wszystkim się znudziło i poszli, bo Obi ciągle powtarzał to samo. Ubi był prawie siwy ze zmartwienia i przestał rozmawiać z bratem. Obi za to nie poprawił się wcale w swoich błędach, ale jeszcze brnął dalej. Powiedział, że nie będzie robił kulek kauczukowych, bo to do niczego nie służy i zajął się wyrobem zielonych peruk; miały się one przydać tym, którzy chcieli łowić ptaszki: ludzie tacy będą się mianowicie odtąd ubierać w zielone peruki i przyczajać się nieruchomo na skraju lasu, a ptaszki będą im siadać na głowie zwabione świeżą zielenią; wtedy łowcy łatwo je już z głowy pozdejmują. Jednocześnie wyrabiał także spodnie dla kanarków.
Teraz więc każdy z braci pracował osobno. Ale Obi niedługo wykonywał swój nowy zawód. Całe miasto było oburzone na jego głupi upór i wszyscy z gniewu zaopatrywali się w peruki u innych majstrów. Obi nie miał komu sprzedawać swoich wyrobów i wkrótce umarł ze zgryzoty. Mimo to wcale się nie przyznał do swoich błędów i do końca życia powtarzał: „Co na dole, to na dole! Co na górze, to na górze! I już! Jak na dole, to nie na górze! Jak na górze, to nie na dole! I już!” Takie miewał różne głupie powiedzonka i nikogo nie chciał słuchać.
Kiedy Obi umarł, poszedł na sąd, który sprawował bóg Maior. Obi był bardzo przestraszony, bo dopiero teraz uprzytomnił sobie, co go czeka za pogwałcenie ustaw. Rozprawa była krótka, bo nie było wątpliwości.
— Mówiłeś nieprawdę - powiedział surowy bóg Maior -opowiadając, że co na dole, to na dole. Tymczasem wszyscy wiedzą, że co dla ludzi na dole, to dla mnie na górze i odwrotnie. A więc przekroczyłeś moje ustawy.
— Ja się poprawię - bąknął Obi nieśmiało, bo bardzo się bał.
— Gdybyś się poprawił - krzyknął bóg - to jeszcze raz złamałbyś moje ustawy. Bowiem ustawa głosi, że kto się pomylił na ziemi, ten nie może się poprawić po śmierci.
W ten sposób sprawa była załatwiona i Obi został skazany na piekło. Piekło było to wielkie, zimne błoto, gdzie nie było nikogo i gdzie się chodziło bez końca w chłodzie, zmęczeniu i samotności. Tam właśnie dostał się Obi i gorzko płakał.
Obaj bracia, podobnie jak inni mieszkańcy miasta Runi, zachowywali ustawy boga. Kiedy Ubi mówił na przykład młodszemu bratu, żeby przyniósł z dołu z piwnicy materiał na kulki, zaraz dodawał: „Ale dla boga przyniesiesz materiał z góry”, a kiedy Obi patrzył przez okno i mówił, że w górze zbierają się chmury, uzupełniał natychmiast: „Ale dla boga chmury zbierają się w dole”.
Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, zdarzyło się coś bardzo dziwnego. Obi zauważył kiedyś w rozmowie z bratem, że zrobiła się dziura w górnej części nogi stołowej. Powiedział tyle i nic więcej. Ubi, nie przywiązując do tego wagi i sądząc, że brat zapomniał po prostu o zwyczajowym dodatku, sam dorzucił: „Ale dla boga dziura zrobiła się w dolnej części nogi stołowej”. Obi zastanowił się, przez chwilę milczał i nagle wykrzyknął: „Wcale nie w dolnej, tylko w górnej!”
— Jak to w górnej! — zawołał Ubi. — Przecież powiedziałem: dla nas w górnej części, a dla boga w dolnej!
— Jak to w dolnej! Tu jest dolna część - pokazał - a tu górna. Dziura zrobiła się w górnej części.
Ubi oniemiał z przerażenia. - Co ty mówisz! - krzyknął surowo. - Dla boga...
— Dla boga, nie dla boga - powiedział Obi stanowczo -dziura jest w górnej części i już! Nic nie chcę słyszeć o dolnej części, bo dziura jest w górnej!
— Obi, czy jesteś chory na umyśle?! - wrzasnął brat. — Czy zdajesz sobie sprawę, co mówisz? Może masz gorączkę?!
— Wcale nie mam gorączki. Mówię, że dziura jest w górnej części, bo widzę. A takie powiedzenie, że dla boga jest w dolnej, jest głupie i ja w ogóle tego nie rozumiem.
— On oszalał, oszalał - zaczął wołać Ubi histerycznie. Wybiegł z domu i jął wołać sąsiadów na pomoc. Ludzie się zbiegli, patrzyli na Obi z przerażeniem, litowali się albo gniewali. Ale Obi siedział na podłodze i z uporem powtarzał: „W górnej części, w górnej części” i nie chciał nikogo słuchać. Zbiegowisko trwało jakiś czas, wreszcie wszystkim się znudziło i poszli, bo Obi ciągle powtarzał to samo. Ubi był prawie siwy ze zmartwienia i przestał rozmawiać z bratem. Obi za to nie poprawił się wcale w swoich błędach, ale jeszcze brnął dalej. Powiedział, że nie będzie robił kulek kauczukowych, bo to do niczego nie służy i zajął się wyrobem zielonych peruk; miały się one przydać tym, którzy chcieli łowić ptaszki: ludzie tacy będą się mianowicie odtąd ubierać w zielone peruki i przyczajać się nieruchomo na skraju lasu, a ptaszki będą im siadać na głowie zwabione świeżą zielenią; wtedy łowcy łatwo je już z głowy pozdejmują. Jednocześnie wyrabiał także spodnie dla kanarków.
Teraz więc każdy z braci pracował osobno. Ale Obi niedługo wykonywał swój nowy zawód. Całe miasto było oburzone na jego głupi upór i wszyscy z gniewu zaopatrywali się w peruki u innych majstrów. Obi nie miał komu sprzedawać swoich wyrobów i wkrótce umarł ze zgryzoty. Mimo to wcale się nie przyznał do swoich błędów i do końca życia powtarzał: „Co na dole, to na dole! Co na górze, to na górze! I już! Jak na dole, to nie na górze! Jak na górze, to nie na dole! I już!” Takie miewał różne głupie powiedzonka i nikogo nie chciał słuchać.
Kiedy Obi umarł, poszedł na sąd, który sprawował bóg Maior. Obi był bardzo przestraszony, bo dopiero teraz uprzytomnił sobie, co go czeka za pogwałcenie ustaw. Rozprawa była krótka, bo nie było wątpliwości.
— Mówiłeś nieprawdę - powiedział surowy bóg Maior -opowiadając, że co na dole, to na dole. Tymczasem wszyscy wiedzą, że co dla ludzi na dole, to dla mnie na górze i odwrotnie. A więc przekroczyłeś moje ustawy.
— Ja się poprawię - bąknął Obi nieśmiało, bo bardzo się bał.
— Gdybyś się poprawił - krzyknął bóg - to jeszcze raz złamałbyś moje ustawy. Bowiem ustawa głosi, że kto się pomylił na ziemi, ten nie może się poprawić po śmierci.
W ten sposób sprawa była załatwiona i Obi został skazany na piekło. Piekło było to wielkie, zimne błoto, gdzie nie było nikogo i gdzie się chodziło bez końca w chłodzie, zmęczeniu i samotności. Tam właśnie dostał się Obi i gorzko płakał.
Ubi bardzo się gryzł losem młodszego brata, ale nic nie mógł poradzić. Miał on jednak taki zwyczaj, że gdy nie mógł na coś nic poradzić, martwił się jeszcze więcej. I tak umarł ze zmartwienia wkrótce po swoim bracie.
Jednakże Ubi nie przeczył temu, że co dla ludzi jest na dole, dla boga znajduje się na górze. Dlatego też bóg Maior przyjął go łaskawie i polecił udać się zaraz do nieba. W niebie było mnóstwo ludzi i Ubi zaraz odnalazł prawie wszystkich swoich nieżyjących znajomych. W niebie było sucho i ciepło, wszyscy byli bardzo szczęśliwi, i stale powtarzali: „Bardzo jesteśmy szczęśliwi, bardzo jesteśmy szczęśliwi. W niebie każdy jest szczęśliwy i niczym się nie martwi, za to w piekle jest okropnie; więc radujmy się, że jesteśmy tacy dobrzy i bóg Maior wziął nas do nieba”. Wszyscy tak powtarzali w kółko i nic innego nie robili.
Ubi z początku usiadł koło innych i zaczął razem z nimi powtarzać: „Bardzo jesteśmy szczęśliwi, bardzo jesteśmy szczęśliwi”. Powtarzał tak bardzo długo i chwilami sądził, że naprawdę jest bardzo szczęśliwy, bo nic mu właściwie nie brakuje. Ale po pewnym czasie przypomniał sobie brata Obi i ścisnęło mu się serce. Wyobraził sobie, że brat Obi znosi w piekle okropne męki i zrobiło mu się strasznie przykro. Zamilkł na chwilę. Siedzący obok stary szklarz, którego znał kiedyś na ziemi, szturchnął go w bok:
— Dlaczego przestałeś mówić, Ubi? - zapytał.
— Bo sobie przypomniałem brata Obi.
— No to co?
— Mój brat Obi jest w piekle i jest nieszczęśliwy.
— Ale ty jesteś w niebie i jesteś szczęśliwy.
— Właśnie nie wiem.
— Jak to, nie wiesz?! — oburzył się szklarz. — Bóg Maior tak zarządził i musisz być szczęśliwy.
Ale Ubi nagle rozpłakał się na cały głos.
— Nie muszę, nie muszę! Wcale nie jestem szczęśliwy, jak mój biedny brat się męczył
Zrobiło się poruszenie, wszyscy prawie byli niesłychanie zgorszeni tym wybrykiem,
— Ubi, opamiętaj się — wołał surowo szklarz. — Twój brat został zasądzony sprawiedliwie, bo złamał ustawy!
— Sprawiedliwie, ale to mój brat - mówił Ubi ze smutkiem.
— Nic nie poradzisz!
— Ale ja wcale nie jestem szczęśliwy!
— To niemożliwe, słyszysz, niemożliwe! W niebie wszyscy są szczęśliwi!
— A ja nie jestem, a ja nie jestem! — krzyczał Ubi. — Wcale nie jestem, bo mam brata w piekle i jemu jest bardzo niedobrze!
Ubi wcale nie zauważył, że dzieje się z nim coś podobnego, jak z jego bratem na ziemi, kiedy to Obi dostał szału i nie chciał nikogo słuchać. Teraz wszyscy przekonywali Ubi, tłumaczyli mu i namawiali, żeby się opamiętał; na próżno. Ubi upierał się, wbrew oczywistości, że wcale nie jest szczęśliwy, bo jego brat siedzi w piekle.
Bóg Maior, który wszystko wiedział, natychmiast wpadł na trop całej afery i zaczął dudnić tak głośno, że w niebie wszyscy zamilkli ze strachu, a biedny Obi w piekle był już cały czarny od błota, które rozpryskiwało się na wszystkie strony od tego dudnienia. Próbował się umyć, ale oprócz błota nic nie było do mycia.
— Ubi! - wrzeszczał bóg Maior na cały głos — Ubi, opamiętaj się!
— Ja chcę być razem ze swoim bratem - upierał się Ubi. -Razem z bratem!
— To niemożliwe! - ryknął bóg - twój brat nie może się poprawić, bo taka jest ustawa.
— To ja chcę pójść do niego do piekła! - wołał Ubi.
— To niemożliwe. — Bóg już tupał nogami - niemożliwe! Kto się nie pomylił na ziemi, ten już nie może zbłądzić po śmierci. Taka jest ustawa. Kto jest w niebie, ten już nie może pójść do piekła.
I wtedy stała się rzecz straszna. Wszyscy oniemieli ze zgrozy, widząc, jak Ubi nagle stanął i zaczął złośliwie wołać na cały głos: „Co na dole, to na dole, co na górze, to na górze! I już! Jak na dole, to nie na górze, jak na górze, to nie na dole! I już!” Były to dokładnie te same słowa, za które jego brat Obi dostał się kiedyś do piekła.
Jednakże Ubi nie przeczył temu, że co dla ludzi jest na dole, dla boga znajduje się na górze. Dlatego też bóg Maior przyjął go łaskawie i polecił udać się zaraz do nieba. W niebie było mnóstwo ludzi i Ubi zaraz odnalazł prawie wszystkich swoich nieżyjących znajomych. W niebie było sucho i ciepło, wszyscy byli bardzo szczęśliwi, i stale powtarzali: „Bardzo jesteśmy szczęśliwi, bardzo jesteśmy szczęśliwi. W niebie każdy jest szczęśliwy i niczym się nie martwi, za to w piekle jest okropnie; więc radujmy się, że jesteśmy tacy dobrzy i bóg Maior wziął nas do nieba”. Wszyscy tak powtarzali w kółko i nic innego nie robili.
Ubi z początku usiadł koło innych i zaczął razem z nimi powtarzać: „Bardzo jesteśmy szczęśliwi, bardzo jesteśmy szczęśliwi”. Powtarzał tak bardzo długo i chwilami sądził, że naprawdę jest bardzo szczęśliwy, bo nic mu właściwie nie brakuje. Ale po pewnym czasie przypomniał sobie brata Obi i ścisnęło mu się serce. Wyobraził sobie, że brat Obi znosi w piekle okropne męki i zrobiło mu się strasznie przykro. Zamilkł na chwilę. Siedzący obok stary szklarz, którego znał kiedyś na ziemi, szturchnął go w bok:
— Dlaczego przestałeś mówić, Ubi? - zapytał.
— Bo sobie przypomniałem brata Obi.
— No to co?
— Mój brat Obi jest w piekle i jest nieszczęśliwy.
— Ale ty jesteś w niebie i jesteś szczęśliwy.
— Właśnie nie wiem.
— Jak to, nie wiesz?! — oburzył się szklarz. — Bóg Maior tak zarządził i musisz być szczęśliwy.
Ale Ubi nagle rozpłakał się na cały głos.
— Nie muszę, nie muszę! Wcale nie jestem szczęśliwy, jak mój biedny brat się męczył
Zrobiło się poruszenie, wszyscy prawie byli niesłychanie zgorszeni tym wybrykiem,
— Ubi, opamiętaj się — wołał surowo szklarz. — Twój brat został zasądzony sprawiedliwie, bo złamał ustawy!
— Sprawiedliwie, ale to mój brat - mówił Ubi ze smutkiem.
— Nic nie poradzisz!
— Ale ja wcale nie jestem szczęśliwy!
— To niemożliwe, słyszysz, niemożliwe! W niebie wszyscy są szczęśliwi!
— A ja nie jestem, a ja nie jestem! — krzyczał Ubi. — Wcale nie jestem, bo mam brata w piekle i jemu jest bardzo niedobrze!
Ubi wcale nie zauważył, że dzieje się z nim coś podobnego, jak z jego bratem na ziemi, kiedy to Obi dostał szału i nie chciał nikogo słuchać. Teraz wszyscy przekonywali Ubi, tłumaczyli mu i namawiali, żeby się opamiętał; na próżno. Ubi upierał się, wbrew oczywistości, że wcale nie jest szczęśliwy, bo jego brat siedzi w piekle.
Bóg Maior, który wszystko wiedział, natychmiast wpadł na trop całej afery i zaczął dudnić tak głośno, że w niebie wszyscy zamilkli ze strachu, a biedny Obi w piekle był już cały czarny od błota, które rozpryskiwało się na wszystkie strony od tego dudnienia. Próbował się umyć, ale oprócz błota nic nie było do mycia.
— Ubi! - wrzeszczał bóg Maior na cały głos — Ubi, opamiętaj się!
— Ja chcę być razem ze swoim bratem - upierał się Ubi. -Razem z bratem!
— To niemożliwe! - ryknął bóg - twój brat nie może się poprawić, bo taka jest ustawa.
— To ja chcę pójść do niego do piekła! - wołał Ubi.
— To niemożliwe. — Bóg już tupał nogami - niemożliwe! Kto się nie pomylił na ziemi, ten już nie może zbłądzić po śmierci. Taka jest ustawa. Kto jest w niebie, ten już nie może pójść do piekła.
I wtedy stała się rzecz straszna. Wszyscy oniemieli ze zgrozy, widząc, jak Ubi nagle stanął i zaczął złośliwie wołać na cały głos: „Co na dole, to na dole, co na górze, to na górze! I już! Jak na dole, to nie na górze, jak na górze, to nie na dole! I już!” Były to dokładnie te same słowa, za które jego brat Obi dostał się kiedyś do piekła.
Bóg Maior osłupiał i zaniemówił na chwilę. Ale to był dopiero początek. Kilku śmielszych mieszkańców nieba zachęconych przykładem Ubi a też mających w piekle swoich braci albo swoje siostry, albo dzieci, albo rodziców, albo narzeczone, albo przyjaciół, zaczęło nagle podtrzymywać Ubi i krzyczeć razem z nim: „Wcale nie jesteśmy szczęśliwi! Wolimy do piekła! Co na dole, to na dole!” Trwało to jakiś czas, a do chóru przyłączali się coraz nowi. Wreszcie prawdziwy szał ogarnął niebo, bo wszyscy sobie przypomnieli, że mają w piekle jakichś przyjaciół albo krewnych i całe miasto jednym chórem zaczęło powtarzać: „Co na dole, to na dole, co na górze, to na górze! I już!”
Bóg Maior usiłował przekrzyczeć tłum i wołał: „Słuchajcie! Wy nie możecie wcale robić tego, co robicie! Bo ustawa mówi, że kto się nie pomylił na ziemi, ten nie może już zbłądzić w niebie. A więc wy robicie coś, co jest niemożliwe! Niemożliwe!”
Ale nikt go nie słuchał i wszyscy nadal krzyczeli jednym głosem, aż do ochrypnięcia: „Co na dole, to na dole, co na górze, to na górze! I już!”
Wtedy wyszło na jaw, że sytuacja jest w ogóle niemożliwa. Bóg Maior miał ochotę wszystkich posłać do piekła, ale nie mógł tego zrobić, bo ustawa mówiła, że kto się raz dostał do nieba, ten nie może już zbłądzić. Pomyślał, czyby tych z piekła nie sprowadzić do nieba, ale i tego nie mógł zrobić, bo ustawa mówiła, że to niemożliwe. Ale nie mógł też zostawić rzeczy tak, jak są, bo ustawa mówiła, że kto wypowiada takie bluźnierstwa, musi iść do piekła.
Bóg Maior zrozumiał, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Ale raczej — co, jak wiedział, na jedno wychodzi - że tylko jedno wyjście jest możliwe. Stanął na stołku i gdy tłum uciszył się nieco na chwilę, oznajmił ze smutkiem i gniewem: „Ogłaszam dymisję! Abdykuję i nie będę więcej wami rządził. Radźcie sobie sami!”
Wtedy nastąpiło wielkie pomieszanie. Niebo było na górze, a piekło na dole. Tak było dla ludzi, a dla boga było wprawdzie na odwrót, jednakże dopóki był bóg, jakiś porządek się utrzymywał. Teraz, na skutek tego, że bóg abdykował, całe niebo zaczęło powoli opadać (to znaczy, dla boga, podnosić się w górę), natomiast piekło jęło wzbijać się wzwyż (to znaczy, dla boga, zniżać się ku dołowi). Niebo i piekło spotkały się w połowie drogi i zaczęły z wolna w siebie przechodzić. To, co powstało z tego zamieszania, nie było już piekłem ani niebem; było tam sporo błota, ale były też suche wysepki; było miejscami zimno, miejscami ciepło. Nikt nie wiedział, co to jest właściwie, bo na taką rzecz nie było nazwy w ustawach boga Maiora. Ale naraz wszyscy zaczęli się spotykać - ci z piekła i ci z nieba. Wszyscy odnajdywali swoich braci, przyjaciół, rodziny i znajomych, których już nie widzieli od niepamiętnych czasów i nigdy nie mieli zobaczyć. Rychło Ubi i Obi spotkali się i rzucili się sobie w objęcia.
Odtąd żyjący i nieżyjący mieszkańcy miasta Runi musieli sami sobie radzić. Co było na dole, to było na dole, a co na górze, to na górze. Najpierw trochę im się mieszało w głowach, ale potem przywykli do nowego porządku.
Tak to bóg Maior utracił władzę nad mieszkańcami miasta Ruru.
Bóg Maior usiłował przekrzyczeć tłum i wołał: „Słuchajcie! Wy nie możecie wcale robić tego, co robicie! Bo ustawa mówi, że kto się nie pomylił na ziemi, ten nie może już zbłądzić w niebie. A więc wy robicie coś, co jest niemożliwe! Niemożliwe!”
Ale nikt go nie słuchał i wszyscy nadal krzyczeli jednym głosem, aż do ochrypnięcia: „Co na dole, to na dole, co na górze, to na górze! I już!”
Wtedy wyszło na jaw, że sytuacja jest w ogóle niemożliwa. Bóg Maior miał ochotę wszystkich posłać do piekła, ale nie mógł tego zrobić, bo ustawa mówiła, że kto się raz dostał do nieba, ten nie może już zbłądzić. Pomyślał, czyby tych z piekła nie sprowadzić do nieba, ale i tego nie mógł zrobić, bo ustawa mówiła, że to niemożliwe. Ale nie mógł też zostawić rzeczy tak, jak są, bo ustawa mówiła, że kto wypowiada takie bluźnierstwa, musi iść do piekła.
Bóg Maior zrozumiał, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Ale raczej — co, jak wiedział, na jedno wychodzi - że tylko jedno wyjście jest możliwe. Stanął na stołku i gdy tłum uciszył się nieco na chwilę, oznajmił ze smutkiem i gniewem: „Ogłaszam dymisję! Abdykuję i nie będę więcej wami rządził. Radźcie sobie sami!”
Wtedy nastąpiło wielkie pomieszanie. Niebo było na górze, a piekło na dole. Tak było dla ludzi, a dla boga było wprawdzie na odwrót, jednakże dopóki był bóg, jakiś porządek się utrzymywał. Teraz, na skutek tego, że bóg abdykował, całe niebo zaczęło powoli opadać (to znaczy, dla boga, podnosić się w górę), natomiast piekło jęło wzbijać się wzwyż (to znaczy, dla boga, zniżać się ku dołowi). Niebo i piekło spotkały się w połowie drogi i zaczęły z wolna w siebie przechodzić. To, co powstało z tego zamieszania, nie było już piekłem ani niebem; było tam sporo błota, ale były też suche wysepki; było miejscami zimno, miejscami ciepło. Nikt nie wiedział, co to jest właściwie, bo na taką rzecz nie było nazwy w ustawach boga Maiora. Ale naraz wszyscy zaczęli się spotykać - ci z piekła i ci z nieba. Wszyscy odnajdywali swoich braci, przyjaciół, rodziny i znajomych, których już nie widzieli od niepamiętnych czasów i nigdy nie mieli zobaczyć. Rychło Ubi i Obi spotkali się i rzucili się sobie w objęcia.
Odtąd żyjący i nieżyjący mieszkańcy miasta Runi musieli sami sobie radzić. Co było na dole, to było na dole, a co na górze, to na górze. Najpierw trochę im się mieszało w głowach, ale potem przywykli do nowego porządku.
Tak to bóg Maior utracił władzę nad mieszkańcami miasta Ruru.
No ale skoro dla Boga piekło było u góry, a dla ludzi nadal na dole to skąd mogło przyjść porozumienie? Ktoś mądry poszedł po koncept do głowy i wymyślił, że jako na górze tak i na dole. Ludzkości się to spodobało, a Bóg odszedł wyśmiany, bo jak to- piekło na górze?
OdpowiedzUsuńBłędem wszystkich kultur, religii oraz nauki jest to, że próbują za pomocą pojęć, które sami sobie stworzyliśmy, tłumaczyć zasady rządzące Uniwersum. Jak dla mnie Bóg jest emanacją dobra, nie jest jednopłciowy i raczej nie miesza się w nasze sprawy. A Piekło - to luminescencja naszych najgorszych obaw, jakże często sami sobie jest stwarzamy, choć podskórnie czujemy, że robimy źle. Stąd wyobrażenie piekła a jak jest naprawdę? Pożyjemy, umrzemy, zobaczymy :) Tymczasem cieszmy się prozą życia... :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dzięki za odwiedziny :)
Religie nie sa błędem.Problem polega na tym że nie sięgamy, bądź pomijamy te źródłowe..Anhelli spójrz..Wiara katolicka opiera się na pogaństwie tak samo mocno jak dom na fundamentach.Przejdźmy sie po świętach lub chociaż klasyfikacji demonów.Dalej..Koran..Nie nawołuje do nienawićie-więc co sie dzieje teraz?czym zatem są religie?
OdpowiedzUsuńOpium?tak, tuż nad grobem.Nadzieją?Nie, raczej zwykłym, smierdzącym stracem przed brakiem światełka...Mam pogańskie serce..Wierzę w ludzi i dary które mają.Nie wierzę w sztuczne i głupkowate nawet dla niemowlaka 10 przykazań.Mission Impossible to dobry film..:)
Puenta mnie rozwaliła, Tamirianie :) Trudno się z tobą nie zgodzić. Mnie chyba też bliżej do dziecka Natury a nie tych sztywnych dewotów różnych religii. Wierzę, że w ludziach jest tyle samo dobra, co zła. Jedno nie mogło by istnieć bez drugiego a samo życie, to ciągłe pole walki, na którym musimy stale udowadniać ile naprawdę jesteśmy warci. Czasami też - nie usprawiedliwiając pewnych zachowań - jednostka staje przed wyborami, które godzą w powszechne rozumienie etyki, moralności etc. Takie są prawa przetrwania, a skoro wolno tak czynić zwierzętom, dlaczego człowiek miałby być tępiony przez jakichkolwiek bogów czy jednego boga za to, że robi co w jego mocy aby zachować życie i godność?
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny i komentarz. Pozdrawiam ciepło :)