"Fizyka a filozofia" ~ Werner Karl Heisenberg. Część II
Przekład Stefana Amsterdamskiego
Część II (część I - Tutaj*):
"Kopenhaska Interpretacja Teorii Kwantów"
Punktem wyjścia interpretacji kopenhaskiej jest paradoks. Każde doświadczenie fizyczne, niezależnie od tego, czy dotyczy zjawisk życia codziennego, czy też mikroświata, może być opisane wyłącznie w terminach fizyki klasycznej. Język pojęć klasycznych jest językiem, którym posługujemy się, gdy opisujemy doświadczenia oraz ich wyniki. Pojęć tych nie umiemy i nie możemy zastąpić innymi. Jednocześnie jednak relacje nieoznaczoności ograniczają zakres stosowalności tych pojęć. O ograniczeniu stosowalności pojęć klasycznych musimy pamiętać, gdy się nimi posługujemy; nie potrafimy jednak udoskonalić tych pojęć.
Lepiej zrozumieć ten paradoks można dzięki porównaniu dwóch rodzajów interpretacji doświadczeń: interpretacji opartej na mechanice klasycznej oraz interpretacji opartej na mechanice kwantowej.
W mechanice newtonowskiej punktem wyjścia mogą być na przykład pomiary położenia i pędu planet, których ruch zamierzamy zbadać. Wyniki obserwacji przekłada się na język matematyki, podając liczbowe wartości współrzędnych i pędu planet. Równania ruchu umożliwiają obliczenie na podstawie wartości współrzędnych i pędów dla danej chwili - ich wartości oraz wartości innych wielkości charakteryzujących układ w chwili późniejszej. W ten właśnie sposób astronom przewiduje przyszły stan układu; może on na przykład podać dokładny czas przyszłego zaćmienia Księżyca.
W mechanice kwantowej postępuje się nieco inaczej. Przypuśćmy, że interesuje nas ruch elektronu w komorze Wilsona. Na podstawie pewnych obserwacji możemy określić położenie i prędkość elektronu dla danej chwili. Określenie to jednak nie będzie dokładne. Zawierać musi przynajmniej taką niedokładność, jaka wynika z relacji nieoznaczoności; przypuszczalnie określenie to będzie obarczone dodatkowymi błędami związanymi ze skomplikowanym charakterem doświadczenia. Pierwsza z tych niedokładności pozwala przełożyć wyniki obserwacji na matematyczny język teorii kwantów. Podaje się pewną funkcję prawdopodobieństwa, która opisuje sytuację doświadczalną w chwili pomiaru i uwzględnia również jego możliwe błędy.
Ta funkcja prawdopodobieństwa stanowi jak gdyby połączenie dwóch elementów, opisuje bowiem pewien fakt, a zarazem wyraża stan naszej wiedzy o tym fakcie. Opisuje ona pewien fakt, albowiem przypisuje prawdopodobieństwo równe jedności (co oznacza absolutną pewność) sytuacji w chwili początkowej; sytuacja ta polega na tym, że elektron porusza się z “zaobserwowaną" prędkością w “zaobserwowanym" miejscu. Słowo “zaobserwowany" znaczy tu tyle, co “zaobserwowany z dokładnością rzędu błędu doświadczenia". Funkcja ta wyraża też stan naszej wiedzy, jako że inny obserwator mógłby ewentualnie dokładniej poznać położenie elektronu. Błąd doświadczenia - przynajmniej w pewnym zakresie - nie wynika z własności samego elektronu, lecz z niedokładności, z nieścisłości naszej wiedzy o nim; tę niedokładność wyraża funkcja prawdopodobieństwa.
W fizyce klasycznej również uwzględnia się błędy doświadczalne, ilekroć prowadzi się dokładne badania. Uzyskuje się wówczas rozkład statystyczny początkowych wartości współrzędnych i prędkości, a więc coś bardzo podobnego do funkcji prawdopodobieństwa, która występuje w teorii kwantów. Nie mamy tu jednak do czynienia z tą nieuchronną niedokładnością, którą wskazuje relacja nieoznaczoności.
Kiedy na podstawie obserwacji ustalimy już wartości funkcji prawdopodobieństwa dla chwili początkowej, wówczas, korzystając ze znajomości praw teorii kwantów, możemy obliczyć jej wartości dla dowolnej późniejszej chwili. Dzięki temu można określić prawdopodobieństwo tego, że w wyniku pomiaru uzyskamy określoną wartość mierzonej wielkości fizycznej. Możemy na przykład obliczyć prawdopodobieństwo tego, że elektron w pewnej chwili znajdzie się w pewnym określonym miejscu komory Wilsona. Należy jednakże podkreślić, że funkcja prawdopodobieństwa nie opisuje przebiegu zdarzeń w czasie. Charakteryzuje ona tendencję do realizacji zdarzeń i naszą wiedzę o zdarzeniach. Funkcję prawdopodobieństwa można powiązać z rzeczywistością jedynie wówczas, gdy zostanie spełniony pewien istotny warunek, a mianowicie, gdy będzie przeprowadzony nowy pomiar określonej wielkości charakteryzującej układ. Tylko wówczas funkcja prawdopodobieństwa umożliwi obliczenie prawdopodobnego wyniku nowego pomiaru. Wynik pomiaru zawsze jest wyrażony w języku fizyki klasycznej.
Toteż istnieją trzy etapy teoretycznej interpretacji doświadczenia: 1) opisanie sytuacji początkowej za pomocą funkcji prawdopodobieństwa; 2) obliczenie zmian tej funkcji w czasie; 3) dokonanie nowego pomiaru, którego wynik może być obliczony na podstawie funkcji prawdopodobieństwa. Na pierwszym etapie koniecznym warunkiem jest spełnianie się relacji nieoznaczoności.
Drugiego etapu nie można opisać za pomocą pojęć klasycznych; w związku z tym nie można powiedzieć, co się dzieje z układem między pierwszą obserwacją a późniejszym pomiarem. Dopiero na trzecim etapie powracamy od “tego, co możliwe", do “tego, co rzeczywiste".
Rozpatrzmy obecnie dokładniej te trzy etapy, odwołując się do prostego eksperymentu myślowego. Powiedzieliśmy, że atom składa się z jądra oraz z obracających się wokół niego elektronów i że pojęcie orbity elektronowej budzi wątpliwości. Mógłby ktoś powiedzieć, że przynajmniej w zasadzie powinno być możliwe obserwowanie elektronu poruszającego się po orbicie. Gdybyśmy po prostu obserwowali atom w mikroskopie o bardzo wielkiej zdolności rozdzielczej, to ujrzelibyśmy wówczas elektron krążący po swej orbicie. Takiej zdolności rozdzielczej na pewno nie może posiadać zwykły mikroskop, ponieważ niedokładność pomiaru położenia nigdy nie może być mniejsza od długości fali świetlnej. Taką zdolność rozdzielczą mógłby jednak posiadać mikroskop, w którym wyzyskano by promienie g [gamma], bowiem długość ich fal jest mniejsza od średnicy atomów. Mikroskopu takiego wprawdzie nie skonstruowano, nie przeszkadza to nam jednak rozważyć pewien eksperyment myślowy.
Czy można - po pierwsze - przedstawić wyniki obserwacji za pomocą funkcji prawdopodobieństwa? Powiedzieliśmy poprzednio, że jest to możliwe tylko pod warunkiem, że spełniona będzie relacja nieoznaczoności. Położenie elektronu można określić z dokładnością rzędu długości fal promieni g [gamma]. Załóżmy, że przed obserwacją elektron mógł nawet znajdować się w spoczynku. W trakcie pomiaru przynajmniej jeden kwant promieni g [gamma] musiałby zderzyć się z elektronem, zmienić kierunek ruchu i przejść przez mikroskop. Toteż elektron musiałby zostać uderzony przez kwant, co spowodowałoby zmianę jego pędu i prędkości. Można wykazać, że nieoznaczoność tej zmiany jest taka, jakiej wymaga relacja nieoznaczoności. A więc na pierwszym etapie nie napotkalibyśmy żadnych trudności.
Jednocześnie można łatwo dowieść, że obserwacja orbity elektronu jest niemożliwa. Na drugim etapie przekonujemy się, że paczka fal nie porusza się wokół jądra, lecz oddala się od atomu, ponieważ już pierwszy kwant powoduje wybicie elektronu z atomu. Jeśli długość fal promieni g [gamma] jest znacznie mniejsza od rozmiarów atomu, to pęd kwantu świetlnego jest bez porównania większy od początkowego pędu elektronu. Toteż energia pierwszego kwantu świetlnego byłaby całkowicie wystarczająca do wybicia elektronu, z atomu. Z tego wynika, że obserwować można wyłącznie jeden punkt jego toru. Dlatego właśnie mówimy, że orbita w zwykłym sensie tego słowa - nie istnieje. W trzecim stadium kolejna obserwacja wykaże, że elektron po wybiciu z atomu oddala się od niego. Mówiąc ogólnie: nie jesteśmy w stanie opisać tego, co się dzieje między dwiema następującymi po sobie obserwacjami. Mamy oczywiście ochotę powiedzieć, że w interwale czasowym. między dwiema obserwacjami elektron musiał się jednak gdzieś znajdować i że musiał zatem opisać jakąś trajektorię lub orbitę, nawet jeśli nie można ustalić, jaka to była trajektoria. Taki argument miałby sens w fizyce klasycznej. Natomiast w teorii kwantów byłby on - jak przekonamy się później - niczym nie usprawiedliwionym nadużyciem języka. Obecnie nie rozstrzygamy kwestii, czy mamy tu do czynienia z zagadnieniem gnozeologicznym, czy też ontologicznym, to znaczy z twierdzeniem o sposobie, w jaki można mówić o mikro-zjawiskach, czy też z twierdzeniem o nich samych. W każdym razie musimy zachować daleko idącą ostrożność, gdy formułujemy twierdzenia dotyczące zachowania się cząstek elementarnych.
W gruncie rzeczy w ogóle nie musimy mówić o cząstkach. Gdy opisujemy doświadczenia, często o wiele wygodniej jest mówić o falach materii - na przykład o stacjonarnych falach materii wokół jądra atomu. Jeśli nie weźmiemy pod uwagę ograniczeń wynikających z relacji nieoznaczoności, to taki opis będzie jawnie sprzeczny z innym opisem; dzięki owym ograniczeniom unikamy sprzeczności. Stosowanie pojęcia “fala materii" jest dogodne np. wówczas, gdy rozpatruje się emisję promieniowania z atomu. Natężenie i częstotliwość tego promieniowania informują nas o rozkładzie oscylującego ładunku w atomie; w tym przypadku obraz falowy jest bliższy prawdy niż korpuskularny. Z tego właśnie powodu Bohr radził stosować obydwa sposoby opisu, które nazwał komplementarnymi, uzupełniającymi się wzajemnie. Opisy te oczywiście wykluczają się nawzajem, albowiem ta sama rzecz nie może być jednocześnie korpuskułą (czyli substancją skupioną w bardzo małym obszarze przestrzeni) i falą (innymi słowy - polem szeroko rozpościerającym się w przestrzeni). Równocześnie jednak opisy te uzupełniają się wzajemnie. Korzystając z obu opisów, przechodząc od jednego do drugiego i vice versa, uzyskujemy wreszcie właściwe wyobrażenie o dziwnego rodzaju rzeczywistości, z którą mamy do czynienia w doświadczalnym badaniu zjawisk mikroświata.
Czy można - po pierwsze - przedstawić wyniki obserwacji za pomocą funkcji prawdopodobieństwa? Powiedzieliśmy poprzednio, że jest to możliwe tylko pod warunkiem, że spełniona będzie relacja nieoznaczoności. Położenie elektronu można określić z dokładnością rzędu długości fal promieni g [gamma]. Załóżmy, że przed obserwacją elektron mógł nawet znajdować się w spoczynku. W trakcie pomiaru przynajmniej jeden kwant promieni g [gamma] musiałby zderzyć się z elektronem, zmienić kierunek ruchu i przejść przez mikroskop. Toteż elektron musiałby zostać uderzony przez kwant, co spowodowałoby zmianę jego pędu i prędkości. Można wykazać, że nieoznaczoność tej zmiany jest taka, jakiej wymaga relacja nieoznaczoności. A więc na pierwszym etapie nie napotkalibyśmy żadnych trudności.
Jednocześnie można łatwo dowieść, że obserwacja orbity elektronu jest niemożliwa. Na drugim etapie przekonujemy się, że paczka fal nie porusza się wokół jądra, lecz oddala się od atomu, ponieważ już pierwszy kwant powoduje wybicie elektronu z atomu. Jeśli długość fal promieni g [gamma] jest znacznie mniejsza od rozmiarów atomu, to pęd kwantu świetlnego jest bez porównania większy od początkowego pędu elektronu. Toteż energia pierwszego kwantu świetlnego byłaby całkowicie wystarczająca do wybicia elektronu, z atomu. Z tego wynika, że obserwować można wyłącznie jeden punkt jego toru. Dlatego właśnie mówimy, że orbita w zwykłym sensie tego słowa - nie istnieje. W trzecim stadium kolejna obserwacja wykaże, że elektron po wybiciu z atomu oddala się od niego. Mówiąc ogólnie: nie jesteśmy w stanie opisać tego, co się dzieje między dwiema następującymi po sobie obserwacjami. Mamy oczywiście ochotę powiedzieć, że w interwale czasowym. między dwiema obserwacjami elektron musiał się jednak gdzieś znajdować i że musiał zatem opisać jakąś trajektorię lub orbitę, nawet jeśli nie można ustalić, jaka to była trajektoria. Taki argument miałby sens w fizyce klasycznej. Natomiast w teorii kwantów byłby on - jak przekonamy się później - niczym nie usprawiedliwionym nadużyciem języka. Obecnie nie rozstrzygamy kwestii, czy mamy tu do czynienia z zagadnieniem gnozeologicznym, czy też ontologicznym, to znaczy z twierdzeniem o sposobie, w jaki można mówić o mikro-zjawiskach, czy też z twierdzeniem o nich samych. W każdym razie musimy zachować daleko idącą ostrożność, gdy formułujemy twierdzenia dotyczące zachowania się cząstek elementarnych.
W gruncie rzeczy w ogóle nie musimy mówić o cząstkach. Gdy opisujemy doświadczenia, często o wiele wygodniej jest mówić o falach materii - na przykład o stacjonarnych falach materii wokół jądra atomu. Jeśli nie weźmiemy pod uwagę ograniczeń wynikających z relacji nieoznaczoności, to taki opis będzie jawnie sprzeczny z innym opisem; dzięki owym ograniczeniom unikamy sprzeczności. Stosowanie pojęcia “fala materii" jest dogodne np. wówczas, gdy rozpatruje się emisję promieniowania z atomu. Natężenie i częstotliwość tego promieniowania informują nas o rozkładzie oscylującego ładunku w atomie; w tym przypadku obraz falowy jest bliższy prawdy niż korpuskularny. Z tego właśnie powodu Bohr radził stosować obydwa sposoby opisu, które nazwał komplementarnymi, uzupełniającymi się wzajemnie. Opisy te oczywiście wykluczają się nawzajem, albowiem ta sama rzecz nie może być jednocześnie korpuskułą (czyli substancją skupioną w bardzo małym obszarze przestrzeni) i falą (innymi słowy - polem szeroko rozpościerającym się w przestrzeni). Równocześnie jednak opisy te uzupełniają się wzajemnie. Korzystając z obu opisów, przechodząc od jednego do drugiego i vice versa, uzyskujemy wreszcie właściwe wyobrażenie o dziwnego rodzaju rzeczywistości, z którą mamy do czynienia w doświadczalnym badaniu zjawisk mikroświata.
Interpretując teorię kwantów, Bohr wielokrotnie stosuje termin “komplementarność". Wiedza o położeniu cząstki jest komplementarna w stosunku do wiedzy o jej prędkości (lub pędzie). Im większa jest dokładność pomiaru jednej z tych wielkości, tym mniej dokładnie znamy drugą. Musimy jednak znać obie, jeśli mamy określić zachowanie się układu. Czaso-przestrzenny opis zdarzeń zachodzących w świecie atomu jest komplementarny w stosunku do opisu deterministycznego. Funkcja prawdopodobieństwa zmienia się zgodnie z równaniem ruchu, tak jak współrzędne w mechanice Newtona. Zmienność tej funkcji w czasie jest całkowicie określona przez równanie mechaniki kwantowej; funkcja ta nie umożliwia jednak podania czaso-przestrzennego opisu układu. Z drugiej strony - akt obserwacji wymaga opisu czaso-przestrzennego, a jednocześnie narusza ciągłość funkcji prawdopodobieństwa, ponieważ zmienia naszą wiedzę o układzie. Ogólnie rzecz biorąc, dualizm polegający na istnieniu dwu różnych opisów tej samej rzeczywistości nie przeszkadza nam, ponieważ analizując matematyczny aparat teorii przekonaliśmy się, że nie zawiera ona sprzeczności. Dobitnym wyrazem tego dualizmu jest giętkość aparatu matematycznego. Wzory matematyczne zapisuje się zazwyczaj w ten sposób, że przypominają one mechanikę newtonowską z jej równaniami ruchu, w których występują współrzędne i pędy. Proste przekształcenie wzorów umożliwia uzyskanie równania falowego opisującego trójwymiarowe fale materii. Tak więc możliwość posługiwania się różnymi komplementarnymi opisami znajduje swój odpowiednik w możliwości dokonywania rozmaitych przekształceń aparatu matematycznego. Operowanie komplementarnymi opisami nie stwarza żadnych trudności w posługiwaniu się kopenhaską interpretacją mechaniki kwantowej.
Zrozumienie tej interpretacji staje się jednak rzeczą trudną, gdy zadaje się słynne pytanie: “Jak <> przebiega mikroproces?" Była już mowa o tym, że pomiar i wyniki obserwacji można opisać tylko za pomocą terminów fizyki klasycznej. Na podstawie obserwacji uzyskuje się funkcję prawdopodobieństwa. W języku matematyki wyraża ona to, że wypowiedzi o możliwościach czy też tendencjach wiążą się jak najściślej z wypowiedziami o naszej wiedzy o faktach. Dlatego też wyniku obserwacji nie możemy uznać za całkowicie obiektywny i nie możemy opisać tego, co zachodzi pomiędzy jednym pomiarem a drugim. Zdaje się to świadczyć o tym, że wprowadziliśmy do teorii element subiektywizmu i że trzeba powiedzieć: to, co zachodzi, zależy od naszego sposobu obserwacji albo nawet od samego faktu obserwacji. Zanim jednak przejdziemy do rozpatrzenia zagadnienia subiektywizmu, trzeba dokładnie wytłumaczyć, dlaczego napotykamy nieprzezwyciężone trudności, gdy usiłujemy opisać to, co zachodzi między dwiema kolejnymi obserwacjami.
Rozpatrzmy w tym celu następujący eksperyment myślowy: Załóżmy, że światło monochromatyczne pada na czarny ekran, w którym są dwa małe otwory. Średnica otworów jest niewiele większa od długości fal świetlnych, natomiast znacznie większa od niej jest odległość między otworami. Klisza fotograficzna umieszczona w pewnej odległości za ekranem rejestruje światło, które przeniknęło przez otwory. Jeżeli opisując powyższe doświadczenie posługujemy się teorią falową, to mówimy, że przez oba otwory przechodzą fale świetlne padające na ekran; odbywa się to w ten sposób, że z otworów rozchodzą się wtórne, interferujące ze sobą fale kuliste; wskutek interferencji pojawią się na wywołanej kliszy charakterystyczne jasne i ciemne prążki.
Zrozumienie tej interpretacji staje się jednak rzeczą trudną, gdy zadaje się słynne pytanie: “Jak <
Rozpatrzmy w tym celu następujący eksperyment myślowy: Załóżmy, że światło monochromatyczne pada na czarny ekran, w którym są dwa małe otwory. Średnica otworów jest niewiele większa od długości fal świetlnych, natomiast znacznie większa od niej jest odległość między otworami. Klisza fotograficzna umieszczona w pewnej odległości za ekranem rejestruje światło, które przeniknęło przez otwory. Jeżeli opisując powyższe doświadczenie posługujemy się teorią falową, to mówimy, że przez oba otwory przechodzą fale świetlne padające na ekran; odbywa się to w ten sposób, że z otworów rozchodzą się wtórne, interferujące ze sobą fale kuliste; wskutek interferencji pojawią się na wywołanej kliszy charakterystyczne jasne i ciemne prążki.
Poczernienie kliszy fotograficznej jest wynikiem procesu kwantowego, reakcji chemicznej, którą wywołują pojedyncze kwanty świetlne. Dlatego powinna również istnieć możliwość opisania tego doświadczenia w terminach teorii kwantów świetlnych. Gdyby można było mówić o tym, co się dzieje z pojedynczym kwantem świetlnym od chwili wypromieniowania go ze źródła do chwili pochłonięcia go na kliszy, to należałoby rozumować w sposób następujący: Pojedynczy kwant świetlny może przejść tylko przez jeden z dwu otworów w ekranie. Jeśli przechodzi przez pierwszy otwór, to prawdopodobieństwo pochłonięcia tego kwantu w określonym punkcie kliszy fotograficznej nie może zależeć od tego, czy drugi otwór jest zamknięty, czy otwarty. Rozkład prawdopodobieństw powinien być taki sam jak w przypadku, gdy otwarty jest tylko pierwszy otwór. Jeśli doświadczenie powtórzymy wielokrotnie i rozpatrzymy oddzielnie przypadki, w których kwanty świetlne przeszły przez pierwszy otwór, to okaże się, że poczernienie kliszy fotograficznej powinno odpowiadać temu rozkładowi prawdopodobieństw. Jeśli rozpatrzymy następnie te przypadki, w których kwanty świetlne przeszły przez drugi otwór, to dojdziemy do wniosku, że poczernienie kliszy wywołane przez te kwanty powinno odpowiadać rozkładowi prawdopodobieństw uzyskanemu na podstawie założenia, że otwarty był tylko drugi otwór. Toteż poczernienie kliszy, będące łącznym wynikiem wszystkich tych doświadczeń, powinno być sumą zaciemnień uzyskanych w obu typach przypadków; innymi słowy - na kliszy nie powinno być prążków interferencyjnych. Wiemy jednakże, że tak nie jest i że w wyniku doświadczenia ukazują się na niej prążki. Dlatego twierdzenie, że każdy kwant świetlny musiał przejść bądź przez pierwszy, bądź przez drugi otwór, prowadzi do sprzeczności i jest rzeczą wątpliwą, czy jest ono słuszne. Przykład ten świadczy o tym, że funkcja prawdopodobieństwa nie pozwala opisać tego, co zachodzi między dwiema obserwacjami. Każda próba podania takiego opisu będzie prowadzić do sprzeczności; to zaś oznacza, że termin “zachodzi" ma sens jedynie wtedy, gdy jest związany z opisem obserwacji.
Jest to bardzo dziwny wniosek; zdaje się z niego wynikać, że obserwacja odgrywa decydującą rolę w zdarzeniu i że rzeczywistość zmienia się w zależności od tego, czy obserwujemy ją, czy nie. Aby wyjaśnić tę sprawę, musimy dokładniej zbadać, na czym polega proces obserwacji.
Przystępując do rozpatrzenia procesu obserwacji, należy pamiętać, że w naukach przyrodniczych przedmiotem badań nie jest cały wszechświat, którego część stanowimy my sami. Przyrodnik bada tylko pewne fragmenty wszechświata. W fizyce atomowej fragment ten jest zazwyczaj obiektem znikomo małym; jest to cząstka elementarna bądź grupa takich cząstek, a niekiedy obiekt większy - co zresztą nie jest ważne w tej chwili. Ważne na razie dla nas jest to, że ogromna część wszechświata, obejmująca nas samych, nie jest tu przedmiotem badań.
Teoretyczna interpretacja doświadczenia ma dwa stadia początkowe, które już omówiliśmy. W pierwszym stadium zadanie polega na opisaniu sytuacji doświadczalnej, ewentualnie łącznie z pierwszym pomiarem, i przełożeniu tego opisu - dokonanego za pomocą terminów fizyki klasycznej - na język funkcji prawdopodobieństwa. Funkcja podlega prawom teorii kwantów; na podstawie znajomości warunków początkowych można obliczyć jej zmiany w czasie, które mają charakter ciągły. Jest to stadium drugie. W funkcji prawdopodobieństwa elementy subiektywne łączą się z obiektywnymi. Zawiera ona implicite pewne twierdzenia o możliwościach, czy też - powiedzmy raczej - o tendencjach (“potencjach" - według terminologii arystotelesowskiej). Twierdzenia te mają charakter całkowicie obiektywny, ich treść nie zależy od żadnego obserwatora. Oprócz tego w funkcji tej zawarte są również pewne twierdzenia dotyczące naszej wiedzy o układzie, które są oczywiście subiektywne, jako że różni obserwatorzy mogą mieć różną wiedzę. W przypadkach idealnych element subiektywny funkcji prawdopodobieństwa jest znikomy w porównaniu ze składnikiem obiektywnym, tak że w praktyce można go pominąć; fizyk mówi wówczas o “przypadku czystym".
Przystępując do rozpatrzenia procesu obserwacji, należy pamiętać, że w naukach przyrodniczych przedmiotem badań nie jest cały wszechświat, którego część stanowimy my sami. Przyrodnik bada tylko pewne fragmenty wszechświata. W fizyce atomowej fragment ten jest zazwyczaj obiektem znikomo małym; jest to cząstka elementarna bądź grupa takich cząstek, a niekiedy obiekt większy - co zresztą nie jest ważne w tej chwili. Ważne na razie dla nas jest to, że ogromna część wszechświata, obejmująca nas samych, nie jest tu przedmiotem badań.
Teoretyczna interpretacja doświadczenia ma dwa stadia początkowe, które już omówiliśmy. W pierwszym stadium zadanie polega na opisaniu sytuacji doświadczalnej, ewentualnie łącznie z pierwszym pomiarem, i przełożeniu tego opisu - dokonanego za pomocą terminów fizyki klasycznej - na język funkcji prawdopodobieństwa. Funkcja podlega prawom teorii kwantów; na podstawie znajomości warunków początkowych można obliczyć jej zmiany w czasie, które mają charakter ciągły. Jest to stadium drugie. W funkcji prawdopodobieństwa elementy subiektywne łączą się z obiektywnymi. Zawiera ona implicite pewne twierdzenia o możliwościach, czy też - powiedzmy raczej - o tendencjach (“potencjach" - według terminologii arystotelesowskiej). Twierdzenia te mają charakter całkowicie obiektywny, ich treść nie zależy od żadnego obserwatora. Oprócz tego w funkcji tej zawarte są również pewne twierdzenia dotyczące naszej wiedzy o układzie, które są oczywiście subiektywne, jako że różni obserwatorzy mogą mieć różną wiedzę. W przypadkach idealnych element subiektywny funkcji prawdopodobieństwa jest znikomy w porównaniu ze składnikiem obiektywnym, tak że w praktyce można go pominąć; fizyk mówi wówczas o “przypadku czystym".
Przechodzimy teraz do następnej obserwacji, której wynik powinien być przewidziany teoretycznie. Musimy obecnie zdać sobie sprawę z tego, że badany obiekt przed obserwacją, a przynajmniej w czasie obserwacji, będzie się stykał z pozostałą częścią świata, a mianowicie z aparaturą doświadczalną, z przyrządem pomiarowym itp. To zaś znaczy, że równanie ruchu dla funkcji prawdopodobieństwa musi obecnie uwzględniać również wpływ oddziaływania przyrządu pomiarowego na obiekt. Oddziaływanie to wprowadza nowy element nieokreśloności, ponieważ przyrząd pomiarowy jest z konieczności opisany za pomocą terminów klasycznych. Opis ten zawiera wszystkie znane nam z termodynamiki niedokładności związane z mikroskopową strukturą owego przyrządu. Wobec tego zaś, że przyrząd styka się z całą resztą świata, jego opis zawiera w gruncie rzeczy niedokładności związane z mikroskopową struktura całej przyrody. Możemy przyjąć, że niedokładności te mają charakter obiektywny w takiej samej mierze, w jakiej są konsekwencjami dokonywania opisu za pomocą terminów fizyki klasycznej i nie zależą od żadnego obserwatora. Można je uznać za subiektywne w takiej mierze, w jakiej wynikają z tego, że nasza wiedza o świecie jest niepełna.
Gdy oddziaływanie już zaszło, funkcja prawdopodobieństwa zawiera obiektywny element tendencji i subiektywny element związany z niepełnością naszej wiedzy, nawet jeśli mieliśmy do czynienia z “przypadkiem czystym". Właśnie dlatego wynik obserwacji nie może być przewidziany w sposób pewny. Ustalić można jedynie prawdopodobieństwo określonego wyniku obserwacji; twierdzenie dotyczące tego prawdopodobieństwa można sprawdzić powtarzając wielokrotnie doświadczenie. Funkcja prawdopodobieństwa nie jest opisem określonego zdarzenia, opisem tak często spotykanym w mechanice klasycznej. Opisuje ona natomiast - przynajmniej w trakcie obserwacji - cały zespół możliwych zdarzeń.
Akt obserwacji zmienia funkcję prawdopodobieństwa w sposób nieciągły; spośród wszystkich możliwych zdarzeń zostaje wybrane jedno zdarzenie, które rzeczywiście zachodzi. W wyniku obserwacji nasza wiedza o układzie ulega nagłej zmianie; w związku z tym zmieniają się odpowiednie wielkości matematyczne i dlatego mówimy o “przeskokach kwantowych". Kiedy jako argument przeciwko teorii kwantów przytacza się stary aforyzm: Natura non facit saltus, to możemy odpowiedzieć, że nasza wiedza niewątpliwie ulega nagłym zmianom i ten właśnie fakt usprawiedliwia posługiwanie się terminem “przeskok kwantowy".
Akt obserwacji zmienia funkcję prawdopodobieństwa w sposób nieciągły; spośród wszystkich możliwych zdarzeń zostaje wybrane jedno zdarzenie, które rzeczywiście zachodzi. W wyniku obserwacji nasza wiedza o układzie ulega nagłej zmianie; w związku z tym zmieniają się odpowiednie wielkości matematyczne i dlatego mówimy o “przeskokach kwantowych". Kiedy jako argument przeciwko teorii kwantów przytacza się stary aforyzm: Natura non facit saltus, to możemy odpowiedzieć, że nasza wiedza niewątpliwie ulega nagłym zmianom i ten właśnie fakt usprawiedliwia posługiwanie się terminem “przeskok kwantowy".
Tak więc przejście od “tego; co możliwe", do “tego, co rzeczywiste", dokonuje się podczas aktu obserwacji. Jeśli chcemy opisać przebieg zdarzenia w świecie atomów, musimy zdać sobie sprawę z tego, że słowo “zachodzi" może dotyczyć tylko aktu obserwacji, nie zaś sytuacji między dwiema obserwacjami. Ponieważ dotyczy ono fizycznego, a nie psychicznego aktu obserwacji, przeto możemy powiedzieć, że przejście od “tego, co możliwe", do “tego, co rzeczywiste", zachodzi w momencie oddziaływania wzajemnego między obiektem i przyrządem pomiarowym, a pośrednio - również i pozostałą resztą świata. Przejście to jest niezależne od aktu rejestracji wyniku pomiaru, aktu dokonanego przez umysł obserwatora. Natomiast nieciągła zmiana funkcji prawdopodobieństwa zachodzi wskutek tego aktu rejestracji; w chwili rejestracji nasza wiedza ulega nagłej zmianie, czego odzwierciedleniem jest nieciągła zmiana funkcji prawdopodobieństwa.
W jakiej więc mierze obiektywny jest uzyskany przez nas opis świata, w szczególności - opis świata atomów? Fizyka klasyczna opierała się na przekonaniu (może należałoby powiedzieć - na iluzji?), że potrafimy opisać świat, a przynajmniej pewne jego fragmenty, nic przy tym nie mówiąc o nas samych. Często jest to możliwe. Wiemy, że Londyn istnieje, niezależnie od tego, czy go widzimy, czy nie. Można powiedzieć, że fizyka klasyczna jest pewną idealizacją teoretyczną, w której ramach można mówić o poszczególnych fragmentach świata bez powoływania się na nas samych. Jej sukcesy doprowadziły do powstania powszechnego ideału obiektywnego opisu świata. Obiektywność stała się podstawowym kryterium wartości wszystkich wyników badań naukowych. Czy kopenhaska interpretacja mechaniki kwantowej jest zgodna z tym ideałem? Można chyba powiedzieć, że teoria kwantów jest zgodna z tym ideałem w tej mierze, w jakiej jest to możliwe. Z całą pewnością nie jest jej właściwy subiektywizm sensu stricto, ponieważ nie traktuje tego, co fizyk myśli, jako części mikroprocesu. Ale jej punktem wyjścia jest po pierwsze podział na “obiekt" i “resztę świata", po wtóre zaś fakt, że opisując tę “resztę świata", posługujemy się pojęciami klasycznymi. Podział ten jest w pewnej mierze arbitralny i z historycznego punktu widzenia stanowi bezpośrednią konsekwencję naszej metody naukowej; korzystanie z pojęć klasycznych jest koniec końców związane z ogólnymi cechami ludzkiego sposobu myślenia. Powołując się na ów sposób myślenia, powołaliśmy się na coś, co jest właściwe nam samym; z tego względu opisów przez nas formułowanych nie można uznać za opisy w pełni obiektywne.
W jakiej więc mierze obiektywny jest uzyskany przez nas opis świata, w szczególności - opis świata atomów? Fizyka klasyczna opierała się na przekonaniu (może należałoby powiedzieć - na iluzji?), że potrafimy opisać świat, a przynajmniej pewne jego fragmenty, nic przy tym nie mówiąc o nas samych. Często jest to możliwe. Wiemy, że Londyn istnieje, niezależnie od tego, czy go widzimy, czy nie. Można powiedzieć, że fizyka klasyczna jest pewną idealizacją teoretyczną, w której ramach można mówić o poszczególnych fragmentach świata bez powoływania się na nas samych. Jej sukcesy doprowadziły do powstania powszechnego ideału obiektywnego opisu świata. Obiektywność stała się podstawowym kryterium wartości wszystkich wyników badań naukowych. Czy kopenhaska interpretacja mechaniki kwantowej jest zgodna z tym ideałem? Można chyba powiedzieć, że teoria kwantów jest zgodna z tym ideałem w tej mierze, w jakiej jest to możliwe. Z całą pewnością nie jest jej właściwy subiektywizm sensu stricto, ponieważ nie traktuje tego, co fizyk myśli, jako części mikroprocesu. Ale jej punktem wyjścia jest po pierwsze podział na “obiekt" i “resztę świata", po wtóre zaś fakt, że opisując tę “resztę świata", posługujemy się pojęciami klasycznymi. Podział ten jest w pewnej mierze arbitralny i z historycznego punktu widzenia stanowi bezpośrednią konsekwencję naszej metody naukowej; korzystanie z pojęć klasycznych jest koniec końców związane z ogólnymi cechami ludzkiego sposobu myślenia. Powołując się na ów sposób myślenia, powołaliśmy się na coś, co jest właściwe nam samym; z tego względu opisów przez nas formułowanych nie można uznać za opisy w pełni obiektywne.
M31 Andromeda |
Na początku tego rozdziału powiedzieliśmy, że punktem wyjścia kopenhaskiej interpretacji mechaniki kwantowej jest paradoks. Zakłada ona mianowicie, że musimy opisywać doświadczenia posługując się językiem fizyki klasycznej, chociaż wiemy, że pojęcia klasyczne nie są całkowicie adekwatne. Sprzeczność, z którą mamy tu do czynienia, jest źródłem statystycznego charakteru mechaniki kwantowej. W związku z tym proponowano całkowicie odejść od pojęć klasycznych, przypuszczano bowiem, że radykalna zmiana pojęć, którymi posługujemy się, opisując doświadczenia, umożliwiłaby powrót do nie statystycznego i w pełni obiektywnego opisu przyrody.
Propozycje tego rodzaju były jednakże wynikiem niezrozumienia rzeczywistego stanu rzeczy. Pojęcia fizyki klasycznej to nic innego jak sprecyzowane i wysubtelnione pojęcia języka potocznego; stanowią one istotną część składową aparatury pojęciowej wszystkich nauk przyrodniczych, są ważnym elementem zasobu pojęć, który jest podstawą tych nauk. Sytuacja, z jaką mamy do czynienia w nauce, polega na tym, że opisując doświadczenia posługujemy się pojęciami klasycznymi. Mechanika kwantowa postawiła nas wobec zadania teoretycznego zinterpretowania doświadczeń za pomocą tych pojęć. Nie ma sensu dyskutować na temat tego, co by było, gdybyśmy byli innymi istotami, niż jesteśmy. Musimy sobie uświadomić, że - jak powiedział von Weizsacker - “przyroda istniała przed człowiekiem, ale człowiek istniał przed naukami przyrodniczymi". Pierwsza część tego zdania usprawiedliwia fizykę klasyczną i uzasadnia jej ideał całkowitej obiektywności; druga mówi nam, dlaczego nie możemy uniknąć paradoksów teorii kwantów, paradoksów związanych z koniecznością . posługiwania się pojęciami klasycznymi.
Należy tu dorzucić parę uwag na temat obecnego sposobu interpretowania zdarzeń mikroświata na podstawie teorii kwantów. Powiedzieliśmy, że naszym punktem wyjścia zawsze jest podział świata na obiekt, który mamy badać, i “resztę świata" i że podział ten jest w pewnej mierze arbitralny. Ostateczne wyniki obliczeń nie uległyby bowiem zmianie, gdybyśmy obiekt oraz przyrządy pomiarowe lub pewną ich część potraktowali jako jeden układ i opierając się na prawach mechaniki kwantowej, rozpatrzyli taki złożony obiekt. Można wykazać, że tego rodzaju zmiana ujęcia teoretycznego nie wpłynie na wyniki przewidywania rezultatów poszczególnych doświadczeń. Wynika to matematycznie z tego, że ilekroć mamy do czynienia z takimi zjawiskami, że możemy uznać stałą Plancka za wielkość stosunkowo bardzo małą, prawa mechaniki kwantowej stają się niemal identyczne z prawami fizyki klasycznej. Błędem byłoby jednak sądzić, że powyższe ujęcie teoretyczne, w którym przyrząd pomiarowy podlegałby prawom mechaniki kwantowej, pozwoliłoby uniknąć paradoksów występujących w teorii kwantów.
Przyrząd możemy nazywać przyrządem pomiarowym jedynie wówczas, gdy styka się on bezpośrednio z resztą świata i gdy zachodzi oddziaływanie między tym przyrządem a obserwatorem. Dlatego w kwantowo-mechanicznym opisie mikro-zjawisk będziemy mieli w tym przypadku do czynienia z nieokreślonością, tak samo jak w przypadku pierwszej interpretacji. Gdyby przyrząd pomiarowy był odizolowany od reszty świata - nie byłby przyrządem pomiarowym ani nie mógłby zostać opisany za pomocą terminów fizyki klasycznej.
Propozycje tego rodzaju były jednakże wynikiem niezrozumienia rzeczywistego stanu rzeczy. Pojęcia fizyki klasycznej to nic innego jak sprecyzowane i wysubtelnione pojęcia języka potocznego; stanowią one istotną część składową aparatury pojęciowej wszystkich nauk przyrodniczych, są ważnym elementem zasobu pojęć, który jest podstawą tych nauk. Sytuacja, z jaką mamy do czynienia w nauce, polega na tym, że opisując doświadczenia posługujemy się pojęciami klasycznymi. Mechanika kwantowa postawiła nas wobec zadania teoretycznego zinterpretowania doświadczeń za pomocą tych pojęć. Nie ma sensu dyskutować na temat tego, co by było, gdybyśmy byli innymi istotami, niż jesteśmy. Musimy sobie uświadomić, że - jak powiedział von Weizsacker - “przyroda istniała przed człowiekiem, ale człowiek istniał przed naukami przyrodniczymi". Pierwsza część tego zdania usprawiedliwia fizykę klasyczną i uzasadnia jej ideał całkowitej obiektywności; druga mówi nam, dlaczego nie możemy uniknąć paradoksów teorii kwantów, paradoksów związanych z koniecznością . posługiwania się pojęciami klasycznymi.
Należy tu dorzucić parę uwag na temat obecnego sposobu interpretowania zdarzeń mikroświata na podstawie teorii kwantów. Powiedzieliśmy, że naszym punktem wyjścia zawsze jest podział świata na obiekt, który mamy badać, i “resztę świata" i że podział ten jest w pewnej mierze arbitralny. Ostateczne wyniki obliczeń nie uległyby bowiem zmianie, gdybyśmy obiekt oraz przyrządy pomiarowe lub pewną ich część potraktowali jako jeden układ i opierając się na prawach mechaniki kwantowej, rozpatrzyli taki złożony obiekt. Można wykazać, że tego rodzaju zmiana ujęcia teoretycznego nie wpłynie na wyniki przewidywania rezultatów poszczególnych doświadczeń. Wynika to matematycznie z tego, że ilekroć mamy do czynienia z takimi zjawiskami, że możemy uznać stałą Plancka za wielkość stosunkowo bardzo małą, prawa mechaniki kwantowej stają się niemal identyczne z prawami fizyki klasycznej. Błędem byłoby jednak sądzić, że powyższe ujęcie teoretyczne, w którym przyrząd pomiarowy podlegałby prawom mechaniki kwantowej, pozwoliłoby uniknąć paradoksów występujących w teorii kwantów.
Przyrząd możemy nazywać przyrządem pomiarowym jedynie wówczas, gdy styka się on bezpośrednio z resztą świata i gdy zachodzi oddziaływanie między tym przyrządem a obserwatorem. Dlatego w kwantowo-mechanicznym opisie mikro-zjawisk będziemy mieli w tym przypadku do czynienia z nieokreślonością, tak samo jak w przypadku pierwszej interpretacji. Gdyby przyrząd pomiarowy był odizolowany od reszty świata - nie byłby przyrządem pomiarowym ani nie mógłby zostać opisany za pomocą terminów fizyki klasycznej.
Z tego względu Bohr twierdził, iż za bardziej słuszny należy uznać pogląd, że podział na obiekt i “resztę świata" nie ma charakteru arbitralnego. Prowadząc badania w dziedzinie fizyki atomowej dążymy do tego, aby zrozumieć pewne określone zjawisko, aby ustalić, w jaki sposób wynika ono z ogólnych praw przyrody. Dlatego ta część materii lub to promieniowanie, z którymi mamy do czynienia w danym zjawisku, stanowi naturalny “obiekt" teoretycznej interpretacji i powinno być odróżnione od przyrządów służących do badania zjawiska. Ten postulat przypomina nam o elemencie subiektywizmu występującym w opisie mikrozdarzeń; przyrząd pomiarowy został bowiem skonstruowany przez obserwatora, musimy więc pamiętać, że tym, co obserwujemy, nie jest przyroda sama w sobie; lecz przyroda, jaka nam się jawi, gdy zadajemy jej pytania we właściwy nam sposób. Praca naukowa w dziedzinie fizyki polega na formułowaniu pytań dotyczących przyrody, formułowaniu ich w tym języku, którym umiemy się posługiwać, i na szukaniu na nie odpowiedzi w toku doświadczeń dokonywanych za pomocą środków, którymi dysponujemy. W związku z tym - jak zauważył Bohr - teoria kwantów przywodzi na myśl starą mądrą sentencję: “Poszukując harmonii w życiu, nie należy nigdy zapominać, że w dramacie istnienia jesteśmy zarazem aktorami i widzami". Jest rzeczą zrozumiałą, że nasza własna działalność staje się czynnikiem niezwykle doniosłym, ilekroć w badaniach naukowych mamy do czynienia z tymi obszarami świata przyrody, do których możemy przeniknąć jedynie za pomocą najbardziej złożonych narzędzi.
__________________________________________
Koniec Części II
Cdn...
Koniec Części II
Cdn...
Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń