"Poglądy Filozofów Przyrody" - Teofrast. Część II



Część I znajdziecie > TUTAJ <



Diels 484, fr. 9 (Simpl. jw. 6V 20 - 23)


Otóż Teofrast, omówiwszy poprzednio wszystkich innych filozofów powiada: «Po nich wystąpił Platon, który pod względem sławy i znaczenia ich wyprzedził, ale żył później i choć głównie zajął się pierwszą filozofią, zwrócił się również do zjawisk i wziął się do badania przyrody, w której dwie chciał przyjąć zasady: po pierwsze, podłoże jako materię, które, jak mówi, może przyjąć wszystko, po drugie: przyczynę i źródło ruchu, które przypisuje potędze Boga i dobra». A Aleksander wspomina, jakoby trzy wymieniał zasady: materię, pierwiastek twórczy i wzór .


Diels 485, fr. 10(Proclus in Tim. p. 176 Basil. 416 Schneider)


A niektórzy z dawniejszych [filozofów] zarzucili Platonowi, że «niewłaściwie doszukuje się zasady — najwyższej zasady (αρχήν αρχής) i powstania czegoś, co nie ma początku. Jeżeli bowiem będziemy szukać przyczyn pierwszych rzeczy i wyobrazimy sobie powstanie tego, co samo przez się istnieje, niepostrzeżenie posuniemy się w nieskończoność, gdzie już nie ma końca badania. Bo jak ten, kto sądzi, że wszystkiego dowiedzie, udaremnia właśnie sam dowód, tak też i ten, kto poszukując przyczyn wszech rzeczy zgoła odwraca wszystkie rzeczy istniejące i ich związek wychodzący z jakiejś określonej najwyższej zasady». Oto, co Teofrast zarzuca Platonowi co do jego poglądu na powstanie duszy, dodając, że nawet nie we wszystkich sprawach odnoszących się do przyrody powinniśmy się dopytywać, dlaczego coś jest; śmieszne to bowiem, powiada, mieć wątpliwości, dlaczego ogień parzy i dlaczego śnieg chłodzi.


Diels 485, fr. 11 (Taurus ap. Philopon. adv. Procl. VI 8. 27)


I Teofrast w dziele O poglądach filozofów przyrody mówi, że według Platona świat powstał, i przeciw temu
wysuwa pewne zarzuty, ale zaznacza przy tym, że [Platon] dla jasności przyjmuje jego powstanie.




Diels j w. VI 21. 27


Teofrast powiedziawszy, że Platon może ze względu na jasność przyjmuje, iż świat powstał, tak jak pojmujemy figury geometryczne dzięki ich konstruowaniu, dodaje: «ale chyba z powstaniem [świata] rzecz ma się inaczej niż przy figurach geometrycznych» .


Diels 486, fr. 12 (Philo, De aeternitate mundi cc. 23—27, 
p. 510, 11—516, 20. Mang. 264, 3—276, 7 Bern.)


I. Teofrast twierdzi, że tych, którzy oświadczają się za powstawaniem i ginięciem świata, doprowadziły do tego fałszywego mniemania cztery najważniejsze zjawiska, a mianowicie: nierówne kształty ziemi, cofanie się morza, rozpadanie się każdej z osobna części wszechświata, wymieranie całych gatunków zwierząt lądowych. Otóż wniosek z pierwszego zjawiska przedstawia w ten sposób: «Gdyby ziemia nie miała początku swego powstania, nie można by już widzieć żadnej jej części, która by się wznosiła, ale wszystkie góry byłyby zgoła niskie i wszystkie pagórki miałyby ten sam poziom, co i równina. Bo skoro tyle deszczów od niepamiętnych czasów spada w każdym roku, słuszną jest rzeczą, żeby te części ziemi, które się wznoszą w górę, jedne rozpadły się na skutek działania potoków górskich, inne obniżyły się i rozluźniły, a wszystkie z tych wszystkich przyczyn się zrównały: tymczasem nieprzerwanie istniejące nierówności i nadmierne wysokości bardzo wielu gór wznoszących się aż do nieba są dowodem, że ziemia nie jest odwieczna; bo od dawna, jak powiedziałem, pod wpływem ulewnych deszczów w niezmierzonym okresie czasu cała byłaby wszerz i wzdłuż jednym gościńcem. Gdyż z natury swej woda, a szczególnie spadająca z bardzo wielkiej wysokości, jedne tereny siłą na dół spycha, inne drąży przez ustawiczne uderzanie kropli, i nawet twardą i najbardziej skalistą ziemię obrabia nie mniej skutecznie niż górnicy.

A dalej, mówią, i morze jest już mniejsze: świadczą o tym najsławniejsze wyspy, jak Rodos i Delos; bo one dawniej, niewidoczne, kryły się w morzu, zalane falami, ale w późniejszym czasie, w miarę jak morze się zmniejszało, ukazywały się stopniowo wynurzając się nieco, jak to stwierdzają spisane ich dzieje; a Delos nazwano nawet Anafe, przez obydwie te nazwy potwierdzając tradycję, ponieważ pojawiwszy się stała się widoczną, dawniej niewidoczna i ukryta. A prócz tego wskazują na to, że wielkie i głębokie zatoki wielkich mórz, zupełnie wyschnięte, stały się lądem i niejałową częścią nadbrzeżnej ziemi, którą się zasiewa i hoduje na niej rośliny; jako pewne ślady dawnego zalania przez morze pozostały na tych terenach kamyczki i muszle, i co tylko tego rodzaju jest zazwyczaj wyrzucane na brzeg morski. Stąd to i Pindar mówi o Delos:



"Witaj, przez bogów stworzona córo najmilsza dzieciom Latony o włosach lśniących, córko morza, nieruchomy cudzie rozległej ziemi, którą śmiertelni nazywają Delos, zaś szczęśliwcy na Olimpie — z dala widoczną gwiazdą sinej ziemi...".

Bo córą morza nazwał poeta Delos, czyniąc aluzję [do wspomnianego faktu. Otóż jeżeli morze już się zmniejsza, to zmniejszy się i ziemia, a w ciągu długich okresów lat oba te elementy na zawsze zniszczeją; zużyje się też i całe powietrze powoli się kurcząc i wszystko się rozpadnie i przejdzie w jedną substancję ognia.

2. Aby zaś uzasadnić trzecie twierdzenie [Teofrast] przytacza następujący argument: «Całkowicie niszczeje to, czego wszystkie części są zniszczalne; otóż wszystkie części świata są zniszczalne; a więc świat jest zniszczalny». Teraz więc należy zbadać to, cośmy przyjęli na ten temat bez dowodu. Jakaż to część ziemi, żeby od niej zacząć, większa albo mniejsza, nie rozpadnie się z czasem? czyż najtrwalsze kamienie nie niszczeją od wilgoci i nie gniją na skutek swej słabej struktury? Polega ona na nacisku powietrza, który stanowi więź wprawdzie nie nierozerwalną, ale tylko z trudem dającą się rozluźnić — skruszone zaś i rozpadające się rozsypują się najpierw w drobny pył, a później zupełnie się zużywają i rozpadają; więc cóż? gdyby woda nie była wprawiana w ruch przez działanie wiatrów, to czyż, pozostawiona bez ruchu, nie zepsułaby się od tego spokoju? zmienia się przecież, nabiera najwstrętniejszego zapachu, tak jak istota żyjąca pozbawiona życia. Co się tyczy psucia się powietrza, to jest ono dla każdego widoczne: gdyż taka jest jego natura, że ulega zarażeniu chorobą, niszczeje i do pewnego stopnia — umiera. Bo czymże by ktoś, kto nie szuka pięknie brzmiących wyrazów, ale prawdy, mógł nazwać zarazę, jak nie śmiercią powietrza, rozsiewającego własne dolegliwości na zagładę wszystkich istot, które tylko mają udział w życiu? A czyż trzeba długo rozwodzić się nad ogniem? bo nic otrzymawszy pożywki od razu gaśnie sparaliżowany, jak to mówią poeci, choć sam powstał z siebie. Dlatego to, gdy podsycany, strzela w górę w miarę pożywki, jaką stanowi substancja płonąca, a kiedy paliwa braknie — zanika.



Coś podobnego, jak opowiadają, dzieje się z wężami w Indiach. Czołgając się bowiem wychodzą na największe zwierzęta, a mianowicie na słonie, okręcają się dokoła ich grzbietu i całego brzucha, a przegryzłszy pierwszą lepszą żyłę, opijają się krwią, którą nienasycone w siebie wciągają gwałtownie dysząc i głośno sycząc. Więc do pewnego czasu słonie, choć wyczerpane, bronią się, bezradnie podskakując i uderzając się trąbą po bokach, aby trafić węże; następnie, kiedy ich siła żywotna stopniowo się wyczerpuje, nie mogą już poruszać się, ale stoją trzęsąc się, a nieco później, kiedy i nogi zupełnie im osłabną, przewracają się i zdychają z powodu utraty krwi. A te stworzenia, które stały się powodem ich śmierci, giną w następujący sposób: węże nie mając pożywienia i chcąc się już odłączyć usiłują rozwikłać sploty, które utworzyły dokoła słoni. Ale przygniatane ich ciężarem duszą się, i to tym bardziej, jeśli przypadkowo grunt jest twardy i kamienisty; więc wiją się i wszystko robią, aby się uwolnić, plącząc się na różne sposoby pod naporem naciskającej na nie siły, zmagają się w swej bezradności i w tej sytuacji bez wyjścia tracą siły i — podobnie jak ludzie kamienowani albo zaskoczeni tym, że nagle mur się na nich zwalił, nie mogą nawet głowy podnieść — tak one giną wskutek uduszenia się. Jeżeli więc każda część świata jest zniszczalna, to oczywiście i świat, który z nich się składa, nie będzie niezniszczalny. 

Twierdzą zaś, że czwarty i ostatni argument w ten sposób należy szczegółowo rozwinąć: «jeżeliby świat był odwieczny, to i istoty żyjące byłyby odwieczne, a ród ludzki właśnie tym bardziej, im doskonalszy jest też od
wszystkich innych stworzeń. Ale tym, którzy chcą w sposób naturalny badać zjawiska przyrody, przedstawia się on jako młodszy; bo jest rzeczą uzasadnioną, a nawet konieczną, by sztuki powstały razem z ludźmi, jak gdyby z nimi współcześnie, nie tylko dlatego, że rozumnej naturze ludzkiej właściwe jest celowe postępowanie, ale i dlatego, że bez nich nie można żyć; zbadajmy więc czas powstania każdej ze sztuk z osobna , pominąwszy to, co podania z tragiczną przesadą przypisują bogom ... Jeżeli człowiek nie jest odwieczny, to i żadna inna istota żyjąca nie jest nią, ani krainy zamieszkane przez te istoty: ziemia, woda i powietrze. Wynika stąd, że świat jest zniszczalny».



3. Otóż trzeba się przeciwstawić takim pomysłowym argumentom, by ktoś z ludzi bardziej niedoświadczonych, przychylając się do nich, nie dał się zwieść. Zacząć zaś należy rozprawianie się z tymi poglądami od tego argumentu, od którego wychodzą też autorzy tych sofizmatów. «Nierówne kształty ziemi zupełnie nie powinny by istnieć, gdyby świat był odwieczny». Dlaczego, o zacni ludzie? Przecież przyjdą inni i powiedzą, że natura gór niczym się nie różni od natury drzew, ale tak jak drzewa w pewnym odpowiednim czasie zrzucają liście, a w stosownej porze na nowo odmładzają się — wobec czego trafne jest powiedzenie poety:

"A wiatr liście strząsa, okrywa nimi ziemię, a w inne, w czasie wiosny, drzewo się przybiera".

— w ten sam sposób jedne części gorsie odkruszają, a inne narastają. Ale [dopiero] po długich okresach czasu przyrost ten staje się widoczny, ponieważ drzewa mają z natury szybszy rozwój i dlatego prędzej dostrzega się ich wzrastanie, a góry mają rozwój wolniejszy, dlatego też ich wzrastanie nie jest widoczne, chyba dopiero po długim czasie. Otóż [przeciwnicy] nie wiedzą, jak się zdaje, w jaki sposób góry powstają, bo [gdyby wiedzieli], to wstydziliby się i siedzieliby cicho. Ale bardzo chętnie na nowo im to wytłumaczymy. To, co powiemy, nie jest niczym nowym ani też nie są to nasze słowa, ale dawne twierdzenia mędrców, którzy żadnego ważnego dla wiedzy zagadnienia nie pozostawili bez zbadania. 

Kiedy ognistą masę, zamkniętą w ziemi, pędzi ku górze przyrodzona siła ognia, posuwa się ona na właściwe swoje miejsce i jeżeli natrafi na jakiś nawet mały otwór, zabiera z sobą w górę wielką masę substancji ziemistej, ile tylko może; a kiedy znajdzie się na zewnątrz ziemi, porusza się wolniej, natomiast owa substancja, zmuszona przez długi czas posuwać się razem z ogniem, wzniósłszy się na największą wysokość, staje spiętrzona i kończy się ostrym wierzchołkiem, naśladując kształt płomienia. Wtedy wywiązuje się nieuchronna walka wskutek starcia się naturalnych przeciwieństw tego, co najlżejsze, i tego, co najcięższe, przy czym każde z nich usiłuje zająć swoje właściwe miejsce i przeciwstawia się temu, co mu gwałt zadaje; więc ogień, ciągnąc w górę z sobą substancję ziemistą, pod działaniem jej tendencji do zniżania się, z konieczności musi opadać, ziemia zaś bujająca w najniższych miejscach, porwana pędem ognia dążącego wzwyż, w górę się unosi, z truciem pokonana przez większą siłę, która ją dźwignęła, wypierana jest ku górze tam, gdzie jest miejsce ognia, i tam się zatrzymuje. Cóż więc dziwnego, jeżeli od opadów deszczowych góry nie niszczeją, skoro siła, która utrzymuje je w skupieniu i pod której wpływem też się podnoszą, potężnie i z wielką mocą na nie działa; bo gdyby rozluźniły się więzy, które je trzymają w skupieniu, byłoby rzeczą naturalną, by góry zniszczały i rozpadły się pod działaniem wody, ale utrzymane w skupieniu przez siłę ognia stają się mniej przepuszczalne i stawiają opór opadom deszczowym. Tyle więc o tym, że nierównomierność kształtu ziemi nie jest dowodem powstawania i ginięcia świata.



4. Na to zaś, co usiłowano wywnioskować ze zmniejszania się morza, można by należycie odpowiedzieć, co następuje: nie patrzcie zawsze tylko na wyspy wychylające się z morza ani też na to, że jakieś ich odcinki, zalane falami w dawnych czasach, znowu zamieniły się w ląd stały. Bo upieranie się przy swoim zdaniu jest przeciwieństwem postępowania przyrodoznawstwa, które sądzi, że znajduje się na tropie upragnionej prawdy; ale zbadajcie również dokładnie zjawiska przeciwne, ile części ziemi znajdujących się na stałym lądzie, nic tylko nadmorskich, ale i śródlądowych, zostało zatopionych, po ilu lądach, które stały się morzem, pływają okręty przewożące tysiące ludzi. Czy nie znacie podania, które opiewa czcigodną Cieśninę Sycylijską? 

W dawnych czasach Sycylia miała być lądem, połączonym z Italią; ale gdy wielkie morza z obu stron pod wpływem gwałtownych wiatrów uderzały na siebie z przeciwka, pograniczny pas ziemi został zalany falami i oderwany, a założone obok niego miasto nazwano od tego wypadku — Region. I wynikło coś wręcz przeciwnego, niżby ktoś przypuszczał. Bo morza, dotychczas rozdzielone, połączyły się, zjednoczone wskutek spłynięcia się wód, ziemia zaś, która stanowiła jedność, została rozdzielona graniczącą z obu jej częściami cieśniną, a leżąca nad nią część stałego lądu zwana Sycylią musiała stać się wyspą. Podanie mówi również o wielu innych miastach, które zostały zatopione, gdy morze się podniosło, i znikły, bo i na Peloponezie, jak mówią, trzy takie miasta: 

"Egira i Bura, i Helikeia z wysokimi murami"
które wkrótce miały obrosnąć gęstym mchem, miasta niegdyś bogate, zostały zalane skutkiem gwałtownego naporu morza. Wyspa zaś Atlantyda, «większa od Libii i Azji razem wziętych», jak twierdzi Platon w Timajosie, «w ciągu jednego dnia i nocy wskutek ogromnych wstrząsów i potopu, pogrążywszy się w morze, nagle zniknęła» i stała się morzem, nie nadającym się do żeglugi, ale pełnym raf. A więc rzekome pomniejszanie się morza nic przyczynia się w niczym do przyjęcia zniszczalności świata: okazuje się bowiem, że jedne tereny morze wyłania z siebie, a drugie — zalewa. Nie należało więc wydawać sądu ostatecznego obserwując tylko jedno zjawisko, ale obydwa: bo i w życiu, w sprawach sądowych, sędzia ustanowiony prawem nie wyda wyroku, zanim nic wysłucha również strony przeciwnej.



5. Również trzeci wniosek da się zupełnie obalić sam z siebie, ponieważ zaraz pierwsze jego zdanie zostało nieściśle sformułowane. Bo przecież nie to, czego wszystkie części niszczeją, jest zniszczalne, ale to, czego wszystkie części niszczeją równocześnie, naraz, w jedną całość skupione i w tym samym czasie: bo i ten, komu odetnie się koniec palca, może dalej żyć, ale z chwilą, gdy naraz zniszczy się związek wszystkich części jego ciała i członków — umrze. W ten sam więc sposób, gdyby wszystkie elementy w jednej chwili naraz zniknęły, konieczne byłoby twierdzenie, że świat ulega zniszczeniu. Jeżeli zaś każdy element z osobna zmienia się, przyjmując naturalne właściwości elementu pokrewnego, to świat jest raczej nieśmiertelny, niż ginie, według filozoficznego powiedzenia tragika: 

"nic zaś z tego, co istnieje, nie umiera, ale, rozkładając się jedno na drugie, wykazuje inną postać". 
Zupełną zaiste naiwnością jest oceniać wiek rodzaju ludzkiego wedle pojawiania się sztuk. Bo niejeden wyprowadzając poprawne wnioski z tego niedorzecznego twierdzenia wykaże, że świat jest całkiem młody i okrzepł zaledwie tysiąc lat temu, gdyż i ci wynalazcy umiejętności, o których wiemy, nie przekraczają podanej tu ilości lat. Jeżeliby zaś naprawdę trzeba stwierdzić, że sztuki są tak stare jak rodzaj ludzki, to należałoby oprzeć to na badaniach przyrodniczych, a nie mówić tego nierozważnie i lekkomyślnie. A cóż mówią te badania?

Przypisują zniszczenie tego, co istnieje na ziemi, nie wszystkich na raz istot żyjących, ale ich większości, dwom zasadniczym przyczynom: niewypowiedzianej, gwałtownej sile ognia i wody. Każda z nich ma wybuchać kolejno, w ciągu bardzo długich okresów czasu. Więc kiedy powstanie pożar, strumień ognia z niebios wylewając się z góry wszędzie się rozchodzi i obejmuje wielkie obszary zamieszkanej ziemi; kiedy znów nastanie potop, całe masy deszczowych opadów toczą ze sobą miejscowe rzeki i strumienie, które nie tylko wzbierają po brzegi, ale ponadto przewyższają zwyczajną powódź; wówczas brzegi albo się odrywają pod naporem wody, albo woda przelewa się przez nie, podnosząc się do największej wysokości. Z tego też powodu wystąpiwszy z brzegów wody rozlewają się po sąsiednich równinach, które najpierw rozdzielają się na wielkie jeziora, gdyż woda zawsze gromadzi się w miejscach bardziej wklęsłych, a dalej napływając zatapia też przesmyki, którymi jeziora były przegrodzone, i one spływają w jedno wielkie niezmierzone morze, utworzone przez połączenie się wielu jezior.

Wśród tej walki żywiołów giną ludzie zależnie od różnych terenów, które zamieszkują: od ognia mieszkańcy gór, pagórków i okolic bezwodnych, jako że natura nie dała im dostatecznej obfitości wody, stanowiącej obronę przed ogniem; a znów od wody giną ludzie mieszkający nad rzekami, jeziorami albo nad morzem. Bo klęski elementarne lubią dotykać najpierw albo wyłącznie mieszkańców terenów, na które spadają. Otóż kiedy większa część ludzi ginie w wymieniony sposób, oprócz niezliczonych innych mniej ważnych rzeczy, z konieczności giną i sztuki: bo niemożliwą jest rzeczą, żeby sztuka istniała sama przez się bez kogoś, kto ją uprawia. Kiedy zaś ustają powszechne klęski, zaczyna odradzać się i wyrastać pokolenie ludzi z tych, którzy nie dali się opanować gnębiącym ich nieszczęściom, zaczynają też i sztuki na nowo się rodzić, i to nic sztuki, które wtedy po raz pierwszy się pojawiają, ale takie, co doznały uszczerbku wskutek zmniejszenia się liczby posiadających je ludzi.



 Diels 491, fr. 13 (Simpl. in Aristol, de caelo p. 510 a 41 Brand.)


Demokryt zaś, jak wspomina Teofrast w Fizyce, ponieważ inni bez należytego przygotowania wyjaśniali to,
co dotyczy ciepła i zimna i podawali przyczyny podobnych zjawisk, doszedł do zagadnienia atomów.


 Diels 491. fr. 14 (Galenus de elementis sec. Hippocratem I 9 vol.
I p. 486 Kuehn)


Bo wszystkie inne poglądy, które głoszą, że byt nic doznaje zmian, i włączają do tego próżnię, zwalczać miał częściowo Arystoteles i Teofrast, częściowo zaś itd.


Diels, 492, tr. 15 (Simpl. in phys. 165r 48—50)


A więc niejasne jest również to, czym [czas] jest (το τι εστί), skoro niektórzy mówią, że czas jest ruchem i obrotem wszechświata, jak to wedle Eudema, Teofrasta i Aleksandra twierdził Platon.


Diels 492, fr. 16 (Aetius, de placitis II 20.3; W. fr. 33)


Ksenofanes [twierdzi], że słońce powstało z chmur ogniem rozpalonych..., Teofrast zaś pisze w dziele O filozofach przyrody, że — z ogników nagromadzonych z wilgotnego parowania, które składają się na słońce.




Diels 492 fr. 17 (Laert. Diog. VIII 48)


Favorinus twierdzi, że on [Pitagoras] zarówno niebo pierwszy nazwał uporządkowaną całością, jak i ziemię nazwał okrągłą; natomiast według Teofrasta uczynił to Parmenides.


Diels 492. fr. 18 (Cicero, Luculli 39, 123)


Hiketas Syrakuzaryjczyk (tyran Syrakuz), jak powiada Teofrast, sądzi, że niebo, słońce, księżyc, gwiazdy i wszystkie ciała niebieskie są nieruchome i nic na świecie nie porusza się poza ziemią; a gdy ona z największą szybkością dokoła swej osi obraca się i kręci, to powstaje wszystko to samo, co by powstało, gdyby niebo się poruszało, a ziemia stała.


Diels 493,fr. 19 (Aetius, de placitis II 29. 7)


Anaksagoras, jak twierdzi Teofrast, mówi, że księżyc ulega zaćmieniu i niekiedy ciała niebieskie znajdujące się pod księżycem zasłaniają światło.


Diels 493. fr. 20 (Procl. in Tim. p. 138 Basil., 328 Schneid.)


Bo albo tylko Platon, albo on przede wszystkim operował przyczyną wynikającą z «opatrzności»; tak twierdzi Teofrast, słuszne o nim wydając świadectwo.


Diels 493. fr. 21 (Taurus ap. Philop. adv. Procl. XIII 15)


Budowniczy rozpoczął budowę wszechświata z ognia i ziemi. Bo to, co ma powstać, powinno być cielesne, namacalne i być widzialne... Teofrast twierdzi: «Jeżeli to, co daje się widzieć i dotykać, składa się z ziemi i ognia, to gwiazdy i niebo będą się z tego składać; ale się nie składają». To twierdząc wprowadza piąte ciało, poruszające się ruchem okrężnym.


Diels 494. fr. 22 (Plut. quaestt. Platon. VIII I p. 10060)


Teofrast dodaje również, że Platon, kiedy był starszy, żałował tego, iż wyznaczył ziemi nieodpowiednie miejsce w środku wszechświata.




Diels 494, fr. 23 (Alexander in meteora 91r vol. I 268 Id.)


Bo niektórzy z nich twierdzą, że morze jest pozostałością pierwotnej wilgotności; ponieważ bowiem przestrzeń otaczająca ziemię jest wilgotna, przeto zewnętrzna część wilgoci pod wpływem słońca zamienia się w parę i z tego powstają wiatry, przesilenia słoneczne i fazy księżyca, jako że przez to parowanie i wyziewy i one ulegają zmianom; wówczas występuje u nich zużycie tej [wilgotności], ponieważ ich zmiany dotyczą tych zjawisk; natomiast pewna część wilgoci, pozostała w terenach wklęsłych, staje się morzem. Toteż zmniejsza się ono, zewsząd wysuszane przez słońce, i w końcu kiedyś wyschnie. Takiego zapatrywania byli, jak opowiada Teofrast, Anaksymander i Diogenes . Diogenes zaś nawet taką podaje przyczynę słoności, że kiedy słońce wyciąga słodycz, to, co zostaje, z konieczności jest słone. A niektórzy twierdzą, że morze jest jakby jakimś potem ziemi: ono to bowiem, rozgrzane przez słońce, wydziela tę wilgoć. Dlatego też morze jest słone, bo taki jest pot; tego zdania był Empedokles. Trzeci zaś pogląd o morzu jest taki, że oto woda przesączając się przez ziemię i przepłukując ją, sama staje się słoną, ponieważ ziemia zawiera w sobie takie soki; dowód tego widzieli w tym, że i sól w niej się kopie, i sodę, a w wielu miejscach ziemi występują również gorzkie soki. Tego znów zdania byli Anaksagoras i Metrodor.


 ----- Cdn -----


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

Świat jest pełen symboli: K (Część II)