"W obronie mieszkańców megalopolis" -- Demostenes


"Urban-lights" -- Andreas Rocha

Mieszkańcy Megalopolis, miasta w Arkadii (Peloponez), zagrożeni przez swych sąsiadów Lacedemończyków wysyłają swych posłów do Aten z prośbą o pomoc. Przeszkodą w jej udzieleniu jest krępujące Ateńczyków przymierze ze Spartą. Do zawarcia tego przymierza skłoniła Ateńczyków obawa przed wzrastającą potęgą Teb, które dzięki sukcesom militarnym utalentowanego wodza Epaminondasa uzyskały w Grecji przewodnictwo polityczne. Wpierw ugruntowały Teby swą supremację w Beocji burząc Tespie i Orchomenos oraz zajmując przygraniczne miasto Oropos. Później dla rozszerzenia swej władzy wtargnęli na Peloponez, odebrali Lacedemończykom Messenię, zajęli miasto Messene i zorganizowali koalicję miast arkadyjskich przeciwko Sparcie. W tym czasie zbudowano nowe miasto Megalopolis dla obrony przed napadami Lacedemończyków. Gdy od r. 356 p.n.e. Teby uwikłały się w wojnę w Fokidzie, Lacedemończycy wykorzystali tę sposobność, by w r. 352 p.n.e. zagrozić Megalopolis. Był to ostatni moment, w którym Ateńczycy mogli jeszcze interweniować na korzyść tego miasta.


W Atenach zwolennicy Sparty sprzeciwiali się ze wszystkich sił takiej interwencji, twierdząc, że pomoc dla Megalopolis byłaby aktem nielojalności wobec Sparty jako sojusznika, rodzajem zdrady wobec dawnych towarzyszy broni, którzy przed dziesięciu laty walczyli u boku Ateńczyków przeciw Tebańczykom pod Mantineą. Wykorzystując niechęć ludu ateńskiego do Tebańczyków za dawniej doznane krzywdy wzywali go do odebrania Tebom Oropos, do odbudowy miast beockich Platejów, Tespiów, Orchomenos, na których ruinie Teby ugruntowały swe panowanie. Dla przeprowadzenia tych planów potrzebna była pomoc Sparty. Istniała obawa, iż udzielenie pomocy Arkadyjczykom, sojusznikom Teb, uczyni ze Sparty wroga Aten; rzecznicy sprawy Megalopolis świadomi tego przypominali przecież o dawnych trudnych wojnach Aten ze Spartą i przestrzegali przed zagrożeniem, jakie musi stanowić dla Aten powolne odzyskiwanie przewagi politycznej przez to wrogie państwo.


Stanowisko Demostenesa w tej sprawie jest zupełnie odmienne. Uważa, że interes państwa ateńskiego jest tu wartością nadrzędną. Interes ten wymaga, aby ani Teby ani Spartą zbytnio nie wzrosły w siłę. Ponieważ Spartą wykorzystując osłabienie Teb stara się odzyskać swą dawną potęgę — obowiązkiem Aten jest powstrzymać te ambicje wielkomocarstwowe Sparty. Taka jest podstawowa idea tej mowy.


"The Gathering" -- Andreas Rocha

Mówca dowodzi, że Ateny postępując za jego radą, nie okażą się nielojalne wobec Sparty, gdyż tylko od niej będzie zależało zachowanie spokoju. Zwycięstwo nad Megalopolis nie zakończy spartańskich podbojów. Przede wszystkim pragnie zdobyć Messene. Wszelkie jednak zakusy Lacedemończyków na zdobycie Messene zmuszą Ateńczyków do chwycenia za broń i do sprzymierzenia się z Tebańczykami. Mówca nie żąda zbrojnej interwencji, lecz podjęcia decyzji przez zainteresowane państwa Megalopolis i Spartę: Megalopolis powinno zerwać sojusz z Tebańczykami, Sparta powinna utrzymać pokój. Ateny połączą się z tą
stroną, która dopełniła tego warunku, przeciwko tej, która go odrzuciła.


Mam wrażenie, Ateńczycy, iż z gruntu błędne są obydwa przedstawione nam stanowiska popierające Arkadyjczyków czy też Lacedemończyków. Rzecznicy tych poglądów z taką pasją obrzucają się nawzajem oskarżeniami i obelgami, jak gdyby byli wysłannikami tych państw, a nie obywatelami Aten, do których zainteresowane strony wyprawiły swe poselstwa. To wzajemne oskarżanie się pozostawimy naszym gościom, natomiast nasi politycy, jeżeli uważają za słuszne udzielić wam tutaj jakiejś rady, powinni wypowiedzieć się na temat ogólnej sytuacji politycznej i zastanowić się w sposób całkowicie bezstronny nad obraniem najbardziej korzystnego dla państwa kursu polityki.


Gdyby nie ta okoliczność, że są to ludzie powszechnie znani i mówiący po attycku, sądzę, że wielu spośród was wzięłoby jednych za Arkadyjczyków, drugich za Lakończyków. Jestem w pełni świadomy tego, iż trudno jest wskazać wam najlepszą drogę postępowania. Jesteście bowiem omamieni przez tych mówców reprezentujących dwa odmienne stanowiska. Kto usiłuje przekonać was do stanowiska pośredniego, bynajmniej nie znajduje w was cierpliwych słuchaczy, którym można cokolwiek wytłumaczyć. Zwolennicy zaś jednego i drugiego poglądu odmawiają mu zarówno swego poparcia, jak i zaufania.


Bez względu na wszystko — jeśli taki już mój los — wolę uchodzić za wyraziciela niedorzecznej opinii, niż pozwolić, aby pewni nieuczciwi mówcy narzucili wam pogląd sprzeczny z tym, co uważam za korzystne dla państwa. Inne kwestie omówię, za waszym pozwoleniem, później, teraz zaś chciałbym przypomnieć wam przede wszystkim pewne zasady powszechnie przez was uznawane, które moim zdaniem wyznaczają najlepsze działanie w polityce.


"Temple" -- Andreas Rocha

Nikt chyba nie zaprzeczy, że osłabienie zarówno Lacedemończyków, jak i Tebańczyków leży w interesie naszego państwa. O ile można sądzić na podstawie twierdzeń wielokrotnie wypowiadanych tu na Zgromadzeniu, dźwiganie się w obecnej sytuacji z ruin Orchomenos, Tespiów i Platejów będzie oznaczało osłabienie Tebańczyków, natomiast zajęcie Arkadii i zburzenie Megalopolis pozwoli Lacedemończykom odzyskać potęgę. Naszym obowiązkiem jest nie dopuścić do tego, by wzrost znaczenia jednego z tych państw wyprzedzał upadek drugiego państwa, a zatem by wzrostowi potęgi lacedemońskiej dokonującemu się bez naszej wiedzy nie towarzyszyła taka utrata sił przez Teby, która by zagrażała naszym interesom politycznym. Nie chcemy przez to powiedzieć, że wolimy mieć raczej Lacedemończyków za swych przeciwników aniżeli Tebańczyków, i nie stanowi to przedmiotu naszych zabiegów, gdyż naszym pragnieniem jest pozbawić jednych i drugich możliwości wyrządzania nam szkody.


Na Dzeusa, wprawdzie się powie, że to konieczność narzuca taki układ rzeczy, jednak wydaje się sprzeczna z odczuciem moralnym decyzja wyboru na sprzymierzeńców niedawnych wrogów, którzy walczyli przeciwko nam pod Mantineą, co więcej, wspomaganie ich przeciwko tym, którzy wspólnie z nami znosili niebezpieczeństwa wojny. I ja podzielam te skrupuły, i tę opinię; uzupełniłbym ją tylko warunkiem wzajemnej lojalności. Otóż jeśli wszystkie państwa zgodzą się na zachowanie pokoju, nie udzielimy pomocy Megalopolitańczykom. Nie będzie bowiem takiej potrzeby. W ten sposób nie zostaniemy przeciwnikami naszych dawnych towarzyszy broni. Jedni są zresztą naszymi sprzymierzeńcami, jak sami wyznają, inni chcą obecnie nimi zostać. Czegóż więcej możemy sobie życzyć?


Jeżeli Lacedemończycy naruszają układy i pragną prowadzić wojnę i jeżeli trzeba podjąć decyzję, czy pozostawić Megalopolis na ich łasce, czy też nie, zgadzam się na takie ustępstwo — choćby ich roszczenia nie były słuszne — jak również na nieprzeciwstawianie się ludziom, którzy kiedyś walczyli u naszego boku. Ale dla całego świata jest jasne, iż po zajęciu tego miasta Lacedemończycy ruszą na Messene. Niech mi więc kto powie z obywateli, którzy z taką odrazą odnoszą się do Megalopolitańczyków, jakiej nam wtedy udzieli rady?. Jakoś nikt nie ma zamiaru odpowiedzieć! Ale i tak wszyscy jesteście świadomi tego — bez względu na to, jaką politycy ci dadzą wam radę — że musimy się udać z odsieczą dla Messeńczyków ze względu na złożoną przysięgę przymierza oraz ze względu na korzyść, jaką mamy z zachowania przy życiu tego miasta. Samym sobie postawcie pytanie, w jakim momencie wypada rozpocząć działania przeciwstawiające się spartańskiej polityce przemocy, czy w obronie Megalopolis, czy dopiero w obronie Messene?. W pierwszym wypadku okaże się, że spieszycie z pomocą Arkadyjczykom, gdyż zabiegacie o zawarcie pokoju, dla którego stawiliście czoło niebezpieczeństwom na polu walki. W drugim wypadku cały świat się przekona, że pragniecie zachowania Messene nie tyle z uwagi na poczucie sprawiedliwości, ile z uwagi na strach przed Lacedemończykami. Wprawdzie wypada zawsze przestrzegać sprawiedliwości i zgodnie z nią postępować, jednak trzeba zarazem starać się o to, by ją łączyć z korzyścią.


"Distant Shores" -- Andreas Rocha

Obecnie moi przeciwnicy dowodzą, że bezsprzecznie powinniście starać się o odzyskanie Oropos. Zwracają przy tym uwagę na to, że jeśli uczynimy wrogów z tych, którzy nam przy tym okazali pomoc, nie będziemy mieli w przyszłości sprzymierzeńców. Jestem również tego zdania, że należy odzyskać Oropos. Mówi się, że Lacedemończycy zostaną waszymi wrogami w momencie, gdy weźmiecie na sprzymierzeńców tych Arkadyjczyków, którzy szukają z wami przyjaźni. Moim zdaniem nie mają najmniejszego prawa wysuwać tego poglądu ci politycy, którzy nakłonili was do niesienia pomocy tymże Lacedemończykom, gdy znaleźli się w niebezpieczeństwie. Jakże innego używali języka i jak odmiennej argumentacji, kiedy to ogół państw peloponeskich zwrócił się do was z prośbą o objęcie dowództwa w kampanii przeciwko Lacedemończykom. Przecież przekonali was, byście ich prośbie odmówili, co zresztą zmusiło te państwa nie mające innego wyboru do porozumienia się z Tebańczykami. Kazali wam składać datki pieniężne z waszych majątków i narażać własne życie w obronie Lacedemończyków. A chyba nigdy byście się nie zgodzili na ratowanie Lacedemończyków, gdyby wam z góry oświadczyli, iż z chwilą zapewnienia sobie bezpieczeństwa Lacedemończycy nie będą się poczuwali względem was do żadnej wdzięczności za ocalenie, chyba że im znów pozwolicie popełniać wszelkie akty bezprawia. Jeżeli wasze przymierze z Arkadyjczykami jest sprzeczne z zamysłami Lacedemoriczyków, to z pewnością ich wdzięczność wobec was za ocalenie z całkowicie krytycznej sytuacji powinna być większa niż niezadowolenie z powodu pozbawienia ich obecnie możliwości krzywdzenia innych. Nie mogliby wam teraz odmówić pomocy w odzyskaniu Oropos, jeśli nie chcą uchodzić za najgorszych nędzników na tej ziemi? Na bogów, nawet nie dopuszczam takiej możliwości.


Jest jeszcze inny argument powoływany przez polityków, który budzi moje zdziwienie. Otóż utrzymują oni, że zawarcie przymierza z Arkadyjczykami i postępowanie zgodne z jego postanowieniami świat uzna za zmianę kursu politycznego przez nasze państwo, prowadzącą do utraty zaufania. Moje odczucie, Ateńczycy, jest całkowicie odmienne. Dlaczego? Nie sądzę bowiem, aby ktokolwiek mógł zaprzeczyć temu, że Ateny ocaliły Lacedemoriczyków, przedtem zaś Tebańczyków, a ostatnio Eubejczyków, a następnie z każdym z tych państw zawarły sojusz, i że okazały niezmienną wierność jednej idei. Jakaż to idea? Ratować ofiary cudzej przemocy. A zatem nie nasza postawa ulega zmianie, lecz postawa tych, którzy nie chcą wytrwać przy zasadach sprawiedliwości. Jest oczywiste, że zasady naszego państwa pozostają niezmienne, zmienia się tylko jego bieżąca polityka pod wpływem ambitnych jednostek.


Politykę Lacedemończyków cechuje moim zdaniem niebywała przebiegłość. Utrzymują teraz, że Elida powinna otrzymać część Trifilii, Fliunt zaś obszar Trikaranon, a niektóre plemiona arkadyjskie swoje dawne terytorium, my — Oropos. Nie idzie im oczywiście o to, by przyglądać się temu, jak każde z nas cieszy się odzyskaniem swojej własności. Nic podobnego! Byłby to nieco spóźniony poryw szlachetności!. Nie, ich celem jest stworzenie takiego wrażenia, iż pomagają każdemu państwu odzyskać tereny, do których rości swe prawa. Gdy więc sami we własnej sprawie ruszą przeciwko Messene, wszystkie państwa wezmą udział w wyprawie i chętnie udzielą pomocy. Wykazywałyby bowiem całkowity brak lojalności, gdyby uzyskawszy poparcie Sparty w swych roszczeniach terytorialnych, teraz nie chciały się jej odwdzięczyć podobną przysługą. Myślę, że nasze państwo może odzyskać Oropos i to nie za cenę wydania Sparcie któregoś z plemion arkadyjskich, ale właśnie z pomocą Lacedemończyków — jeżeli zechcą działać sprawiedliwie — oraz tych wszystkich, których zdaniem nie wolno pozwolić Tebańczykom na zachowanie cudzej własności. Ale chyba powinno trafić do waszej świadomości to, że nigdy nie będziemy mogli zająć Oropos, jeżeli nie pozwolimy Lacedemończykom podbić całego Peloponezu. W takiej sytuacji sądzę, że lepiej będzie — jeśli wolno mi to powiedzieć — zrezygnować z Oropos aniżeli oddać Messene i cały Peloponez pod władzę Sparty. Uważam, że nie tylko Oropos stanowi przedmiot przetargu między nami i Lacedemończykami, ale — nie chcę teraz się zwierzać ze wszystkich moich myśli i spostrzeżeń. Wydaje mi się tylko, że czeka nas wiele niebezpieczeństw.


"Port" -- Andreas Rocha

Byłoby niedorzecznością oskarżać dzisiaj Megalopolitańczyków — jak to czynią owi politycy — za ich dawne działania podejmowane w interesie Tebańczyków, a na naszą szkodę. Przecież w tym momencie pragną rzeczywiście naszej przyjaźni, by dać nam za to jakieś zadośćuczynienie. Czyż mamy spoglądać na nich złym okiem i starać się na wszelki sposób im w tym przeszkodzić? Czyż nie uświadamiacie sobie, że im większą gorliwość przejawiali Megalopolitańczycy w sprawie Tebańczyków, tym słuszniejsze potępienie opinii publicznej muszą ściągać na siebie politycy, którzy pozbawili nasze państwo takich sojuszników. Wpierw przecież zwrócili się do nas, później zaś, gdy im odmówiono, do Tebańczyków.


Po raz wtóry, jak widzę, czynią owi politycy wysiłki, by skłonić Megalopolitańczyków do zawarcia z kim innym przymierza. Wiem — o ile na podstawie rozumowania i obserwacji można snuć domysły — że jeżeli Lacedemończycy zagarną Megalopolis, tym samym Messene znajdzie się w niebezpieczeństwie. Jeśli zaś zajmą także Messene, twierdzę, że sami zwiążecie się sojuszem z Tebańczykami.


Czyż nie większa to korzyść i satysfakcja moralna przystąpić dobrowolnie do przymierza z Tebańczykami i nie ulegać polityce zaborczej Sparty, aniżeli wzbraniać się przed ratowaniem sprzymierzeńców Teb, teraz ich porzucać, by walczyć ostatecznie tylko o ocalenie samych Tebańczyków? Zajęcie przez Lacedemończyków Megalopolis i ponowny wzrost sił będzie stanowił bezsprzeczne zagrożenie dla naszego państwa. Widzę przecież, że chwytają za broń i przygotowują wojnę nie dla pomszczenia doznanej krzywdy, lecz dla odzyskania swej dawnej potęgi. A jaka była ich zaborczość i jakie ich dążenia w dobie świetności politycznej, o tym wiecie chyba lepiej ode mnie. Macie więc słuszne podstawy do obaw.


Chętnie bym zapytał tych mówców, którzy otwarcie głoszą nienawiść — jedni do Tebańczyków, drudzy do Lacedemończyków, czy nienawidzą ich w obu wypadkach ze względu na was i wasz interes, czy też nienawidzą Tebańczyków z uwagi na Lacedemończyków, zaś Lacedemończyków z uwagi na Tebańczyków. Bo jeśli ich nienawidzą ze względu na cudzy interes, to jednych i drugich wypada uznać za prawdziwych szaleńców i odmówić im wszelkiego zaufania. A jeśli to czynią ze względu na was, to czemu w sposób tak niestosowny dbają o interesy tych obcych państw?. Można bowiem, i to z największą łatwością, osłabić Tebańczyków wcale przez to nie wzmacniając pozycji Lacedemończyków. Spróbuję wam to wyjaśnić. Każdy wie, że wszyscy ludzie nawet wbrew własnym życzeniom wstydzą się do pewnych granic nie wykonywać tego, co sprawiedliwe, i przynajmniej publicznie wyrażają sprzeciw zwłaszcza wobec takiego bezprawia, które pociąga za sobą jakieś ofiary. Przekonamy się, że tym czynnikiem, który wszystko burzy — a jest to źródło wszelkiego zła — jest po prostu niechęć do działania zgodnie z wymogami sprawiedliwości. Ponieważ ten czynnik nie może stanowić przeszkody w ograniczaniu roli Teb, zażądajmy więc odbudowy Tespiów, Orchomenos i Platejów, sami im w tym pomóżmy i wezwijmy inne państwa do wzięcia w tym dziele
udziału. Piękne to i zaszczytne posłannictwo dźwigać z ruin zniszczone stare miasta greckie. Ale nie pozostawiajmy Megalopolis i Messene na pastwę zaborcy! Nie pozwólmy też, by w czasie, gdy się przywraca życie Piątej om i Tespiom, zniszczono inne kwitnące i ludne miasta Hellady!. Z chwilą ogłoszenia takich zasad naszej polityki, nie znajdzie się nikt, kto by nie chciał, by Teby zwróciły wreszcie cudze tereny. Jeśli tego nie uczynimy, z pewnością Tebańczycy sprzeciwią się planowanej odbudowie miast. Uświadomią sobie bowiem, że przywrócenie tych miast do życia przyczyni się do ich własnego upadku. To wszystko więc uwikła nas w niekończące się kłopoty. Jaki jest w rzeczywistości cel i sens tego, że zezwalamy na niszczenie istniejących miast, a domagamy się odbudowania zburzonych?


"Ritual" -- Andreas Rocha

Politycy, których wypowiedzi zdają się kryć najwięcej słuszności, żądają od Megalopolitańczyków zniszczenia stel zawierających tekst ich przymierza z Tebańczykami. Spełnienie tego warunku daje porękę, że będą dla nas wiernymi sojusznikami. Megalopolitańczycy zaś odpowiadają na to, że w ich rozumieniu przyjaźń nie polega na napisach umieszczonych na stelach, ale na wspólnocie interesów: za swych rzeczywistych sprzymierzeńców uważają tych, którzy im spieszą z pomocą w potrzebie. Taka jest argumentacja tych mówców. Twierdzę, że równocześnie musimy się domagać od Megalopolitańczyków zburzenia owych stel, od Lacedemończyków zaś utrzymania pokoju. Jeśli jedni albo drudzy odmówią waszemu żądaniu, natychmiast połączymy się z tą stroną, która na nie przystała.


Gdyby Megalopolitańczycy po zapewnieniu sobie pokoju w dalszym ciągu pozostawali w przymierzu z Tebańczykami, cały świat uzna bezsprzecznie taką postawę za wyraz poparcia dla zaborczej polityki Teb, a nie dla zasad sprawiedliwego współżycia między państwami. Z drugiej zaś strony gdyby, w wypadku zawarcia przez nas sprawiedliwego przymierza, Lacedemończycy nie chcieli przestrzegać pokoju — dla wszystkich byłoby jasne, że celem ich zabiegów nie jest odbudowa Tespiów, lecz zawładnięcie całym Peloponezem w czasie, kiedy Tebańczycy uwikłają się w wojnę.


Dziwię się, że niektórzy z was obawiają się sojuszu wrogów Sparty z Tebami, natomiast nie upatrują żadnego zagrożenia w ujarzmianiu ich przez Lacedemończyków. Nie pamiętają już, czego uczy doświadczenie przeszłości, iż Tebańczycy zawsze się posługiwali swymi sprzymierzeńcami przeciwko Sparcie, podczas gdy Lacedemończycy —jeśli tylko mieli sojuszników — kierowali ich przeciwko nam.


Sądzę, że musimy pamiętać o tym, iż jeśli damy odprawę Megalopolitańczykom, ich miasto ulegnie zagładzie, a jego mieszkańcy ulegną rozproszeniu. Bezpośrednim tego skutkiem będzie wzrost potęgi lacedemońskiej. Jeśli zaś unikną zagłady — wiadomo, że los wbrew wszelkim nadziejom potrafi zgotować ratunek — zostaną wedle wszelkiego prawdopodobieństwa oddanymi sojusznikami Teb. Przeciwnie, gdy ich przyjmiecie, wam będą zawdzięczali swe ocalenie. Teraz jednak rozważmy ogólny rachunek ryzyka, jakie ponosi nasze państwo ze względu na sytuację polityczną Teb i Sparty. Otóż w wypadku całkowitej klęski Teb, co jest nieuniknione, potęga Lacedemończyków nie wzrośnie ponad bezpieczną miarę, ponieważ ich sąsiedzi Arkadyjczycy stanowią dla nich jako równorzędni przeciwnicy wcale poważne zagrożenie. Gdyby zaś Tebańczycy jakoś wyszli cało z opresji i się uratowali, będą w każdym razie osłabieni, gdyż będziemy mieli w Arkadyjczykach sprzymierzeńców, którzy nam będą zawdzięczali ocalenie. Z tego powodu jest rzeczą dla nas pod każdym względem korzystną nie porzucać Arkadyjczyków, a przez to sprawić, by w razie ocalenia się sądzili, że nie sobie ani komukolwiek innemu, ale wam je zawdzięczają.


Bogowie mogą wam zaświadczyć, Ateńczycy, że wygłosiłem tę mowę nie ulegając uczuciom sympatii czy nienawiści do jednej lub drugiej strony. Mówiłem po prostu to, co uważałem za korzystne dla naszego państwa. Radzę wam nie opuszczać Megalopolitańczyków w biedzie i nigdy — choćby dla samej zasady — nie poświęcać słabszych silniejszym.


Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

Świat jest pełen symboli: K (Część II)