"Witold Gombrowicz" - Ujrzeć choć raz ojczyznę w jestestwie swoim!


Gombrowicz w Royaumont pod Paryżem, czerwiec 1960 r.



Witold Gombrowicz, prozaik, dramaturg, eseista, dla mnie osobiście jest jednym z największych pisarzy polskich, artystą nietuzinkowym, kimś do którego twórczości trzeba dorosnąć, aby w miarę dobrze ją zrozumieć i docenić; kimś kto nie daje się łatwo sklasyfikować, kto narusza często naszą własną percepcję, właśnie przez to, że tak skutecznie się jej wymyka. To przede wszystkim Artysta, on, podobnie jak Miłosz, Herbert, Lem, Kołakowski, należy do tego grona Polaków, których oceniam wyłącznie przez pryzmat twórczości, gdyż taki winien być jedyny sposób postrzegania ludzi wybitnych. Nasłuchałam się już tyle o nich, o ich rzekomej współpracy lub zdradzie, iż gdybym miała kierować się ich przekonaniami, tylko i wyłącznie, z góry musiałabym zarzucić czytanie i studiowanie ich dzieł, a tego uczynić nie mogę, gdyż odcisnęły one we mnie zbyt wielkie piętno, ażebym mogła być aż tak małostkowa. Tym bardziej iż żyjąc w takim poplątanym kraju jak Polska, gdzie de facto do dzisiaj nie można mieć pewności czy ten, z którym się obcuje, kogo się szanuje, zna, poznaje, nie jest w istocie twoim/naszym wrogiem; w kraju tak niekiedy zakłamanym i anormalnym iż nie do końca można ufać nawet samemu sobie, ciężko jest bazować na prawdach-, półprawdach- i górno-prawdach, lecz jedynym słusznym zajęciem zdaje się podążać za sercem i za samą sztuką, gdyż ta... Nigdy nie kłamie!


Witold, około 1906 r.
A niestety, wbrew temu, do czego pragną nas przekonać pewne ciemne typki, nie panuje nam jaśnie oświecona RP, demokracja to fikcja, którą aparatczyki wycierają sobie rude pyski a wolność, no cóż, spróbujcie tylko stanąć na środku ulicy krzycząc o niej a zaraz się przekonacie, że "wolność tak, ale do pewnego stopnia...". No cóż, ja wierzę, nie wiem jak wy, że wolność która jest ograniczana, nie jest wolnością prawdziwą. Lecz nie dyskutujmy dzisiaj o tym, bo to płynny temat, jak rzeka. Skupmy się na nim, Witoldzie, który wbrew opiniom niektórych, swego czasu uczynił jedyną słuszną rzecz, a mianowicie spakował się i ruszył   w  s  i  o, tak jakby wzorem Witkacego wiedział, co się święci i jak to wszystko się skończy.



Dzisiaj po siedemdziesięciu latach stwierdzić można jasno, że był wizjonerem, który zostawił tę tonącą łajbę jaką jest RP i zawalczył o swoje: o spokój, szczęście, karierę. Po cóż bowiem było ginąć za ojczyznę, która jak pokazują ostatnie wypadki... --  stoczyła się na samo dno; no po co? Jako że już wkrótce zacznę oglądać świat z innej perspektywy, uznałam za stosowne napisać parę słów o panu G. który nie dał się "upupić", lecz w porę postawił wszystko na jednej karcie. A jako że dzisiejszy naród, zwany górnolotnie -- polskim -- ma w nosie czynne zmienianie tego kraju, wybiera raczej bierne skandowanie haseł, co z tego, że niekiedy nawet ładnie brzmiących, lecz ci, przeciwko którym są wymierzone gwiżdżą sobie z waszych słów (wystraszyć mogli by się tylko wtedy, gdyby spotkał ich ten sam los, co Ceauşescu), na cóż mi zatem przejmować się ich losem, czy nie lepiej zadbać o swój własny? W tym kraju nigdy nie będzie lepiej, bo ludzie śpią... I dlatego za wzór stawiam sobie Gombrowicza.


Urodził się w 1904 r. we wsi Mołoszyce koło Opatowa. Był najmłodszym synem Jana i Antoniny Gombrowiczów. Miał trójkę starszego rodzeństwa: siostrę i dwóch braci. Pochodził ze znakomitego, starego, litewskiego rodu. Jego przodkowie z powodu udziału dziadka Witolda, Onufrego, w powstaniu styczniowym, zostali zmuszeni do opuszczenia Litwy i przeniesienia się do Królestwa Polskiego. Osiedli wtedy na ziemi sandomierskiej, w majątku Jakubowice. Wszystko wskazuje na to, że Witold Gombrowicz miał dość szczęśliwe dzieciństwo i czuł się dobrze w domu rodzinnym. Jego rodzice byli typowymi przedstawicielami inteligencji z przełomu XIX i XX w. Potrafili być jednocześnie nowocześni i przywiązani do narodowych oraz ziemiańskich tradycji.


Paryż, 1922-1926 r.
Gombrowiczowie dokładali starań, aby swoim dzieciom wpoić wartości, które później będą moralnym i duchowym wsparciem w ich dalszej, już własnej podróży przez życie. Zdawali sobie sprawę, że aby młody człowiek pogłębiał swoją wiedzę i rozwijał talenty, niezbędne jest ku temu solidne wykształcenie. Gombrowiczowie, aby zapewnić to swoim dzieciom, w 1911 r. przenieśli się do Warszawy. Osiedli w mieszkaniu przy ul. Slużewieckiej, gdzie Witold spędził dwadzieścia lat swego życia. I właśnie w tym mieszkaniu, powstała jego słynna "Ferdydurke".


Jeśli zaś chodzi o wykształcenie Witolda Gombrowicza, to w 1922 r. ukończył on gimnazjum św. Stanisława Kostki, a w 1927 r. był już po Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Następnie studiował ekonomię i filozofię w Paryżu. Później jednak powrócił do kraju, chcąc zrobić aplikaturę w sądzie. Oczywiście okazało się, że Gombrowicz nie został stworzony na prawnika i już wtedy zdradzał swoje pisarskie upodobania.


Artystycznie zadebiutował na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych publikowaniem swoich recenzji. Inspiracją dla jego wypowiedzi jako recenzenta oraz innej literackiej twórczości stało się przebywanie wśród warszawskiej cyganerii artystycznej. Ze swoimi przyjaciółmi przesiadywał w kawiarniach: "Ziemiańskiej" i "Zodiak". Następnym jego posunięciem w literackiej karierze było wydanie w 1933 r. zbioru opowiadań: "Pamiętnik z okresu dojrzewania". Następnie w 1937 r. Gombrowicz wydał najgłośniejszy ze swoich utworów: "Ferdydurke".

Witold Gombrowicz i Rita Labrosse
(późniejsza żona Gombrowicza), maj 1966 r.


Główny bohater tegoż utworu -- trzydziestoletni Józio, poznaje trzy różne środowiska: tradycyjny dwór ziemiański, nowoczesny dom mieszczański oraz szkołę. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że cała powieść została utrzymana w specyficznym stylu, nasyconym groteskowymi i absurdalnymi sytuacjami. Innym opublikowanym w 1938 r. utworem była sztuka teatralna: "Iwona, księżniczka Burgunda". W 1939 r. Gombrowicz pod pseudonimem drukował w prasie codziennej powieść sensacyjną "Opętani", która została wydana w formie książkowej dopiero w 1990 r.


I właśnie w 1939 r. rozpoczyna się prawdziwa historia tego wielkiego, charyzmatycznego pisarza. Otóż... przed zbliżającą się wojną, Gombrowicz wsiadł na statek płynący do Argentyny i osiadł w Buenos Aires. Pierwsze dziesięć lat emigracji było dla niego bardzo ciężkie z materialnego punktu widzenia. Żył wtedy w nędznym mieszkaniu na pograniczu nędzy. Złe warunki bytowe zmusiły go do podjęcia pracy urzędnika w Banco Polacco. Pracy tej nie znosił do tego stopnia, że jej porzucenie obchodził później niczym urodziny co roku. 


W tym ciężkim okresie życia Gombrowicz nie poddawał się melancholii. W 1947 r. ukazało się hiszpańskojęzyczne wydanie "Ferdydurke". Zaś w 1953 r. w Paryżu zostały wydane jego następne utwory: "Ślub" oraz mój ukochany "Trans-Atlantyk", utwór wystawiany na najwybitniejszych scenach świata. Następne jego utwory to "Pornografia", "Kosmos" oraz "Operetka". Wielu znawców literatury za najwybitniejsze dzieło naszego dramaturga uważa "Dziennik", który jest czymś w rodzaju pamiętnika, autokomentarza, eseju.




Jako człowiek Witold Gombrowicz dość późno się ustatkował. Dopiero bowiem w połowie lat pięćdziesiątych zaczął czerpać znaczniejsze korzyści materialne ze swojej twórczości. Wtedy to mógł już sobie pozwolić na znośniejsze warunki życia, a nawet na podróże. Pomagał również swojej matce i siostrze, które pozostały w kraju. Jego egzystencję poprawiło znacznie stypendium Fundacji Forda, dzięki któremu wyjechał do Berlina Zachodniego. W 1964 r. przyjechał do Francji i na pewien czas osiadł w Royaumont pod Paryżem. Wtedy też zatrudnił jako sekretarkę młodą Kanadyjkę -- Ritę Labrosse, która była studentką Sorbony. Ich znajomość nie ograniczyła się do kontaktów służbowych. Polubili się i zaprzyjaźnili. Witold zaproponował Ricie, aby wyjechali razem. Przenieśli się do Vence na południu Francji i tam też, wzięli ślub. Niestety jego osobiste szczęście nie potrwało długo. Gombrowicz, który przez wiele lat zmagał się z astmą [podobnie jak ja... ], zmarł 25 lipca 1969 r.


Życie Witolda Gombrowicza było jednak barwne i ciekawe. Z jednej strony był człowiekiem o niespotykanej inteligencji, o wysokiej kulturze osobistej -- wyniesionej z domu, z drugiej zaś potrafił prowokować, być bezwzględny, wyrafinowany, cyniczny i szczery do bólu. Niektórzy oskarżali go o tchórzostwo i brak patriotyzmu z powodu jego ucieczki przed wojną, On sam zaś tłumaczył swoje postępowanie w następujący sposób:

"Nie ukrywam, że (...) bałem się. Ale ja może nie tyle bałem się wojska i wojny, ile tego, że mimo najlepszej woli, nie mógłbym im sprostać. Nie jestem do tego stworzony. Moja dziedzina jest inna. Rozwój mój od najwcześniejszych lat poszedł w innym kierunku. Jako żołnierz byłbym katastrofą. Przysporzyłbym wstydu sobie i wam. Czy myślicie, że jeśli tacy patrioci, jak Mickiewicz lub Szopen nie wzięli udziału w walce, to jedynie z tchórzostwa? Czy może raczej dlatego, że nie chcieli się zbłaźnić. I chyba mieli prawo bronić się przed tym, co przekraczało ich siły".



Zgadzam się z tymi słowami, do ostatniej kropki... w imieniu Gombrowicza, Szopena i Mickiewicza. Jaki honor przypadłby im w udziale, gdyby na przekór darom, które otrzymali od Boga, ruszyli z bagnetem do boju? Taki jaki spotkał żołnierzy i całą polską elitę inteligencję w Katyniu? Przecież nawet gdyby Witold nie zginął w walce, najpewniej padł by ofiarą rosyjskiego ludobójstwa. Jestem tego pewna. Dlatego całkowicie rozumiem zarówno jego, jak i Witkacego -- o wiele większego wizjonera, który przewidział że nie warto żyć, skoro Polska wygląda tak, jak wygląda dzisiaj. Ano nie warto... :(


Gombrowicz miał rację wypowiadając się i postępując w ten sposób, gdyż z powodu jego słabego zdrowia, wrażliwości wewnętrznej, byłby marnym żołnierzem. Natomiast artystą okazał się nieprzeciętnym. Należy zaliczyć go do wyjątkowych i wybitnych pisarzy w dziejach literatury zarówno polskiej jak i światowej. Oczywiście jego twórczość spotykała się nieraz z bardzo ostrymi reakcjami krytyki, jak i władz polskich (nawet dość niedawno, nie będę przytaczać szczegółów, bo wstyd...). W dużej mierze działo się tak dlatego, że w swoich utworach potrafił wyszydzać polską kulturę, jej zaściankowość i pseudo-katolicyzm (zaznaczam, że sama jestem zdania, że nie wszyscy, którzy mają się za takich, a nawet noszą Matkę Boską w klapie, nimi są... Liczą się czyny, nie-drogi Ajaksie ;)-  Gombrowicz uwidaczniał w swych dziełach nasze narodowe kompleksy i za to nie był lubiany. Zwłaszcza słynna "Ferdydurke" budziła duże kontrowersje, dzieląc opinię czytelniczą na zwolenników i wrogich twórczości Gombrowicza. Bruno Schulz pisał o nim tak:


"Od dawna odwykliśmy w naszej literaturze od zjawisk tak wstrząsających, od wyładowań tej miary, co powieść Witolda Gombrowicza "Ferdydurke". Mamy tu do czynienia z niezwykłą manifestacją talentu pisarskiego, z nową i rewolucyjną formą i metodą powieści, i w końcu z fundamentalnym odkryciem, a aneksją nowej dziedziny zjawisk duchowych, dziedziny bezpańskiej i niczyjej, na której dotychczas hulał tylko nieodpowiedzialny żart, kalambur i nonsens".


Inną, jakże cenną, opinią na temat talentu i twórczości Witolda Gombrowicza jest wypowiedź naszego noblisty Czesława Miłosza:


"Dzieło Gombrowicza nie może być mierzone upływem dziesięcioleci. Jest pomnikiem prozy polskiej, częścią, do której należą też Pasek i Sienkiewicz. Trzydzieści lat po śmierci autora wolno jedynie zapytać, jak ma się Polska dzisiejsza do tej, z którą się zmagał, chcąc zamiast pojęcia ojczyzny wprowadzić pojęcie synczyzny. Czy jest ta sama, czy do tamtej podobna, czy też zupełnie inna? Na to pytanie nie ma chyba odpowiedzi, tym bardziej, że w żadnym utworze literackim Polska ostatnich lat nie ukazała się w jestestwie swoim".



Tę wypowiedź Czesław Miłosz wygłosił w 1999 r. i jak sądzę, jest ona aktualna do dziś, ponad sto lat od urodzin Witolda Gombrowicza. Polska jaka jest, wszyscy widzą, ale mało kto rozumie. Na arenie międzynarodowej popychadło, w odbiciu własnym, skarlała i opuszczona, jak to biedne serce w Sokółce. Moim skromnym zdaniem duch w ludziach już umarł i dlatego nie ma szans na to, aby narodził się talent pokroju Gombrowicza. Ktoś może rzec, że moje słowa są zbyt radykalne, pesymistyczne, ale jak pokazuje życie, wprawdzie późno, ale jednak, coraz więcej ludzi... przyznaje mi rację. Wystarczy poczytać wolne od cenzury strony, moi drodzy. Widać wtedy jak na dłoni, że nie trzeba Chińczyków, aby ingerować w wasze skrzynki pocztowe ;]-



Większość zamieszczonych informacji biograficznych na temat Gombrowicza, czerpałam z tekstu pani Joanny Danowskiej. Niestety nie pamiętam już z jakiej gazety pochodził ów reportaż, mam zaledwie parę stron sprzed co najmniej siedmiu lat.
 

1904 - 1969

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

Świat jest pełen symboli: K (Część II)