"Mity greckie" - Robert Graves. Część VI (B) "Potop: Bogowie i Natura nic nie robią na próżno".
"Pięć Wieków Ludzkości:
Odwieczna walka Dobra ze Złem; Pościg za kobietą, oblubienicą Synów
Bożych i jej potomstwem; Bunt dzieci Matki Ziemi -- Tytanomachia,
Gigantomachia i Tyfonomachia; Trzy próby zniszczenia ludzkości przez pogańskich bogów i cudowne ocalenie ludzi przez pół-boga, który
własną śmiercią zapłacił za niesioną pomoc. Potop - ostateczna rozgrywka
z rodzajem ludzkim?".
(B)
Dawno,
dawno temu, żył sobie na świecie pewien uczony-laik, którego
największym pragnieniem było znaleźć w spisanej historii odpowiedź na
pytanie, które dręczyło go od najmłodszych lat. Pytanie, które skłoniło
go do poszukiwań, po części wypływało z rozterek natury duchowej.
Człowiek ten przez całe swe życie wierzył w Boga, pomimo iż na każdym
kroku, ścierał się z argumentami, które podważały jego szczerą wiarę.
Wszystko jednak uległo zmianie, kiedy zrozumiał, że przez te wszystkie
lata, nie tyle "wierzył", co usilnie pragnął wierzyć. Kiedy wreszcie
pojął w czym tkwi jego problem, gorzko zapłakał. Nie tylko nad swym
marnym losem, w jednej chwili bowiem poczuł się bardzo opuszczony i
bezbronny, ale także nad tym, czego do tej pory nie dopuszczał do
siebie. Teraz, ośmielony wiedzą, która przyznała mu rację, w tym, aby
zadawać pytania, bo czyż nie dlatego człowiek posiada rozum?, skierował
swe myśli w pustą przestrzeń, tymi słowy:
"Dlaczego, o Najwyższy! Skoro tak umiłowałeś rodzaj ludzki, tak srogo się z nim po wielokroć obszedłeś? Czy nie dość krwi wylanej w twoim imieniu? Gdzie jest granica? Twoi apostołowie uczą, że Ty nigdy nie każesz słabego człowieka, lecz sam grzech, dlaczego zatem Twój gniew zawsze uderza w ludzi, w to najsłabsze ogniwo, podczas gdy grzech wciąż istnieje? Dlaczego?".
I
im dłużej zastanawiał się nad wypowiedzianym słowem, tym większy
narastał w nim strach. Nie bał się jednak tego, do którego się zwrócił,
lecz tego właśnie, że zawsze był sam i nikt mu nigdy nie odpowie.
Przywdział więc szaty Mędrca i ruszył w świat szukać odpowiedzi; zdjął z
oczu opaskę i przetarł uszy, pilnie nasłuchując, tak aby żaden pozór
czy lękliwy zabobon nie zagłuszył mu prawdy, która -- jak wierzył
skrycie -- gdzieś istnieje, lecz ludzkość zaślepiona swymi wadami i
wiecznym służalczym otępieniem, zdaje się jej nie dostrzegać.
Jeśli myślicie, że odrzucił swoją "wiarę", jesteście w błędzie. O nie! Nie odrzucił jej, jedynie otworzył swój umysł na wszystkie możliwości, także i na tą, że podstawy wiary, którą mu wpojono mogą nie do końca zgadzać się z prawdziwym obrazem Boga. Ja także mam silne przekonanie, że Absolut, który powołał cały Wszechświat do istnienia, nie jest tak małostkowy, jak rzucają nam fałszywi prorocy, że ma jakiś głębszy zamysł niż to, co stoi w Piśmie, że zapewne żadne z Nas nigdy go nie odkryje a jedyne co warto czynić, to zgłębiać wiedzę, poszukiwać, czynić innym dobro, a więc - to co sami byśmy chcieli, aby nam czyniono, bo wszelkie inne "dogmatyczne" rozumienie dobra, zwykle różni się od innego, w zależności kto (jaka religia) je opisuje.
Jeśli myślicie, że odrzucił swoją "wiarę", jesteście w błędzie. O nie! Nie odrzucił jej, jedynie otworzył swój umysł na wszystkie możliwości, także i na tą, że podstawy wiary, którą mu wpojono mogą nie do końca zgadzać się z prawdziwym obrazem Boga. Ja także mam silne przekonanie, że Absolut, który powołał cały Wszechświat do istnienia, nie jest tak małostkowy, jak rzucają nam fałszywi prorocy, że ma jakiś głębszy zamysł niż to, co stoi w Piśmie, że zapewne żadne z Nas nigdy go nie odkryje a jedyne co warto czynić, to zgłębiać wiedzę, poszukiwać, czynić innym dobro, a więc - to co sami byśmy chcieli, aby nam czyniono, bo wszelkie inne "dogmatyczne" rozumienie dobra, zwykle różni się od innego, w zależności kto (jaka religia) je opisuje.
Jest takie żydowskie przysłowie, które brzmi następująco: "Gdyby Bóg żył na ziemi, ludzie wybijaliby mu szyby".
Wiele jest bowiem znaków zapytania, które dręczą dusze najgorliwszych
nawet wyznawców, jak choćby o przyczynę kilkusetletniego Exodusu narodu
rzekomo wybranego, zakończonego w krematoriach Auschwitz,
bo czyż sam podział na dobro i zło w wyżej wymienionym kontekście, nie
świadczy aby o bezsilności Dobra, o pewnego rodzaju remisie, czy
raczej... wycofaniu? Ja nie wierzę w "bezsilne Dobro", za to wiem, że istnienie "wolnej woli" z konieczności zakłada, że Zło będzie atakować tych, którzy są wierni Prawdzie (a więc Dobru).
"Uczony-laik", o którym pisałam na wstępie, szukał odpowiedzi w tym co odległe, gdyż aby poznać prawdę, tak mniemał, wpierw należy przesiać ziarno od plew. Z czystym sercem, podobnież jak w czasach, kiedy oddawał się żarliwym modłom, i z gorącą nadzieją, gdyż mocno wierzył, że słuszne kierują nim intencje, nie zaś chwilowy zysk i poklask, przekopywał się, jak i ja dzisiaj czynię (choć na mniejszą skalę, z racji skromnych zasobów) przez stare księgi, zwoje i pergaminy. Odwiedzał odległe biblioteki, korzystał z gościnności największych mecenasów nauki i sztuki, zawędrował dalej niż ktokolwiek przed nim, lecz ilekroć pochłonięty lekturą docierał do punktu w tekście, po którym winna paść odpowiedź: Dlaczego?, tylekroć odkrywał ze zdumieniem, że w tekście owym brakuje dokładnie tyle samo: 37 glinianych tabliczek, wydartych stron czy zniszczonych akapitów. Zupełnie jak gdyby, co i mnie przeszło przez myśl, ktoś celowo ze wszystkich dostępnych źródeł pousuwał te wybrane fragmenty. Czyżby uległy zniszczeniu? Wszystkie naraz, co do jednej?
Podobnie jak jemu, także i mnie nie daje spokoju, pewne kluczowe pytanie. Wyłączam na ten czas myślenie religijne. Nie wiem, podobnie jak większość z was, ile z tego, co spoczywa w bibliotekach i archiwach świata jest prawdziwe, a ile jest w taki sposób napisane, aby właśnie ludzi od wiary odciągać. Nie mogę wszak, jako że staram się mieć umysł otwarty na wszelkie możliwości wykluczyć, że Bóg czy też bogowie naprawdę istnieją a wszystko, co w spisanej wiedzy krąży po świecie od tysięcy lat, to jedynie zgrabnie zaprojektowana mistyfikacja, której zadaniem jest mnożyć pytania i wątpliwości, nie dając nic w zamian. Ale co jeśli, przynajmniej część z tego, co istnieje, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę wyrwane z kontekstu fragmenty, tabliczki, etc, jest prawdą, ale głębsze zrozumienie owej prawdy zostało właśnie zakryte? W takim wypadku na pewno nie stanę po żadnej ze stron tego odwiecznego konfliktu -- "wierzyć czy nie wierzyć", gdyż rozum podpowiada mi, że prawdy nie można ukrywać a ten, który tak czyni, rzadko miewa dobre względem maluczkich intencje, bez względu na to, po której stoi stronie. Z kolei serce podpowiada mi, podobnie jak owemu "uczonemu-laikowi", że gdzieś istnieje odpowiedź, godna tego, aby się nad nią pochylić i to ją ślubuję poszukiwać.
Jak napomknęłam w poprzedniej części o "Potopie" (TUTAJ) a co wydaje mi się istotne, nie wszyscy starożytni historycy są zgodni w datowaniu ujętych w tytule Pięciu Epok Ludzkości. Mnie samą zdumiewa ogromnie, że współcześni ludzie, tak skorzy do nazywania kolejnych dekad mianem "Republik", "Rzeczypospolitych" etc. co do Starożytności
odnoszą się w jednakowy, jak czynią to względem Żydów na świecie, sposób, a
mianowicie: wrzucając wszystkie zamierzchłe ery do jednego worka. Dziwna
jest bowiem zbieżność jaka pojawia się na ten temat w innych, znacznie
starszych niż grecka, mitologiach. Każdy by ją dostrzegł, gdyby tylko uczonym i kapłanom zależało na "prawdzie".
Tym
bardziej w odległej przeszłości znajduje się wiele epizodów mniej lub
bardziej zagadkowych, co do których czy wokół których narosło przez
wieki wiele mitów i legend. Największe światowe religie czerpią z nich
pełnymi garściami, umniejszając jednak czy też świadomie przekształcając
ich wymowę.
Naiwnym jest jednak przekonanie, tych spośród przeciwników wiary, którzy najgłośniej ostatnimi czasy skandują przeciw rzekomym gusłom i wynaturzeniom, iż samo podważanie filarów religii -- jako Instytucji a więc materialnej jej sfery, jest w stanie poruszyć sięgający nieba gmach ludzkiej wiary. To by było zbyt proste... . Zady i walety poszczególnych kultów można demonizować do woli, lecz wierni co najwyżej odsuną się od tacy, aniżeli porzucą swojego Boga. Bóg wszak, jak uczą ich apostołowie, nie ogląda się na pieniądze, doczesne przyjemności i składane mu ofiary. Bóg (Absolut) to idea, którą nie sposób wyplenić z serc skacząc po ciele, które owe serce w sobie nosi.
W moim odczuciu wybryki pewnego pana, który zasłynął w kraju nad Wisłą nie mniejszym niż Richard Dawkins (UK) wstrętem do chrześcijaństwa, z dużą dozą prawdopodobieństwa, tylko przybliżą wahające się duszyczki do kościelnej ławy, która ostatnimi czasy coraz bardziej świeciła pustkami. Taka jest bowiem w tym lisie cwana ułuda, zapewne wspierana kościelnym srebrnikiem -- nie od dziś wiadomo wszak, że polski kler podobnież jak w Rosji, obsadzony jest agenturą -- iż gro ludzi przerażona wizją szatańskich szpon czyhających nań zza węgła, jak i serwowanymi w internecie wizjami końca świata, z pewnością jeszcze bardziej się do w.w. Kościoła przybliży. A oto przecież chodzi, aby płynął pieniądz. Czyż nie? Brawo, panowie w habitach. Chwyt się udał.
Naiwnym jest jednak przekonanie, tych spośród przeciwników wiary, którzy najgłośniej ostatnimi czasy skandują przeciw rzekomym gusłom i wynaturzeniom, iż samo podważanie filarów religii -- jako Instytucji a więc materialnej jej sfery, jest w stanie poruszyć sięgający nieba gmach ludzkiej wiary. To by było zbyt proste... . Zady i walety poszczególnych kultów można demonizować do woli, lecz wierni co najwyżej odsuną się od tacy, aniżeli porzucą swojego Boga. Bóg wszak, jak uczą ich apostołowie, nie ogląda się na pieniądze, doczesne przyjemności i składane mu ofiary. Bóg (Absolut) to idea, którą nie sposób wyplenić z serc skacząc po ciele, które owe serce w sobie nosi.
W moim odczuciu wybryki pewnego pana, który zasłynął w kraju nad Wisłą nie mniejszym niż Richard Dawkins (UK) wstrętem do chrześcijaństwa, z dużą dozą prawdopodobieństwa, tylko przybliżą wahające się duszyczki do kościelnej ławy, która ostatnimi czasy coraz bardziej świeciła pustkami. Taka jest bowiem w tym lisie cwana ułuda, zapewne wspierana kościelnym srebrnikiem -- nie od dziś wiadomo wszak, że polski kler podobnież jak w Rosji, obsadzony jest agenturą -- iż gro ludzi przerażona wizją szatańskich szpon czyhających nań zza węgła, jak i serwowanymi w internecie wizjami końca świata, z pewnością jeszcze bardziej się do w.w. Kościoła przybliży. A oto przecież chodzi, aby płynął pieniądz. Czyż nie? Brawo, panowie w habitach. Chwyt się udał.
Prawdziwy oponent, człowiek wchodzący w dyskurs ze stroną jemu przeciwną, opiera się na sile argumentów, szuka i podważa, ale zawsze trzymając w dłoni garść dowodów, bo czymże byłyby nasze słowa, gdybyśmy stale rzucali je na wiatr?
"Uczony-laik", o którym pisałam na wstępie, szukał odpowiedzi w tym co odległe, gdyż aby poznać prawdę, tak mniemał, wpierw należy przesiać ziarno od plew. Z czystym sercem, podobnież jak w czasach, kiedy oddawał się żarliwym modłom, i z gorącą nadzieją, gdyż mocno wierzył, że słuszne kierują nim intencje, nie zaś chwilowy zysk i poklask, przekopywał się, jak i ja dzisiaj czynię (choć na mniejszą skalę, z racji skromnych zasobów) przez stare księgi, zwoje i pergaminy. Odwiedzał odległe biblioteki, korzystał z gościnności największych mecenasów nauki i sztuki, zawędrował dalej niż ktokolwiek przed nim, lecz ilekroć pochłonięty lekturą docierał do punktu w tekście, po którym winna paść odpowiedź: Dlaczego?, tylekroć odkrywał ze zdumieniem, że w tekście owym brakuje dokładnie tyle samo: 37 glinianych tabliczek, wydartych stron czy zniszczonych akapitów. Zupełnie jak gdyby, co i mnie przeszło przez myśl, ktoś celowo ze wszystkich dostępnych źródeł pousuwał te wybrane fragmenty. Czyżby uległy zniszczeniu? Wszystkie naraz, co do jednej?
A
może musiały zniknąć, aby świetlany czas rodzących się religii mógł zapanować na świecie? (A może wręcz przeciwnie, by dzisiejsi oponencie tychże religii, mieli dowód na to, że kapłani coś ukrywają a więc ich okłamują? Po prawdzie, jedna i druga możliwość jest prawdopodobna). Jak bowiem inaczej skłonić ludzi do
porzucenia wiary przodków, jak nie wizją pierwszego, jedynego i
ostatniego w dziejach bóstwa, które jest ponoć samą dobrocią? W
niepewnych czasach, kiedy kształtowały się dogmaty, kiedy pierwsi władcy
i kapłani rozsiewali jej ziarna w najdalszych zakątkach naszego globu,
tylko okrojona, czy może "wyretuszowana" wizja miłosiernego Boga mogła
zaskarbić jej twórcom rzeszę pokornych, bezgranicznie oddanych wyznawców
a rozsiewane opowieści o męczeństwie (choć przyznaję, nie wszystkie
były fałszywe) w dużej mierze wzbudziły w ludzie prostym, pamiętającym
dość dobrze wieki barbarzyńskich plemion i ich wojen, w imieniu bogów
srogich i nieprzejednanych, coś na wzór cierpiętniczego uwielbienia.
Skoro mądrzy, zacni ludzie, głoszący wyłącznie dobrą nowinę o bogu
miłosiernym, wybaczającym, troszczącym się o swe dzieci, z taką ochotą
oddają zań swe życie, to czyż im, szaraczkom, nie wypada paść na kolana i
oddać mu pokłon?
Nasz uczony-laik także skłonny był oddać zań swe życie, gdyby tylko miał pewność, że ów Bóg jest dokładnie taki, jakim go opisują. Znał bowiem starotestamentowy zapis, jak i odrzucone tak przez Żydów jak i Chrześcijan, apokryfy, teksty magiczne, wyklęte, zapomniane, tak więc obraz bóstwa, które - w legendach żydowskich - nigdy nie skłoniło Abrama by zaniechał Izaaka jako ofiary, o czym pewnie wielu wiernych nie ma pojęcia po dziś dzień, nie dawał mu spokoju.
Nasz uczony-laik także skłonny był oddać zań swe życie, gdyby tylko miał pewność, że ów Bóg jest dokładnie taki, jakim go opisują. Znał bowiem starotestamentowy zapis, jak i odrzucone tak przez Żydów jak i Chrześcijan, apokryfy, teksty magiczne, wyklęte, zapomniane, tak więc obraz bóstwa, które - w legendach żydowskich - nigdy nie skłoniło Abrama by zaniechał Izaaka jako ofiary, o czym pewnie wielu wiernych nie ma pojęcia po dziś dzień, nie dawał mu spokoju.
"Christ-Helios w centrum Zodiaku" -- ze zbiorów Muzeum Narodowego w Paryżu |
Podobnie jak jemu, także i mnie nie daje spokoju, pewne kluczowe pytanie. Wyłączam na ten czas myślenie religijne. Nie wiem, podobnie jak większość z was, ile z tego, co spoczywa w bibliotekach i archiwach świata jest prawdziwe, a ile jest w taki sposób napisane, aby właśnie ludzi od wiary odciągać. Nie mogę wszak, jako że staram się mieć umysł otwarty na wszelkie możliwości wykluczyć, że Bóg czy też bogowie naprawdę istnieją a wszystko, co w spisanej wiedzy krąży po świecie od tysięcy lat, to jedynie zgrabnie zaprojektowana mistyfikacja, której zadaniem jest mnożyć pytania i wątpliwości, nie dając nic w zamian. Ale co jeśli, przynajmniej część z tego, co istnieje, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę wyrwane z kontekstu fragmenty, tabliczki, etc, jest prawdą, ale głębsze zrozumienie owej prawdy zostało właśnie zakryte? W takim wypadku na pewno nie stanę po żadnej ze stron tego odwiecznego konfliktu -- "wierzyć czy nie wierzyć", gdyż rozum podpowiada mi, że prawdy nie można ukrywać a ten, który tak czyni, rzadko miewa dobre względem maluczkich intencje, bez względu na to, po której stoi stronie. Z kolei serce podpowiada mi, podobnie jak owemu "uczonemu-laikowi", że gdzieś istnieje odpowiedź, godna tego, aby się nad nią pochylić i to ją ślubuję poszukiwać.
Za
ogólnie przyjętą wersją podziału na 5 er, stoi większość naukowców. Do
jakiejkolwiek książki byście nie zajrzeli, wnet
przekonacie się sami, że w takim rozrachunku coś się nie zgadza jeśli
chodzi o datowanie "Potopu". Raz jeszcze chcę podkreślić, że nie
rozpatruje tego zagadnienia z punktu wiary, lecz wyłącznie na podstawie
zachowanych świadectw na ten temat w antycznych zapiskach.
Stoi tam, w sprzeczności z podziałem pierwszych greckich myślicieli, opis Owidiusza, wg. którego słynna bitwa "Olbrzymów" z bogami miała mieć miejsce aż w Czwartej Erze Ludzkości. Po niej zaś... miałby nastąpić: Potop.
Istnieje jednak jeszcze jedna koncepcja, o której nie dowiecie się z mitologii czy na wykładach. Jest ona powiązana z mistycyzmem żydowskim, kabałą, jak również staro-babilońskim podziałem na Pory Roku i Znaki Zodiaku. Według księgi Tikunei Ha-Zohar - Tikun 26:5 (opartej na wizjach Ezechiela), przed tronem Najwyższego zasiadają cztery święte stworzenia: Lew, Wół, Orzeł i Człowiek. Ci z was, którzy mają lub mieli do czynienia z kartami Tarota, zapewne skojarzą ów szczegół, który skądinąd świadczyć może o znacznie starszym rodowodzie tych kart, niżby chcieli europejscy uczeni. Ale mniejsza z tym... Owe "cztery święte zwierzęta" reprezentują: Cztery Wymiary:
I: "POTOP" w mitologii indyjskiej
Stoi tam, w sprzeczności z podziałem pierwszych greckich myślicieli, opis Owidiusza, wg. którego słynna bitwa "Olbrzymów" z bogami miała mieć miejsce aż w Czwartej Erze Ludzkości. Po niej zaś... miałby nastąpić: Potop.
Jak wynika z zapisków dużo starszych niż czasy Owidiusza, bodajże z Mezopotamii, wersja owa najpełniej pokrywa się z owym mitem:
"Wielcy bogowie, którzy tam stali i Anunaki, którzy losy rozstrzygają, jedni i drudzy tak na to odrzekli Enlilowi:
W Uzumua w Duranki* (= miejsce złączenia nieba i ziemi), chcemy zabić bóstwa Lamma, a z ich krwi ludzkości dać powstać". [Tak stoi zarówno w Enuma Elisz i Atrachasis a przytaczają ów cytat dwie Krystyny: Łyczkowska i Szarzyńska, w książce: "Mitologia Mezopotamii". WAiF. Warszawa 1981].
Wersja Owidiusza, odnosząca się do
momentu, kiedy więź bogów z ludźmi została zerwana, doszło do wielkiej
wojny tzw. Olbrzymów czy Gigantów (różnie ich zwą), a potem
doszło do ich pokonania przez nowych bogów, brzmi z kolei:
"Kiedy budowlą własną przygniecioneLeżały ciała przeraźliwe, ZiemiaKrwią swoich dzieci przesiąkła. W gorącąPosokę, mówią, tchnęła wtedy życieI, aby został ślad po jej potomstwie,W ludzkie postacie tę krew przemieniła.Lecz i ten nowy szczep gardził bogami,Dziki, gwałtowny był, rwał się do rzezi:Wnet byś rozpoznał, że z krwi urodzeni" -- Przemiany 1, 156 i n.
Jak wynika z tekstów greckich, Olbrzymy i bogowie mieli zetrzeć się w
okolicach Trapezuntu, a po przegranej tych pierwszych, krew Olbrzymów
miała wsiąknąć w ziemię. Tak właśnie, po unicestwieniu mitycznych
Gigantów, narodzili się ludzie. Sumeryjski pogląd na temat celu i
okoliczności stworzenia człowieka (Czarnogłowi = przodkowie późniejszych plemion walczących w ST z narodem żydowskim). przeniknął później do mitologii
babilońskiej, niestety w momencie przejęcia go przez ludy semickie,
wykładnia aktu stworzenia została diametralnie zmieniona (dlaczego?),
choć strzępki pierwotnej wersji, w postaci Bitwy w Niebie pomiędzy zastępami Boga a poplecznikami Szatana, pozostały.
Według staroindyjskiej jak i późniejszej, sumeryjskiej mitologii, podstawowym elementem materii, z której powstał człowiek, była "krew lub ciało zabitego bóstwa"(??). Ale już w Księdze Rodzaju pisze nieznany autor, iż człowieka uformowano "z prochu ziemi" i tchnięto weń "oddech życia" [= u Greków Wiatr Zachodni*]. Być może zatem ów mityczny Potop miał miejsce właśnie pomiędzy 4 a 5 erą ludzkości, zaś my sami -- jesteśmy bezpośrednimi sukcesorami Ludzi ze Spiżu, wielkich herosów(?), którzy wraz z bogami pokonali Olbrzymów(?).
W onym czasie, tuż przed Potopem, jak można wyczytać z mitologii greckiej chociażby, owi synowie Nieba i Ziemi, mieli biesiadować wraz bogami. Na wskutek jednak zdrady pewnego Likaona, który zabić miał swego brata Kekropsa = co jest bezpośrednim odwołaniem do starotestamentowego mitu o zabiciu Abla przez jego brata -- Kaina, wspólne uczty miały się zakończyć. Zapewne również wyczyny słynnego Prometeusza czy Syzyfa, dolały oliwy do ognia. Jak myślicie?
Według staroindyjskiej jak i późniejszej, sumeryjskiej mitologii, podstawowym elementem materii, z której powstał człowiek, była "krew lub ciało zabitego bóstwa"(??). Ale już w Księdze Rodzaju pisze nieznany autor, iż człowieka uformowano "z prochu ziemi" i tchnięto weń "oddech życia" [= u Greków Wiatr Zachodni*]. Być może zatem ów mityczny Potop miał miejsce właśnie pomiędzy 4 a 5 erą ludzkości, zaś my sami -- jesteśmy bezpośrednimi sukcesorami Ludzi ze Spiżu, wielkich herosów(?), którzy wraz z bogami pokonali Olbrzymów(?).
W onym czasie, tuż przed Potopem, jak można wyczytać z mitologii greckiej chociażby, owi synowie Nieba i Ziemi, mieli biesiadować wraz bogami. Na wskutek jednak zdrady pewnego Likaona, który zabić miał swego brata Kekropsa = co jest bezpośrednim odwołaniem do starotestamentowego mitu o zabiciu Abla przez jego brata -- Kaina, wspólne uczty miały się zakończyć. Zapewne również wyczyny słynnego Prometeusza czy Syzyfa, dolały oliwy do ognia. Jak myślicie?
Wg. Ajschylosa -- Zeus (bóg najwyższy Greków) od dawien dawna miał w
planach unicestwić rodzaj Olbrzymów (a nie "ludzi"). Ale każdorazowo zamiary jego, krzyżowali
tacy bohaterowie, jak wspomniani wyżej herosi, czy Herakles, Orion czy
też Atlas, o których osobną notkę napiszę w niedługim czasie, na
zakończenie. Tylko dobre - o danej części zamieszkujących Ziemię istot - słowo wybranego spośród wielu
człowieka, było w stanie, jak można wyczytać między wierszami, ocalić
wszystkich innych. Tu kłania się motyw ze ST (kiedy Abram pyta Jahwe: Czy zamierza wygubić bezbożnych na wespół ze sprawiedliwymi?) - Księga Rodzaju/Bereszit 18: 23-33. Czy dzisiaj, znalazłby się ktoś taki?
Istnieje jednak jeszcze jedna koncepcja, o której nie dowiecie się z mitologii czy na wykładach. Jest ona powiązana z mistycyzmem żydowskim, kabałą, jak również staro-babilońskim podziałem na Pory Roku i Znaki Zodiaku. Według księgi Tikunei Ha-Zohar - Tikun 26:5 (opartej na wizjach Ezechiela), przed tronem Najwyższego zasiadają cztery święte stworzenia: Lew, Wół, Orzeł i Człowiek. Ci z was, którzy mają lub mieli do czynienia z kartami Tarota, zapewne skojarzą ów szczegół, który skądinąd świadczyć może o znacznie starszym rodowodzie tych kart, niżby chcieli europejscy uczeni. Ale mniejsza z tym... Owe "cztery święte zwierzęta" reprezentują: Cztery Wymiary:
Pierwszym (Prawym) jest Chessed; Drugim (Lewym) jest Gevurah; Trzecim (Środkowym) z kolei jest Tiferet. Jeśli zaś chodzi o Człowieka -- reprezentuje on: Miejsce, Czas i Duszę. Mamy więc wyraźny podział na cztery strony świata, cztery pory roku, trzy święte przestrzenie, oraz człowieka, jak gdyby ostatni etap kreacji.
Ale gdzie tutaj mowa o Zodiaku?
Na samym początku człowiek przypominał jagniątko (Taleh/Aries/Byk), był delikatny, gładki i nieskory do zła. Niestety w miarę jak zaczął rosnąć, zaczął bardziej przypominać upartego woła czy też byka (Shor/Taurus). Podobnież jak Baran, stał się uparty i bałamutny. Potem stał się jak Bliźnięta (Teumim/Gemini), zaczął widzieć siebie jako kompletnego i doskonałego. Jego "yetzer hara" (negatywny impuls) zaczął rosnąć. Na początku był mały jak Krab (Sartan / Rak), lecz przez nieuwagę, zbytnie pobłażanie stał się równie silny jak Lew (Arieh/Leo). Grzesząc jego "yetzer hara" wkładał maskę uległości, przejawiając się jako czystość i niewinność Panny (Betula). I gdy dalej brnął w tę swoistą złą - transformację, został złożony jego los na szali (Moznaim/Libra/Waga). Człowiek mimo to dalej upierał się przy swym buncie, który miał we krwi, tak więc został zesłany w głąb, umieszczony w ciemności podziemi, jako Skorpion (Akrav/Scorpio). Jednakże za każdym razem, kiedy czuł w sercu chęć powrotu do Boga, jego dusza zostawała wystrzelona z podziemi jak strzała (Keshet/Sagittarius/Strzelec). Wówczas przechodził wewnętrzną przemianę, stawał się na powrót niewinny jak dziecko, które podąża ku światłu i wysokości (G'dee/Capricorn/Koziorożec), oczyszczone przez krystaliczny zdrój Przewodnika (D'lee/Aquarius/Wodnik). Jego życie zatoczyło pełen krąg, kiedy jako Ryba (Dagim/Pisces) obmył się w wodzie wieczności, wówczas jego dusza stała się częścią wyższego świata, z którego pochodził.
Wspomniałam
o tym dlatego, iż w moim odczuciu tkwi w tym pewnego rodzaju analogia z
przed-potopowym biesiadowaniem człowieka z bogami (jakkolwiek ich
rozumiemy) a co za tym idzie, z klasycznym podziałem na 5 epok
ludzkości.
I: "POTOP" w mitologii indyjskiej
Ażeby zachować prawidłową hierarchię w opisie Potopu, rozpoczynam
od najstarszego ze znanych jak dotąd ludzkości zapisów, który odnosi
się do tego legendarnego kataklizmu. Sięgam do mitologii indyjskiej,
której dziedzictwo po części zasiano we wszystkich mitach naszego globu.
Praktycznie nie ma jednego, nieskażonego (w pozytywnym znaczeniu)
wpływami znad Indusu narodu, tradycji, jakkolwiek należy pamiętać, że
poza tzw. "naleciałościami" w znanych nam kulturach świata, nic więcej
nie świadczy o przynależności etnicznej któregokolwiek z ludu Europy do
ludu, który onegdaj stworzył podwaliny dla Cywilizacji Indii.
Wyzbądźcie się również wszelkich, pseudo-aryjskich przekłamań, gdyż z definicji zostały one obalone już sto lat temu (rozsiewają je wyłącznie nazi-germańscy okultyści), lecz z czysto politycznych powodów, socjotechnicznych, że się tak wyrażę, wciąż egzystują na zafałszowanych stronicach książek historycznych. Kłamliwy ów zapis, szczególnie mocno godzi w kulturę słowiańską, której rodowód sięga wielu tysięcy lat przed naszą erą, o czym zaświadczyć mogą chociażby szlaki handlowe pomiędzy Minojską Kretą a scytyjskim państwem z Północy, dzięki któremu Basen Morza Śródziemnego poznał co to "jantar" (= bursztyn). Po dziś dzień jednak utrzymuje się bzdurne zapisy, z których wynika, że dopóki Chrześcijański moloch nie zawitał na Słowiańszczyznę, ludy ją zamieszkujące były w rozsypce, pozbawione daru mowy, pisma i wszelkiej ogłady. Ba, nawet owa kłamliwa "historia" zdaje się komuś przeszkadzać, gdyż za daleko (do V czy VI w. n.e.) sięga, więc najlepiej całkiem wycofać ze szkół Historię. A stanie się to faktem, kiedy zostanie wprowadzony jeden "ujednolicony" podręcznik dla pierwszoklasistów.
Ale wracając do Indii... Według tamtejszej mitologii, w bardzo odludnym miejscu ziemi, w regionie Gór Południowych, zamieszkiwał człowiek o imieniu -- Manu (dosł: "man" = człowiek, mężczyzna!). Był on synem Wiwaswata. Pewnego dnia, myjąc ręce w wodzie, wyłowił małą rybkę, która w zamian za ochronę aż dorośnie, obiecała Manu uratować mu życie. Ową rybką, był Purusza = Prarodzic, stwórca ludzi, pierwszy ofiarodawca (Absolut), lepiej znany pod późniejszym imieniem = Wisznu lub (jak głoszą niektóre, choć bardzo rzadkie przekłady) sam Brahma. Tego jednak wszystkiego Manu nie wiedział. Wskazała mu rybka dokładnie kiedy i jak ma zbudować okręt/łódź, aby uchronić się przed wielkim "Potopem", który miał zalać świat. A gdy w końcu czas ów nadszedł, rybka zdążyła już podrosnąć, stała się największą rybą na świecie, z wielkim rogiem na głowie (niczym bukszpryt na statku). Hindusi dali jej miano -- Dihsza. Potem Manu wszedł na pokład owego okrętu, ale nie uczynił tego sam. Wraz z nim na pokład wstąpiło: 7 Mędrców.
Drugim dzieckiem był IKSZWAKU -- według późniejszych mitów, starszy syn Manu (ewidentne zafałszowanie), gdyż jakim cudem mógł Manu posiadać syna przed złożeniem bogom ofiar, z których to dopiero, w ramach pociechy, została mu ofiarowana córka? Może to stąd mit o jej przemianie w mężczyznę. I wszystko jasne. Niemniej piszę o nim, gdyż od niego rzekomo miała pochodzić tzw. słoneczna dynastia królów, do której należą bohaterowie Ramajany. Bardziej prawdopodobna jest wersja o dwóch synach Manu. Starszym bratem Ikszwaku miał być podstępny król Wena, który padł ofiarą własnego grzechu.
W każdym razie kataklizm ów musiał być naprawdę wielki, skoro Sumeryjczycy podzielili swą historie na przed i po-potopową. W sumeryjskiej "Liście Królów" wymienia się 5 Dynastii Przedpotopowych (jakże dziwnie skłaniające do skojarzeń z 5 Erami Ludzkości). Z samej tylko mitologii sumeryjskiej wyczytałam przed laty o pięciu wielkich ośrodkach miejskich, wokół których toczyło się całe, przedpotopowe życie. Były to wielkie skupiska ludzkie, ośrodki duchowe, kulturowe oraz naukowe.
Pieczę nad nimi sprawowała wielka piątka bogów: An, Enlil (on to najgłośniej skandował przeciw ludzkości, przez co przyczepiono mu tytuł: "Szalejący Potop"), Utu (Słońce), Enki (obrońca ludzi) i tajemnicze Anunaki,
pół-ludzie, pół-ptaki? (tak na marginesie chciałabym napisać,
abstrahując od wszelkich interneowych teorii Dänikena, że kiedyś
czytałam opracowanie naukowe, którego autor przyrównywał owe Anunaki =
do starotestamentowych Upadłych Aniołów, trudno się z tym nie zgodzić. Coś jest na rzeczy).
Wyzbądźcie się również wszelkich, pseudo-aryjskich przekłamań, gdyż z definicji zostały one obalone już sto lat temu (rozsiewają je wyłącznie nazi-germańscy okultyści), lecz z czysto politycznych powodów, socjotechnicznych, że się tak wyrażę, wciąż egzystują na zafałszowanych stronicach książek historycznych. Kłamliwy ów zapis, szczególnie mocno godzi w kulturę słowiańską, której rodowód sięga wielu tysięcy lat przed naszą erą, o czym zaświadczyć mogą chociażby szlaki handlowe pomiędzy Minojską Kretą a scytyjskim państwem z Północy, dzięki któremu Basen Morza Śródziemnego poznał co to "jantar" (= bursztyn). Po dziś dzień jednak utrzymuje się bzdurne zapisy, z których wynika, że dopóki Chrześcijański moloch nie zawitał na Słowiańszczyznę, ludy ją zamieszkujące były w rozsypce, pozbawione daru mowy, pisma i wszelkiej ogłady. Ba, nawet owa kłamliwa "historia" zdaje się komuś przeszkadzać, gdyż za daleko (do V czy VI w. n.e.) sięga, więc najlepiej całkiem wycofać ze szkół Historię. A stanie się to faktem, kiedy zostanie wprowadzony jeden "ujednolicony" podręcznik dla pierwszoklasistów.
Ale wracając do Indii... Według tamtejszej mitologii, w bardzo odludnym miejscu ziemi, w regionie Gór Południowych, zamieszkiwał człowiek o imieniu -- Manu (dosł: "man" = człowiek, mężczyzna!). Był on synem Wiwaswata. Pewnego dnia, myjąc ręce w wodzie, wyłowił małą rybkę, która w zamian za ochronę aż dorośnie, obiecała Manu uratować mu życie. Ową rybką, był Purusza = Prarodzic, stwórca ludzi, pierwszy ofiarodawca (Absolut), lepiej znany pod późniejszym imieniem = Wisznu lub (jak głoszą niektóre, choć bardzo rzadkie przekłady) sam Brahma. Tego jednak wszystkiego Manu nie wiedział. Wskazała mu rybka dokładnie kiedy i jak ma zbudować okręt/łódź, aby uchronić się przed wielkim "Potopem", który miał zalać świat. A gdy w końcu czas ów nadszedł, rybka zdążyła już podrosnąć, stała się największą rybą na świecie, z wielkim rogiem na głowie (niczym bukszpryt na statku). Hindusi dali jej miano -- Dihsza. Potem Manu wszedł na pokład owego okrętu, ale nie uczynił tego sam. Wraz z nim na pokład wstąpiło: 7 Mędrców.
Wśród owych mędrców byli: Utathja, Agni, Brihaspati i Samwarta oraz inni... Wspominam o nich z tego względu, gdyż według mitologii indyjskiej, dwaj ostatni mędrcy byli odpowiednikami starotestamentowego Kaina i Abla. Jak legenda głosi, przyszli na ten świat w postaci niedźwiedzi. Gdy wstąpili do nieba, stali się tam 7 gwiazdami Wielkiej Niedźwiedzicy. Warte nadmienienia jest także to, iż Brihaspati został planetarnym władcą Jowisza (w Grecji -- Zeus), Agni podarował swój ogień naszemu Słońcu, z kolei Samwarta był jego synem.
Manu = Pierwszy Człowiek (i zarazem ostatni, gdyż według
mitu tylko on przetrwał kataklizm), niczym Noe, przywiązał długą linę
okrętu do rogu ryby, która poprzez wody Potopu odholowała go aż do
wysokiej góry Himalaja (coś wam mówi ta nazwa?). Co kraj to obyczaj a
skoro Noe miał górę Ararat z racji położenia geograficznego, nie dziwi,
że Manu wylądował na jednym ze szczytów Himalajów.
Po cudownym ocaleniu Manu złożył obfitą ofiarę bogom. Z tejże "ofiary" zrodzić się miała ILA - córka Manu.
Według późniejszych mitów, dzięki łaskawości boga Mitry oraz Waruny,
została przemieniona w mężczyznę (czyżby znowu ślad globalnych
przekształceń w świadomości?). Ale zanim tak się stało miała w
niepokalany sposób urodzić syna Pururawasa, spłodzonego według symboliki przez Budhę, syna Somy, boga księżyca = uosobienie planety Merkury. Miał być "Posłańcem" dobrej nowiny. Pururawasa był założycielem dynastii księżycowej, do której należą bohaterowie głównej opowieści Mahabharaty. Istnieją przekazy, które głoszą, że pierwsi mieszkańcy Ziemi byli "Selenidami", np. ludy Atlantydy czy wcześniejszej Mu.
Drugim dzieckiem był IKSZWAKU -- według późniejszych mitów, starszy syn Manu (ewidentne zafałszowanie), gdyż jakim cudem mógł Manu posiadać syna przed złożeniem bogom ofiar, z których to dopiero, w ramach pociechy, została mu ofiarowana córka? Może to stąd mit o jej przemianie w mężczyznę. I wszystko jasne. Niemniej piszę o nim, gdyż od niego rzekomo miała pochodzić tzw. słoneczna dynastia królów, do której należą bohaterowie Ramajany. Bardziej prawdopodobna jest wersja o dwóch synach Manu. Starszym bratem Ikszwaku miał być podstępny król Wena, który padł ofiarą własnego grzechu.
Agade |
II: "POTOP" w mitologii sumeryjskiej
Według
Sumerów, Potop miał mieć miejsce około połowy IV tyś.
p.n.e. W tamtych czasach kataklizmy pokroju powodzi, zwłaszcza
lokalnych, sezonowych, nie należały do rzadkości. Dolina Tygrysu i
Eufratu znana jest bowiem z cyklicznych wylewów. Stąd
prosty wniosek, że Potop na wielką skalę naprawdę musiał mieć miejsce, z
racji globalnego zasięgu, gdyż ślady o nim istnieją nawet na Dalekim
Wschodzie czy w dzisiejszej Boliwii. Wśród pradawnych wierzeń istniało takie, które głosiło, że
powódź jest karą bogów, np. za:
-- profanację ośrodków kultu (stąd podobieństwo do mitu greckiego, o którym jeszcze napiszę; historia Likaona i córki jego Kallisto);
-- pogwałcenie praw boskich (wyczyny Prometeusza przykładowo lub życia w niegodny sposób - moralna sodoma i gomora oraz ludzkie ofiary oraz kanibalizm);
-- czy np. pod wpływem podwodnych wstrząsów tektonicznych, ku czemu skłaniają się współcześni badacze. Jeden z takich wstrząsów miał zatopić jedną z największych wysp greckich, zaś Sumerzy wierzyli, że kataklizm ów miał na celu zagładę całej ludzkości. Wypływa to z założenia, w które Starożytni głęboko wierzyli, że bogowie nie stworzyli ludzi z miłości, lecz po to, aby im usługiwali. Pamiętajcie, że nie chodzi o Absolut, ale o owych bogów-Olbrzymów.
Ludzie zatem mieli być zaledwie "niewolnikami" przydatnymi do pracy, której tzw. "bogowie" nie lubili się oddawać. Nieśmiertelni mogli ciężko chorować, a nawet śmiertelnie zapadać na zdrowiu. I choć ludzie byli im przydatni, to jednak na dłuższą metę, stali się... nieznośni. Według mitologii, rozmnożyli się przesadnie i stali się niemiłosiernie hałaśliwi, co drażniło bogów.
W każdym razie kataklizm ów musiał być naprawdę wielki, skoro Sumeryjczycy podzielili swą historie na przed i po-potopową. W sumeryjskiej "Liście Królów" wymienia się 5 Dynastii Przedpotopowych (jakże dziwnie skłaniające do skojarzeń z 5 Erami Ludzkości). Z samej tylko mitologii sumeryjskiej wyczytałam przed laty o pięciu wielkich ośrodkach miejskich, wokół których toczyło się całe, przedpotopowe życie. Były to wielkie skupiska ludzkie, ośrodki duchowe, kulturowe oraz naukowe.
"Agade - Sodoma i Gomora - Kisz oraz Mohenjo Daro".
(tyle że... przed podbiciem ich przez kanibali-Olbrzymów!)
(tyle że... przed podbiciem ich przez kanibali-Olbrzymów!)
"Wówczas gdy na górze nieba-ziemi za sprawą Ana narodzili się bogowie Anunaki*" (= przypuszczalnie grupa "50 wielkich bogów" (tytani / Olbrzymy), i choć nie wymienia się ich w żadnym dokumencie z imienia, brali jakiś udział w stwarzaniu świata. Wygląda jednak na to, że nie rządzą światem, jedynie wykonują polecenia) - Mitologia Mezopotamii, str. 53.
Mitologia sumeryjska odwołuje się także do Bogini Matki -- Ninhursag.
Mówiono o jej "świętym mleku", którym bogini wykarmiła wielką czwórkę
bogów. Niczym grecka Hera jest bodajże najstarszym uosobieniem Bogini Matki, patronki płodności i urodzaju. Ona jest matką bogów i
jej cechy można odnaleźć w poszczególnych kobiecych bóstwach,
występujących w religii Sumerów.
Potop przetoczył się nad wszystkimi wielkimi stolicami i trwał nieprzerwanie przez siedem dni i nocy, aż bóg Utu, bóg-Słońce, ponownie rozbłysł na niebie. Ocalony w (b)arce Ziusudra, złożył liczną ofiarę bogom, pomimo iż gniew Enlila był ogromny. Mieli zginąć wszyscy. Stworzenie ludzkości było błędem. Teraz jednak, kiedy przetrwał jeden z nich, w dodatku pokorny, nie mieli innego wyjścia jak go wesprzeć. Czyżby zrobiło się im głupio za to, co zrobili?
Tak więc swoje przetrwanie, ludzkość zawdzięcza jednemu bogu - Enki (protoplasta późniejszego Prometeusza?) który zdradził własny ród, aby ocalić słabych ludzi. Mit ów, jak głoszą źródła sumeryjskie, może po części odnosić się do najdawniejszych dziejów Sumeru w Eridu (pierwsze założone miasto), i że jest w nim zawarta pamięć o żeglarskich umiejętnościach i tradycjach ludu, którego prawdziwa ojczyzna została zniszczona przez Potop.
Istnieje jednak wersja przedstawiająca mit o Potopie w mitologii sumeryjskiej w zupełnie innym świetle. Przytaczam ją z gwoli ścisłości, gdyż wynikałoby z niej -- takie jest moje prywatne zdanie -- że Potop, czyli cały ten mega-kataklizm, mógł być (przynajmniej w pojmowaniu części Starożytnych), swego rodzaju efektem ubocznym. Efektem czego?
Przykładowo: wewnętrznego konfliktu pomiędzy tzw. bogami. Wyobraźmy sobie, z czysto spekulatywnego punktu widzenia, jacyś bogowie toczą ze sobą boje. Na ten przykład w ST mowa jest o bitwie aniołów Boga z upadłymi aniołami Lucyfera. Tak bowiem miało się zdarzyć w tej odległej przeszłości, między Pięcioma Wielkimi Bóstwami. Jak głosi mit, ze świata podziemnego Kur (podobieństwo do "trzcinowej chaty" w Kiur?!), wylały się na Sumer "złe wody". Miało to się stać za sprawą wojny Ninurty, syna Enlila z demonem chorób i zarazy, Asagiem. W wyniku owej wojny, jak zapewne się domyślacie, większa część świata miała ulec zniszczeniu, choć twórcy mitu podkreślają, że kiedy dobiegła końca, bogowie przywrócili ład i urodzaj. Mit kończy się błogosławieństwem góry Hursang (niczym góra Ararat), która obfitowała w takie surowce jak: złoto, srebro i brąz (hm... - trzy epoki ludzi?).
Wiem jedno, po tym jak dowiedziałam się o losie Mohenjo Daro, naczytałam się z mitologii indyjskiej o wielkiej wojnie bogów z Asurami (demonami), nie sądzę, aby z perspektywy tysięcy albo i milionów ludzi, którzy wówczas ponieśli śmierć, było bez znaczenia, co doprowadziło -- tak naprawdę -- do zagłady Pięciu Wielkich Stolic. A że naprawdę istniały, nie ulega wątpliwości. Archeolodzy zajmujący się odkrywaniem tajemnic Biblii odnaleźli takie miejsca jak: Sodoma i Gomora, reszta również posiada swoje stanowiska. Współczesna nauka daje wiele odpowiedzi, mnożąc przy tym jeszcze więcej pytań. A samo lekceważenie przeszłości, zbywanie uwag dociekliwych ludzi kpiącymi lub obraźliwymi epitetami, nie przyczynia się do wzrostu zainteresowania spisaną historią, która najprostsze rzeczy gmatwa lub ośmiesza.
Wówczas to Wielka Piątka niemal jednomyślnie postanowiła, że tak
jak stworzyła ludzkość, tak samo ją unicestwi (ale czy naprawdę to Oni nas stworzyli? - tak wmawiają nam tacy ludzie jak German z pochodzenia: Däniken). Dopiero mitologia
babilońsko-asyryjska, którą przytoczę w kolejnej części o Potopie, rzuca
słabe, ale jednak, światło na powody decyzji, którą podjęli rzekomo
"miłosierni bogowie/Olbrzymy".
Narada trwała bardzo długo, i choć zarówno Ninhursang jak i Enki (poświęcający się dla ludzi niczym Jezus np.) byli temu przeciwni, w końcu zmorzeni władzą silniejszych bóstw w panteonie, ulegli. Nie znaczy to jednak, że dzieci bogów, ludzie, zostali pozostawieni samym sobie.
Narada trwała bardzo długo, i choć zarówno Ninhursang jak i Enki (poświęcający się dla ludzi niczym Jezus np.) byli temu przeciwni, w końcu zmorzeni władzą silniejszych bóstw w panteonie, ulegli. Nie znaczy to jednak, że dzieci bogów, ludzie, zostali pozostawieni samym sobie.
Podobnież jak w przypadku mit. indyjskiej, także i tutaj pojawia się
sylwetka ostatniego ze sprawiedliwych, w którym bóg-obrońca ludzi
znajduje upodobanie. Na imię mu było -- Ziusudra
(Indie -- Manu, w Babilonii zwany -- Utanapisztim, zaś w ST -- Noe)
zrodzony bez ojca. Wbrew swym potężnym braciom, Enki postanowił ostrzec
ludzi i poprzez "trzcinową chatę czy też ścianę" w Kiur, wyjawił zacnemu królowi Ziusudrze, co ma uczynić aby się uratować.
"Ludzkość moją chcę (uratować) od zagłady...Dla Nintu moje stworzenia chcę od zniszczenia ocalićNiech ludzie (wygnani) z osiedli powrócą do nich,niech odbudują miasta, miejsca swej ostoi, i w ichcieniu niech odpoczywają.Cegły (do budowy) domów niech znoszą na miejsca poświęcone,w miejscach poświęconych niech zakładają...Czystą wodę, która gasi ogień, doprowadzę tamw dogodny sposób,rytuały i podniosłe siły me udoskonaliłem,ziemia będzie nawodniona, pokój chcę dla niej ustanowić" -- Mitologia Mezopotamii; str. 159.
Potop przetoczył się nad wszystkimi wielkimi stolicami i trwał nieprzerwanie przez siedem dni i nocy, aż bóg Utu, bóg-Słońce, ponownie rozbłysł na niebie. Ocalony w (b)arce Ziusudra, złożył liczną ofiarę bogom, pomimo iż gniew Enlila był ogromny. Mieli zginąć wszyscy. Stworzenie ludzkości było błędem. Teraz jednak, kiedy przetrwał jeden z nich, w dodatku pokorny, nie mieli innego wyjścia jak go wesprzeć. Czyżby zrobiło się im głupio za to, co zrobili?
Tak więc swoje przetrwanie, ludzkość zawdzięcza jednemu bogu - Enki (protoplasta późniejszego Prometeusza?) który zdradził własny ród, aby ocalić słabych ludzi. Mit ów, jak głoszą źródła sumeryjskie, może po części odnosić się do najdawniejszych dziejów Sumeru w Eridu (pierwsze założone miasto), i że jest w nim zawarta pamięć o żeglarskich umiejętnościach i tradycjach ludu, którego prawdziwa ojczyzna została zniszczona przez Potop.
"Ziusudra, król,Ukorzył się przed Enem i Enlilem,An i Enlil upodobali sobie Ziusudrę,Życie takie, jak życie boga, mu dali,Wieczne tchnienie, jak [tchnienie] boga, znieśli mu.Wówczas Ziusudra, król,Wybawiciel imienia roślin i nasienia człowieczego,Na wyżynie władzy, w krainie Dilmun, gdzie wschodzi słońce, zamieszkał z ich woli" -- Marian Bielicki "Zapomniany świat Sumerów", Warszawa 1969; str. 217.
To właśnie w Dilmun mieli bogowie osadzić ocalałego człowieka, otrzymał od nich dar nieśmiertelności i żył tam jak bóg.
Istnieje jednak wersja przedstawiająca mit o Potopie w mitologii sumeryjskiej w zupełnie innym świetle. Przytaczam ją z gwoli ścisłości, gdyż wynikałoby z niej -- takie jest moje prywatne zdanie -- że Potop, czyli cały ten mega-kataklizm, mógł być (przynajmniej w pojmowaniu części Starożytnych), swego rodzaju efektem ubocznym. Efektem czego?
Przykładowo: wewnętrznego konfliktu pomiędzy tzw. bogami. Wyobraźmy sobie, z czysto spekulatywnego punktu widzenia, jacyś bogowie toczą ze sobą boje. Na ten przykład w ST mowa jest o bitwie aniołów Boga z upadłymi aniołami Lucyfera. Tak bowiem miało się zdarzyć w tej odległej przeszłości, między Pięcioma Wielkimi Bóstwami. Jak głosi mit, ze świata podziemnego Kur (podobieństwo do "trzcinowej chaty" w Kiur?!), wylały się na Sumer "złe wody". Miało to się stać za sprawą wojny Ninurty, syna Enlila z demonem chorób i zarazy, Asagiem. W wyniku owej wojny, jak zapewne się domyślacie, większa część świata miała ulec zniszczeniu, choć twórcy mitu podkreślają, że kiedy dobiegła końca, bogowie przywrócili ład i urodzaj. Mit kończy się błogosławieństwem góry Hursang (niczym góra Ararat), która obfitowała w takie surowce jak: złoto, srebro i brąz (hm... - trzy epoki ludzi?).
Wiem jedno, po tym jak dowiedziałam się o losie Mohenjo Daro, naczytałam się z mitologii indyjskiej o wielkiej wojnie bogów z Asurami (demonami), nie sądzę, aby z perspektywy tysięcy albo i milionów ludzi, którzy wówczas ponieśli śmierć, było bez znaczenia, co doprowadziło -- tak naprawdę -- do zagłady Pięciu Wielkich Stolic. A że naprawdę istniały, nie ulega wątpliwości. Archeolodzy zajmujący się odkrywaniem tajemnic Biblii odnaleźli takie miejsca jak: Sodoma i Gomora, reszta również posiada swoje stanowiska. Współczesna nauka daje wiele odpowiedzi, mnożąc przy tym jeszcze więcej pytań. A samo lekceważenie przeszłości, zbywanie uwag dociekliwych ludzi kpiącymi lub obraźliwymi epitetami, nie przyczynia się do wzrostu zainteresowania spisaną historią, która najprostsze rzeczy gmatwa lub ośmiesza.
Dopiero po zatopieniu się w lekturę, w nie zliczę jak wielką liczbę
książek dotyczących starożytności, zrozumiałam wagę owego pytania, które
dawno temu zadał wspomniany przeze mnie na wstępie, uczony-laik. Wieczny
poszukiwacz prawdy, odpowiedzi. Odpowiedzi nie na to, czy jakiś bóg lub
bogowie istnieją - bo wiara weń jest prywatnym "wolnym wyborem" każdego z Nas - lecz raczej czy godni są tego, aby Ich czcić a jeśli tak, to w jaki sposób (?). Nie
wiem jak wy, ale jeśli ktoś próbuje przekonać miliardy wyznawców różnych
religii do swojej prawdy, winien opierać się na Prawdzie. Tylko ona
wzbudza w ludziach pewność. Jeśli z kolei unika odpowiedzi, zawsze i
wszędzie zasłaniając się jak mantrą stwierdzeniami, że: "taka jest wola
bogów", "są rzeczy niepojęte dla nas", czy że "wszystko ma swą przyczynę
i niezbadane są wyroki", no cóż... W takim wypadku ukrywa coś, co
mogłoby jemu -- nie bogu czy bogom -- zaszkodzić. Nie sądzicie?
W następnej części, skupię się na micie o Potopie* z Babilonii-Asyrii,
Starego Testamentu, Czarnego Lądu (Afryki) oraz Grecji. Jak sami
widzicie temat ów jest bardzo rozległy, ja z kolei, pomimo wszystko,
staram się syntetyzować dostępne mi informacje, czyniąc swoje wypowiedzi
jak najbardziej przejrzystymi. Daję wam suche fakty, które nie są przez
nikogo skrywane. Też byście się o nich dowiedzieli, gdyby "ktoś" w Was
nie uśpił czujności i ciekawości, zastępując je w szkole czy świątyni, "swoją własną, poprawną politycznie wersją historii".