"Wiara Filozoficzna" - Karl Jaspers. Część I
© Claudio Sacchi |
(Tekst zapożyczony ze strony: KRAINA LOGOS)
Przełożył: Jan Carewicz
Wykład Pierwszy
~ Pojęcie wiary filozoficznej ~
Jeśli zapytamy o źródło i cel naszego życia, padnie zapewne odpowiedź: wiara objawiona; poza nią byłby bowiem tylko nihilizm. Pewien teolog niemiecki powiedział niedawno: „Decydujące pytanie: «Sam jeno Chrystus albo nihilizm» nie zostało wymyślone przez kościół". Jeśli tak, to nie byłoby w ogóle filozofii: istniałaby tylko z jednej strony historia filozofii jako historia niewiary, to znaczy: droga do nihilizmu, a z drugiej strony systematyzacja pojęć w służbie teologii. Filozofii niejako wyrwano by serce, co zresztą spotkało ją na gruncie teologii. Jeśli nawet w aurze tej powstały arcydzieła myśli, pojęciowo dokładnie opracowane, to nastawienie ich brało się ze źródeł religijnych, obcych filozofii, jako filozofii zaś nie traktowano właściwie tych arcydzieł poważnie, przypisując im samodzielność jedynie pozorną, zapożyczoną.
Odmienna odpowiedź na pytanie o źródło naszego życia brzmi :rozum ludzki, nauki, które pokazują nam w świecie sensowne cele i uczą, jakimi środkami można je osiągnąć. Poza naukami są bowiem jakoby tylko iluzje. Prawomocność filozofii nie jest samoistna; krok za krokiem wyłaniały się z niej wszystkie nauki, na końcu także logika, która stała się nauką szczegółową. Nie pozostało już nic więcej. - I znowu, gdyby to ujęcie było prawdziwe, nie byłoby w ogóle filozofii. Kiedyś filozofia była drogą prowadzącą do nauk. Teraz może najwyżej pędzić zbędny żywot jako służka nauk - np. jako teoria poznania. [Stąd od wielu dekad słyszy się bzdurne określenia: matematyka królową nauk... -- tyle w tym prawdy, co kot napłakał; próbuje się nas przekonać że wpierw było jajko a dopiero potem kura -- Silver].
A jednak wydaje się, że oba ujęcia filozofii sprzeczne są całkiem z tą treścią, która przejawiała się w niej przez trzy tysiące lat w Chinach, Indiach i na Zachodzie. Sprzeczne są z powagą, z jaką obecnie uprawiamy filozofię, dziś, gdy przestała już być służką nauk, jak pod koniec XIX wieku, a nie staje się na powrót służką teologii.
Lecz owe zbyt pochopne alternatywy: albo wiara objawiona, albo nihilizm; albo nauka wszechogarniająca, albo iluzja, przydają się jako oręż, by zastraszyć dusze, ograbić je z boskiego daru samo odpowiedzialności i podporządkować je sobie. Rozdzierają ludzkie możliwości na opozycje, między którymi gubi się prawdziwe bycie człowiekiem.
A jeśli ktoś usiłuje filozofować w nawiązaniu do czcigodnych tradycji pomawia się go na skutek owych alternatyw, albo że jest nihilistą, albo że ulega iluzjom. Jeśli zaś nie pasujemy do takiego, z góry przyjętego obrazu, to zarzuca się nam połowiczność, niekonsekwencję, trywialne poglądy Oświecenia, oderwanie od życia, przy czym zarzuty te padają z obu stron, wysuwa je zarówno ekskluzywna wiara objawiona, jak nauka, też przekształcona w zabobon.
A mimo to ośmielamy się podjąć próbę takiego filozofowania, w którym nasze bycie człowiekiem pozostaje sprawą otwartą. Filozofia zrezygnować nie może. Zwłaszcza dziś.
© David Ligare |
Żyjemy ze świadomością takich zagrożeń, jakich nie znały wieki minione: przerwać się może porozumienie z ludzkością na przestrzeni tysiącleci; możemy nieświadomie pozbawić się tradycji; obniżyć się może poziom świadomości; zagubić się powszechne przekonanie o powiązaniu przekazywanych treści. W obliczu tych śmiertelnych zagrożeń musimy w toku filozofowania być przygotowani na wszystko, tak aby myśl nasza pomogła nam pozostać ludźmi w maksymalnym stopniu. Właśnie na skutek katastrofy zachodu filozofowanie odzyskuje znów w pełni świadomość swej niezależności, gdy chodzi o odnalezienie związku z samymi źródłami człowieczeństwa.
Tematem naszym jest wiara filozoficzna, fundament takiego właśnie naszego myślenia. Bezbrzeżny to temat. Aby uwydatnić jego najprostsze zasady, dzielę jego problematykę na sześć wykładów:
1. Pojęcie wiary filozoficznej. 2. Treści wiary filozoficznej. 3. Człowiek. 4. Filozofia i religia. 5. Filozofia i pseudofilozofia (demonologia, ubóstwienie człowieka, nihilizm). 6. Przyszła filozofia.
Wiara różni się od wiedzy. Giordano Bruno wierzył, a Galileusz wiedział. Zewnętrznie obaj znajdowali się w takim samym położeniu. Trybunał inkwizycji żądał od nich odwołania pod groźbą śmierci. Bruno gotów był odwołać niektóre, lecz nie najważniejsze dla niego twierdzenia; poniósł śmierć męczeńską. Galileusz odwołał naukę o obrocie ziemi wokół słońca i trafnie wymyślono anegdotę o wypowiedzianych potem słowach: „a jednak się obraca". Jest to różnica między prawdą, która ucierpi na statek odwołania, i prawdą, której odwołanie nie naruszy. Obaj postąpili zgodnie z istotą głoszonej przez siebie prawdy. Prawda, którą żyję, jest prawdą tylko dzięki temu, że się z nią utożsamiam; jej przejaw jest historyczny, możliwość obiektywnego jej wyrażenia nie obowiązuje powszechnie, a jednak jest bezwarunkowa. Prawda, której słuszności mogę dowieść, istnieje sama beze mnie; obowiązuje powszechnie, ponad historycznie, poza czasem, ale nie bezwzględnie, raczej tylko w odniesieniu do założeń i metod poznania w ramach powiązań rzeczy skończonych. Niestosowne byłoby, gdyby ktoś chciał umierać za słuszność czegoś.co można dowieść. W jakim jednak przypadku myślicielowi, który wierzy że zna istotę rzeczy, nie wolno odwołać swych twierdzeń bez naruszenia prawdy, to jego tajemnica. Na mocy żadnej wiedzy ogólnej nie można od niego wymagać męczeństwa. Tylko męczeństwo poniesione, i tak, jak poniósł je Bruno, nie w entuzjastycznym porywie i nie na skutek chwilowej hardości, lecz po długim, opornym przezwyciężaniu samego siebie, jest znamieniem prawdziwej wiary, mianowicie pewności posiadania prawdy, której dowieść nie mogę tak jak naukowego poznania rzeczy skończonych.
Przypadek Bruna jest jednak niezwykły. Albowiem filozofia bynajmniej nie koncentruje się na twierdzeniach, które przybierają charakter wyznania wiary, lecz na takich po wiązaniach myśli, które wnikają w życie jako całość. Sokrates, Boecjusz, Bruno są niejako świętymi dziejów filozofii, ale nie są przez to bynajmniej największymi filozofami. Są to jednak czci godne przykłady potwierdzenia męczeństwem jakiejś wiary filozoficznej.
Wbrew oczywistości, jakoby człowiek mógł polegać całkiem na swoim rozumie - wszystko byłoby rzekomo w porządku, gdyby nie głupota i zła wola - wbrew tej ułudzie rozumu nazywa się, wciąż jeszcze na gruncie rozumu, coś innego, z czym jesteśmy związani, irracjonalnym. Niechętnie się, to uznaje albo traktuje jako nieważną grę uczuć, jako iluzję niezbędną dla psychiki lub rozrywkę w wolnych chwilach. Niekiedy dostrzega się w tym nawet jakieś siły i odwołuje do nich jako do irracjonalnych namiętności duchowo-psychicznych, aby przy ich pomocy osiągnąć własne cele. I wreszcie dostrzega się w tym prawdę i popada w irracjonalność, w upojenie, które rzekomo jest prawdziwym życiem.
© Jean-Pierre Alaux |
Otóż wiary nie należy w żadnym wypadku traktować jako czegoś irracjonalnego. Ta biegunowa opozycja racjonalnego i irracjonalnego doprowadziła wręcz do zamącenia egzystencji. W tym naleganiu raz na naukę, kiedy indziej na niedyskusyjny, rzekomo ostateczny punkt widzenia, w tym odwoływaniu się raz do poznania, kiedy indziej znów do własnych odczuć, zrodziło przerzucanie się poglądami bez możności porozumienia. Ta zabawa była możliwa, dopóki faktycznie jaśniały jeszcze treści wielkiej tradycji, coraz słabsze zresztą. Kiedy duch świadomie oparł się na tym, co irracjonalne, był to jego koniec. Jak fajerwerk uszedł z dymem niewybrednie wszystko atakując, przeciwstawiając się hardo tym właśnie treściom, które uważano za pożądane i pożyteczne, trwoniąc tradycję w wolności niepoważnej, a rzekomo nadrzędnej i w nieodpowiedzialnym patosie. Całej płaszczyzny takiej frazeologii nie można zwalczyć - nie ma bowiem w ogóle przeciwnika, jest tylko mglista, zmienna jak Proteusz różnorodność, której w ogóle nie można uchwycić, bo całkiem ulega zapomnieniu - można ją tylko przezwyciężyć jasnością.
Naszą wiarą nie może być coś, co w gruncie rzeczy jest tylko negatywne, coś irracjonalnego, jakieś rzucanie się na oślep w ciemność tego, co sprzeczne z rozumem i nie podległe prawom.
Wiarę filozoficzną, wiarę człowieka myślącego cechuje zawsze, to że istnieje tylko w powiązaniu z wiedzą. Chce ona wiedzieć tyle, ile wiedzieć * można i samą siebie przeniknąć. Poznawanie bez kresu, nauka, jest podstawowym elementem filozofowania. Nie może być niczego, o co nie wolno pytać, żadnej tajemnicy niedostępnej badaniu, niczego, co mogłoby się przed nim ukryć. Lecz czystość poznania, jego sens i granice osiąga się przez krytykę. Kto uprawia filozofię, ten potrafi obronić się przed nadużyciami pseudo-wiedzy, przed ześlizgnięciem się nauki na manowce. A dalej, wiara filozoficzna chce rozjaśnić siebie samą. Kiedy filozofuję, nie przyjmuję niczego zwyczajnie, bez zgłębienia, tak jak mi się nasuwa Wiara nie może wprawdzie stać się powszechnie obowiązującą wiedzą, ale ma mi się uobecnić drogą przekonania się samemu. I ma się stawać coraz jaśniejsza, bardziej świadoma, a świadomość ma posuwać ją naprzód.
© Brita Seifert |
Co znaczy więc wiara?
Nieodłączne są w niej wiara, z której wynika moje przeświadczenie, oraz uchwycona przeze mnie treść wiary - wiara jako spełniony akt i wiara, jaką przyswajam sobie w tym akcie - fidesqua creditur i fides ąuae creditur. Subiektywna i obiektywna strona wiary są jedną całością. Jeśli wezmę tylko stronę subiektywną, pozostanie wiara jako wierzenie, wiara
bez przedmiotu, wiara, która niejako w siebie samą wierzy, wiara w istocie bez treści. Jeśli wezmę tylko stronę obiektywną, pozostanie treść wiary jako przedmiot, jako twierdzenie, dogmat, stan; coś, co niejako jest martwe.
Tak więc wiara jest wprawdzie zawsze wiarą w coś. Ale nie mogę powiedzieć ani, by była to prawda obiektywna, która nie zostaje określona przez wiarę, lecz raczej sama ją określa - ani by była to prawda subiektywna, której nie określa przedmiot, lecz raczej ona go określa. Wiara jest jednością czegoś, w czym my odróżniamy podmiot i przedmiot jako wiarę, na podstawie której wierzymy, i wiarę, którą wierzymy.
Kiedy więc mówimy o wierze, będziemy mieli na myśli coś, co ogarnia podmiot i przedmiot. Tu tkwi cała trudność, gdy chcemy mówić o pojęciu wiary.
Przypomnijmy tu wielką naukę Kanta, która miała poprzedników w filozofii Zachodu i Azji, a której podstawowa myśl musiała pojawić się wszędzie, gdziekolwiek w ogóle uprawiano filozofię, lecz jako myśl uświadomiona i wywiedziona metodycznie dopiero u Kanta stała się elementem filozoficznego rozjaśnienia - wprawdzie i tu w postaci historycznej, lecz w zasadzie już na zawsze. Jest to myśl o zjawiskowości naszego istnienia rozszczepionego na podmiot i przedmiot, przykutego do przestrzeni i czasu jako do form naoczności, do kategorii jako form myślenia. Cokolwiek ma byt, musi stać się dla nas przedmiotem w tych formach i dlatego staje się zjawiskiem, jest dla nas takie, jakie znamy, nie jest dla nas takie, jakie jest samo w sobie. Byt nie jest ani przedmiotem stojącym przed nami, kiedy go spostrzegamy lub o nim myślimy, ani podmiotem.
Podobnie wiara. Jeśli wiara nie jest ani treścią jedynie, ani tylko aktem podmiotu, lecz korzenie jej tkwią w czymś, co jest wehikułem zjawiskowości, to uprzytomnić ją może tylko coś, co nie jest ani przedmiotem, ani podmiotem, lecz jest jednością jednego i drugiego, która pojawia się rozszczepiona na podmiot i przedmiot. Nazywamy byt, który nie jest ani jedynie podmiotem, ani tylko przedmiotem, lecz raczej w rozszczepieniu na
podmiot i przedmiot leży po obu stronach Og a r n i a j ą c ym (das Umgreifende)*. Chociaż nie może on stać się dla nas adekwatnie przedmiotem, kiedy uprawiamy filozofię, mówimy wychodząc od niego i do niego zmierzając.
Wydaje się, że wiara jest czymś bezpośrednim w przeciwieństwie do wszystkiego, co zapośrednicza rozum. Wiara byłaby zatem przeżyciem, przeżyciem Ogarniającego, które przypada mi w udziale lub nie. Lecz wydaje się, że w takim ujęciu zbacza na tory czegoś, co daje się psychologicznie opisać, czegoś, co się nam przydarza, coś, co właściwie jest podstawą i źródłem naszego bytu. Dlatego Kierkegaard mówi: „Coś, co Schleiermacher zwie religią, a dogmatycy heglowscy wiarą, jest w gruncie rzeczy niczym innym niż pierwszym i bezpośrednim warunkiem wszystkiego - witalnym fluidem - atmosferą duchową, którą oddychamy" (Dzienniki, 1,54). Wiara, która „się tak rozpływa, roztapia w mgle", nie jest wiarą, mówi Kierkegaard mając na myśli wiarę chrześcijańską. Kierkegaard upatruje istotną cechę wiary w tym, że zmierza do historycznej niepowtarzalności i sama jest zjawiskiem historycznym. Nie jest to przeżycie, nie jest to coś bezpośredniego, co można opisać jako dane. Wiara jest raczej dogłębnym uświadomieniem sobie źródła bytu za pośrednictwem historii i myślenia.
© Sahin Karakoc |
Wiara filozoficzna uświadamia to sobie. Dla niej wszelkie uprawianie filozofii w dziele ujętym w słowa jest tylko przygotowaniem lub przypomnieniem, tylko bodźcem lub potwierdzeniem. Dlatego żadna filozofia jako wytwór myśli nie może sensownie stanowić zamkniętej w sobie całości. Dzieło myśli zawsze jest połowiczne i aby było prawdą musi dojść ktoś, kto nie tylko pomyślał je sobie jako pewną myśl, lecz zarazem sprawił, że tym samym w jego własnej egzystencji pojawiło się historycznie.
Dlatego ten, kto uprawia filozofię, zachowuje swobodę wobec swoich myśli. Wiarę filozoficzną należy scharakteryzować negatywnie: nie może stać się wyznaniem. Myśl jej nie staje się dogmatem. Wiara filozoficzna nie zna trwałego oparcia w czymkolwiek skończonym na świecie, bo tylko posługuje się swymi twierdzeniami, pojęciami i metodami, lecz im się nie poddaje. Jej substancja jest po prostu historyczna i nie można jej ustalić ogólnie, choć tylko w ogólnikach może się ona wyrazić. A zatem wiara filozoficzna musi w historycznie określonej sytuacji czerpać stale ze źródeł. Nie zaspokaja jej żaden stan. Stale musi ponosić ryzyko maksymalnej otwartości. Nie może powoływać się na siebie jako na wiarę, od której nie ma apelacji.
Natomiast zawsze musi się objawiać w sposobie myślenia i uzasadniania. W filozofii zagubieniem grozi już sama patetyczność niezaprzeczalnych twierdzeń, które brzmią jak objawienie. Nie należy jednak wyobrażać sobie ogólności prawdziwej wiary jako powszechnego obowiązywania jej treści, nie należy jej uznawać za bezpośrednią oczywistość ani obiektywnie ustalać jako pewnego stanu historycznego, lecz trzeba tylko upewnić się o niej przez historyczny ruch w czasie. To jednak ma miejsce tylko w ramach O g a r n i a j ą c e g o , nie będącego ani tylko przedmiotem, ani tylko podmiotem. Teraźniejszość, która ukazuje się w historii, zawiera w sobie źródła wszelkiej wiary.
Aby uzyskać pojęcie Ogarniającego, musimy rozjaśnić Ogarniające. Odnawiająca się stale, zawsze zapośredniczona bezpośredniość Ogarniającego, ta ostateczna teraźniejszość istnieje na wiele sposobów. Ogarniające w naszym rozjaśnieniu okazuje się wielością rodzajów Ogarniającego. Posłużę się - ze względu na naszą tradycję filozoficzną - takim schematem, który mogę teraz pokrótce tylko przedstawić (spróbujcie, proszę, przez chwilę dokonać wraz ze mną rzeczy niemożliwej: w ramach jedynie dla nas możliwego myślenia przedmiotowego przekroczyć to myślenie, wyjść poza przedmiotowość za pomocą myślenia przedmiotowego, dokonać czegoś, bez czego faktycznie nie ma żadnej filozofii, ale co ja pokazuję tu tylko za pomocą pewnego schematu): Ogarniające albo jest bytem samym w sobie, który nas obejmuje, albo bytem, którym my jesteśmy. Byt, który nas obejmuje, zwie się światem i Transcendencją.
© Petar Meseldzija |
Byt, którym my jesteśmy, zwie się Istnieniem [Daseiri], Świadomością [Bewusstsein Uberhaupt], Duchem, zwie się Egzystencją.
a) Byt, który nas obejmuje - Ten byt, który jest, nawet gdy nas nie ma, i który nas obejmuje, choć nie my nim jesteśmy, jest dwojakiego rodzaju: jest to świat, czyli byt, którego malutką cząstką jest pewna strona naszej istoty, kiedy cały świat jako byt, którym my nie jesteśmy, nas ogarnia; jest to Transcendencja, czyli byt po prostu od nas różny, w którym żadnego udziału nie mamy, ale w którym tkwią nasze podstawy i do którego się odnosimy.
aa) Świat: świat w całości nie jest przedmiotem, lecz ideą. Wszystko, co poznajemy, jest w świecie, światem nie jest nigdy.
bb) Transcendencja: Transcendencją jest byt, który nigdy nie staje się światem, ale niejako przemawia przez byt w świecie. Transcendencja jest wtedy tylko, kiedy świat nie istnieje samoistnie, kiedy nie ma podstaw sam w sobie, lecz odsyła do czegoś poza sobą. Jeśli świat jest wszystkim, to nie ma Transcendencji. Jeśli jednak Transcendencja jest, to byt świata jest wskazówką, która może na nią wskazywać.
b ) Byt, którym my jesteśmy - Uświadamiamy sobie własny byt na następujące sposoby:
aa) Jesteśmy I s t n i e n i em: żyjemy w otaczającym nas świecie jak wszystko, co żywe. Ogarniające tego żywego bytu staje się przedmiotem badania w swoich przejawach, w powstawaniu życia, w przybieraniu postaci cielesnej, w funkcjach fizjologicznych, w dziedzicznie przekazanych kształtach, w przeżyciach psychicznych, w zachowaniach, w strukturach otaczającego świata. Człowiek, i on tylko, dodaje do tego języki, narzędzia, wytwory, czyny, wytwarza sam siebie jako przedmiot. Wszelkie życie poza życiem ludzkim jest tylko istnieniem w otoczeniu. Natomiast pełnia przejawów Istnienia ludzkiego bierze się stąd, że dalsze rodzaje Ogarniającego wchodzą w nie, że albo są nośnikiem tego Istnienia, albo muszą mu służyć.
bb) Jesteśmy Świadomością rozszczepioną na podmiot i przedmiot. Tylko to, co wchodzi do tej świadomości, jest dla nas bytem. Jesteśmy świadomością wszechogarniającą, w której wszystko, co istnieje, można pomyśleć sobie, znać i poznawać w formach przedmiotowości. Przełamujemy granice świata, który nas tylko otacza, i docieramy do idei świata, do którego należą wszystkie światy otaczające, co więcej, wykraczamy w myśleniu poza świat i możemy sprawić, że znika z naszej myśli tak jakby go nie było.
cc) Jesteśmy Duchem: życie duchowe to życie idei. Idee - np. praktyczne idee naszego zawodu i zadań, jakie mamy urzeczywistnić, albo teoretyczne idee świata, duszy i życia - kierują nami jako tkwiące w nas pobudki, jako znamię sensownej całości w rzeczach, jako metoda systematycznego wnikania, przyswajania sobie i urzeczywistniania. Idee przedmiotami nie są, pojawiają się jednak w schematach! postaciach. Działają bieżąco, a zarazem są nieskończonym zadaniem.
Te trzy sposoby bytu Ogarniającego - Istnienie, Świadomość, Duch - są sposobem, w jaki my jesteśmy światem; tj. kiedy Ogarniające obiektywizuje się w czymś przedmiotowym, pojawiamy się empirycznie w adekwatny sposób jako przedmioty badań biologicznych i psychologicznych, socjologicznych i humanistycznych. Ale byt nasz na tym się nie wyczerpuje.
dd) Jesteśmy możnością E g z y s t e n c j i : życie nasze wypływa ze źródła leżącego poza naszym Istnieniem, które staje się empiryczne i obiektywne, poza Świadomością i Duchem. Ta istota nas samych daje o sobie znać:
1. W niezadowoleniu , jakiego człowiek stale doznaje, zawsze bowiem nie przystaje do swego Istnienia, swojej wiedzy, swego świata duchowego;
2. W bezwzględnym wymogu [dem Unbedingten], któremu podporządkowuje się jego Istnienie jako czemuś, czym właściwie on sam jest [Selbstsein], lub czemuś, co do niego zrozumiale i w obowiązujący sposób powiedziano;
3. W nieustannym dążeniu do jedności; człowieka nie zadowala bowiem jeden sposób bytu Ogarniającego ani wszystkie naraz, lecz dąży do jedności w samej podstawie, a jest nią wyłącznie byt i wieczność;
4. W świadomości, że posiada nieuchwytne wspomnienie, tak jakby wiedział o współuczestnictwie w stworzeniu świata (Schelling) lub mógł przypomnieć sobie coś, co oglądał zanim w ogóle był świat (Platon); w świadomości nieśmiertelności, która nie jest dalszym życiem w innej postaci, lecz jest schronieniem w wieczności z wymazaniem czasu i ukazuje się człowiekowi jako droga do nieustannego działania nadal w czasie.
"Gods of the Earth" by Geoff Daggers © |
Ogarniające, którym ja sam jestem, ma w każdej postaci dwa bieguny: podmiot i przedmiot. Jako Istnienie jestem światem wewnętrznym i światem otaczającym; jako Świadomość - świadomością i przedmiotem; jako Duch - ideą tkwiącą we mnie i ideą wychodzącą mi naprzeciw od przedmiotu, obiektywną; jako Egzy stencja - Egzystencją i Transcendencją. Ogarniające, którym ja sam jestem, ogarnia niejako Ogarniające, którym jest sam byt, a zarazem zostaje przez nie ogarnięte. Byt ten zwie się „światem" jako biegun w trzech pierwszych przypadkach i tu występuje jako świat otaczający, jako przedmiotowość wszystkiego, co można poznać, jako idea. W czwartym przypadku zwie się Transcendencją.
Wiarą w sensie najszerszym nazywa się występowanie w tych biegunowościach. Takiego bowiem występowania nie może w żadnym wypadku narzucić rozum, lecz ma ono zawsze własne źródło, niezależne od mej woli, natomiast ja jestem, chcę i wiem czerpiąc z niego. Istnienie jest dla nas czymś tak oczywistym, że nie uświadamiamy sobie najczęściej tajemnicy zawartej w samej świadomości rzeczywistości: po prostu jestem ja, są rzeczy. Bywają chorzy pozbawieni przez pewien czas świadomości rzeczywistości. Daremnie tupią w ziemię, by się przekonać, że istnieje realnie. Wszystko wydaje im się pozorem. Czują się martwi, mary, które nie żyją, a w pewnych przypadkach ciężkiego obłędu sądzą, że jako takie nieżywe mary będą musieli żyć wiecznie. Nazywają siebie figurantami lub posługują się innymi słowami, które mają wyrazić ich nierzeczywistość. Kartezjańskie cogito ergo sum jest na pewno aktem myślowym, ale nie może zmusić do uznania, że to, co realne w świadomości, istnieje faktycznie.
Jako Świadomość dowiaduję się, że obowiązuje to, co słuszne. Tej oczywistości nie mogę się oprzeć. W każdym przypadku z osobna muszę uznać, że coś jest lub nie jest słuszne, inaczej nie mogę. Lecz sama ta oczywistość jest bezpośrednia i nieprzekraczalna.
Jako Duch mam pełno idei, które pozwalają mi uchwycić każdą ideę wybiegającą mi naprzeciw. Co w intelekcie się rozszczepia, tutaj zawsze się zbiega i staje się duchowym ruchem. Kiedy idee znikają, świat rozpada się na nieskończoną ilość rozproszonych przedmiotów.
Egzystencją jestem, gdy wiem, że jestem podarunkiem Transcendencji dla mnie. Mojej decyzji nie zawdzięczam tylko sobie. Mój samoistny byt jest bytem darowanym mi w mojej wolności. Może mi siebie zabraknąć i żadna wola moja nie zdoła mi siebie podarować. Otóż pewność rzeczywistości, oczywistość, ideę nazywamy wiarą w szerszym sensie. Jako Istnienie coś istnieje niejako instynktownie, jako Świadomość - na pewno, jako Duch - na mocy przekonania. Ale wiara właściwa jest aktem Egzystencji, w której nastąpiło uświadomienie rzeczywistości Transcendencji.
Wiara jest życiem płynącym z Ogarniającego, jest pokierowaniem przez Ogarniające i spełnieniem dzięki niemu. Wiara płynąca z Ogarniającego jest wolna, bo nie utrwalona w wyabsolutyzowanej skończoności. Ma charakter płynny (jeśli idzie mianowicie o możliwość jej wyrażenia) - nie wiem, czy wierzę ani w co wierzę - a zarazem bezwzględny (w praktycznym działaniu i w bezczynności, które wynikają z decyzji). Mówienie o niej wymaga podstawowej operacji filozoficznej: trzeba przekraczając wszelką przedmiotowość upewnić się co do ogarniającego w myśleniu, które nieuchronnie jest zawsze przedmiotowe, to znaczy: będąc uwięzionym w bycie, który ukazuje się rozszczepiony na podmiot i przedmiot, wydostać się z tego więzienia, mimo że naprawdę nie można wyjść poza jego obszar.
Coś w nas wzdraga się przed tą podstawową operacją, a tym samym przed myśleniem filozoficznym. Pragniemy zawsze czegoś uchwytnego. Dlatego myśl filozoficzną ujmujemy błędnie tak jakby była poznaniem przedmiotowym. Jak kot na cztery łapy popadamy zawsze w uchwytność przedmiotową. Wzdragamy się przed filozoficznym zawrotem głowy, przed pomówieniem, że stajemy na głowie. Chcielibyśmy, rzec można, zachować „zdrowie" trzymając się naszych przedmiotów i uniknąć odrodzenia naszej istoty w toku [ich] przekraczania. Ale nic nam to nie pomoże. Zniechęceni możemy wycofać się na pozycje tzw. zdrowego rozsądku, ale kiedy chcemy wtłoczyć wszystko w jego formy, popadamy właśnie w przesąd, którego charakterystycznym rysem jest, że wszystko, czym wykraczając poza rozdarcie na podmiot i przedmiot jest sam byt, zastyga w przedmiot i w ten sposób staje się uchwytne.
© David Ligare |
Wiara filozoficzna z sumieniem uczulonym na przesąd, jakim jest wiara w przedmiot, nie nadaje się więc do wyznania w twierdzeniach. To, co obiektywne, musi być ruchome i niejako rozpłynąć się w dym, tak aby, gdy zanika przedmiotowość, właśnie w tym zaniku jasno ukazała się pełna świadomość bytu. Dlatego wiara filozoficzna zawsze mieści się w dialektyce, która wszystko roztapia i znosi.
D i a l e k t y k a ma wiele rozmaitych znaczeń. Wspólne jest jej to tylko, że istotne znaczenie mają w niej przeciwieństwa. Dialektyką zwie się, logiczne przechodzenie przez antytezy do syntezy. Dialektyką zwie się realny proces, w którym przeciwieństwa przechodzą w siebie nawzajem, łączą się, tworzą coś nowego. Ale dialektyką zwie się też spotęgowanie przeciwieństw w nierozwiązywalne antynomie, popadanie w nierozwiązywalność, w sprzeczność - zwie się tak też docieranie do granic, gdzie byt okazuje się absolutnie rozdarty, gdzie mój właściwy byt staje się sprawą wiary, a wiara uchwyceniem czegoś na pozór absurdalnego.
W wierze filozoficznej mieści się struktura takich dialektyk. Tak jak nierozerwalne są byt i nicość, jak mieszczą się w sobie nawzajem, a potem znów radykalnie odpychają, tak też wiara i niewiara są nierozłączne, po czym znów namiętnie się odpychają. Przeciwieństwa Istnienia. Ducha, świata dochodzą do pojednania w harmonijnej wizji całościowej, tę zaś przełamuje bunt Egzystencji przeciw tej nieprawdzie.
Wiara wycofuje się, kurczy do minimum na granicy niewiary, bytu, skupiona w punkt, przejść do rozprzestrzenienia się w dal. W ten sposób mogę kurczowo uczepić się mego w pustkę przechodzącego Ja - cogito ergo sum - mojej dumy z wewnętrznej niezłomności - sifractus illabatur orbis, impavidum ferient ruinae - postawy nieruchomego obserwatora:
"Tak już jest" - potępienia świata bez reszty („zwracam bilet wstępu"). Za każdym razem łudzę się, że jestem jeszcze, skoro nie chcę być niczym, że mógłbym jeszcze być nie podlegając warunkom skończoności w świecie. Doświadczywszy nicości, właściwie uskrzydlony dopiero przez doświadczenie kresu, puszczam się w dal, znów wierząc ufnie, by rozjaśnić wszelkie rodzaje Ogarniającego, którym sam jestem i w którym się odnajduję. Wiara filozoficzna przechodzi wprawdzie przez nicość, lecz nie wyrasta z bezdenności. Nie zaczyna od zera, choć jest pierwotna. Czemu wierzysz? - ojciec mi powiedział. Ta odpowiedź Kierkegaarda obowiązuje w zmienionej postaci także w filozofii.
Wiara filozoficzna jest zawarta w tradycji. Wprawdzie wiara ta istnieje tylko w refleksji każdej jednostki nad sobą, nie ma obiektywnego oparcia w instytucji, jest tym, co pozostaje, gdy wszystko się załamuje, a jednak nie ma jej, gdy chcemy się jej uchwycić szukając pomocy w świecie. Ale w teraźniejszości pojawia się zawsze, ilekroć wraca się do siebie samego pod wpływem tradycji. Dlatego filozofię określa jej historia, a historia filozofii zawsze staje się całością, kiedy uprawia się filozofię tak jak się to czyni obecnie. W dziejach nie osiągnięto dotąd philosophia eperennis, a jednak tkwi ona stale w idei uprawiania filozofii i w całym obrazie prawdy filozoficznej jako jej historii przez trzy tysiące lat, które stają się jedną jedyną teraźniejszością.
Zadaje się - zwłaszcza w obliczu osiągnięć religii - pytanie: czy filozofia pomaga w biedzie? Pytanie takie zadaje ten, kto szuka obiektywnego, a nawet zmysłowo uchwytnego mocnego oparcia. Takiego oparcia w filozofii jednak nie ma. Mieć w filozofii mocne oparcie znaczy zastanowić się nad sobą, nabrać tchu uprzytomniając sobie Ogarniające, zdobyć siebie samego będąc sobie podarowanym. Wiara filozoficzna wie, że zdana jest na siebie, niezabezpieczona, pozbawiona schronienia. A jednak tradycja filozoficzna jest czymś w rodzaju podpory. Mamy przed oczami faktyczne filozofowanie w przeszłości, wielkich filozofów, dzieła filozoficzne. Ale kiedy w dziełach poszczególnych filozofów kochamy ich samych, nie możemy przecież zobaczyć nigdy w człowieku więcej niż człowieka i musimy zawsze dostrzegać też błąd i granice, i niepowodzenie. Nawet najszczytniejsza tradycja zawsze tkwi w czasie, mi daje ani mocnego oparcia, ani realnej wspólnoty, nie staje się zbiorem świętych ksiąg ani nie zna dzieła, które obowiązuje bez reszty.
Prawda nigdzie nie jest dana w gotowej postaci, natomiast całe dzieje filozofii od Chin po Zachód są jej niewyczerpalnym źródłem, które tryska jednak wtedy tylko, kiedy sięga się po nie z współczesnych powodów celem urzeczywistnienia jej na nowo. Wdzięczność za możliwość kontynuacji takiej rozmowy z przeszłością znajduje symboliczną personifikację w „Filozofii". Przywykło się mówić o niej jak o jakiejś istocie. Personifikacji takiej dokonał Cyceron, a najdobitniej Boecjusz.
Wiara filozoficzna nie darzy jednak przekazanej filozofii ślepym posłuszeństwem, chociaż darzy ją czcią.Historia nie staje się dla niej autorytetem, lecz jest tylko nieustanną obecnością zmagań duchowych. Historia jest wieloznaczna. Jakże łatwo schodzi filozofia na manowce, gdy staje się wyznaniem wiary, gdy kostnieje w dogmat, gdy rodzi szkoły jako wspólnoty instytucjonalne, gdy pozwala, by tradycja stała się autorytetem, gdy ubóstwia przywódców szkół i gdy dialektycznie popada w nieobowiązujące zabawy. Wiara filozoficzna wymaga trzeźwości a zarazem ogromnej powagi. Być może zbłądzenia filozofii wysuwają się na czoło jej przejawów. Być może częściej rozumiano wielkie myśli źle niż dobrze.
Być może całe np. dzieje platonizmu (poczynając od Speuzypa) są przede wszystkim historią wypaczeń i zatracania, a z rzadka tylko odnajdowania na nowo [myśli Platona]. Niezgodnie z sensem filozofii ludzie za jej pośrednictwem znaleźli drogę do nihilizmu. Dlatego filozofia uchodzi za niebezpieczną. Nieraz uważa sie ją właściwie za niemożliwą. Odnaleźć w dziejach filozofii w bezładnym stosie poślizgnięć drogę do prawdy, która w niej się otworzyła, można tylko na podstawie wiary filozoficznej, zawsze oryginalnie, umiejąc rozpoznać się na nowo w cudzych myślach.
Koniec części I
Cdn...
Komentarze
Prześlij komentarz