"O Pokoju Ducha" ~ Lucjusz Anneusz Seneka. Część VI
Przejdźmy z kolei do bogactw, jako do najobfitszego źródła ludzkich niedoli.
Jeśli wszystkie nieszczęścia i utrapienia, jak śmierć, choroby, lęki, pragnienia,
cierpienia i trudy, położysz na jednej szali, na drugiej te wszystkie nieszczęścia,
które nam sprawiają pieniądze, wtedy ta druga szala stanowczo przeważy. I
dlatego warto się zastanowić, o ile lżejszą przykrością jest nie posiadać niżeli
utracić, a wtedy pojmiemy, że w ubóstwie o tyle mniej jest powodów do
zmartwień, o ile mniej jest możliwości do straty. Mylisz się, jeżeli myślisz, że
bogacze znoszą straty z większym spokojem. Ból rany jednakowo dolega ciałom
wielkim jak małym. Znakomicie powiedział Bion, że wyrywanie włosów jest
równie bolesne dla wyłysiałych, jak i dla włosami zarosłych czaszek. Wiedz, że
to samo znajduje zastosowanie również do biednych i do bogatych. Udręka ich
równa: do jednych i drugich z równą siłą przywarł pieniądz i nie da się oderwać
bez bólu. Łatwiejszą jednak, jak już powiedziałem, i lżejszą do zniesienia jest
rzeczą — nie nabywać niż tracić, i dlatego możesz zobaczyć, że więcej radości
mają ci, do których nigdy nie uśmiechnęło się szczęście, niż ci, których
opuściło. Rozumiał to dobrze Diogenes, człowiek wielkiego serca, i tak się urządził, by mu nikt nie mógł zabrać niczego. Możesz ten stan nazwać
niedostatkiem, ubóstwem, nędzą, określać tego rodzaju bezpieczeństwo, jakim
ci się podoba poniżającym imieniem, ja zaś uznam, i owszem, Diogenesa za
człowieka nieszczęśliwego, o ile mi znajdziesz kogoś innego, kto by niczego,
jak on, nie mógł utracić. I albo się mylę, albo dostojeństwo królewskie polega
właśnie na tym, aby w otoczeniu grabieżców, szalbierzy, łotrów i zbójców —
być jednym jedynym człowiekiem, któremu nie można wyrządzić krzywdy.
Jeżeli ktoś wątpi w szczęście Diogenesa, również dobrze może wątpić w
błogosławiony stan nieśmiertelnych bogów, czy przypadkiem nie żyją nie dość
szczęśliwie, dlatego że nie mają ani rozległych włości, ani ogrodów, ani
posiadłości wiejskich, które przez pracę najmitów rolnych — kwitną
bogactwem, ani wreszcie nie uprawiają nieludzkiej lichwy na rynku. Nie wstyd
ci, kimkolwiek jesteś, że z podziwem patrzysz na bogactwa? Wznieś oczy
wysoko do nieba, a ujrzysz tam nagich bogów, którzy wszystko rozdają, niczego
nie zachowują dla siebie. Za kogo — za nędzarza czy raczej za podobnego do
nieśmiertelnych bogów — uważasz takiego człowieka, który się pozbył
wszystkich dóbr, zależnych od losu? Może za szczęśliwszego uznajesz
Demetriusza, wyzwoleńca Pompejusza, który samego Pompejusza śmiał
przyćmić bogactwem? Dzień w dzień składano mu raport z ilości niewolników,
podobnie jak naczelnemu wodzowi — z liczebności armii. A przecież już dwóch
podrzędnych niewolników i małą izbę powinien uważać za wystarczające dla
siebie bogactwo. Diogenes miał tylko jednego niewolnika, ale i ten mu uciekł. I
kiedy mu wskazano miejsce jego ukrycia, nawet nie uznał za rzecz wartą fatygi,
aby go ściągnąć z powrotem. „Cóż by to dopiero była za hańba — powiedział
— gdyby taki Manes mógł żyć bez Diogenesa, a Diogenes nie mógł żyć bez
Manesa!" Wydaje mi się, że znaczy to tyle samo, jak gdyby powiedział:
„Sprawuj więc swe rządy, Fortuno, tylko, jeśli chodzi o Diogenesa, do niczego
nie masz już prawa! Zbiegł ode mnie niewolnik? Nic podobnego! To ja właśnie
uciekłem od niewolnika i stałem się wolny". Niewolnicy żądają odzieży i wiktu, i tyle żołądków żarłocznych stworzeń trzeba napełnić, trzeba kupować odzież,
trzeba pilnować rąk najbardziej drapieżnych, trzeba korzystać z usług istot, które
płaczą i rzucają przekleństwa. O ile szczęśliwszy jest ten, kto nic nikomu nie
winien prócz siebie, któremu może wszystkiego odmówić! Ale ponieważ brak
nam takiej niezłomnej siły, musimy przynajmniej ograniczać stan posiadania,
abyśmy mniej byli narażeni na groty losu. Sprawniejsze w boju jest ciało
średnich rozmiarów, które da się osłonić własnym rynsztunkiem, niż ciało
wielkie, które nie mieści się w zbroi i ze wszech stron przez swą wielkość jest
wystawione na ciosy. Najlepsza miara bogactwa jest taka, która ani nie graniczy
z ubóstwem, ani nie jest od ubóstwa daleka.
Ta jednak miara da nam dopiero wtedy zadowolenie, kiedy nabierzemy
zamiłowania do oszczędności, bez której żadne bogactwa nie są ani
wystarczające, ani zbyt wielkie. Tym bardziej że takie lekarstwo ma każdy pod
ręką i że nawet samo ubóstwo może się przekształcić w bogactwo przez
oszczędność i ograniczanie potrzeb. Przyzwyczajmy się odrzucać od nas
wystawność i używajmy rzeczy według potrzeby, nie dla ozdoby. Trzeba głód
zaspokajać pokarmem, pragnienie — napojem, chęć użycia — utrzymać w
granicach konieczności. Nauczmy się chodzić na własnych nogach, ubiór i
pokarm stosować nie do nakazów mody, ale do normy, jaką nam zalecają
zwyczaje przodków. Nauczmy się przestrzegać umiarkowania w rozkoszach
oraz poskramiać żądzę użycia i pragnienie czczej chwały, uśmierzać gniew,
szanować ubóstwo, ćwiczyć się w przestawaniu na małym, choć wielu się
wstydzi takiej prostoty. Nauczmy się zaspokajać naturalne potrzeby niewielkim
kosztem, płoche i wybujałe nadzieje i umysł, wyrywający się do przyszłości,
trzymać jak na uwięzi i tak postępować, abyśmy zdobywali bogactwa własną
pracą raczej, niż je otrzymywali z rąk losu. Nikt nie jest w stanie oprzeć się
potężnym odmianom i przeciwnościom losu, tak aby często nie miotały nim
burze, jeśli na szerokim morzu rozwija żagle. Należy się chronić w ciasnej przystani, by groty losu padały w próżnię. Tu leży przyczyna, dla której
wygnania i mniejsze porażki nierzadko stały się ocaleniem, a lekkie
niepowodzenia zapobiegły ciężkim nieszczęściom i klęskom. Jeśli więc ktoś
słucha przestróg z lekceważeniem i nie daje się uleczyć łagodniejszymi
środkami, trzeba przyjść mu z pomocą przez zastosowanie surowszych środków,
jak nędza, niesława, utrata mienia. Jedno nieszczęście przeciwstawiajmy
drugiemu! Przywykajmy do biesiad bez tłumu widzów i gości. Przywykajmy do
mniejszej ilości niewolników; do odzieży, która niech służy do tego celu, dla
którego została wynaleziona; do ciaśniejszych pomieszczeń w domach. Nie
tylko w wyścigach i zawodach cyrkowych, lecz także i na arenie codziennego
życia trzeba dokonywać krótszych okrążeń.
Najszlachetniejsze wydatki są te, które przeznaczamy na cele naukowe, ale i one
tak długo mają uzasadnienie, jak długo nie przekraczają miary. Po co naprawdę
gromadzić mnóstwo książę i tworzyć księgozbiory, których właściciel przez całe
życie nie przeczyta rejestru? Obfitość lektury umysł czytającego przeciąża, nie
kształci; dlatego odniesiesz większy pożytek, jeżeli z uwagą przeczytasz kilku
autorów, niż jeśli się będziesz błąkać wśród wielu. Czterdzieści tysięcy zwojów
spłonęło w Aleksandrii. Niejeden chwalił tę bibliotekę jako najwspanialszy
pomnik królewskich dostatków, jak to uczynił na przykład Liwiusz, który
powiada, że była znakomitym dziełem królewskiego wykwintu i troski. Nie był
to jednak żaden wykwint i żadna troska, ale po prostu rozpustna żądza nauki,
właściwie nie żadnej nauki, ponieważ nie dla nauki zgromadzili te księgi
królowie, ale na pokaz, podobnie jak i u nas dla wielu nie wykształconych
elementarnie są książki nie narzędziem nauki, ale ozdobą sali jadalnej.
Gromadźmy więc tyle książek, ile potrzeba, żadnej na pokaz. — Ale —
odpowiesz — wydatki na książki służą bardziej szlachetnemu celowi niż na
wazy korynckie i na obrazy. — Ja jednak myślę, że gdzie nadmiar, tam
wszędzie i wykroczenie. Z jakiego powodu masz być bardziej wyrozumiały dla
jednego, który chciwie kupuje szafy na książki z cedru i kości słoniowej, niż dla drugiego, który nie mniej chciwie nabywa komplety książek nieznanych,
nierzadko nikczemnych autorów i wśród tylu tysięcy tomów ziewa z nudy, a
najbardziej podoba mu się w książkach oprawa i tytuł? Nawet w domach
notorycznych nieuków i próżniaków zobaczysz zatem skompletowane dzieła
krasomówcze i historyczne i sięgające aż do sufitu regały. Dziś bowiem taki
panuje zwyczaj, że prócz łaźni i cieplic księgozbiór stał się konieczną ozdobą
każdego szanującego się domu. I byłbym rad z serca wybaczyć tę manierę,
gdyby przynajmniej pochodziła z nadmiernej żądzy nauki, ale dzisiaj te
wyszukane dzieła dostojnych geniuszów wraz z ich obrazami kupują z
próżności, by zdobić nimi ściany domu.
Wpadłeś w jakieś kłopoty życiowe. Nawet się nie spodziałeś, jak złowrogi los
wszystkim lub tobie jednemu narzucił pęta, których nie możesz zerwać ani z
nich się wywikłać. Pomyśl, więźniowie na początku z przykrością znoszą ciężar
oków i u nóg kłody, lecz z biegiem czasu przestają się buntować, i znoszą
spokojnie. Konieczność uczy ich cierpieć z odwagą, przyzwyczajenie z
łatwością. W każdym położeniu życia znajdziesz przyjemność, rozrywki,
rozkosze, jeżeli uznasz niepowodzenia za łatwe, nie za trudne do zniesienia. Z
żadnego tytułu natura lepiej nie zasłużyła się dla nas, niż kiedy, wiedząc, do jak
licznych rodzimy się nieszczęść, na każde wynalazła skuteczne lekarstwo, czyli
przyzwyczajenie, które nam pozwala oswoić się szybko z każdym cierpieniem.
Nikt by nie wytrzymał, gdyby długotrwała przeciwność zachowała tę samą siłę
co za pierwszym natarciem. Wszyscy jesteśmy przywiązani do losu, jedni
łańcuchem złotym i luźno, drudzy zardzewiałym i ciasno. Jaka różnica?
Wszyscy jęczymy w dybach tej samej niewoli i ten, kto drugiemu odbiera
wolność, sam traci, chyba że jedną formę niewoli uważasz za lżejszą i
zaszczytniejszą od drugiej. Klęską dla jednego jest godność, dla drugiego —
bogactwo. Przekleństwem dla jednego jest szlachetność urodzenia, dla drugiego
— nikczemność. Jedni jęczą pod cudzą tyranią, drudzy — pod własną. Jednych wygnanie trzyma w tym samym miejscu, drugich — urząd kapłański. Całe życie
— jedną niewolą. Przywyknijmy do swego losu i nie narzekajmy na jego złe
strony, lecz korzystajmy z dobrych. Żadna dola nie jest tak gorzka, aby w niej
stateczny człowiek nie znalazł jakiejś pociechy. Często niewielkie place przez
umiejętność mierniczego zostały wykorzystane pod wiele budynków, mądre zaś
urządzenie czyni wygodną do mieszkania ciasną izdebkę. Rozumem pokonujmy
trudności, a wtedy to, co twarde, da łatwo się zmiękczyć, co ciasne — rozluźnić.
Ciężkie brzemię mniej uciska umiejętnie dźwigającego.
Namiętnościom nie pozwalajmy za daleko wybiegać, ale ponieważ nie możemy
ich w zupełności powstrzymać, niech się ograniczają do najbliższych
przedmiotów. Zaniechajmy tego wszystkiego, co nie może się spełnić, a jeśli
może, to z wielką trudnością, i dążmy do tego, co jest w pobliżu i wabi naszą
nadzieję. Nie zapominajmy, że wszystkie rzeczy na świecie są w równej mierze
marne i błahe. Na zewnątrz mają różne postacie, od wewnątrz jednakowo są
puste. Nie zazdrośćmy tym, którzy wyżej od nas są postawieni, ponieważ to, co
nam się wydaje wysokim szczytem, jest krawędzią przepaści. Ci więc, których
złowrogi los umieścił na zawrotnych wyżynach, staną się bardziej bezpieczni,
jeżeli pozbędą się pychy, która z natury towarzyszy wielkości, a swoje szczęście
sprowadzą na niziny. Wielu musi pozostawać na szczytach i tylko przez upadek
mogą z nich zstąpić. Dają więc dowód, że przez to są dla siebie największym
ciężarem, ponieważ muszą unikać innych i czują się wywyższeni, ale tak jak
łotrzy przybici do krzyża. Przez sprawiedliwość, łagodność, ludzkość,
łaskawość i hojność dobrodziejstw niech się zawczasu przygotują na przyszłe
przypadki i niech sobie zapewnią ratunek, tak aby bezpiecznie poruszali się nad
przepaścią. Ta rzecz najskuteczniej uchroni nas od tego rodzaju nawałnic, jeżeli
wzrostowi pomyślności będziemy stale wyznaczać pewne granice i nie zdamy
się na igraszkę losu w zaprzestaniu wspinaczki, ale sami się zatrzymamy, i to —
daleko przed urwiskiem. W ten sposób takie czy inne żądze będą wprawdzie podniecać ducha, ale, ujęte w normę, przestaną gnać go w bezkresne i groźne dale.
Komentarze
Prześlij komentarz