"Giordano Bruno" ~ Zbigniew Liana

"Istnieje niezliczona ilość słońc. Wokół tych słońc poruszają się niezliczone ziemie. Te światy są zamieszkane przez żyjące istoty".


W 2000 roku minęło czterysta lat od momentu tragicznej śmierci Giordana Bruna na stosie na Campo de' Fiori w Rzymie. Pomimo upływu czasu jego poglądy i śmierć ciągle stanowią przedmiot licznych kontrowersji w sporach o relację Kościoła do nauki. Warto zatem przyjrzeć się, jaki jest stan współczesnych dyskusji nad sprawą Giordana Bruna. Bruno jest niewątpliwie pierwszym jawnym zwolennikiem teorii Kopernika o ruchu Ziemi skazanym przez rzymskich inkwizytorów. Fakt ten przyczynił się do tego, że począwszy od XIX wieku zaczęto jego sprawę ściśle wiązać ze sprawą Galileusza i wliczać go w poczet „męczenników nauki” prześladowanych przez Kościoły chrześcijańskie, zwłaszcza katolicki (jako że najliczniejszy i posiadający największą władzę świecką). Określenia tego typu do dzisiaj można spotkać nie tylko w popularnych opracowaniach czy w internetowych witrynach. Tymczasem historycy nauki (jawnie inspirowani przez duchowieństwo) niemal jednogłośnie odrzucają taką interpretację tragicznej śmierci Bruna, wiążąc ją raczej z jego radykalnymi poglądami teologicznymi i konfliktowym charakterem niż z jego poglądami naukowymi.

Lynn Thorndyke, (praktykujący) autor fundamentalnej pracy na temat historii magii, pisał w latach czterdziestych: „Poza faktem, iż 24 marca 1597 roku [Bruno] został wezwany do odwołania próżnych idei dotyczących wielości światów i ich nieskończoności, tym co zaszkodziło mu bardziej niż cokolwiek innego, było porzucenie swego Zakonu, długie przebywanie wśród heretyków oraz wątpliwa postawa względem nauki o Wcieleniu i Trójcy Świętej”. O wiele bardziej poważne w swej wymowie jest stwierdzenie francuskiego historyka Emila Namera, że potępienie nauki Bruna, w tym potępienie po raz pierwszy doktryny kopernikańskiej, stanowi decydujący moment w historii stosunków między Kościołem rzymskim a myślą naukową. Namer widzi ścisły związek potępienia Galileusza z potępieniem Bruna i to nie tylko w osobie grającego główną rolę w tych wydarzeniach jezuickiego kardynała Bellarmina. Wydane w 1942 Summarium procesu Bruna wydaje się potwierdzać tezę Namera. Wydaje się więc, że nie można ocenić sprawy Bruna i jego poglądów jednoznacznie nie ukazując choćby pokrótce jego skomplikowanego życiorysu i bogatej twórczości.

Urodzony w 1548 roku w Noli Giordano Bruno zdobywał swoje wykształcenie w Neapolu. Od samego początku zainteresowania jego szły w kierunku filozofii o zabarwieniu religijnym. Prawdopodobnie żywe pragnienie zdobywania wiedzy skłoniło go w wieku lat osiemnastu do wstąpienia do zakonu dominikanów, co uchodziło wówczas za późne powołanie. Zdaniem Ciliberto, Bruno wstępując do Zakonu już był odległy od tradycyjnej katolickiej ortodoksji. Podobno miał się później „chełpić — tak donosił inkwizytorom niejaki Francesco Graziano — że od dziecka począł być wrogiem katolickiej wiary, że nie mógł patrzeć na obrazy świętych, że przychylnym okiem patrzył na obraz Chrystusa, a potem jął się odwracać także i od niego”. Bruno sam potwierdza fakt, że zaraz po wstąpieniu do klasztoru wyrzucił ze swej celi obrazy świętych i odwodził nowicjuszy od czytania żywotów świętych i pietystycznych książek o Maryi. Sporządzono wówczas wobec niego w zakonie pierwszy akt oskarżenia, ale ostatecznie skończyło się na jego potarganiu i przebaczeniu. Ukończył studia teologiczne, został wyświęcony na kapłana, w 1574 roku uzyskał doktorat z teologii. W roku następnym wszedł w kolejny konflikt z przełożonymi, tym razem znacznie poważniejszy. W publicznej dyspucie o herezji Ariusza ujawnił swoje wątpliwości co do dogmatu o Trójcy Świętej, a konkretnie w odniesieniu do pojęcia Osób boskich, odwołując się przy tym do nauki św. Augustyna. Podobnie jak Ariusz Bruno negował sensowność przypisywania miana Osoby Synowi i Duchowi Świętemu. Wytoczono mu proces o herezję, uciekł więc do Rzymu, skąd z kolei w 1577r., gdy dowiedział się, że w Neapolu odkryto, iż potajemnie czytał i wykorzystywał zakazane przez kapitułę zakonu dzieła Erazma z Rotterdamu, udał się na tułaczkę po Włoszech. Poglądy antytrynitarne zachował, wedle jego własnych zeznań przed trybunałem, do samego końca. W opinii Ciliberto jest to całkiem zrozumiałe, gdyż antytrynitaryzm tkwi u samych podstaw jego filozofii Boga i człowieka. Antytrynitaryzm Bruna wiąże się z kolei ściśle z antyinkarnacjonizmem czyli z odrzuceniem fundamentalnej dla chrześcijan prawdy o Wcieleniu Osoby Słowa. W późniejszym swym dziele Spaccio della bestia trionfante, napisanym podczas pobytu w Londynie w 1584 r., wprost szydzi z dogmatu Wcielenia porównując Chrystusa do centaura Chirona, pół człowieka, pół zwierzęcia.

U podstaw takiej postawy wobec podstawowych dogmatów chrześcijańskich zdaje się leżeć od samego początku swoiste rozumienie Boga jako nieskończoności: pomiędzy nieskończonością boską a skończonością nie może być żadnej relacji, a tym samym nie może być żadnej relacji między Bogiem a człowiekiem.

Zeznawał: „Sądziłem, że boskość Słowa towarzyszy człowieczeństwu Chrystusa indywidualnie; nie mogłem tego pojąć na wzór jedności duszy i ciała, lecz jako towarzyszenie, dzięki któremu prawdziwie można stwierdzić o tym człowieku, że jest Bogiem i o tym bóstwie, że jest człowiekiem. A powód był taki: między nieskończoną boską substancją a skończoną substancją ludzką nie ma żadnej współzależności, takiej jak między duszą i ciałem lub jakimi bądź innymi dwiema rzeczami, które mogą utworzyć substancję w sobie”, G. Bruno, Un’autobiografia, oprac. i wstęp M. Ciliberto,
Napoli 1994, 65n., cyt. za MC 17n.

Pojęcie nieskończoności, obarczone zresztą wieloznacznością, znajdzie się w samym centrum filozofii i kosmologii Bruna, pojęcie nieskończoności nie matematycznej, lecz magiczno-hermetycznej: nieskończoności życia-materii. Nieskończoność przestrzenna wszechświata będzie tylko konsekwencją filozoficzną owej nieskończoności pierwotnej.

W Neapolu ukształtowały się jednak nie tylko poglądy Bruna na teologię i dogmaty. Tutaj, w klasztorze, ukształtował się również jego osąd na temat ludzi Kościoła i na zakonników, który bynajmniej nie zjednywał mu przyjaciół. W późniejszym czasie w swych pismach i wypowiedziach będzie wyśmiewał swoich zakonnych współbraci, że „wszyscy byli osłami, nieukami [...] Kościół był rządzony przez nieuków i osłów”. Krytyka Kościoła zamieniła się wkrótce w ostrą krytykę religii chrześcijańskiej jako takiej. Dla Bruna chrześcijaństwo było tylko zdegenerowaną formą religii doskonałej, będącej w posiadaniu starożytnych Egipcjan. Jego zdaniem nadszedł kres panowania chrześcijaństwa i przyszedł czas na całkowitą renovatio religii: „ten świat nie mógł tak dalej trwać, gdyż nie było na nim nic ponad tylko niewiedzę i brak dobrej religii”.

W 1579 roku Bruno dotarł, po krótkich pobytach w Noli, Turynie, Wenecji, Padwie, Brescii, Bergamo, Mediolanie, Chamb´ery do kalwińskiej Genewy. Tutaj przyjął kalwinizm. Zanim jednak to nastąpiło, wpierw go aresztowano i ekskomunikowano za zniesławienie filozofa genewskiego Anthoyne’a de la Faye, któremu wytknął dwadzieścia błędów w jednym z jego wykładów. Ekskomunikę zdjęto, gdy publicznie przyznał się do pomyłki i przeprosił. Według Ciliberto Bruno liczył na to, że przez krytykę filozofa genewskigo uda mu się wykazać własną wyższość i przejąć katedrę filozofii, co pozostało jego marzeniem do końca życia. Twierdzi również, że postępowanie Bruna, łącznie z przyjęciem kalwinizmu, było czysto oportunistyczne. Już wtedy jego stosunek do chrześcijaństwa był bardzo krytyczny, a poglądy Kalwina i protestantów, „pedagogów i pedantów”, jak ich określał, w ogóle uważał za gorsze od katolickich, gdyż negowały one wartość indywidualnych zasług i uczynków, bez których ludzka wspólnota nie może przetrwać. Jedynym celem Bruna miało zatem być zdobycie możliwości swobodnego nauczania i przekonywania innych do swoich poglądów. Miał on poczucie bycia odnowicielem „tajemnej”, „inicjacyjnej” wiedzy. Swoje dzieło traktował jak prorok i misjonarz.

W tym samym roku Bruno wyjechał z Genewy do Tuluzy, gdzie bez przeszkód przez blisko dwa lata prowadził regularne wykłady z Arystotelesa, a następnie do Paryża, gdzie jednak jako heretyk nie mógł otrzymać katedry, a jedynie stanowisko lektora królewskiego. W Paryżu wydał kilka dzieł, m.in. kontrowersyjną, bluźnierczą komedię Candelaio, w której przedstawił „społeczność bez cnót, sprawiedliwości, wstydu i miłości, w której niepodobna zaprowadzić ’zasadę’ ładu, zrozumienia i harmonii [...] świat, w którym zasłona oddzielająca dozwolone od niedozwolonego, sprawiedliwe od niesprawiedliwego, komedię od tragedii jest cienka, niemal znika”. To kolejny wyraz jego krytyki zepsutego współczesnego mu świata i Kościoła, domagających się radykalnej reformy. W Paryżu powstało również Cantus circeus, dzieło niezwykle zawiłe i wieloznaczne choć podobne w swej wymowie do Candelaio: to dzieło o kryzysie i upadku moralnym świata. O ile przywrócenie ładu i porządku w pierwszym dziele (Candelaio) dokonuje się dzięki fortunie, która przez nieustanną przemianę losów sprawia, że wyrównany zostaje rachunek zysków i strat, stając się zasadą sprawiedliwości, o tyle w drugim dziele sprawiedliwość pojawia się dzięki pracy maga-filozofa, który wykorzystując „klucz fizjonomiczny” sprawia, że dusze zwierzęce wracają do zwierząt, a ludzkie pozostają w ludzkich ciałach.

Słynna w okresie renesansu fizjonomika, mająca wiele wspólnego z magią naturalną, próbowała klasyfikować charaktery ludzkie w oparciu o wygląd twarzy i ich podobieństwo do zwierząt. Na ten temat zob. np. J.A. Dobrowolski, Droga przez labirynty magii, PWN, Warszawa 1990, 27nn., 98nn., oraz rysunki na końcu książki.

Jeden tekst z Cantus stał się podstawą do oskarżeń Bruna: „na początku poszukajmy śladów wieprzy, które pouciekały w stronę domu; z pewnością mogłeś dostrzec ich obecność pod ludzką skorupą o wiele łatwiej niż innych zwierząt”. Wspomniany przez nas Giovanni Mocenigo oskarżył później Bruna przed inkwizycją wenecką, że pod postacią wieprza miał on na myśli papieża. Bruno oczywiście zaprzeczał takiej interpretacji. W Paryżu ukazała się także książka De umbris idearum, gdzie można dostrzec zasadnicze wątki filozofii Bruna. Pojęcie „cienia”, drogie neoplatonizmowi renesansowemu począwszy od Ficina, posiada u Bruna charakter zarówno ontologiczny, jak i epistemologiczny. To inny sposób na wyrażenie dysproporcji i przepaści dzielących zarówno skończonego człowieka jak i nieskończony wszechświat od nieskończonego Boga. Trzeba przyznać, że takie poglądy raczej uniemożliwiają określenie Bruna jako panteisty, choć późniejsze teksty będą mniej wyraźne.

Po Paryżu przyszła kolej na Londyn, gdzie Bruno udał się w 1583r. W Anglii pozostał do roku 1585. To okres o podstawowym znaczeniu w twórczości Bruna. Wtedy powstały najważniejsze jego dzieła przedstawiające „nową filozofię”. Tutaj też powstało jego główne dzieło kosmologiczne De l’infinito universo e mondi (O nieskończonym wszechświecie i światach). Pobyt w Anglii to okres bardzo gorzkich doświadczeń Bruna. Z Paryża podążyła za nim opinia człowieka o niebezpiecznych poglądach religijnych. Ambasador angielski pisał do pierwszego sekretarza królewskiego w Londynie: „Pan doktor Iordano Bruno Nolano, profesor filozofii zamierza udać się do Anglii; nie mogę pochwalić jego poglądów religijnych”. Od samego początku towarzyszyły Brunowi „nieufność, niechęć i środki zaradcze”. Wprawdzie udało mu się rozpocząć wykłady w Oksfordzie, ale bardzo szybko zmuszono go do ich przerwania pod zarzutem plagiatu Ficina. Próbował tam wykładać i bronić teorii Kopernika o ruchu Ziemi, co zostało bardzo nieprzychylnie przyjęte m.in. przez George’a Abbota, arcybiskupa Canterbury. Pisał on później w swych wspomnieniach bardzo ironicznie o postępowaniu Bruna:

"Kiedy ów włoski człowieczek, mieniący się Philoteus Iordanus Brunus Nolanus, magis elaborata Theologia doctor etc. [...] o imieniu z pewnością dłuższym od swego ciała, nawiedził nasz uniwersytet w orszaku polskiego księcia Łaskiego, wychodził ze skóry, by spełnić jakieś pamiętne przedsięwzięcie, by zyskać sławę w tym słynnym ateneum. Powróciwszy niewiele później, z większym sprytem niż mądrością zajął najwyższe miejsce w naszej najlepszej i najsłynniejszej szkole, zakasał rękawy jak żongler i wygadując o chentrum; chirculus; circumferenchia (taka jest bowiem wymowa w jego ojczyźnie), podjął próbę, pośród wielu innych rzeczy, podtrzymania poglądu Kopernika, wedle którego Ziemia obraca się, a niebiosa pozostają nieruchome; po prawdzie to już raczej jego głowa się kręciła, a jego mózg nie stał w miejscu".

Na swoją obronę, która jednak niezbyt przekonała Anglików, napisał La Cena delle ceneri, w której przedstawił swoje poglądy na temat języka i metody filozofii oraz ich relacji do języka i metody religijnej, w szczególności w tekstach biblijnych. Zdaniem Bruna, Pismo św. nie porusza zagadnień prawdy o świecie naturalnym, co najwyżej nie wprost i w sposób nie zamierzony przez głównego jej Autora. Celem Pisma było przedstawienie jedynie praw moralnych kierujących ludzkim działaniem: „w boskich księgach na usługach naszego intelektu nie traktuje się dowodów i spekulacji na temat rzeczy naturalnych, jakby to była filozofia, lecz przez odwołanie do naszego umysłu i uczucia porządkuje się w prawach praktykę działań moralnych [...] celem praw jest nie tyle szukanie prawdy, lecz dobre obyczaje, pożytek płynący z kultury, współżycie narodów i działanie na korzyść dobrych stosunków między ludźmi, utrzymywanie pokoju i pomyślności państw”. W tym też celu Bóg rzekomo przemawiał językiem „pospólstwa”, aby być przez wszystkich zrozumianym. Niemal identyczne argumenty będzie później wykorzystywał Galileusz.

Swoje rozważania na temat relacji filozofii i religii kontynuuje Bruno w De l’infinito. Jego podejście do religii tradycyjnej, niefilozoficznej jest czysto pragmatyczne: „nie mniej uczeni niż pobożni teologowie nigdy nie czyhali na wolność filozofów; a prawdziwi, przyzwoici i obyczajni filozofowie zawsze sprzyjali religiom; jedni i drudzy wiedzą bowiem, że wiara jest wymagana do wychowania nieokrzesanych ludów, którymi trzeba rządzić, a dowodzenie jest dla ludzi kontemplatywnych, którzy umieją rządzić sobą i innymi”. Mamy tutaj do czynienia z czysto platońskim motywem rządów filozofów. Bruno oczywiście jest filozofem i to wyjątkowym filozofem. On proponuje „nową filozofię”, która dokona przemiany całego świata na lepsze.

Wyróżnia się dwa etapy rozwoju myśli Bruna na temat „nowej filozofii” podczas pobytu w Anglii. Pierwszy etap wiąże się z tzw. trzema dialogami kosmologicznymi, które zainteresowane są wyłącznie problemem kryzysu w dziedzinie filozofii i nauki naturalnej: zalicza się do nich oprócz wspomnianych Cena i De l’infinito także najważniejsze dzieło „nowej filozofii” — De la causa, principio e uno napisane w stylu Candelaio jako literacka satyra o głębokich, metafizycznych podtekstach. W dialogach tych Bruno poddaje radykalnej krytyce humanistów (mając na myśli osoby z Oksfordu), którzy zwracają uwagę wyłącznie na poprawność językową, a gubią całkowicie wymiar filozoficzno-ontologiczny. Pisze: „Ja jednak bardziej cenię metafizykę tych dawnych (tzn. sprzed okresu humanistów — przyp. Z.L.) co pchnęli dalej swego księcia Arystotelesa [...] niż to, co mogą dać z siebie ci z obecnych czasów z całą ich cyceroniańską wymową i sztuką deklamacji”. Rola Bruna sprowadza się tutaj do odnowienia zagubionej prawdy. Gdy próba przekonania do własnych poglądów zawodzi, Bruno pisze pełne „urazy, goryczy i gniewu” dwa dialogi moralne, radykalnie antychrześcijańskie: Spaccio della bestia trionfante oraz Cabala del cavallo pegaseo con l’aggiunta dell’asino cillenico. Te dwa ostatnie dialogi rozszerzają problematykę kryzysu z filozofii na religię i obyczaje. Odnowa filozofii staje się jednocześnie reformą religii. Wyraźnie pod wpływem pism hermetycznych Bruno przedstawia siebie jako ’anioła światłości’ zesłanego przez bogów, aby przywrócić dawną mądrość”, aby „przywrócić ’młodość światu, wiążąc w jeden węzeł ’prawo’, ’prawdę’, religię, politykę i filozofię, tak jak było ’w dawnych czasach’, kiedy filozofowie byli tacy, że awansowali ze swego stanu na prawodawców, radców i królów; tacy byli radcy i królowie, że ze swego stanu wznosili się ku byciu kapłanami.

Krytykuje on chrześcijan za bezczynność, pedanterię i osielstwo, za brak aktywności intelektualnej w poznawaniu dobra i zła, a jedynie bierne słuchanie innych: „zespalając i podporządkowując sobie władzę wegetatywną, zmysłową i intelektualną zakuli oni pięć palców w jeden paznokieć, aby nie mogli tak jak Adam wyciągnąć ręki i sięgnąć po zakazany owoc z drzewa wiadomości, co by ich pozbawiło drzewa życia albo tak jak Prometeusz (który jest metaforą tej samej sprawy) wyciągnąć rękę po ogień Jowisza, aby rozpalić światło rozumu”. Pojawia się potrzeba nowej religio, która by na wzór Egipcjan poprzez poznawanie natury i magii (rozumianej wg Bruno jako nauki) doprowadziła do ustanowienia zerwanej harmonii między człowiekiem a człowiekiem, człowiekiem a naturą, człowiekiem a bóstwem. Nie może zatem dziwić tak silny opór stanu duchownego wobec nauk Giordana, wszak budowanie biernego i pokornego społeczeństwa, które nigdy nie "wyciągnie ręki po zakazany owoc" zajęło im wiele pokoleń.

Ontologia Bruna wypracowana w dialogach kosmologicznych jest swoistą ontologią neoplatońską, w której elementy zaczerpnięte od Mikołaja z Kuzy i innych neoplatoników przeplatają się z oryginalnymi pomysłami samego Bruna. Efekt jest bez wątpienia odległy od chrześcijańskich źródeł. Bruno przyjmuje istnienie absolutnie nieskończonego Boga jako podstawę swych rozważań. Ta nieskończoność jest w rozumieniu Bruna tak absolutna i wyjątkowa, że po wprowadzeniu tego pojęcia w przesłanki swych rozumowań na mocy niemal logicznej konieczności zmuszony jest odrzucić możliwość jakiejkolwiek realnej relacji między Bogiem a wszechświatem materialnym. Problem jednak pozostaje, jaka to jest relacja. Odpowiedź Bruna wikła się w rozmaite problemy interpretacyjne, ale czy może to dziwić na przełomie XVI i XVII w. Niektóre jego wypowiedzi sugerują wprost przepaść bytową między Bogiem a światem, jak chociażby określenie, że Bóg jest zarazem „cały nieskończony” i ”całkowicie nieskończony”, podczas gdy świat jest jedynie „cały nieskończony”. Inne z kolei sugerują pewną formę panteizmu, gdy wyraźnie popiera on poglądy Dawida z Dinant przypisujące materii boskość. Wydaje się jednak, że taki panteizm tout court jest jedynie pewną formą językową ukazującą trudności w adekwatnym opisaniu relacji Bóg-świat. Ostatecznie Bruno mówi o świecie jako „cieniu”, czy „lustrzanym odbiciu” Boga, a także wykorzystuje kategorie complicatio i explicatio: świat jest przejawem Boga, to co w Bogu jest zwinięte, w świecie jawi się rozwinięte na osi czasu, zdarzeń i konkretnych form.

Centralną kategorią ontologii Bruna wydaje się być nowe pojęcie materii, zwanej przez Ciliberto „nieskończonym życiem-materią”. Bruno posługuje się dwojakim pojęciem materii: materii cielesnej, istniejącej konkretnie w naszym aktualnym świecie oraz materii uniwersalnej, bezcielesnej, która może stać się wszystkim (budzi to skojarzenia z "gwiezdnym pyłem" z którego rodzą się nowe gwiazdy). Tylko z pozoru pojęcie materii uniwersalnej przypomina arystotelesowskie pojęcie materii pierwszej. Bruno zdecydowanie odrzuca ideę materii pierwotnej jako bezpostaciowego, pozbawionego wszelkich form zbiornika na formy. Jego zdaniem żadna materia, ani cielesna ani bezcielesna, nigdy nie istnieje bez formy: „nigdy ani ta, ani tamta materia nie jest bez formy, choć każda inaczej; tamta w chwili wieczności, ta w chwilach czasu; tamta jednocześnie, ta w następstwie; tamta w sposób rozwinięty, ta w złożony; tamta jako wielość, ta jako jedno; tamta jako każda poszczególna rzecz, ta jako całość i wszelka rzecz”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Bruno niemal dosłownie cytuje neoplatońskie określenia boskiego Logosu, podobnie jak w innym fragmencie: „owa materia, aby być aktualnie wszystkim tym, czym może być, ma wszelkiego rodzaju postaci i wymiary, a ponieważ ma je wszystkie, nie ma żadnego, bowiem to, co jest wieloma różnymi rzeczami, nie może w sposób konieczny być żadną z nich...”.

Materia uniwersalna przyjmuje dynamiczny charakter dawniej przypisywany wyłącznie Bogu, a z czasem także naturze: „ta [...] co rozwija to, co ma w sobie zwinięte, musi być nazwana rzeczą boską i najlepszą rodzicielką, matką rzeczy naturalnych, wręcz całą naturą w swej substancji”. Jesteśmy u źródeł nowożytnego pojęcia materii, z którego później tak chętnie skorzystają materialiści.

Niejaki John Toland pod koniec XVII wieku, zainspirowany animizmem Bruna zreinterpretuje w duchu tegoż animizmu koncepcję Newtona, w której „aktywne zasady” nie przynależały do materii. Zob. J.H. Brooke, dz.cyt., 167n.
Tak rozumiana materia uniwersalna jak również materia cielesna są nieskończone, a zatem i wszechświat jest nieskończony przestrzennie i cieleśnie oraz musi istnieć nieskończenie wiele światów podobnych do naszego (Proszę koniecznie zapoznać się z tym tekstem - Link*). Uzasadnienie tej tezy wypływa ze swoiście rozumianej przez Bruna zasady racji dostatecznej. Skoro Bóg mógł „stworzyć” nieskończony świat i nieskończoną ilość światów, to je „stworzył”, gdyż nie można wskazać żadnej sensownej racji, dla której miałby tego nie czynić, albo dla której miałby stwarzać świat w tym a nie w innym miejscu nieskończonej przestrzeni. W De l’infinito wyraźnie stwierdza: „Przyjmuję nieskończoność wszechświata jako wynik nieskończonej potęgi Boga, ponieważ uważałbym za niegodne jego dobroci i potęgi stworzenie świata skończonego, skoro jest w stanie stworzyć poza tym światem świat inny, oraz inne jeszcze nieskończone światy”, oraz: „Dlaczego nieskończona pełnia miałaby być ograniczona, możliwość nieskończoności światów zaś roztrwoniona? Dlaczego miałaby doznać uszczerbku doskonałość bożego wizerunku, który winien raczej jaśnieć w nieograniczonym lustrze, nieskończonym, ogromnym, stosownie do prawa swego bytu? [...] Dlaczego chcielibyście, aby Bóg w swej potędze, działaniu i skutkach (które w nim są tożsame) był określony jako granica wypukłości sfery, miast być, jak moglibyśmy powiedzieć, nieokreśloną granicą bezgraniczności?” [Oto trzeba zapytać samych kapłanów wszelkich religii, którzy niczym Kapo strzegą aby ich dogmaty nie upadły za cenę wiecznego uziemienia ludzkości na Ziemi - B.S.] Tutaj przeprowadza również sylogistyczne dowody na konieczność „stworzenia” przez Boga nieskończonego wszechświata, wykazując, że negacja nieskończonego skutku jest negacją nieskończoności przyczyny. Taki nieskończony wszechświat z natury swojej, nie może posiadać żadnego wyróżnionego centrum. Ziemia jest centrum wszechświata wyłącznie dla mieszkańców Ziemi, podobnie jak Księżyc i inne planety dla mieszkańców tychże planet.

Nieskończona materia uniwersalna, obdarzona dynamiczną mocą twórczą, staje się zasadą nieskończonego aktualnego wszechświata. Nieskończone bogactwo form i sił potencjalnie obecnych w materii uniwersalnej ujawnia się z konieczności w aktualnych światach. Rządzi tym procesem nieustanna przemiana losu. Jakkolwiek sama materia uniwersalna co do substancji (np. atomy) jest wieczna i niezniszczalna, to rzeczy aktualnie istniejące podlegają wiecznej przemianie i transmutacji jednych w drugie. Stąd też element stoicki w poglądach Bruna: „Oto przyczyna następstwa przemian wszystkiego; z powodu której nie ma złej rzeczy, z której nie można by wyjść, nie ma dobrej, która by nas nie spotkała, podczas gdy cała substancja trwa ta sama i jedna w nieskończonej przestrzeni, w ustawicznej przemianie”. Pomimo iż Bruno twierdził, że te jego rozważania miały charakter czysto filozoficzny, niemniej było w nich zawartych wiele implikacji teologicznych, nierzadko sprzecznych z doktryną chrześcijańską, które później staną się przedmiotem oskarżenia. By wymienić tylko niektóre:

Bruno przyjmował powstawanie w pewnych wypadkach istot żywych, w tym człowieka, bez aktu płciowego, mocą samej natury, co przyczyniło się do oskarżenia go o głoszenie tezy, że dusze ludzkie są złożone z błota. Wierzył ponadto w metempsychozę (reinkarnację), także w odniesieniu do człowieka, twierdził też, że dusza ludzka nie różni się niczym od duszy osła i innych zwierząt, odrzucał pojęcie kary za grzech i istnienie piekła.

"Giordano Bruno Burning" by André Durand


Kolejne lata 1585-1591 Bruna będą obfitowały zarówno w ciągłą tułaczkę z miasta do miasta (Paryż, Moguncja, Wiesbaden, Marburg, Wittenberga, Praga, Tybinga, Helmstedt, Frankfurt, Zurych), jak i w liczne dzieła. Nie zmienią one jednak zasadniczych rysów filozofii Bruna okresu londyńskiego. Jego zainteresowanie przesunie się jedynie nieco bardziej w kierunku magii (nauki) i w sposób bardziej zasadniczy włączy do swych koncepcji teorię atomistyczną: „jakakolwiek rzecz pojawia się przed naszymi oczami, składa się z tych samych elementów i poddana jest tym samym regułom wiecznej zmienności i przemian kolei losu; z wyjątkiem atomów (które pozostają identyczne w swej substancji) wiemy, iż wszystkie złożenia, a zwłaszcza te fizyczne, nie pozostają identyczne ani przez chwilę; każde z nich z powodu wzajemnej wymiany niezliczonych atomów, ulega przemianie we wszystkich swych częściach”.

W 1591 roku Bruno powrócił do Wenecji na zaproszenie Givanniego Mocenigo, który był pod wrażeniem jego książki De triplici numero et mensura. Bruno mu zaufał i zamieszkał u niego. Prowadzili ze sobą liczne dysputy, w czasie których Bruno nie krył swoich kontrowersyjnych poglądów, co miał potem przypłacić życiem. Zdaje się, że ostrożność nie była jego cechą charakterystyczną, gdyż już będąc w więzieniu dalej prowadził dysputy ze współwięźniami, którzy potem oskarżyli go przed trybunałem inkwizycyjnym. 23 maja 1592 roku Mocenigo złożył donos na Bruna przed inkwizycją wenecką. Tego samego dnia Bruno został aresztowany i osadzony w więzieniu. Wśród licznych oskarżeń bazujących głównie na tym, co Mocenigo słyszał w czasie rozmów, były następujące: „o poglądy sprzeczne ze świętą wiarą i wygłaszanie mów skierowanych przeciwko niej i jej sługom”, „o fałszywe poglądy na temat Trójcy, boskości Chrystusa i Wcielenia”, „o fałszywe poglądy na temat transsubstancjacji i mszy świętej”, „o podtrzymywanie twierdzenia o istnieniu licznych światów i ich wieczności”, „o wiarę w wędrówkę duszy ludzkiej i jej wcielanie się w zwierzęta”, „o praktyki wróżbiarskie i magiczne”, „o niewiarę w Dziewictwo Maryi”. Wprawdzie odwołał błędy i wykazał skruchę, niemniej pod wyraźnym naciskiem papieża Klemensa VIII został deportowany z Wenecji do Rzymu, jako bowiem eks-mnich z Neapolu oskarżony już wcześniej o herezję podlegał jurysdykcji rzymskiej.

Rozpoczął się długotrwały proces, także z użyciem tortur. W 1597 roku sformułowano listę ośmiu heretyckich twierdzeń zawartych w jego pismach, tzw. „cenzur”: 1/ nieskończonej przyczynie odpowiada nieskończony skutek, 2/ nic nie powstaje i nic nie ginie wedle substancji, 3/ Ziemia się porusza, 4/ ciała niebieskie to anioły, 5/ ziemia posiada zmysłową i rozumną duszę, 6/ dusza nie jest formą ciała, 7/ indywidualna dusza ludzka nie jest nieśmiertelna, jest tylko przejściowym wyrazem duszy świata, 8/ dusza świata i materia pierwsza są wieczne i odwieczne. Bruno potwierdził pierwsze sześć z tych twierdzeń, dwa ostatnie był gotów zmienić. W roku 1599 postawiono mu osiem zarzutów o herezję, prawdopodobnie identycznych z powyższymi cenzurami. Bruno początkowo skłonny do kompromisu ostatecznie odmówił wyrzeczenia się swych poglądów i wybrał śmierć na stosie. Zginął 17 lutego 1600 roku.

Musimy teraz powrócić do naszego pytania o rolę Bruna i jego śmierci w historii nauki. Trudno nie zgodzić się z twierdzeniem Dreyera, że w życiu Bruna i w jego twórczości ówczesny sąd inkwizycyjny mógł znaleźć wystarczającą liczbę powodów do skazania nie jednego, lecz dziesiątków heretyków. Stwierdzenie to wydaje się brzmieć okrutnie, ale bynajmniej nie jest naszym celem pomniejszanie tragedii Bruna, czy też obrona instytucji inkwizycji, lecz ukazanie obiektywnych przyczyn jego śmierci. Nie można tego dokonać jednak nie uwzględniając realiów tamtej epoki. Inny historyk myśli renesansowej Wightman pisze: „wprawdzie jego ’nauka’ była wysoce nieortodoksyjna, niemniej powodem, dla którego został on stracony, były jego podstawowe teologiczne przekonania; biorąc pod uwagę charakter tamtych czasów, trudno sobie wyobrazić, co innego jego przełożeni mogli uczynić, jakkolwiek zdrada i niepotrzebne okrucieństwo czynią to wydarzenie jednym z najmniej budujących w historii Kościoła Rzymskiego”. Nie ulega wątpliwości, że Bruno był męczennikiem swoich poglądów, męczennikiem wolności słowa i myślenia, choć trudno nam oceniać jednoznacznie intencje autorów tego tragicznego wydarzenia. Byli „niewolnikami” ówczesnego światopoglądu i struktur społecznokulturowych. Można ubolewać, że nie potrafili odnaleźć w Ewangelii racji i siły do wzniesienia się ponad ograniczenia kulturowe i społeczne. Niemniej pozostaje zasadnicze dla nas pytanie, czy można Giordana Bruna uważać za „męczennika nauki”?

Nawet jeśli historycy nauki skłonni są zgodzić się z historykami filozofii renesansowej w podkreślaniu faktu, że Bruno był jednym z najwybitniejszych myślicieli Renesansu, to z całą ostrością sądów twierdzą, że był bardzo kiepskim naukowcem, a właściwie to naukowcem w ogóle nie był. Bardzo negatywnie o jego naukowej twórczości wypowiadał się Leonardo Olschki, znawca renesansu, nie szczędził mu krytyki Alexandre Koyr´e zarzucając mu brak profesjonalizmu w nauce: „I chociaż [...] jego krytyka tradycyjnych zastrzeżeń wobec ruchu Ziemi jest znakomita, najlepsza przed Galileuszem, to przecież pozostaje on miernym uczonym, nie pojmuje matematyki, a na temat ruchu ciał niebieskich ma dosyć kuriozalne poglądy”. Bruno rzeczywiście odrzucał wartość matematyki w poznaniu świata [z czym ja również się zgadzam pośrednio, gdyż matematyka jest jedynie "narzędzeniem" radzenia sobie w świecie nie zaś odpowiedzią na uniwersalne pytania... Niestety gro współczesnych naukowców, najczęściej żydów, o tym zapomina w swym umiłowaniu kabały i wszystkiego, co związane z liczeniem/liczbami... Hm, ciekawe skąd ta mania "liczenia"? - B.S.], dla niego liczyły się tylko wyjaśnienia filozoficzne, toteż jego poparcie dla teorii Kopernika było bardzo ograniczone. Miał za złe Kopernikowi, że był on bardziej matematykiem niż badaczem natury i z tego powodu był niezdolny wyjść wystarczająco daleko poza Ptolemeusza, Hipparchusa i Eudoksosa [...ale za to Kopernika nie spalono na stosie! - B.S.]

Prawdopodobnie krytykował Kopernika za utrzymywanie w swej teorii sfer niebieskich i mówienie o centrum świata. Jego koncepcja natury posiada charakter czysto jakościowy, co bierze się z przekonania, że doskonałe byty geometrii mogą istnieć jedynie w umysłach matematyków. Stąd też niezwykle sarkastyczna wypowiedź L. Olschkiego, że poglądy Bruna bynajmniej nie zostały zniszczone przez płomienie stosu na Campo dei Fiori, lecz przez wytrwałą pracę tych, którzy przez liczbę, miarę i wagę starali się odszyfrować tajemnice natury.

Co z teorią Kopernika? Wielu badaczy renesansu rozpatrujących źródła filozofii Bruna dopatruje się ich przede wszystkim nie wśród rozmaitych filozofii tej epoki, lecz w nauce, a zwłaszcza w teorii Kopernika. Według Namera „system Kopernika nie jest jedną z wielu teorii, które znał, ale stanowi ośrodek, wokół którego organizuje się cała wiedza Bruna [...] jest to centrum, które jednoczy całość poglądów Bruna” [czy nie stoi to zatem w sprzeczności z oskarżeniami wysuwanymi przeciwko niemu przez świat naukowy? a może ów świat naukowy jest takim wyłącznie z nazwy, lecz po dziś dzień - jak opisałam w poście poprzednim - na smyczy kasty kapłańskiej? - B.S.] Wedle Ciliberto to raczej metafizyka Bruna skłoniła go do przyjęcia teorii Kopernika, ta bowiem zdawała się wyjątkowo dobrze pasować do koncepcji Nolańczyka, a nie odwrotnie. Nawet jednak, gdyby przyjąć tezę o podstawowej inspiracji kopernikańskiej to i tak trzeba zauważyć, że Bruno potraktował Kopernikańską teorię o ruchu Ziemi w sposób całkowicie instrumentalny i podporządkował ją swej metafizyce. Bowiem za przyjęciem tej teorii nie przemawiają u niego wyliczenia oparte na obserwacjach, lecz przyczyny czysto metafizyczne, jak chociażby wspominana przez nas teoria nieustannej przemiany rzeczy. Zdaniem Ciliberto, wedle filozofii Bruna „gdyby nie było ruchu [Ziemi], nie byłoby przemian wszystkich rzeczy, a bez nich ustałoby ’wytwarzanie się’ nieskończonego życia-materii, a to jest niemożliwe, wbrew naturze”.

Sam Bruno pisał: „Racją dla takiego ruchu jest odnowa i odrodzenie tego ciała, które nie może być wieczne ze swej natury; podobnie jak byty, które nie mogą być wieczne jako indywidua [...] uwieczniają się jako gatunki [...] Ponieważ więc śmierć i rozpad nie są właściwe całej tej masie, z której składa się ów glob [Ziemia], i ponieważ anihilacja również nie jest właściwa całej jej naturze, od czasu do czasu, w określonym porządku, odnawia się przez transformację, zmianę i przekształcenie wszystkich swych części” i w innym miejscu: „jest możliwe, stosowne, prawdziwe i konieczne, że Ziemia obraca się wokół swojego środka, aby udzielać światła i mroku, dnia i nocy, ciepła i zimna. Obraca się zaś wokół Słońca, aby rozdzielać wiosnę, lato, jesień, zimę. Obraca się wokół tak zwanych biegunów i przeciwległych punktów na półkulach, aby następowały po sobie wieki i aby odmienić swe oblicze; aby tam, gdzie było morze nastała ziemia, gdzie było gorąco, nastał mróz, gdzie był zwrotnik, znalazł się teraz równik, aby odbywała się przemienność wszystkich rzeczy”. Celowo dokonałem podkreśleń, by pokazać całkowicie teleologiczny sposób myślenia Bruna, jakże odległy od stylu myślenia nowożytnej nauki, w tym od stylu Kopernika, który motywował swoje wybory wyłącznie obserwacjami i rachunkami.

Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że Bruno gardząc matematyką docenia bardziej zmysły. Nic podobnego. Bruno jest bardzo krytyczny w odniesieniu do zmysłów. Owszem, mogą być one pomocne, mogą pobudzać rozum, ale nie mogą dać żadnej wiedzy, zwłaszcza o tym, co nieskończone. Warto przytoczyć dłuższy fragment z De l’infinito:


Philoteo: Żaden cielesny zmysł nie potrafi postrzec nieskończoności ... nieskończoność bowiem nie może być przedmiotem percepcji zmysłowej; dlatego ten, kto spodziewa się otrzymać tę wiedzę drogą poznania zmysłowego, przypomina kogoś, kto chciałby ujrzeć na własne oczy zarówno substancję, jak i istotę [...] Sprawą rozumu jest określenie odpowiedniej wagi, jaką należy nadać czynnikom nieobecnym lub oddzielonym od siebie dystansem czasu i przestrzeni. I w tej kwestii nasze postrzeganie zmysłowe zupełnie wystarcza, dając nam odpowiednie świadectwo, gdyż nie potrafi nam zaprzeczyć; ponadto przyznaje się ono do własnych słabości i niedostatków, ilekroć dostarcza nam wrażenia, że horyzont jest skończony, wrażenia, które prócz tego podlega ciągłej zmianie. Ponieważ wówczas doświadczamy niezbicie tego, że postrzeganie zmysłowe wprowadza nas w błąd co do powierzchni owego globu, na którym żyjemy, tym bardziej nie powinniśmy dowierzać wrażeniu, które podsuwają nam zmysły, że sfera gwiazd jest skończona.

Elpino: Powiedz mi więc, jakiż jest pożytek z naszych zmysłów?

Philoteo: Jedynie taki, by pobudzały nasz rozum, aby oskarżały, aby wskazywały, aby dawały częściowe świadectwo [...] prawdę w niewielkiej tylko mierze czerpiemy ze świadectwa zmysłów, które są niepewnym źródłem, w żadnym zatem wypadku nie mieszka ona w zmysłach.

Elpino: Gdzież więc?

Philoteo: W zmysłowo postrzegalnych przedmiotach, niczym w zwierciadle; w rozumie, poprzez proces argumentacji i dyskusji. W intelekcie, czy to z przyrodzenia, czy w konkluzji.

Pogląd Bruna o jest o wiele bliższy Arystotelesowi, czy Platonowi niż współczesnemu empiryzmowi. Taka postawa będzie bardzo bliska racjonaliście Leibnizowi. Kolejny „naukowy” element filozofii Bruna, który zdaniem niektórych historyków filozofii odegrał istotną rolę w rozwoju nauki, to nieskończoność wszechświata i wielość światów, zamieszkałych przez inne żywe, inteligentne istoty. Zagadnienie nieskończoności nie było jednak nowe w czasach Bruna, nowy jedynie był sposób jego rozumienia i prezentacji. Faktem jest, że w średniowieczu możliwość istnienia nieskończoności aktualnej różnej od Boga była szeroko dyskutowana, niemniej nikt nie myślał nawet, by przypisywać aktualnemu światu nieskończoność przestrzenną. Była to jedynie logiczna możliwość tkwiąca w Bogu, choć niektórzy, jak np. Burydan twierdzili nawet, że pojęcie nieskończonego świata stoi w sprzeczności z boską wszechmocą. Grant podaje, że w szesnastym stuleciu, jeszcze przed narodzeniem Bruna istniał jeden zwolennik zarówno aktualnie nieskończonego wszechświata, jak i wielości światów. Był nim John Major (1467/68-1550), szkocki logik, teolog i filozof przyrody, który komentował Arystotelesa na uniwersytecie w Paryżu. W swym dziele Propositum de infinito, wydanym po raz pierwszy w 1506r., a następnie wielokrotnie zmienianym i wznawianym, „zaproponował nieskończoną ilość światów jako jeden z argumentów za istnieniem aktualnie nieskończonego świata”. Istnieje wielka zbieżność poglądów Majora i Bruna w rozumieniu nieskończoności wszechświata, jakkolwiek sam wszechświat jest pojmowany przez Majora całkiem odmiennie: to zbiór koncentrycznych lub ekscenrycznych sfer, gdy tymczsem dla Bruna żadne sfery nie istnieją. Prawdą jest jednak, że poglądy Majora nigdy nie zyskały takiego rozgłosu jak poglądy Bruna, i to prawdopodobnie z przyczyn czysto pozaracjonalnych.

Dorobek naukowy Bruna sprowadza się on do bardzo dobrej filozoficznej obrony teorii ruchu Ziemi oraz do kilku myśli-wizji, które same w sobie do nauki w owym czasie nie należały: nieskończoność świata, wielość zamieszkałych światów, atomistyczna wizja przyrody. Można jednak  zgodzić się z Lovejoyem, że „chociaż poszczególne elementy nowej kosmografii znalazły wówczas wyraz w dziełach różnych autorów, to właśnie Giordana Bruna należy uważać za głównego przedstawiciela doktryny świata zdecentralizowanego, nieskończonego i zasiedlonego przez nieograniczoną liczbę mieszkańców; nie tylko bowiem głosił ją w całej Europie Zachodniej z gorliwością ewangelisty, lecz również jako pierwszy wyczerpująco scharakteryzował argumenty, na których podstawie miała ona zyskać akceptację opinii publicznej”. Sam Koyr´e, jakkolwiek bardzo krytyczny w stosunku do Bruna, przyznaje mu dużo odwagi w myśleniu, które urzekało w następnych stuleciach swą śmiałością i poetyckością. Podobnie jak Lovejoy twierdzi, że to Brunowi przypada stworzenie koncepcji wszechświata, która będzie później powszechnie obowiązywała: nieskończona przestrzeń wypełniona nieskończoną liczbą gwiazd-Słońc. Podobną koncepcję będą przyjmowali: Kartezjusz, H. More, I. Newton czy R. Bentley. Pewne jego poglądy znalazły się także wśród poglądów głoszonych przez Keplera i Galileusza. Kepler przyjmował możliwość istnienia mieszkańców na innych planetach oraz wypełnienie przestrzeni wszechświata eterem, Galileusz natomiast negował istnienie centrum wszechświata. Grant podaje, że koncepcja Bruna, iż gwiazdy są podobne do naszego Słońca, była podtrzymywana przez Galileusza, Kartezjusza, Henry’ego More’a, Christiana Huygensa, Richarda Bentleya, Williama Derhama, a nawet Kanta. Wiemy na pewno o jego późniejszych wpływach filozoficznych na Spinozę, Leibniza, Schellinga czy Hegla. Ci jednakże, poza Leibnizem, niewiele mieli wspólnego z nauką (wielcy filozofowie).

Do dzisiaj osoba Bruna często wzbudza odmienne nastroje i opinie w zależności od tego, w jakim kontekście kulturowym znajduje się badacz jego sprawy. Także debata na temat naukowości jego dorobku daleka jest od zamknięcia. Ostatnio ukazała się pozycja Hilary Gatti, Giordano Bruno and Renaissance Science, w której autorka stara się odwrócić niekorzystne dla Bruna oceny w literaturze anglojęzycznej i ukazać jego oryginalny wkład w rewolucję naukową. Co jednak z poglądem Namera, że potępienie Bruna było zwrotnym momentem w historii stosunków między Kościołem rzymskim a myślą naukową? Trudno powiedzieć, na ile współcześni Brunowi katoliccy uczeni: Galileusz, Kartezjusz i inni mieli świadomość, za co konkretnie Bruno został skazany i spalony na stosie, że jednym z zarzutów była kopernikańska teoria o ruchu Ziemi, i czy to wpłynęło na ich stosunek do tej teorii i wolności myślenia w sprawach naukowych. Zagadnienie to wymagałoby dalszego zbadania. Nie ulega natomiast wątpliwości, że już wtedy w kręgach rzymskiej inkwizycji zagadnienie ruchu Ziemi zaczęto utożsamiać z herezją, co w końcu pośrednio doprowadziło do potępienia Galileusza i teorii Kopernika w 1616 roku. Potępienie tych samych poglądów u Bruna ma niewątpliwie swoją symboliczną wymowę.


Mnie osobiście (B.Silver) nurtuje inne pytanie: Na ile "filozofia" jako Matka Wszelkich Nauk (choć ona sama uważana jest co najwyżej za protonaukę), stanowi zagrożenie najwyższe dla kłamliwej ideologii kapłańskiej kasty, gdyż z samej swej istoty jest "umiłowaniem wiedzy", a więc nie tylko pobudza ludzki umysł do samodzielnego myślenia, lecz również nakierowuje go na studiowanie nauk konkretnych, które miały szansę zaistnieć wyłącznie dlatego, iż w Starożytnej Grecji, jakże zepchniętej w dzisiejszej pop kulturze na margines, pojawili się "wolnomyśliciele" pokroju Sokratesa, Platona czy Arystotelesa. Należy bowiem mieć na względzie, iż gdyby nie filozofia nie byłoby: matematyki, astronomii, medycyny, biologii, chemii czy fizyki, etc... I gdyby nie grecka droga ku Oświeceniu, być może Europa nigdy nie doznałaby najazdu z Bliskiego Wschodu semickich sekt (w formie kary?), które - z chwilą swego triumfu - cofnęły cały Zachód na wiele stuleci w mroku niewiedzy. Mam uzasadnione powody przypuszczać, że z tych samych powodów (gdyż współczesna nauka i racjonalizm-sekularyzm świata Zachodu zaszły za daleko w swym pędzie ku wiedzy), kler europejski z papieżem na czele oraz podlegli kaście kapłańskiej politycy, dążą z taką mocą do zalania "krnąbrnych" krajów islamskim szambem. Czy cały Zachód czeka to samo co Europę od Średniowiecza po procesy Bruno czy Galileusza? I czy jest przypadkiem iż najgorliwsze w swym oddaniu wobec Watykanu państwa (takie np. jak Polska, Węgry, etc), chwilowo cieszą się wolnością od islamskich najeźdźców (gdyż są niczym skanseny trzymane za obrzezane mózgi żelazną ręką "czarnego kleru")? W końcu to w Polsce usiłuje się po cichu "wycofywać" nie-poprawne "religijnie" książki z powszechnego obiegu:

Protest przeciwko likwidacji 80 tys. tomów z biblioteki filozoficznej w Warszawie!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Persian Mythology, Gods and Goddesses" (Part I)

△ Yazidis ~ Ancient People Who Worship the Angels! ▼

Świat jest pełen symboli: K (Część II)