"Dziady / Samhain / Kekri Lambat - Święto Śmierci i Zmartwychwstania" - czyli jak Bogini zeszła do Królestwa Zmarłych i powróciła stamtąd po trzech dniach w chwale! Część I
Bogini Inanna (Urianna, Bogini Niebios) |
~ Część I ~
To już czwarta rocznica prowadzenia tego bloga (niedawno świętowałam także 4 rok prowadzenia Wookies, muszę się uszczypnąć, naprawdę wytrzymałam w jednym miejscu tak długo?). Chciałabym jednak z góry uprzedzić, że treść tego postu opiera się na wybranych przeze mnie wątkach, nie zaś na utartym schemacie pisania o Święcie Zmarłych. Źródeł mitologicznych i historycznych oraz tradycji jest tak wiele na świecie, iż z konieczności obrałam sobie za cel do omówienia wyłącznie te aspekty, które interesują mnie w szczególności. Nie przynależę do żadnego grona wzajemnej adoracji i nie jest moim zamiarem szerzyć jakąkolwiek dogmę. To wyłącznie zebrane w mały stosik informacje z często bardzo od siebie oddalonych kultur (choć tylko na pierwszy rzut oka ;), ale dla mnie, jako niestrudzonej poszukiwaczki odpowiedzi na kluczowe pytanie w historii człowieka (tzn. Z czego bierze się chaos w świecie?), tematyka matriarchatu, który onegdaj spajał globalną cywilizację, a więc i rola kobiety zarówno w sacrum jak i profanum, nieustannie nasuwa do głowy i serca kolejne wątki do przedstawienia.
Być może tak miało być? Przeszłam bardzo długą drogę od praktykującej judeochrześcijanki (mesjanizm zmieszany z wątkami katarskimi), poprzez skrajny agnostycycm, wpadający niemal w ateizm, zanim wreszcie zatrzymałam się na harmonijnym agnostycznym panteizmie, który cechował kiedyś samego Spinozę i Einsteina. Wierzę, że nie bez powodu jakaś przemożna siła wyrwała mnie z patriachalnego świata - zanim całkiem zgłupiałam i udałam się na misję; to dzięki związanemu z tym zdarzeniem poszukiwaniem odpowiedzi na kluczowe pytania: Kim jesteśmy, Skąd przychodzimy i Dokąd zmierzamy?, zaczęłam dostrzegać jak wiele kłamstw zasiano przez ost. kilka tysięcy lat. Kłamstw, które podważyły naturalny porządek w naszym świecie, zasiały chaos: wyzysk, gwałt i wojny religijne. Z przyrody uczyniono zarazem pole walki, jak i miejsce niczym nieskrępowanej swawoli dla żądnych władzy i bogactw, patriarchów. Wszystko dlatego, iż rozbito wieczną Harmonię Świata opartą na równości przeciwieństw, pierwiastka żeńskiego oraz męskiego. Takie jest moje prywatne zdanie.
To nie jest kwestia wiary czy niewiary, moi Koffani. Nie twierdzę również, że dawne matriarchalne wierzenia były z gruntu lepsze od współczesnych, wojny towarzyszą ludzkości od bardzo dawna, ale te same źródła (np. ST, który dla wielu jest najważniejszym źródłem wiedzy), mówią, że kiedyś cała ludzkość była Jednością. Mówiono nawet jednym językiem i czczono tą samą Wielką Macierz. Wtedy jednak ktoś się wmieszał w jedność homo sapiens i niczym ów wąż z Edenu, podzielił Nas na wieki.
Mit o Wieży Babel jest zaledwie jednym z setek przedstawień upadku złotego tudzież srebrnego wieku ludzkości. Czy naprawdę wierzycie, że jakikolwiek Bóg byłby tak "małostkowy", aby tak straszliwie podzielić ludzi na całym świecie, tylko dlatego iż wpadli na pomysł budowania "wysokiej wieży" aby doń dotrzeć? Przecież nawet gdyby dotarli do stratosfery (hm... tak swoją drogą), sami by się przekonali jak byli głupi. Przecież rzekomo On (bo mowa o Jehu / Jahwe), jest miłosierny i zna przyszłość, powinien był wiedzieć, ile ów prosty zabieg pomieszania języków przyniesie Zła jego koffanym dzieciom w przyszłych pokoleniach. A mimo to Nas podzielił (tak stoi w Biblii). Czy zaprzecie się tego?
Trzymajmy się jednak Inanny (ponieważ najstarszy mit o Zaświatach, z którego korzysta większa część dzisiejszego świata patriarchalnego, wywodzi się właśnie z Sumeru). Jej siedzibą było E-anna, tzw. "Dom Nieba". Jej imię często wiązano z innymi, lokalnymi bóstwami o tej samej randze. Np. w Syrii (na terenie dzisiejszego Izraela) czczono ją w postaci Asztarot (Astarte). Akadyjczycy nazywali ją Isztar a w najwcześniej schrystianizowanej Anatolii nazywała się z kolei - Szauszka. Ale jej stolicą było chaldejskie państwo-miasto Ur (Uruk) w Sumerze, identyfikowane z biblijnym Erech, z którego to - wywodził się pierwszy i najważniejszy patriarcha Izraela - Abraham (Abram).
Dla zrozumienia doniosłej roli, jaką kult Inanny odegrał w kształtowaniu się znanego nam dzisiaj Święta Zmarłych, ważne wydaje się wytłumaczenie dziwnego - przynajmniej dla mnie - powiązania zdarzeń. Jest to wyłącznie ćwiczenie intelektualne z mej strony - nie dysponuję wszak, podobnie jak większość ludzi na Ziemi - dokładnymi datami owych "mitycznych" wydarzeń, niechaj nikogo zatem nie zdroży myśl, która nasunęła mi się nt. legendarnego już opuszczenia przez Abrama tego starożytnego świętego miasta Inanny. Opis mój zarazem wyjaśni dwoistość samej bogini, jak i mit o jej Zejściu do Zaświatów.
Pisząc o przewadze matriarchalizmu nad patriarchalizmem, nie mam na myśli, aby wzorem Seksmisji światem zaczęły rządzić same kobiety. Takoż i kult Inanny (oraz w ogólności Bogini Matki) nie opierał się wyłącznie na jednym pierwiastku - żeńskim. W tym właśnie rzecz, iż Harmonia Świata musi opierać się na równowadze, na więzi boskich rodziców: Bogini Matki (matuli bogów i ludzi, pani życia i śmierci) oraz Świętego Króla, jej boskiego małżonka odpowiadającego za czynny aspekt kreacji, płodności, nowego początku oraz / zarazem śmiertelnego Syna, który w świecie doczesnym prowadzi dzieci Gai, naucza i przekazuje najważniejszą prawdę o tym, iż na tym jednym życiu się nie kończy. To On, oddaje życie każdego roku, aby na wiosnę cała ziemia mogła się odrodzić, jest więc symbolem Zmartwychwstania, dokładnie tak samo jak w wykładni NT, gdzie Jezus staje się zwycięzcą śmierci.
Bogini Matka to inaczej najwyższy sternik (psyche) człowieka (zarazem jej centrum i obwód), zaś Młody Bóg to Ego (centrum świadomości), czyli życie, śmierć i kolejne wcielenia. Nie bez znaczenia jest liczba dni -- 3 dni - które były potrzebne, aby doszło do powrotu z Zaświatów. Wg. badaczy zjawiska "śmierci klicznej" jak i znawców tematyki reinkarnacji, jasnym jest iż tyle trzeba czasu, aby ludzka dusza mogła uwolnić się z okowów doczesności. Imion Bogini są miliony na całym świecie, takoż i znane nam mitologie prawią o jej Synu, który oddaje życie a potem zostaje wskrzeszony. W Sumerze był takim Dumuzi, w Babilonie - Tammuz, w Syrii - Adonis, we Frygii - Attis, w Egipcie - Ozyrys i Horus a w starożytnej Palestynie czasów rzymskich - Jezus z Nazaretu, który stał się Chrystusem. Mit o śmierci Świętego Króla oraz jego Zastępcy-Bliźniaka, jest tak stary jak świat. Koniecznie powinniście obejrzeć serial "Robin z Sherwood". W tym jednym serialu zawarto całą wykładnię (tyle że na bazie celtyckiej tradycji) mitu o Świętym Królu, jego rządach - w obronie niewinnych - oraz śmierci i odrodzeniu w nowym ciele.
A więc radujmy się! Ponieważ na tym jednym życiu, nie kończy się nasza podróż przez Universum. Odradzamy się w nowym ciele i tak bez końca, bo Wszechświat nie ma początku, jest wieczny. To także przekonania Einsteina, z których wielu szydzi, chociaż kiedy im wygodnie, powołują się na jego geniusz bez skrupułów. Wieczna jest także batalia pomiędzy Dobrem i Złem, areną jej Ziemia, narzędziami - śmietelnicy. Sęk w tym, iż pozbawiając ludzi dogmatu o Strażniczce Harmonii, która zachowuje równowagę (balans) między światłem i ciemnością, uczyniono wszystkich sierotami. Kościół oraz pozostałe przybytki patriarchalizmu a co za tym idzie dwory i parlamenty, zagarnęły sobie dogmat o Zmartwychwstaniu, jakby był jego (ich własnością), odmawiając dużo starszym przekazom mocy i znaczenia. A Matka Boska (czy Hagia Sophia / Szechina)? -- jakże marna to namiastka w świecie, w którym odmawia się owej Maryi Zawsze Dziewicy, wszelkiej boskości, spychając ją wyłącznie do rangi żywego inkubatora dla boskiego płodu.
Na początku więc była Inanna (Matka) i Dumuzi (Ojciec-Święty, król śmiertelny), jej umiłowany małżonek. Ale jak głoszą gliniane tabliczki, nie od razu bogini przystała na ów święty mariaż. A to dlatego, iż Dumuzi był ledwie Pastuchem. Inanna początkowo wolała Rolnika albo i myśliwego / łowcę, a więc tego, co "sieje" i "zbiera". Mit ów stał się znacznie później podstawą dla opowieści o Demeter i gwałcie, jaki zadał jej własny jej brat - Zeus. Pominę tym razem szczegóły, dość, że w wyniku owego gwałtu zrodziła się Persefona ("pani łanów zbożowych"), bogini uwięziona w Tartarze (mówiono o niej także: "ta, która przynosi zagładę" lub "przygotowuje zniszczenie").
Zaś prawdziwym ukoffanym Demeter miał być tytan Jazjos (Jazjon), któremu to Demeter urodziła właściwego pana Piekieł (tutaj kłaniają się braki w liniowości czasu dla różnych mitycznych wątków) - niejakiego Plutosa czyli Plutona (pierwotnie zwanego: "dostatek", zaskoczeni?). Nawiązuję do mitów greckich nie bez powodu. Persefona (Kora) i Hekate (w kręgu celtycko-słowiańskim) reprezentowały przedhelleńskie nadzieje na Odrodzenie, tzw. metempsychozę (reinkarnację), zaś Hades, który pojawił się na arenie dziejów pod wpływem patriarchalizmu, oznaczał śmierć nieuchronną. Tak iżby nawet w Zaświatach istniał podział na wpływowych, znacznych, wybrańców. Zwykły człowiek po śmierci stawał się jedynie szarym cieniem, pisane mu było błąkać się o chłodzie i głodzie. Ot, taka "boska" czy raczej "patriarchalna" sprawiedliwość.
Bogini zaś (oraz wszystko to, co się z jej kultu zrodziło) była płodną krainą, polem lub wzgórzem.
Dopiero w czasach panowania historycznych władców, Dumuzi obrósł legendą w mitach, stając się symbolem Sił Przyrody, takim jak np. Bożek Pan, Annwm, Herne, Cernunnos czy choćby Robin Hood lub Król Artur. Odtąd na znak tamtego świętego przymierza, śmiertelny władca Ur poślubiał podczas noworocznych misteriów najwyższą kapłankę Inanny. Ów mit przedstawia zatem Boginię jako uosobienie miłości, płodności i urodzaju. Inanna staje się opiekunką spichlerzy a jej śmiertelny małżonek tym, który zapładnia i strzeże. W ten oto sposób mit przyoblekł się w ciało i jak każdy rytuał zapoczątkował wielowiekową, tysięczną' tradycję. Z kolei bystrzy ludzie, już w III tyś. p.n.e. wpadli na pomysł, aby pod pozorem darów składanych w świątyni Inanny, w rzeczywistości pobierać podatki. Kto wie czy to jedno nadużycie z ich strony nie rozuchwaliło ich na tyle, iż sięgnęli wnet po pełnie władzy.
To nie jest kwestia wiary czy niewiary, moi Koffani. Nie twierdzę również, że dawne matriarchalne wierzenia były z gruntu lepsze od współczesnych, wojny towarzyszą ludzkości od bardzo dawna, ale te same źródła (np. ST, który dla wielu jest najważniejszym źródłem wiedzy), mówią, że kiedyś cała ludzkość była Jednością. Mówiono nawet jednym językiem i czczono tą samą Wielką Macierz. Wtedy jednak ktoś się wmieszał w jedność homo sapiens i niczym ów wąż z Edenu, podzielił Nas na wieki.
Mit o Wieży Babel jest zaledwie jednym z setek przedstawień upadku złotego tudzież srebrnego wieku ludzkości. Czy naprawdę wierzycie, że jakikolwiek Bóg byłby tak "małostkowy", aby tak straszliwie podzielić ludzi na całym świecie, tylko dlatego iż wpadli na pomysł budowania "wysokiej wieży" aby doń dotrzeć? Przecież nawet gdyby dotarli do stratosfery (hm... tak swoją drogą), sami by się przekonali jak byli głupi. Przecież rzekomo On (bo mowa o Jehu / Jahwe), jest miłosierny i zna przyszłość, powinien był wiedzieć, ile ów prosty zabieg pomieszania języków przyniesie Zła jego koffanym dzieciom w przyszłych pokoleniach. A mimo to Nas podzielił (tak stoi w Biblii). Czy zaprzecie się tego?
Inanna (Urianna / Urania) |
Ażeby opisać poznane przeze mnie źródła nt. Święta Zmarłych, a więc i samych Zaświatów, chciałabym uwypuklić kluczowe dla tego zagadnienia kłamstwo, którym posługuje się chrześcijański patriarchalizm od ponad tysiąca lat. No cóż... być może słowo "kłamstwo" jest na wyrost, ujmę to zatem jako "niedomówienie", którym jednak skutecznie wycierają sobie usta klerykowie i ich wierni, a mianowicie przy okazji modnego na Zachodzie Halloween, uwypuklają słowo "śmierć" (patrz: Link), zapominając jednak o drugim członie tego święta, przez który to staje się ono tak huczne a wręcz radosne w kulturach neo-pogańskich - o Zmartwychwstaniu, bo nie przeczę, że przy okazji Halloween, tradycja Samhain miała możliwość przetrwać. I całe szczęście.
Wiele lat zajęło mi dojście do prawdy, skąd tak jaskrawe różnice w obchodzeniu tego święta w systemie patriarchalnym a np. w kulturach tylko na wpoły schrystianizowanych, np. indiańskich (Ameryka Pd i środkowa) czy np. u Romów. Dzisiaj już rozumiem, dlaczego z samego gruntu, Święto Zmarłych obchodzone na terenie Polski, wzbudzało i wzbudza we mnie niechęć. Zaręczam - że nie mam na myśli cierpienia ludzi, którzy opłakują swoich bliskich - chodzi mi o wykładnię Kościoła, o dogmę, która wmówiła maluczkim przed ponad tysiącem lat, iż taki jest właściwy sens tego święta i w żaden inny sposób nie godzi się go obchodzić. Takie jest twierdzenie kleru...
Ale czy wyobrażacie sobie, co by się działo, gdyby do dzisiaj świat podważał sens chrześcijańskiej Wielkanocy, trzymając się wyłącznie opisu śmierci na krzyżu? Jakiż powstałby krzyk i lament? Kościół przecież na tym zasadza swoją dogmę, iż po męczeńskiej śmierci Króla Królów, nastaje radosny czas Zmartwychwstania. A gdybym powiedziała Wam, że właśnie w święcie Samhain / czyli w tych wszystkich Dziadach Europy, Azji, obu Ameryk... aż po Mezopotamię, a nawet dalej, leży źródło dla mitu o Zmartwychwstaniu? Przecież tradycje pogańskie poprzedzają narodziny chrześcijaństwa o tysiące lat. Od Mezopotamii aż po Japonię, na wszystkich kontynentach celebrowano Śmierć Świętego Króla (fizyczną lub tylko symboliczną, nie twierdzę wszak że były to święta grzeczne, łagodne) oraz jego powrót do świata żywych, który to dawał nie tylko światu możliwość Odrodzenia ale i wielką nadzieję dla żywych, iż po śmierci czeka ich nowe życie.
Dlaczego zatem Kościół tak uparcie trzyma się bluzgów, iż w owej pogańskiej wykładni chodzi wyłącznie o kult śmierci, zła, nihilizmu? Czyżby był niedouczony (w co wątpię, ponieważ Watykan dysponuje wieloma kluczowymi dla ludzkości informacjami, których strzeże jak "pies Ogrodnika") a może celowo udają klerykowie idiotów, gdyż jest to ciąg dalszy obrzucania łajnem wszystkiego, co ich poprzedza? Hitler ponoć też - według niektórych historyków - gardził Żydami, bo z nich się wywodził po matce...
Wiele lat zajęło mi dojście do prawdy, skąd tak jaskrawe różnice w obchodzeniu tego święta w systemie patriarchalnym a np. w kulturach tylko na wpoły schrystianizowanych, np. indiańskich (Ameryka Pd i środkowa) czy np. u Romów. Dzisiaj już rozumiem, dlaczego z samego gruntu, Święto Zmarłych obchodzone na terenie Polski, wzbudzało i wzbudza we mnie niechęć. Zaręczam - że nie mam na myśli cierpienia ludzi, którzy opłakują swoich bliskich - chodzi mi o wykładnię Kościoła, o dogmę, która wmówiła maluczkim przed ponad tysiącem lat, iż taki jest właściwy sens tego święta i w żaden inny sposób nie godzi się go obchodzić. Takie jest twierdzenie kleru...
Ale czy wyobrażacie sobie, co by się działo, gdyby do dzisiaj świat podważał sens chrześcijańskiej Wielkanocy, trzymając się wyłącznie opisu śmierci na krzyżu? Jakiż powstałby krzyk i lament? Kościół przecież na tym zasadza swoją dogmę, iż po męczeńskiej śmierci Króla Królów, nastaje radosny czas Zmartwychwstania. A gdybym powiedziała Wam, że właśnie w święcie Samhain / czyli w tych wszystkich Dziadach Europy, Azji, obu Ameryk... aż po Mezopotamię, a nawet dalej, leży źródło dla mitu o Zmartwychwstaniu? Przecież tradycje pogańskie poprzedzają narodziny chrześcijaństwa o tysiące lat. Od Mezopotamii aż po Japonię, na wszystkich kontynentach celebrowano Śmierć Świętego Króla (fizyczną lub tylko symboliczną, nie twierdzę wszak że były to święta grzeczne, łagodne) oraz jego powrót do świata żywych, który to dawał nie tylko światu możliwość Odrodzenia ale i wielką nadzieję dla żywych, iż po śmierci czeka ich nowe życie.
Dlaczego zatem Kościół tak uparcie trzyma się bluzgów, iż w owej pogańskiej wykładni chodzi wyłącznie o kult śmierci, zła, nihilizmu? Czyżby był niedouczony (w co wątpię, ponieważ Watykan dysponuje wieloma kluczowymi dla ludzkości informacjami, których strzeże jak "pies Ogrodnika") a może celowo udają klerykowie idiotów, gdyż jest to ciąg dalszy obrzucania łajnem wszystkiego, co ich poprzedza? Hitler ponoć też - według niektórych historyków - gardził Żydami, bo z nich się wywodził po matce...
Bogini Inanna-Isztar (sumeryjska figurka wotywna przedstawiająca rytuał matczynego błogosławieństwa dla swych dzieci) |
Zacznijmy zatem od początku... Inanna była "Królową Niebios", "matką bogów i ludzi", wielką Stworzycielką oraz opiekunką. Jako strażniczka równowagi pomiędzy siłami światła i ciemności, Inanna była zarazem boginią miłości i wojny. Na tym bowiem opierał się starożytny świat, na owej cienkiej linii, która sprawiała, że życie na Ziemi kwitło, ludzie żyli w dostatku; przestrzegając naturalnych rytmów narodzin i śmierci, upływały kolejne stulecia i tysiąclecia. Pragnę jednak uczulić, iż kult Inanny nie był pierwszym ani ostatnim o takiej wykładni. Niedawno odkryto najstarsze wyobrażenie Bogini Matki, wyciosany ze skały posążek Wielkiej Macierzy sprzed ponad miliona lat (choć data ta wacha się pomiędzy 3 a 1 mln). Znaleziono ją na wykopaliskach, na Wzgórzach Golan (Izrael). Chodzi mi o Acheulian, Wielką Matkę!
Miliona lat? Przecież świat ma zaledwie 6 tyś? - tak głoszą nadgorliwcy religijni. Ależ to absurd! Przecież homo sapiens jakiego znamy, wyewoluował zaledwie 200 tyś. lat temu... Że co proszę? Figurka Bogini Matki, a więc dowód na to iż stwory człekokształtne nie dość, że były zorganizowane w jakąś strukturę społeczną, to jeszcze na tyle "uduchowione" aby mieć jakąś religię i to ponad milion lat temu? Toż to się w głowie nie mieści! - twierdzą akademicy. A jednak, panowie szlachta!
Trzymajmy się jednak Inanny (ponieważ najstarszy mit o Zaświatach, z którego korzysta większa część dzisiejszego świata patriarchalnego, wywodzi się właśnie z Sumeru). Jej siedzibą było E-anna, tzw. "Dom Nieba". Jej imię często wiązano z innymi, lokalnymi bóstwami o tej samej randze. Np. w Syrii (na terenie dzisiejszego Izraela) czczono ją w postaci Asztarot (Astarte). Akadyjczycy nazywali ją Isztar a w najwcześniej schrystianizowanej Anatolii nazywała się z kolei - Szauszka. Ale jej stolicą było chaldejskie państwo-miasto Ur (Uruk) w Sumerze, identyfikowane z biblijnym Erech, z którego to - wywodził się pierwszy i najważniejszy patriarcha Izraela - Abraham (Abram).
Dla zrozumienia doniosłej roli, jaką kult Inanny odegrał w kształtowaniu się znanego nam dzisiaj Święta Zmarłych, ważne wydaje się wytłumaczenie dziwnego - przynajmniej dla mnie - powiązania zdarzeń. Jest to wyłącznie ćwiczenie intelektualne z mej strony - nie dysponuję wszak, podobnie jak większość ludzi na Ziemi - dokładnymi datami owych "mitycznych" wydarzeń, niechaj nikogo zatem nie zdroży myśl, która nasunęła mi się nt. legendarnego już opuszczenia przez Abrama tego starożytnego świętego miasta Inanny. Opis mój zarazem wyjaśni dwoistość samej bogini, jak i mit o jej Zejściu do Zaświatów.
Inanna-Bernice |
Wizja wojowniczej Inanny (Luis Royo) |
Niechęć jaką od tysiącleci okazują postaci Bogini Matki patriarchalni kapłani jest dla mnie do pewnego stopnia zrozumiała. Strach jaki rodzi się w ich sercach na myśl, iż musieliby odpokutować za wszystkie dokonane na jej dzieciach zbrodnie, za te wszystkie święte wojny, Inkwizycje, konkwisty, Reformacje i Kontrreformacje, za wszelkie rugowanie starych wierzeń z serc opornych, którzy nie chcieli rezygnować z wiary przodków, a także czy może przede wszystkim, za kłamstwa, grabież jej łona, mordy i inne spiski, zagarnianie każdej dziedziny świata wyłącznie dla siebie (samców alfa), tak iż nawet sam widok twarzy kobiet budzi w nich lęk i obrzydzenie, więc każą ją zakwefiać, a widok kobiety (lub dziewczynki) z książką w dłoni, budzi w nich demony szaleństwa, tak... strach ów jest ogromny, jak też pamięć tego, iż dawniej z siebie samych - poprzez poszłuszeństwo kobietom królowym, kapłankom - musieli czynić daninę.
Czy tego chcieli czy nie, zarówno sfera sacrum jak i profanum, wypełniona była zarówno pierwiastkiem męskim i żeńskim. Być może istnieją jeszcze inne przesłanki, dla ich niechęci, których nie znam, jak większość z Was, mając dostęp do tej tylko wiedzy, której nie zdołali stłamsić, ukryć czy zniszczyć. Jestem jednak przekonana, iż właśnie w owej dwoistości Bogini widzą Oni dla samych siebie największe zagrożenie.
Jeśli Wam się zdaje, że na świecie panuje równouprawnienie.... od razu Wam mówię: Błądzicie. System jaki nam panuje opiera się wyłącznie na pierwiastku męskim, czy może więc być mowa o wyzwolonej kobiecie, która aby dojść do zaszczytów, musi parać się tymi samymi, wyzyskującymi dzieci Gai, metodami i narzędziami? Czy na tym polega równość, iż z kobiety czynimy krwiożerczego samca-alfę? Gdzież tu równowaga? Chcecie równowagi, wpierw Ona musi wrócić na piedestał na równi z waszym bożkiem z penisem. Na wzór hinduski czy indiański, musi ona być tak samo szanowana jak męski jej odpowiednik. Także w każdej innej sferze życia, biznesu, nauki, kultury i sztuki, musi ona w spokoju móc reprezentować te cechy żeńskiego pierwstka, które różnią się od męskiego i nie mam na myśli: szydełkowania.
Wracając jednak do Inanny i miasta Ur. Jak głosi najstarszy sumeryjski mit spisany na glinianych tabliczkach, pewnego pięknego dnia, Bogini w ciele najwyższej kapłanki-dziewicy (tak bowiem manifestowała się w dawnej wierze Bogini pośród śmiertelnych - czyż nie na tym samym opiera się wcielenie Boga w ciało człowieka znane nam z NT?), odpoczywała w Świętym Ogrodzie. Ur słynęło z pięknych, niemalże rajskich ogrodów.
Niestety spokój Inanny zakłócił ogrodnik świętokradca o imieniu Szukallituda. Nie owijając w bawełnę, zgwałcił on kapłankę, nie bacząc iż łamie odwieczne tabu. A gdy słysząc lamenty swej służki Inanna przebudziła się w świecie śmiertelnych, wielkim zapałała gniewem. Karą za ów bluźnierczy czyn była śmierć. Jednak ów cwaniaczek, niczym nie wyróżniający się spośród ciżby "czarnych głów" (jak nazywano mieszkańców Sumeru), za namową swego Ojca (kim był? - tajemnica), zabrał cały swój dobytek i rodzinę, i jak niepyszny dał drapaka z Ur, zaś Inanna bezskutecznie starała się go ukarać, raz zsyłając na "czarnogłowych" plagę krwi (tak iż wszelkie zbiorniki wody wypluwały jednynie krew - jeszcze tylko w jednym starożytnym tekście pojawia się wzmianka o zamianie wody w krew, Exodus, słynne wyjście z Egiptu narodu Izraela, przypadek?), później jeszcze dwie inne plagi, o których milczą przekazy. Niestety winowajca uciekł, widać chroniony przez kogoś z boskiego otoczenia Inanny.
Kiedy się czyta znacznie późniejsze mity greckie, jako żywo staje przed oczami opowieść o kąpiącej się w Świętym Gaju Artemis (Dianie) oraz podglądającym ją Akteonie. Przyłapany na gorącym uczynku myśliwy (w innej wersji mitu Pasterz) został przez boginię zamieniony w jelenia a potem dopadła go psia-wilcza wataha wojowniczej bogini-dziewicy, rozszarpując go na miejscu. Hm....
Myśląc o biednej Inannie oraz Artemis v. Akteonie, na myśl przychodzi postać mitycznego patriarchy wyznawców judaizmu i islamistów -- Abram (Arabaham / Cham?), czyli "miłujący Ojca", który w jakże tajemniczych okolicznościach, usłyszał ciche wezwanie Boga (tylko którego dokładnie?). Jak wyczytać możemy z licznych źródeł starożytnych, także z Biblii, Jahwe / ów sumeryjski Jehu, był zaledwie "jednym z wielu Elohim". Ów tajemniczy bóg, który był początkowo pośrednim bogiem burzy, małżonkiem bogini Anat z Ugarit (była to kananejska bogini, siostra i równocześnie ukochana Baala, pomimo to często tytułowana dziewicą. W jednym z aspektów swej osobowości jawi się nam jako zmysłowa bogini miłości i płodności, w innym – jako budząca grozę wojowniczka), stał się tym, o którym mówiono: "Ten, który będzie, czyli który się staje". On to właśnie rzekł Abramowi w duszy, aby spakował manatki i "uciekał" z Ur a jak go posłucha, w nagrodę dostanie mlekiem i miodem płynącą krainę. Na początku nikt nie wierzył Abramowi, ale więzy krwi były silniejsze, więc jak głosi ST, jego liczna rodzina ruszyła za nim na tułaczkę. Na tułaczkę, która jak wiemy, zakończyła się serią wielopokoleniowych wojen domowych, ponieważ Jahwe obiecał ziemię, ale nie wspomniał, że będzie ona już od dawna zamieszkana przez inne ludy. No upsss...
Czy te dwa mity: o niecnym uczynku na dogmie matriarchalnej (czy naprawdę chodziło o gwałt? któż to wie?!) i tajemniczym wyjściu Abrama z kwitnącego Edenu zwanego Ur, poświęconego Bogini Matce, mają ze sobą cokolwiek wspólnego? Tego nie wiem - bo skąd mam wiedzieć?, jak pisałam wcześniej, są to moje subiektywne przemyślenia. Dziwi mnie jednak zawsze, kiedy słyszę, że wszystkie patriarchalizmy wyznają - rzekomo - tego samego Boga (na tym opiera się tzw. Ekumenizm), podczas gdy od ponad 2 tyś. lat toczą ze sobą nieustanne boje. Jak to więc jest z tymi Elohim? Być może było ich (i jest nadal) wielu?
Ale istnieje też drugie oblicze Bogini (to, które wadzi kronikarzom, skupiającym się wyłącznie na jej karcącym oku, wojowniczych epizodach oraz rozwiązłych świętach płodności). Szkoda, że biorąc ost. 2 tysiące lat do ręki, nie czyni podobnego wybiórczego rachunku sumienia sam patriarchalizm. Może dlatego, że na wadze sprawiedliwości więcej byłoby dowodów zbrodni, sprośności i prywaty, aniżeli owej niebiańskiej pokory i miłosierdzia, o których stale poucza się wiernych.
Czy tego chcieli czy nie, zarówno sfera sacrum jak i profanum, wypełniona była zarówno pierwiastkiem męskim i żeńskim. Być może istnieją jeszcze inne przesłanki, dla ich niechęci, których nie znam, jak większość z Was, mając dostęp do tej tylko wiedzy, której nie zdołali stłamsić, ukryć czy zniszczyć. Jestem jednak przekonana, iż właśnie w owej dwoistości Bogini widzą Oni dla samych siebie największe zagrożenie.
Co? Mieliby podzielić się władzą i godnością z kobietami? Uczynić je równymi sobie? Nigdy, przenigdy!
Jeśli Wam się zdaje, że na świecie panuje równouprawnienie.... od razu Wam mówię: Błądzicie. System jaki nam panuje opiera się wyłącznie na pierwiastku męskim, czy może więc być mowa o wyzwolonej kobiecie, która aby dojść do zaszczytów, musi parać się tymi samymi, wyzyskującymi dzieci Gai, metodami i narzędziami? Czy na tym polega równość, iż z kobiety czynimy krwiożerczego samca-alfę? Gdzież tu równowaga? Chcecie równowagi, wpierw Ona musi wrócić na piedestał na równi z waszym bożkiem z penisem. Na wzór hinduski czy indiański, musi ona być tak samo szanowana jak męski jej odpowiednik. Także w każdej innej sferze życia, biznesu, nauki, kultury i sztuki, musi ona w spokoju móc reprezentować te cechy żeńskiego pierwstka, które różnią się od męskiego i nie mam na myśli: szydełkowania.
Wracając jednak do Inanny i miasta Ur. Jak głosi najstarszy sumeryjski mit spisany na glinianych tabliczkach, pewnego pięknego dnia, Bogini w ciele najwyższej kapłanki-dziewicy (tak bowiem manifestowała się w dawnej wierze Bogini pośród śmiertelnych - czyż nie na tym samym opiera się wcielenie Boga w ciało człowieka znane nam z NT?), odpoczywała w Świętym Ogrodzie. Ur słynęło z pięknych, niemalże rajskich ogrodów.
Niestety spokój Inanny zakłócił ogrodnik świętokradca o imieniu Szukallituda. Nie owijając w bawełnę, zgwałcił on kapłankę, nie bacząc iż łamie odwieczne tabu. A gdy słysząc lamenty swej służki Inanna przebudziła się w świecie śmiertelnych, wielkim zapałała gniewem. Karą za ów bluźnierczy czyn była śmierć. Jednak ów cwaniaczek, niczym nie wyróżniający się spośród ciżby "czarnych głów" (jak nazywano mieszkańców Sumeru), za namową swego Ojca (kim był? - tajemnica), zabrał cały swój dobytek i rodzinę, i jak niepyszny dał drapaka z Ur, zaś Inanna bezskutecznie starała się go ukarać, raz zsyłając na "czarnogłowych" plagę krwi (tak iż wszelkie zbiorniki wody wypluwały jednynie krew - jeszcze tylko w jednym starożytnym tekście pojawia się wzmianka o zamianie wody w krew, Exodus, słynne wyjście z Egiptu narodu Izraela, przypadek?), później jeszcze dwie inne plagi, o których milczą przekazy. Niestety winowajca uciekł, widać chroniony przez kogoś z boskiego otoczenia Inanny.
Kiedy się czyta znacznie późniejsze mity greckie, jako żywo staje przed oczami opowieść o kąpiącej się w Świętym Gaju Artemis (Dianie) oraz podglądającym ją Akteonie. Przyłapany na gorącym uczynku myśliwy (w innej wersji mitu Pasterz) został przez boginię zamieniony w jelenia a potem dopadła go psia-wilcza wataha wojowniczej bogini-dziewicy, rozszarpując go na miejscu. Hm....
Myśląc o biednej Inannie oraz Artemis v. Akteonie, na myśl przychodzi postać mitycznego patriarchy wyznawców judaizmu i islamistów -- Abram (Arabaham / Cham?), czyli "miłujący Ojca", który w jakże tajemniczych okolicznościach, usłyszał ciche wezwanie Boga (tylko którego dokładnie?). Jak wyczytać możemy z licznych źródeł starożytnych, także z Biblii, Jahwe / ów sumeryjski Jehu, był zaledwie "jednym z wielu Elohim". Ów tajemniczy bóg, który był początkowo pośrednim bogiem burzy, małżonkiem bogini Anat z Ugarit (była to kananejska bogini, siostra i równocześnie ukochana Baala, pomimo to często tytułowana dziewicą. W jednym z aspektów swej osobowości jawi się nam jako zmysłowa bogini miłości i płodności, w innym – jako budząca grozę wojowniczka), stał się tym, o którym mówiono: "Ten, który będzie, czyli który się staje". On to właśnie rzekł Abramowi w duszy, aby spakował manatki i "uciekał" z Ur a jak go posłucha, w nagrodę dostanie mlekiem i miodem płynącą krainę. Na początku nikt nie wierzył Abramowi, ale więzy krwi były silniejsze, więc jak głosi ST, jego liczna rodzina ruszyła za nim na tułaczkę. Na tułaczkę, która jak wiemy, zakończyła się serią wielopokoleniowych wojen domowych, ponieważ Jahwe obiecał ziemię, ale nie wspomniał, że będzie ona już od dawna zamieszkana przez inne ludy. No upsss...
Czy te dwa mity: o niecnym uczynku na dogmie matriarchalnej (czy naprawdę chodziło o gwałt? któż to wie?!) i tajemniczym wyjściu Abrama z kwitnącego Edenu zwanego Ur, poświęconego Bogini Matce, mają ze sobą cokolwiek wspólnego? Tego nie wiem - bo skąd mam wiedzieć?, jak pisałam wcześniej, są to moje subiektywne przemyślenia. Dziwi mnie jednak zawsze, kiedy słyszę, że wszystkie patriarchalizmy wyznają - rzekomo - tego samego Boga (na tym opiera się tzw. Ekumenizm), podczas gdy od ponad 2 tyś. lat toczą ze sobą nieustanne boje. Jak to więc jest z tymi Elohim? Być może było ich (i jest nadal) wielu?
Jeden z nich stworzył judeochrześcijaństwo, inny szerzy terror pt. islam a komunizm zaciera ręce, zaś areną dla ich zmagań, Ziemia, która matczynym wzrokiem obserwuje to wszystko z cierpliwością; przynajmniej do czasu... Dinozaurom też mogło się roić, że będą panować wiecznie.
Ale istnieje też drugie oblicze Bogini (to, które wadzi kronikarzom, skupiającym się wyłącznie na jej karcącym oku, wojowniczych epizodach oraz rozwiązłych świętach płodności). Szkoda, że biorąc ost. 2 tysiące lat do ręki, nie czyni podobnego wybiórczego rachunku sumienia sam patriarchalizm. Może dlatego, że na wadze sprawiedliwości więcej byłoby dowodów zbrodni, sprośności i prywaty, aniżeli owej niebiańskiej pokory i miłosierdzia, o których stale poucza się wiernych.
Inanna - Pani Nieba |
Niebiańska Łódź Inanny, które to przedstawienie zapożyczyła mitologia egipska |
Życiodajny symbol płodności - Inanna jako Bogini Pszczoła |
Pisząc o przewadze matriarchalizmu nad patriarchalizmem, nie mam na myśli, aby wzorem Seksmisji światem zaczęły rządzić same kobiety. Takoż i kult Inanny (oraz w ogólności Bogini Matki) nie opierał się wyłącznie na jednym pierwiastku - żeńskim. W tym właśnie rzecz, iż Harmonia Świata musi opierać się na równowadze, na więzi boskich rodziców: Bogini Matki (matuli bogów i ludzi, pani życia i śmierci) oraz Świętego Króla, jej boskiego małżonka odpowiadającego za czynny aspekt kreacji, płodności, nowego początku oraz / zarazem śmiertelnego Syna, który w świecie doczesnym prowadzi dzieci Gai, naucza i przekazuje najważniejszą prawdę o tym, iż na tym jednym życiu się nie kończy. To On, oddaje życie każdego roku, aby na wiosnę cała ziemia mogła się odrodzić, jest więc symbolem Zmartwychwstania, dokładnie tak samo jak w wykładni NT, gdzie Jezus staje się zwycięzcą śmierci.
Bogini Matka to inaczej najwyższy sternik (psyche) człowieka (zarazem jej centrum i obwód), zaś Młody Bóg to Ego (centrum świadomości), czyli życie, śmierć i kolejne wcielenia. Nie bez znaczenia jest liczba dni -- 3 dni - które były potrzebne, aby doszło do powrotu z Zaświatów. Wg. badaczy zjawiska "śmierci klicznej" jak i znawców tematyki reinkarnacji, jasnym jest iż tyle trzeba czasu, aby ludzka dusza mogła uwolnić się z okowów doczesności. Imion Bogini są miliony na całym świecie, takoż i znane nam mitologie prawią o jej Synu, który oddaje życie a potem zostaje wskrzeszony. W Sumerze był takim Dumuzi, w Babilonie - Tammuz, w Syrii - Adonis, we Frygii - Attis, w Egipcie - Ozyrys i Horus a w starożytnej Palestynie czasów rzymskich - Jezus z Nazaretu, który stał się Chrystusem. Mit o śmierci Świętego Króla oraz jego Zastępcy-Bliźniaka, jest tak stary jak świat. Koniecznie powinniście obejrzeć serial "Robin z Sherwood". W tym jednym serialu zawarto całą wykładnię (tyle że na bazie celtyckiej tradycji) mitu o Świętym Królu, jego rządach - w obronie niewinnych - oraz śmierci i odrodzeniu w nowym ciele.
A więc radujmy się! Ponieważ na tym jednym życiu, nie kończy się nasza podróż przez Universum. Odradzamy się w nowym ciele i tak bez końca, bo Wszechświat nie ma początku, jest wieczny. To także przekonania Einsteina, z których wielu szydzi, chociaż kiedy im wygodnie, powołują się na jego geniusz bez skrupułów. Wieczna jest także batalia pomiędzy Dobrem i Złem, areną jej Ziemia, narzędziami - śmietelnicy. Sęk w tym, iż pozbawiając ludzi dogmatu o Strażniczce Harmonii, która zachowuje równowagę (balans) między światłem i ciemnością, uczyniono wszystkich sierotami. Kościół oraz pozostałe przybytki patriarchalizmu a co za tym idzie dwory i parlamenty, zagarnęły sobie dogmat o Zmartwychwstaniu, jakby był jego (ich własnością), odmawiając dużo starszym przekazom mocy i znaczenia. A Matka Boska (czy Hagia Sophia / Szechina)? -- jakże marna to namiastka w świecie, w którym odmawia się owej Maryi Zawsze Dziewicy, wszelkiej boskości, spychając ją wyłącznie do rangi żywego inkubatora dla boskiego płodu.
Na początku więc była Inanna (Matka) i Dumuzi (Ojciec-Święty, król śmiertelny), jej umiłowany małżonek. Ale jak głoszą gliniane tabliczki, nie od razu bogini przystała na ów święty mariaż. A to dlatego, iż Dumuzi był ledwie Pastuchem. Inanna początkowo wolała Rolnika albo i myśliwego / łowcę, a więc tego, co "sieje" i "zbiera". Mit ów stał się znacznie później podstawą dla opowieści o Demeter i gwałcie, jaki zadał jej własny jej brat - Zeus. Pominę tym razem szczegóły, dość, że w wyniku owego gwałtu zrodziła się Persefona ("pani łanów zbożowych"), bogini uwięziona w Tartarze (mówiono o niej także: "ta, która przynosi zagładę" lub "przygotowuje zniszczenie").
Zaś prawdziwym ukoffanym Demeter miał być tytan Jazjos (Jazjon), któremu to Demeter urodziła właściwego pana Piekieł (tutaj kłaniają się braki w liniowości czasu dla różnych mitycznych wątków) - niejakiego Plutosa czyli Plutona (pierwotnie zwanego: "dostatek", zaskoczeni?). Nawiązuję do mitów greckich nie bez powodu. Persefona (Kora) i Hekate (w kręgu celtycko-słowiańskim) reprezentowały przedhelleńskie nadzieje na Odrodzenie, tzw. metempsychozę (reinkarnację), zaś Hades, który pojawił się na arenie dziejów pod wpływem patriarchalizmu, oznaczał śmierć nieuchronną. Tak iżby nawet w Zaświatach istniał podział na wpływowych, znacznych, wybrańców. Zwykły człowiek po śmierci stawał się jedynie szarym cieniem, pisane mu było błąkać się o chłodzie i głodzie. Ot, taka "boska" czy raczej "patriarchalna" sprawiedliwość.
Bogini zaś (oraz wszystko to, co się z jej kultu zrodziło) była płodną krainą, polem lub wzgórzem.
"... Inanno, pierś twoja jest twoim polem,
Twoim rozległym, szerokim polem, które wykarmia rośliny,
Twoim rozległym polem, które wykarmia zboże,
Wody spływające z wysokości - dla Pana - chleb z wysokości,
Wody spływające z wysokości - dla Pana - chleb, chleb z wysokości,
Wylej je dla wybranego Pana, Będę je z ciebie pił".
(Słowa Dumuziego podczas zaślubin z Boginią, "Zapomniany świat Sumerów", M. Bielecki, str. 243).
Dopiero w czasach panowania historycznych władców, Dumuzi obrósł legendą w mitach, stając się symbolem Sił Przyrody, takim jak np. Bożek Pan, Annwm, Herne, Cernunnos czy choćby Robin Hood lub Król Artur. Odtąd na znak tamtego świętego przymierza, śmiertelny władca Ur poślubiał podczas noworocznych misteriów najwyższą kapłankę Inanny. Ów mit przedstawia zatem Boginię jako uosobienie miłości, płodności i urodzaju. Inanna staje się opiekunką spichlerzy a jej śmiertelny małżonek tym, który zapładnia i strzeże. W ten oto sposób mit przyoblekł się w ciało i jak każdy rytuał zapoczątkował wielowiekową, tysięczną' tradycję. Z kolei bystrzy ludzie, już w III tyś. p.n.e. wpadli na pomysł, aby pod pozorem darów składanych w świątyni Inanny, w rzeczywistości pobierać podatki. Kto wie czy to jedno nadużycie z ich strony nie rozuchwaliło ich na tyle, iż sięgnęli wnet po pełnie władzy.
Inanna i Dumuzi |
Inanna i Dumuzi - Święty Ożenek |
Dawni Sumerowie wierzyli, że tylko "obie te siły, reprezentujące męski i żeński pierwiastek, zostaną ze sobą związane, a co za tym idzie, można oczekiwać dostatku, dobrych zbiorów z pól, pomnożenia stad" (Tamże, str. 239). Jedna z inskrypcji pyta: "Kto będzie ją (ziemię) orał?". Owe wzgórze nad wodą, które jest swoistym "pępkiem świata", łonem Wielkiej Macierzy. Na co pada odpowiedź samego Dumuziego: "Pani, król będzie je orał dla Ciebie".
W starych legendach celtyckich zbiegają się o dziwo pojęcia zwierzchności, władzy i pierwiastka kobiecego. Zwierzchność wciela się w postać starej kobiety, ale jej władza wyczerpuje się, wymaga regeneracji. Kobieta jest czynnikiem inicjującym, uosabia tę przemożną siłę, dzięki której mężczyzna może wykonać swe zadanie, byłaby zatem niekompletna bez pierwiastka męskiego. Zarówno mezopotamscy, jak i greccy, rzymscy, celtyccy czy słowiańscy bogowie płodności, byli niezbędnym czynnikiem dla cyklicznych rytuałów agrarnych. Pokrewni etruskiemu Kronosowi (Saturnowi), łączyli się z dawczynią życia i śmierci, w celu zapewnienia pomyślnych zbiorów.
W starych legendach celtyckich zbiegają się o dziwo pojęcia zwierzchności, władzy i pierwiastka kobiecego. Zwierzchność wciela się w postać starej kobiety, ale jej władza wyczerpuje się, wymaga regeneracji. Kobieta jest czynnikiem inicjującym, uosabia tę przemożną siłę, dzięki której mężczyzna może wykonać swe zadanie, byłaby zatem niekompletna bez pierwiastka męskiego. Zarówno mezopotamscy, jak i greccy, rzymscy, celtyccy czy słowiańscy bogowie płodności, byli niezbędnym czynnikiem dla cyklicznych rytuałów agrarnych. Pokrewni etruskiemu Kronosowi (Saturnowi), łączyli się z dawczynią życia i śmierci, w celu zapewnienia pomyślnych zbiorów.
Bogini Mokosz (Matka Ziemia, związana także z żywiołem wody), w tle Światowit, jeden z najważniejszych bogów Słowian i zarazem, w początkowej fazie, małżonek Bogini |
Słowiańska Mokosz (czeska miejscowość - Mokošín) |
W tym miejscu chciałabym nawiązać do słowiańskiej Bogini Matki. Rdzeń jej imienia - według różnych przekazów - odnosi się prawdopodobnie do słowa znanego także w sanskrycie "makha" (= szlachetna/y, bogata/y) czy słowiańskiego przedrostka mok' co znaczy "moczyć, mokry". Przypisany jej był, ze względu na jej żeńskie atrybuty, kult płodności, urodzaju, wszelka "wilgotność". W folklorze północno-rosyjskim zwykło się ją nazywać Mokosza-Mokusza. Do dzisiaj istnieją miasta i wsie noszące jej imię: Mokrzany (Wielkie i Małe, na Ukrainie), Moksza (rzeka w Rosji a w hinduizmie - stan jedności z Bogiem, kiedy następuje całkowity rozpad ludzkiego "ego" i nie musi dusza więcej wcielać się, co dla Hindusów jest rzecz jasna czymś nad wyraz pożądanym), a także Moksze, Mokszy Błoto czy Mokuszów lub Mokos koło Sochaczewa.
Nazywano ją także: "Jaśniejąca", "Niepokalana", "Matka Ziemia Wilgotna". Jak pisałam już wiele razy, dawnym sanktuarium Mokosz, gdzie biło jej święte źródełko, było wzgórze w pd-części Polski, zwane od wieków Jasną Górą*, gdzie też czczi się po dziś dzień święty wizerunek Czarnej Madonny. A czy wiecie, że mianem tym oznaczano już w czasach przed-rzymskich Boginię Eponę (europejski odpowiednik Inanny)?
Tak się składa, że w tym roku słowiańskie Dziady oraz celtyckie Samhain, przypadają z czwartku na piątek (o północy). Czwarty dzień tygodnia jest szczególnie ważny w tradycji słowiańskiej, nie tylko zwg. na symboliczne znaczenie liczby 4 (liczby Bogini Matki btw), ale również reprezentuje ten dzień i ta liczba święty wizerunek boga Świętowita (o czterech twarzach). Bardzo mnie zatem cieszy, że także 4 rocznica prowadzenia tego bloga przypada właśnie w dniu pradawnego święta Bogini Mokosz (Magna Mater) a zarazem w dniu Święta Śmierci i Zmartwychwstania.
Mój przeskok myślowy od Inanny do Mokosz wziął się stąd, iż starożyni Słowianie pojmowali "orkę" jako "święty akt płciowy wobec ziemi". Czyż nie pobrzmiewa w tym echo świętego ożenku z Dumuzim? A czy gdy dodam, że Mokosz była także wiązana ze strzyżeniem owiec i przędzeniem lnu (pasterstwem)? Dawniej obce ludy witały siebie następująco: "Jedna jest Bogini, choć wiele ma imion!". Z kolei Świętowit w postaci obelisku, trzymający w jednej dłoni miecz a w drugiej - róg, jest wcieleniem tego wszystkiego, co pisałam o Świętym Królu.
Miecz i róg u Słowian (w celtyckiej wykładni to: sztylet i kielich) wiążą go z ziemią. Miecz to symbol wojownika, róg czy kielich - to berło ziemskiego władcy. Świętowit (jego 4-głowy słup) jest zapładniającą siłą, krzesi życie, wywołuje twórcze siły przyrody, poprzez piorun, łączy on ziemię z niebem. Czy ta dwoistość i pomieszanie (gdzie raz Ona, raz On), która zarazem odnosi się do rolnictwa i do wojaczki, nie jest echem dużo starszego, uniwersalnego kultu, który onegdaj władał całym światem? Myślę, że tak... A zatem takie desperackie kroki jak:
_______________________________________________________
Nazywano ją także: "Jaśniejąca", "Niepokalana", "Matka Ziemia Wilgotna". Jak pisałam już wiele razy, dawnym sanktuarium Mokosz, gdzie biło jej święte źródełko, było wzgórze w pd-części Polski, zwane od wieków Jasną Górą*, gdzie też czczi się po dziś dzień święty wizerunek Czarnej Madonny. A czy wiecie, że mianem tym oznaczano już w czasach przed-rzymskich Boginię Eponę (europejski odpowiednik Inanny)?
Tak się składa, że w tym roku słowiańskie Dziady oraz celtyckie Samhain, przypadają z czwartku na piątek (o północy). Czwarty dzień tygodnia jest szczególnie ważny w tradycji słowiańskiej, nie tylko zwg. na symboliczne znaczenie liczby 4 (liczby Bogini Matki btw), ale również reprezentuje ten dzień i ta liczba święty wizerunek boga Świętowita (o czterech twarzach). Bardzo mnie zatem cieszy, że także 4 rocznica prowadzenia tego bloga przypada właśnie w dniu pradawnego święta Bogini Mokosz (Magna Mater) a zarazem w dniu Święta Śmierci i Zmartwychwstania.
Mój przeskok myślowy od Inanny do Mokosz wziął się stąd, iż starożyni Słowianie pojmowali "orkę" jako "święty akt płciowy wobec ziemi". Czyż nie pobrzmiewa w tym echo świętego ożenku z Dumuzim? A czy gdy dodam, że Mokosz była także wiązana ze strzyżeniem owiec i przędzeniem lnu (pasterstwem)? Dawniej obce ludy witały siebie następująco: "Jedna jest Bogini, choć wiele ma imion!". Z kolei Świętowit w postaci obelisku, trzymający w jednej dłoni miecz a w drugiej - róg, jest wcieleniem tego wszystkiego, co pisałam o Świętym Królu.
Miecz i róg u Słowian (w celtyckiej wykładni to: sztylet i kielich) wiążą go z ziemią. Miecz to symbol wojownika, róg czy kielich - to berło ziemskiego władcy. Świętowit (jego 4-głowy słup) jest zapładniającą siłą, krzesi życie, wywołuje twórcze siły przyrody, poprzez piorun, łączy on ziemię z niebem. Czy ta dwoistość i pomieszanie (gdzie raz Ona, raz On), która zarazem odnosi się do rolnictwa i do wojaczki, nie jest echem dużo starszego, uniwersalnego kultu, który onegdaj władał całym światem? Myślę, że tak... A zatem takie desperackie kroki jak:
Usunięcie przez katolickiego kapłana (ks. Ryszarda Staszaka v. z miejscowym burmistrzem), stojącego od paru lat na Górze Ślęża (Sobótce) -- której nazwa pochodzi najprawdopodobniej od słowa "ślęga" = "mokra pogoda, błoto" -- posągu Świętowita w przededniu Dziadów, zdają się świadczyć o panicznym wręcz strachu wobec odradzającej się wspólnoty słowiańskiej w Polsce, która - tak im się roi - może wykraść cenne owieczki z ich stada, przez co mniej będzie dudków na niedzielnej tacy. Link - TUTAJ.
_______________________________________________________