"Dziady / Samhain / Kekri Lambat - Święto Śmierci i Zmartwychwstania" - czyli jak Bogini zeszła do Królestwa Zmarłych i powróciła stamtąd po trzech dniach w chwale! Część III
Inanna (Isztar) w Zaświatach (stojąca przed jednym ze sług bogini Ereszkigal - Nergalem) |
Żeby dostać się do Kur (królestwa bogini Ereszkigal i zarazem siostry
Inanny), do krainy z której nie ma powrotu, bez względu na to czy się
jest bogiem czy śmiertelnikiem, Pani Niebios musiała przepłynąć rzekę "która pochłania człowieka"
(to stąd narodził się zapewne mit o Styksie, Rzece Zapomnienia). Trudno
jednoznacznie powiedzieć, dlaczego właściwie Inannie przyszło do głowy
wejść do Zaświatów. Jedni twierdzą, iż to przez buńczuczność zawędrowała
tak daleko, w krainę mroku, śmierci, wiecznego smutku i głodu. Są
jednak i tacy, którzy twierdzą, że Inanna chciała w ten sposób
rozszerzyć swoje włości. Jako Pani Życia, nie mogła patrzeć biernie na
marność swych dzieci, które odchodziły ze świata nieraz w wielkim
przerażeniu i rozpaczy. Możnaby więc pokusić się o stwierdzenie, że ów
odważny czyn (a może i desperacki) był konieczny dla stworzenia podwalin
pod system religijny, który dawał ludziom nadzieję na życie po śmierci.
To logiczne wyjaśnienie, wszak tak postępowały u zarania dziejów
wszystkie religie. Jednak różnica pomiędzy Zaświatami kultu
matriarchalnego a patriarchalnym, stale ściera się ze sobą w jednym
kluczowym aspekcie. Śmierć dla wyznawców patriarchalizmu (Zaświaty ST =
Szeol) jest ostatecznym kresem ludzkiego życia i trafia się tam bez
względu na to czy się jest dobrym, czy złym. Naturalnie mesjańska
wykładnia NT obiecuje Niebiańskie Jeruzalem, życie wieczne, etc, jednak
nie ma obecnie mowy o jakimkolwiek powrocie do życia w nowym ciele.
Mit o zejściu Inanny do Zaświatów stał się początkiem dla wiary w reinkarnację (podobnież jak w Indiach a później wśród Orfików, Pitagorejczyków oraz przeróżnych sekt Bliskiego Wschodu), w odróżnieniu jednak od hinduizmu, reinkarnacja dziecka Bogini jest dobrowolna i pozytywna, jest czymś co ma nas rozwijać, wzbogacać. Nawet najwięksi mędrcy i herosi, powracają w nowym wcieleniu, w służbie drugiemu człowiekowi. Wizja takiego cyklu jest nie do pogodzenia z systemem patriarchalnym, ponieważ nie zasadza się ona na "karze i nagrodzie", błędy jak i cnoty, mają nam pomagać zrozumieć istotę życia i śmierci, ponieważ walka Dobra ze Złem jest wieczna. Patriarchalizm opiera się na hierarchii bytów, jest Pan i Władca, jest pokora, uniżenie, asceza, ale tylko to jedno życie ma nas nauczyć wszystkiego, reszta... se ne wrati!.
Inanna - Persefona |
Wróćmy jednak do Inanny. Ażeby przedostać się do Kur, musiała wpierw
przepłynąć rzekę, za pomocą łodzi zarządzanej przez "człowieka w łodzi"
(patrz: Charon, Trzygłów - Trojan, słowiański Przewodnik Dusz, od
którego istnieje w potocznym języku "Trójmiasto", czyli: Gdańsk, Gdynia i
Sopot. Kto zna żywot biskupa Ottona ten zapewne kojarzy jak dawniej w
czasach Arkony wyglądał ów "trój-podział" na trzy góry Trzygłowa), czy
np. słudzy kapłanek z Avalon, transportujący na wyspę wybrańców). Ubrana
w najpiękniejsze szaty i przyodziana w tzw. "siedem praw boskich", musiała jeszcze - zanim stanie przed obliczem swej mrocznej siostry - przejść przez tzw. Siedem Piekielnych Bram
(tudzież kręgów), których strzegli tajemniczy Anunnaki. Ale Inanna nie
poszła do Zaświatów nieprzygotowana. Zdawała sobie sprawę, że jej
siostra pała do niej nienawiścią i może zechcieć wykorzystać okazję, aby
ją uwięzić na wieki. Przestrzegła więc swą służkę Ninszubur, ażeby -
jeśli nie powróci z Kur w ciągu 3 dni - udała się na dwór
swoich boskich braci i sióstr, błagając o pomoc. Liczyła się z tym
także, że mogą ją opuścić, dlatego ostatnią deską ratunku był dlań Enki (bóg
słodkich wód, bóg mądrości, stwórca człowieka, czczony w Eridu; bóg
troskliwy, który miał przestrzec wybrańców przed Potopem; patrz: pasek kategorii!), który miał przemycić dla niej "pokarm i napój życia", mogący wskrzesić ją.
I stało się dokładnie tak, jak przewidziała to Inanna. Trzeciego dnia, kiedy Inanna wciąż nie powróciła, Ninszubur, ruszyła po pomoc i dopiero Enki odpowiedział na jej lament. Stworzył na ten cel bezpłciowe istoty (trudno powiedzieć kim były, jedno co jest pewne, że miały skrzydła) - Kurgarra i Kalatur, by przeniknęły do Zaświatów i wodą oraz pokarmem życia, wskrzesiły Inannę. Udało się im rzecz jasna odnaleźć Boginię, lecz widok jaki sobą przedstawiała, wywoływał dreszcze. Trzeba wam wiedzieć, że przechodząc kolejno przez Siedem Piekielnych Bram, Inanna była odzierana kolejno z chroniących ją "praw boskich" (lub czymkolwiek były owe "prawa"), aż w końcu, kiedy stanęła przed Władczynią Zaświatów, stała się łupem dla podziemnych upiorów. Wysłannicy Enkiego, odnaleźli jej umęczone ciało zawieszone na palu. Czy coś wam to mówi?
I stało się dokładnie tak, jak przewidziała to Inanna. Trzeciego dnia, kiedy Inanna wciąż nie powróciła, Ninszubur, ruszyła po pomoc i dopiero Enki odpowiedział na jej lament. Stworzył na ten cel bezpłciowe istoty (trudno powiedzieć kim były, jedno co jest pewne, że miały skrzydła) - Kurgarra i Kalatur, by przeniknęły do Zaświatów i wodą oraz pokarmem życia, wskrzesiły Inannę. Udało się im rzecz jasna odnaleźć Boginię, lecz widok jaki sobą przedstawiała, wywoływał dreszcze. Trzeba wam wiedzieć, że przechodząc kolejno przez Siedem Piekielnych Bram, Inanna była odzierana kolejno z chroniących ją "praw boskich" (lub czymkolwiek były owe "prawa"), aż w końcu, kiedy stanęła przed Władczynią Zaświatów, stała się łupem dla podziemnych upiorów. Wysłannicy Enkiego, odnaleźli jej umęczone ciało zawieszone na palu. Czy coś wam to mówi?
Gdy jednak "pokarm i napój życia" od Enkiego zadziałał, pozwolono Inannie opuścić Kur, ale pod jednym warunkiem. Wiedziona do świata żywych przez demony, których bali się sami bogowie, miała czym prędzej dostarczyć kogoś na swoje miejsce. Gdziekolwiek się udała Inanna triumfalnie krocząc jako ta, która "zwyciężyła śmierć", kłaniano się jej nisko, nawet bogowie przywdziewali pokutne szaty i witali ją pokornie, ażeby zjednać sobie jej łaski, i chociaż wcześniej wyparli się jej (kiedy potrzebowała ich pomocy), widząc ich szczerą skruchę, wybaczała im. Pech jednak chciał czy zrządzenie losu, iż jedynym, który nie wziął sobie do serca przezornego zachowania bóstw, był jej umiłowany małżonek - Dumuzi (Pasterz).
Mity z góry osądziły Inannę, ponieważ nawet jej wiernym nie mieściło się w głowie, że dobra bogini mogła postąpić tak surowo ze swym Świętym Królem, jednak zapomina się, iż jako jedyny, Dumuzi rozsiadł się buńczucznie na jej własnym tronie gdy ona czekała pomocy. Widząc jego pychę, lekkomyślność, to iż zwątpił w Nią, był pewien iż więcej jej nie ujrzy, wskazała go towarzyszącym jej demonom, jako swego Zastępcę w Zaświatach. I tak to się zaczęło.
"Inanna zwróciła na niego spojrzenie, spojrzenie śmierci,
Wyrzekła słowo przeciw niemu, słowo gniewu,
Wydała okrzyk przeciw niemu, okrzyk oskarżenia:
"Oto on, pochwyćcie go!"
Boska Inanna wydała Pasterza Dumuzi w ich ręce" (M. Bielecki, str. 251).
"Promegranat Persefony" |
W tym micie o zstąpieniu do Zaświatów, zarówno w Sumerze, jak i w Grecji
czy celtycko-słowiańskiej Europie, symbol "granatu" rzuca się w oczy od
samego początku. Tak tylko uczulam, sami wyróbcie sobie zdanie na ten
temat. Inanna schodząc do krainy umarłych ubrała się dla ochrony w
"siedem praw boskich", przechodziła przez "siedem piekielnych bram",
które niestety ograbiły ją z wszelkiej przewagi i w ostateczności
skazały na uwięzienie. Czyż Persefona, która o mały włos uciekłaby
Hadesowi, lecz w ostatniej chwili dała się skusić na "7 ziarenek
granatu", co sprawiło iż stała się "niewolnicą" króla podziemi, nie
wywodzi się z tego samego źródła? A owych "7 Sióstr Plejad" czy "7 Synów
Welesa", jak kto woli, czy "siedem dusz dzieci czekających na ponowne
wcielenie", nie przywodzi na myśl tego samego źródła?
Granat - moi drodzy - to prastary symbol płodności, podobnie jak wiele owoców o ziarnach (dynia, pomarańcza, pomidor, cytron). Świeżo poślubione niewiasty w Rzymie nosiły na głowach wieńce z gałązek granatu. W Indiach (ale nie tylko) granat uchodzi od dawna za remedium przeciwko bezpłodności. Samo otwarcie granatu przyrównywane jest do "defloracji" (= rozerwanie błony dziewiczej). Ze względu na intensywną czerwoną barwę swego miąższu, od zawsze kojarzono ów owoc z miłością, ale i krwią, a zatem był to "uniwersalny symbol życia i śmierci". Tak jak jabłko jest symbolem życia, tak granat symbolem śmierci i odrodzenia.
Ps. Czy to nie zabawne, że śmiercionośny wytwór patriarchalnego świata, który lubuje się w wojnie, mam na myśli "broń" (robiące spore ka Boom!), zwany jest - "granat"?
Fenicjanie łączyli ów owoc z kultem solarnym a co za tym idzie, z ciągłą odnową życia, regeneracją sił. Tora natomiast poucza, że granat jest symbolem wierności wobec Tory, ale trąci to lekko myszką, nieprawdaż? Tak samo jak średniowieczny styl przypisywania tego owocu - Maryi (do jej cnót), tyle że albo kronikarze byli nieukami, albo wcale nie widzieli w Maryi dziewicy oraz cnotki. Szczytem głupoty było upatrywanie tego owocu przez Kościół, zwg. na jego twardą skórę i słodkie wnętrzne, za symbol doskonałego chrześcijanina, w szczególności - kapłana. Ja to rozumiem tak: Owszem, zakładają oni na siebie poważną, cnotliwą szatę, jednak w środku skrywają robaczywe, sprośne i wynaturzone wnętrze. No bo kto to widział: Faceci w sukienkach!
Samhain / Dziady / Kekri Lambat |
Samhain współcześnie (Anglia) |
Udanego Święta Zmarłych, Śmierci i Zmartwychwstania! |
I tak oto doszłam do końca tej opowieści, która nie zna
ani początku (tonie w odmętach przeszłości) ani końca (jak długo będzie
powtarzana). Kościół - moi koffani - jak i pozostałe twory
patriarchalne: judaizm oraz islam (wspierane po cichu "kulturowy marksizm=lewactwo Zachodu) oraz monarchie (których symbolem lew i
Graal, czyli przekonanie, że władza im się słusznie należy, bo dano im
ją wprost od Boga), próbują co rusz zniekształcać obraz dawnych wierzeń a
przede wszystkim (co i zdumiewa, i śmieszy) własne dogmaty, które
przecież zapożyczyli od wszystkich podbitych po kolei religii. Dzisiaj
nazywają tamte "mitologiami", "zabobonami" a nawet "bluźnierstwem,
herezją czy szataństwem". I tak to się kręci od paru dobrych tysięcy lat
(wszak chrześcijaństwo nie było pierwsze w tym przemalowywaniu świata z
równego w każdej materii, na patriarchalny, skupiający się wyłącznie na
pierwiastku męskim oraz przemocy).
Nie przypisuję im więc całej winy, dobrze jednak
pamiętam zło, które wyrządzili kobietom oraz mężczyznom, którzy
ośmielili się mieć inne przekonania niż ich agenda. Dzisiaj zadufani w
sobie pławią się w swoich kłamstwach, oczerniając każdego - bez wyjątku
(bo nie przeczę, że są i tacy ludzie, którzy oddają się Złu świadomie),
wrzucając wszystkich do jednego worka, sami zaś oczekują sprawiedliwego
osądu, trzymającego się wyłącznie "przez nich" zapisanych faktów.
A zatem, trzymając się faktów, drodzy kapłani bożka z penisem, który z własnej matki śmiał uczynić cudzołożnicę, aby zapanować nad wszelkim stworzeniem, czyście zapomnieli o setkach tysięcy (jak nie milionach), któreżeście wymordowali na przestrzeni ost. 2 tyś. lat? Czyście rozum postradali, aby to z siebie dzisiaj, w oczach nowych pokoleń, czynić ofiary? Wy, którzy obalaliście nie swoje pomniki, łupili nie swoje świątynie, gwałcili nie swoje kapłanki i palili wyznawców Starej Wiary rzekomo w imieniu miłosiernego boga. Jak śmiecie dzisiaj twierdzić, dalej obracając kota ogonem, że prastare święta to wyłącznie dzieło Szatana, zapominając iż z tego samego święta - Samhain, Dziady, etc... wywodzi się i cała wasza dogma? Nie ma przyszłości ten, kto nie zna swoich korzeni.
A zatem, trzymając się faktów, drodzy kapłani bożka z penisem, który z własnej matki śmiał uczynić cudzołożnicę, aby zapanować nad wszelkim stworzeniem, czyście zapomnieli o setkach tysięcy (jak nie milionach), któreżeście wymordowali na przestrzeni ost. 2 tyś. lat? Czyście rozum postradali, aby to z siebie dzisiaj, w oczach nowych pokoleń, czynić ofiary? Wy, którzy obalaliście nie swoje pomniki, łupili nie swoje świątynie, gwałcili nie swoje kapłanki i palili wyznawców Starej Wiary rzekomo w imieniu miłosiernego boga. Jak śmiecie dzisiaj twierdzić, dalej obracając kota ogonem, że prastare święta to wyłącznie dzieło Szatana, zapominając iż z tego samego święta - Samhain, Dziady, etc... wywodzi się i cała wasza dogma? Nie ma przyszłości ten, kto nie zna swoich korzeni.
"Z prochu (ziemi) powstałeś i w proch (ziemię) się obrócisz"! |
To prawda, że w takiej Ameryce, Halloween (mające korzenie w Samhain) przywdziewa maski śmierci, truposzy, upiorów i zombie; to prawda, że dzieci biegają w koło rozwydrzone na pamiątkę czasów, kiedy "siedem dusz dzieci" czekało nowego wcielenia w nowym roku kalendarza lunarnego, gdyż właśnie 1 listopada przypadał Nowy Rok w pogańskim świecie, a także początek "zimy", i że w kregu celtyckim, dawniej składano w ofierze młode dzikich zwierząt na cześć Króla Łowów, ale też dziać się tak musiało. Owe powtarzające się Siódemeczki mają bowiem głębsze, kosmologiczne, astronomiczne, znaczenie. Pamiętacie Siedem Mocy Planetarnych, z których w pelazgijskim micie stworzono cały świat? (Pisałam o tym - TUTAJ).
Tego bowiem dnia ("dnia końca lata" i "początku zimy"), po iryjsku "Sam e Fuin" (Samain, Samhuin) wygaszano stary ogień i zapalano nowy. Z nocy na 31 października na 1 listopada, po stu miesiącach księżycowych - a było ich 13 w roku - składano symbolicznie Świętego Króla w ofierze, aby mógł odrodzić się na wiosnę, w drugiej połowie marca. Różne były sposoby "uśmiercania" Starego Króla. Mówią, że ponosił śmierć od pioruna... Inni powiadają, że rozszarpywały / rozrywały go konie; ale według moich studiów wynika, że ponosił on honorową śmierć, tocząc pojedynek ze swym następcą, w Świętym Gaju, nad świętym źródełkiem i opodal brzozy, drzewa Bogini, broniąc go do upadłego. Później palono jego szczątki, jako ofiarę zabezpieczającą urodzaj na przyszły rok. Na tę jedną noc w roku, zmarli, duchy, upiory, etc, powracały do świata żywych a wszelki autorytet ziemski ulegał zawieszeniu.Celebracja święta rozpoczyna się w nocy (w wigilię) ponieważ ludzie przeważnie umierają w środku nocy. Częste wizje "płynięcia łodzią", odnoszą się z kolei do przypływów i odpływów.
Tego bowiem dnia ("dnia końca lata" i "początku zimy"), po iryjsku "Sam e Fuin" (Samain, Samhuin) wygaszano stary ogień i zapalano nowy. Z nocy na 31 października na 1 listopada, po stu miesiącach księżycowych - a było ich 13 w roku - składano symbolicznie Świętego Króla w ofierze, aby mógł odrodzić się na wiosnę, w drugiej połowie marca. Różne były sposoby "uśmiercania" Starego Króla. Mówią, że ponosił śmierć od pioruna... Inni powiadają, że rozszarpywały / rozrywały go konie; ale według moich studiów wynika, że ponosił on honorową śmierć, tocząc pojedynek ze swym następcą, w Świętym Gaju, nad świętym źródełkiem i opodal brzozy, drzewa Bogini, broniąc go do upadłego. Później palono jego szczątki, jako ofiarę zabezpieczającą urodzaj na przyszły rok. Na tę jedną noc w roku, zmarli, duchy, upiory, etc, powracały do świata żywych a wszelki autorytet ziemski ulegał zawieszeniu.Celebracja święta rozpoczyna się w nocy (w wigilię) ponieważ ludzie przeważnie umierają w środku nocy. Częste wizje "płynięcia łodzią", odnoszą się z kolei do przypływów i odpływów.
Zebrawszy więc wszystkie te opowieści, sylwetki, imiona
oraz srebrną nić wzajemnych powiązań, układa się obraz wprost
niesłychany na temat nieznanej nam przeszłości; nieznanej w tym sensie,
iż większość ludzi przyjmuje za pewnik (bez względu na to czy są
bogobojni, czy nie) tylko jeden punkt widzenia, a więc krzykaczy
będących w większości. Nie oszukuję samej siebie, wiem, że do takich
informacji jak ja mogą dojść tylko prawdziwi postrzeleńcy, którzy
czerpią z tego wielką satysfakcję, dla samych siebie. Wiem, że jeszcze
długo kłamstwa będą rządzić światem, ponieważ "prawda zawsze jest w
mniejszości" a pojedyncze "wolne elektrony" łatwo można stłamsić.
Szerzenie takich newsów nie przysparza przyjaciół, zwolenników i raczej
nie przyniesie mi dostatku, ale też - w przeciwieństwie do wielu - dla
mnie skarbem prawdziwym jest tylko "wiedza".
Cały ów wątek nt. Święta Zmarłych, przyszedł mi do głowy kiedy dowiedziałam się przez przypadek, że także w ugro-fińskiej mitologii, a więc w całej tej mieszance nordycko-szamańsko-słowiańskiej, istnieje Święto Zmarłych, obchodzone, podobnie jak Dziady, na wesołą, biesiadną nutę. Mowa o Kekri Lambat. Było to radosne, pełne wina, śpiewu i tańca święto dożynkowe, coś jak Stypa po Niedźwiedziu, o której napiszę za jakiś czas, podczas którego palono ogniska, gromadzono się tłumnie i bawiono. Robiono tak po to, aby zaznaczyć koniec sezonu wegetacyjnego i na koniec starego roku, uroczyście "koronowano" baranka (pamiętacie?), który był składany w ofierze Duchowi Lasu, Panu Łowów, duchom przodków i samym bogom. Rytuał ów miał zapewnić prostym ludziom pomyślność w kolejnym, długim roku. Tradycja kazała obiegać z ogniem (pochodniami) domy przez kobiety lub podlotki przebrane za baranki, tzw. Kekri oraz gościć pod strzechą tzw. Kozłów Köyri, "rogaczy" ("dających prezenty" dzieciom, w zamian za sfermentowany napój "sahti"; śmiało można rzec, że zwyczaj ów stał się prekursorem znanego nam od ponad tysiąca lat Świętego Mikołaja, wyprzedzając go o wiele pokoleń).
Już dawno zrozumiałam, że gdzieś pod tą warstwą "mitów", "legend", "zabobonów", kryje się jakiś wspólny, uniwersalny wzorzec dany nam nie bez powodu. Świat jest wieczny a więc trudno odgadnąć przez kogo dany. Kiedy jednak zbieram te wszystkie podobieństwa, widzę jak na dłoni ten sam schemat. Matka Ziemia (Gaja), czyli Wielka Macierz (ucieleśnienie sił rozrodczych, życia w samej swej esencji) oraz Święty Król (jej boski współmałżonek), który jest krzesiwem dla ognia tkwiącego w jej trzewiach. Razem siebie uzupełniają, nie mogą żyć osobno, a wypierając drugą połowę, wypaczają samych siebie oraz świat, na którym żyją ich dzieci. Ludzie. Człowiek rodzi się z łona kobiety i w miarę jak dorasta, dojrzewa a potem starzeje się - zgodnie z cyklem zmieniających się pór roku, widzę też trój-podział - na końcu powraca do tej samej Matki Ziemi, która go zrodziła, bo po prawdzie, każda z kobiet, jest jej kapłanką, Starożytni to rozumieli doskonale, dlatego był taki czas, kiedy stawiano je na piedestał w każdym tego słowa znaczeniu.
W każdą z nich wciela się Wielka Macierz, kiedy zsyła dar życia, dlatego tak ważne jest, aby mężczyzna szanował (naprawdę a nie na pokaz i tylko w ścisłym gronie), swą matkę, siostrę, żonę i córkę. Jesteście potrzebni, aby przebudzić ziarno życia tkwiące w łonie kobiety, ale to jej "komórka jajowa" (niczym Jajo Kosmiczne) decyduje czy wpuści do wnętrza swego granatu wasze nasienie. Wiem, że świat nie jest wypełniony wyłącznie patriarchalnym gniewem i że wielu panów rozumie i szanuje ów święty rytuał życia i śmierci. Dlatego tak ważne jest, byście nie wstydzili się bronić kobiet i świętości ich najtrudniejszego powołania, jakim jest rodzenie i wychowywanie dzieci, i nie odmawiali im praw, mądrości, tylko dlatego, że "patriarchalne monoteizmy", świat drapieżnej polityki i mamony, wmawia wam od 2 tysięcy lat, że "kobieta jest siedliskiem zepsucia, służką Złego", czy jak np. mawiali Ojcowie Kościoła "workiem wszelkich nieczystości".
Kobieta jaką widzicie na co dzień (wasze bliskie i nieznajome) jeśli nawet nie przewyższa was intelektem, zasługuje na szacunek, ponieważ ma niezbywalne prawo żyć, kochać, pracować lub tworzyć, być docenianą, szanowaną, wysłuchaną, jeśli chce coś powiedzieć. Na świecie mamy wiele kultur i tradycji, jednak te najstarsze głoszą, iż Panią życia i śmierci była Bogini (Wielka Macierz) a jej ukochany Król-Bóg, poprzez ofiarną śmierć, odnawiał świat, stając się śmiertelnym człowiekiem. Biada tym, którzy opluwają Starą Wiarę, przekręcają i nie dopowiadają dla własnej prywaty całej historii, bo taki sam los jak poprzednich możnych tego świata, spotka i ich. Niczym Wąż Uroboros pożrą siebie nawzajem, bo gdzie tabun wojujących bożków z penisami, tam tylko krew, cierpienie i zgliszcza. Męski pierwiastek nie może istnieć bez Niej, tak jak ona - sama z siebie - nie wyda nowego życia.
Cały ów wątek nt. Święta Zmarłych, przyszedł mi do głowy kiedy dowiedziałam się przez przypadek, że także w ugro-fińskiej mitologii, a więc w całej tej mieszance nordycko-szamańsko-słowiańskiej, istnieje Święto Zmarłych, obchodzone, podobnie jak Dziady, na wesołą, biesiadną nutę. Mowa o Kekri Lambat. Było to radosne, pełne wina, śpiewu i tańca święto dożynkowe, coś jak Stypa po Niedźwiedziu, o której napiszę za jakiś czas, podczas którego palono ogniska, gromadzono się tłumnie i bawiono. Robiono tak po to, aby zaznaczyć koniec sezonu wegetacyjnego i na koniec starego roku, uroczyście "koronowano" baranka (pamiętacie?), który był składany w ofierze Duchowi Lasu, Panu Łowów, duchom przodków i samym bogom. Rytuał ów miał zapewnić prostym ludziom pomyślność w kolejnym, długim roku. Tradycja kazała obiegać z ogniem (pochodniami) domy przez kobiety lub podlotki przebrane za baranki, tzw. Kekri oraz gościć pod strzechą tzw. Kozłów Köyri, "rogaczy" ("dających prezenty" dzieciom, w zamian za sfermentowany napój "sahti"; śmiało można rzec, że zwyczaj ów stał się prekursorem znanego nam od ponad tysiąca lat Świętego Mikołaja, wyprzedzając go o wiele pokoleń).
Już dawno zrozumiałam, że gdzieś pod tą warstwą "mitów", "legend", "zabobonów", kryje się jakiś wspólny, uniwersalny wzorzec dany nam nie bez powodu. Świat jest wieczny a więc trudno odgadnąć przez kogo dany. Kiedy jednak zbieram te wszystkie podobieństwa, widzę jak na dłoni ten sam schemat. Matka Ziemia (Gaja), czyli Wielka Macierz (ucieleśnienie sił rozrodczych, życia w samej swej esencji) oraz Święty Król (jej boski współmałżonek), który jest krzesiwem dla ognia tkwiącego w jej trzewiach. Razem siebie uzupełniają, nie mogą żyć osobno, a wypierając drugą połowę, wypaczają samych siebie oraz świat, na którym żyją ich dzieci. Ludzie. Człowiek rodzi się z łona kobiety i w miarę jak dorasta, dojrzewa a potem starzeje się - zgodnie z cyklem zmieniających się pór roku, widzę też trój-podział - na końcu powraca do tej samej Matki Ziemi, która go zrodziła, bo po prawdzie, każda z kobiet, jest jej kapłanką, Starożytni to rozumieli doskonale, dlatego był taki czas, kiedy stawiano je na piedestał w każdym tego słowa znaczeniu.
W każdą z nich wciela się Wielka Macierz, kiedy zsyła dar życia, dlatego tak ważne jest, aby mężczyzna szanował (naprawdę a nie na pokaz i tylko w ścisłym gronie), swą matkę, siostrę, żonę i córkę. Jesteście potrzebni, aby przebudzić ziarno życia tkwiące w łonie kobiety, ale to jej "komórka jajowa" (niczym Jajo Kosmiczne) decyduje czy wpuści do wnętrza swego granatu wasze nasienie. Wiem, że świat nie jest wypełniony wyłącznie patriarchalnym gniewem i że wielu panów rozumie i szanuje ów święty rytuał życia i śmierci. Dlatego tak ważne jest, byście nie wstydzili się bronić kobiet i świętości ich najtrudniejszego powołania, jakim jest rodzenie i wychowywanie dzieci, i nie odmawiali im praw, mądrości, tylko dlatego, że "patriarchalne monoteizmy", świat drapieżnej polityki i mamony, wmawia wam od 2 tysięcy lat, że "kobieta jest siedliskiem zepsucia, służką Złego", czy jak np. mawiali Ojcowie Kościoła "workiem wszelkich nieczystości".
Kobieta jaką widzicie na co dzień (wasze bliskie i nieznajome) jeśli nawet nie przewyższa was intelektem, zasługuje na szacunek, ponieważ ma niezbywalne prawo żyć, kochać, pracować lub tworzyć, być docenianą, szanowaną, wysłuchaną, jeśli chce coś powiedzieć. Na świecie mamy wiele kultur i tradycji, jednak te najstarsze głoszą, iż Panią życia i śmierci była Bogini (Wielka Macierz) a jej ukochany Król-Bóg, poprzez ofiarną śmierć, odnawiał świat, stając się śmiertelnym człowiekiem. Biada tym, którzy opluwają Starą Wiarę, przekręcają i nie dopowiadają dla własnej prywaty całej historii, bo taki sam los jak poprzednich możnych tego świata, spotka i ich. Niczym Wąż Uroboros pożrą siebie nawzajem, bo gdzie tabun wojujących bożków z penisami, tam tylko krew, cierpienie i zgliszcza. Męski pierwiastek nie może istnieć bez Niej, tak jak ona - sama z siebie - nie wyda nowego życia.
Koniec